Dziennikarze Huffington Postu zastanawiali się niedawno nad jednym, kluczowym zagadnieniem. Mianowicie tym, czy oczekiwania wobec siódmego epizodu, które bez wątpienia są spore i będą rosły, nie przyczynią się do jego porażki, podobnie jak było z „Mrocznym widmem” czy czwartym „Indianą Jonesem”. Wiele osób czekało na kontynuację klasycznej trylogii, a tymczasem prequele były zrobione trochę inaczej, dotykały innych tematów, a także zaadresowano je do innego odbiorcy. Tym razem może być podobnie, zwłaszcza, że oczekiwań wobec nowej części „Gwiezdnych Wojen” jest tyle ile osób na nie czeka.
Po pierwsze Darth Vader nie żyje. Imperator również, a Luke Skywalker i jego sojusznicy zniszczyli obie Gwiazdy Śmierci przywracając równowagę Mocy. Niezbyt to optymistyczne pole dla nowej trylogii Disneya. No niby jest jeszcze Expanded Universe, które po „Powrocie Jedi” składa się na oko ze 110 książek, 80 komiksów i kilku gier. Wszystko oczywiście zostało usankcjonowane przez Lucasfilm.
Pytania o tym, co będzie się działo w nowej trylogii zadają sobie nie tylko fani. I nie chodzi tylko o żarty w stylu, czy zamiast THX-1138 lub E.T. będziemy mieć w nowej trylogii myszkę Mickey. Pytania bardziej dotyczą też tego, czy Luke będzie miał swojego ucznia, czy Han Solo i księżniczka Leia będą mieć dzieci, no i najważniejsze, kto będzie nowym szwarccharakterem?
- Wskrzeszony imperator
- niepokonany łowca nagród - jak Boba Fett
- jakiś nowy przywódca Resztek Imperium
- żaden z powyższych.
Dla fanów EU odpowiedź na część tych pytań zdaje się być oczywista, ale z drugiej strony jak wyjaśnić obecność Allany Solo nie wspominając nic o Jacenie? Widz nie będzie znał tego, co napisano przez dziesięciolecia. Musimy mieć świadomość, że w porównaniu z popularnością „Gwiezdnych Wojen” jako całości, EU jest niestety niszowe, nie ma zatem szans by filmy podążały za EU. Zwłaszcza, że oczekiwania szerokiej widowni będą inne niż najbardziej oddanych fanów uniwersum. Poniżej fanowski plakat, który ładnie prezentuje oczekiwania kogoś, kto nie zna EU, a wszechświat kończy się dla niego na filmach. Jest Chewbacca, nie ma Bena, Jainy i tak dalej.
- Obecnie mówiąc wprost wszyscy wróżmy z fusów. - Stwierdził Bryan Young zapytany o to, co będzie w nowej trylogii.
Sama zapowiedź nowej trylogii jest bardzo skąpa w informacje. Wiemy tylko, że Lucas będzie kreatywnym konsultantem, ale nie wyreżyseruje filmów. Jak sam twierdzi ma niewiele do roboty, odkąd stworzył zarysy filmów. Wiemy, że Kathleen Kennedy je wyprodukuje oraz, że scenariusz napisze Michael Arndt („Mała miss”, „Toy Story 3”). Na razie na tym nasza wiedza się kończy.
Bryan Young mocno analizuje informacje, które do nas dochodzą i na ich podstawie wyciąga pewne wnioski. Choćby to, że Carrie Fisher i Mark Hamill zostali zaproszeni na lunch przez Lucasa, na którym powiedział im o swoich planach prawie na rok przed ich ogłoszeniem. Wiele zatem wskazuje na to, że właśnie te postaci będą w jakiś sposób włączone w nową trylogię. Są ostatnimi członkami rodu Skywalkerów i ostatnimi Jedi, przynajmniej w świecie filmów.
- Myślę, że to najlepsza wskazówka jaką obecnie mamy. - Mówi Young.
Oczywiście aktorzy na razie nie mogą nic potwierdzić, ani zaprzeczyć. Mark Hamill przyznał tylko, że liczy na to, że niedługo dostanie wszystkie informacje jakie potrzebuje. Carrie Fisher zaś oficjalnie nie wypowiada się na ten temat, choć nieoficjalnie zrobiła się ostatnio nad wyraz aktywna.
Jednak to, że Luke pojawi się w nowych filmach, niezależnie w jakiej roli, nie różni się zbytnio od tego, co wiemy o nich od lat. W wywiadzie z 2004 Mark Hamill powiedział jaką rolę w nowej trylogii szykuje mu George Lucas. Zresztą już w czasach „Powrotu Jedi” Lucas wspominał, że rodzinna opowieść rozpocznie się od Anakina Skywalkera, będzie kontynuowany przez jego syna Luke’a, który wprowadzi nas w przynajmniej trzy następne filmy.
- To naprawdę dziewięć części jednego filmu. - powiedział w 1999 Rick McCallum, producent prequeli, niedawno zwolniony z Lucasfilmu.
Ta liczba jednak nie jest pewna. Lucasowi w ciągu życia udawało się opowiadać, że miał być jeden, trzy, sześć, dziewięć a nawet dwanaście filmów. Zresztą sama wizja „Gwiezdnych Wojen” się zmieniała u Lucasa, były nawet założenia, że Anakin Skywalker i Darth Vader to osobne postaci. A to znaczy, że twórcy są gotowi zmieniać swoje pomysły. Zdaniem Michaela Kaminskiego, autora „The Secret History of Star Wars” nie wróży to dobrze EU.
- Na pewno wpłynie to w jakiś sposób na Expanded Universe. - Mówi Kaminski. - Będzie trudno pogodzić wiele różnych rzeczy.
EU może zatem zostać zmienione, przywołane, a nawet pozostać w całkowitej sprzeczności z nową wersją. Najgorszy z możliwych scenariuszy może dotyczyć nie całości, a pewnych aspektów uniwersum, co wprowadzi jeszcze większy chaos, niż całkowita anulacja.
Wiemy, że nowe filmy będą bazować na nowych pomysłach.
- To nie jest seria książek jak Harry Potter, gdzie mamy gotowy schemat jak ma wyglądać historia. - Mówi Kathleen Kennedy. - To oryginalne historie i oryginalne pomysły, które wychodzą ze świata istniejącego w głowie George’a.
Jest mało prawdopodobne by umysł taki jak George Lucas ograniczał się do adaptowania i zlepiania niespójnego w wielu miejscach EU kosztem oryginalnej historii, którą chciałby opowiedzieć. To oznacza tyle, że fani książek i komiksów mogą poczuć się nowymi filmami rozgoryczeni i zawiedzeni. Zwłaszcza, że warto zwrócić uwagę na jeszcze jedną rzecz, niektórzy fani byli mocno wściekli na Lucasa, że nie nawiązywał do EU przy prequelach, albo że czemuś zaprzeczał. Niektóre nawiązania, które Flanelowiec umieścił, nie były brane pod uwagę, a niespójności w samym EU, zwłaszcza te które kłóciły się z filmami bagatelizowano. Wróg pozostał jasno określony – Lucas i prequele. I to właśnie może się tutaj powtórzyć.
- Praktycznie wszystko jest możliwe. - Mówi Jay Shepard z TheForce.Net. - Ale nie wierzę, byśmy już znali skądś tę historię, którą zobaczymy.
Podobnie mogą być rozczarowani nowymi filmami fani prequeli, ale i nałogowi wyznawcy klasycznej trylogii. Trzecia trylogia będzie inna, co zresztą Lucas parę razy powtarzał. Będzie się koncentrować na innych założeniach, a przede wszystkim zostanie stworzona dla kolejnego pokolenia 10-12-latków, a nie dorosłych widzów, którzy chcieliby zobaczyć kontynuację swojej ukochanej historii, opowieści, która jest w nich i która czasem mocno rozjechała się już filmami. A prawdziwych kanonów tej historii jest tyle ile odbiorców.