TWÓJ KOKPIT
0

Bryan Young :: Newsy

NEWSY (51) TEKSTY (0)

<< POPRZEDNIA    

Czy oczekiwania nie zabiją siódmego epizodu?

2012-12-09 10:14:27

Ten tydzień przyniósł nam dość duże uspokojenie jeśli chodzi o plotki związane z nowymi filmami. Oczywiście ich nie zabrakło. Ewan McGregor ponownie przypomniał o sobie mówiąc, że jest gotów znów wcielić się w Obi-Wana Kenobiego, nie wspomniał o sposobie. Druga plota dotyczy bardziej scenariusza, który miałby ponoć nosić nazwę „A New Dawn” (Nowy świt), ale nazwa ta miałaby niekoniecznie dotyczyć siódmego epizodu, a zarysu na filmy VII-XII. Dalej pogłoska ta powtarza część sugestii zawartych w tym newsie. Ale poza plotkami zaczynają się już pojawiać ciekawe komentarze dotyczące nowej/nowych trylogii.

Dziennikarze Huffington Postu zastanawiali się niedawno nad jednym, kluczowym zagadnieniem. Mianowicie tym, czy oczekiwania wobec siódmego epizodu, które bez wątpienia są spore i będą rosły, nie przyczynią się do jego porażki, podobnie jak było z „Mrocznym widmem” czy czwartym „Indianą Jonesem”. Wiele osób czekało na kontynuację klasycznej trylogii, a tymczasem prequele były zrobione trochę inaczej, dotykały innych tematów, a także zaadresowano je do innego odbiorcy. Tym razem może być podobnie, zwłaszcza, że oczekiwań wobec nowej części „Gwiezdnych Wojen” jest tyle ile osób na nie czeka.

Po pierwsze Darth Vader nie żyje. Imperator również, a Luke Skywalker i jego sojusznicy zniszczyli obie Gwiazdy Śmierci przywracając równowagę Mocy. Niezbyt to optymistyczne pole dla nowej trylogii Disneya. No niby jest jeszcze Expanded Universe, które po „Powrocie Jedi” składa się na oko ze 110 książek, 80 komiksów i kilku gier. Wszystko oczywiście zostało usankcjonowane przez Lucasfilm.

Pytania o tym, co będzie się działo w nowej trylogii zadają sobie nie tylko fani. I nie chodzi tylko o żarty w stylu, czy zamiast THX-1138 lub E.T. będziemy mieć w nowej trylogii myszkę Mickey. Pytania bardziej dotyczą też tego, czy Luke będzie miał swojego ucznia, czy Han Solo i księżniczka Leia będą mieć dzieci, no i najważniejsze, kto będzie nowym szwarccharakterem?
- Wskrzeszony imperator
- niepokonany łowca nagród - jak Boba Fett
- jakiś nowy przywódca Resztek Imperium
- żaden z powyższych.
Dla fanów EU odpowiedź na część tych pytań zdaje się być oczywista, ale z drugiej strony jak wyjaśnić obecność Allany Solo nie wspominając nic o Jacenie? Widz nie będzie znał tego, co napisano przez dziesięciolecia. Musimy mieć świadomość, że w porównaniu z popularnością „Gwiezdnych Wojen” jako całości, EU jest niestety niszowe, nie ma zatem szans by filmy podążały za EU. Zwłaszcza, że oczekiwania szerokiej widowni będą inne niż najbardziej oddanych fanów uniwersum. Poniżej fanowski plakat, który ładnie prezentuje oczekiwania kogoś, kto nie zna EU, a wszechświat kończy się dla niego na filmach. Jest Chewbacca, nie ma Bena, Jainy i tak dalej.



Czego jednak mogą dotyczyć nowe filmy?
- Obecnie mówiąc wprost wszyscy wróżmy z fusów. - Stwierdził Bryan Young zapytany o to, co będzie w nowej trylogii.
Sama zapowiedź nowej trylogii jest bardzo skąpa w informacje. Wiemy tylko, że Lucas będzie kreatywnym konsultantem, ale nie wyreżyseruje filmów. Jak sam twierdzi ma niewiele do roboty, odkąd stworzył zarysy filmów. Wiemy, że Kathleen Kennedy je wyprodukuje oraz, że scenariusz napisze Michael Arndt („Mała miss”, „Toy Story 3”). Na razie na tym nasza wiedza się kończy.

Bryan Young mocno analizuje informacje, które do nas dochodzą i na ich podstawie wyciąga pewne wnioski. Choćby to, że Carrie Fisher i Mark Hamill zostali zaproszeni na lunch przez Lucasa, na którym powiedział im o swoich planach prawie na rok przed ich ogłoszeniem. Wiele zatem wskazuje na to, że właśnie te postaci będą w jakiś sposób włączone w nową trylogię. Są ostatnimi członkami rodu Skywalkerów i ostatnimi Jedi, przynajmniej w świecie filmów.
- Myślę, że to najlepsza wskazówka jaką obecnie mamy. - Mówi Young.
Oczywiście aktorzy na razie nie mogą nic potwierdzić, ani zaprzeczyć. Mark Hamill przyznał tylko, że liczy na to, że niedługo dostanie wszystkie informacje jakie potrzebuje. Carrie Fisher zaś oficjalnie nie wypowiada się na ten temat, choć nieoficjalnie zrobiła się ostatnio nad wyraz aktywna.

Jednak to, że Luke pojawi się w nowych filmach, niezależnie w jakiej roli, nie różni się zbytnio od tego, co wiemy o nich od lat. W wywiadzie z 2004 Mark Hamill powiedział jaką rolę w nowej trylogii szykuje mu George Lucas. Zresztą już w czasach „Powrotu Jedi” Lucas wspominał, że rodzinna opowieść rozpocznie się od Anakina Skywalkera, będzie kontynuowany przez jego syna Luke’a, który wprowadzi nas w przynajmniej trzy następne filmy.
- To naprawdę dziewięć części jednego filmu. - powiedział w 1999 Rick McCallum, producent prequeli, niedawno zwolniony z Lucasfilmu.
Ta liczba jednak nie jest pewna. Lucasowi w ciągu życia udawało się opowiadać, że miał być jeden, trzy, sześć, dziewięć a nawet dwanaście filmów. Zresztą sama wizja „Gwiezdnych Wojen” się zmieniała u Lucasa, były nawet założenia, że Anakin Skywalker i Darth Vader to osobne postaci. A to znaczy, że twórcy są gotowi zmieniać swoje pomysły. Zdaniem Michaela Kaminskiego, autora „The Secret History of Star Wars” nie wróży to dobrze EU.
- Na pewno wpłynie to w jakiś sposób na Expanded Universe. - Mówi Kaminski. - Będzie trudno pogodzić wiele różnych rzeczy.
EU może zatem zostać zmienione, przywołane, a nawet pozostać w całkowitej sprzeczności z nową wersją. Najgorszy z możliwych scenariuszy może dotyczyć nie całości, a pewnych aspektów uniwersum, co wprowadzi jeszcze większy chaos, niż całkowita anulacja.

Wiemy, że nowe filmy będą bazować na nowych pomysłach.
- To nie jest seria książek jak Harry Potter, gdzie mamy gotowy schemat jak ma wyglądać historia. - Mówi Kathleen Kennedy. - To oryginalne historie i oryginalne pomysły, które wychodzą ze świata istniejącego w głowie George’a.
Jest mało prawdopodobne by umysł taki jak George Lucas ograniczał się do adaptowania i zlepiania niespójnego w wielu miejscach EU kosztem oryginalnej historii, którą chciałby opowiedzieć. To oznacza tyle, że fani książek i komiksów mogą poczuć się nowymi filmami rozgoryczeni i zawiedzeni. Zwłaszcza, że warto zwrócić uwagę na jeszcze jedną rzecz, niektórzy fani byli mocno wściekli na Lucasa, że nie nawiązywał do EU przy prequelach, albo że czemuś zaprzeczał. Niektóre nawiązania, które Flanelowiec umieścił, nie były brane pod uwagę, a niespójności w samym EU, zwłaszcza te które kłóciły się z filmami bagatelizowano. Wróg pozostał jasno określony – Lucas i prequele. I to właśnie może się tutaj powtórzyć.
- Praktycznie wszystko jest możliwe. - Mówi Jay Shepard z TheForce.Net. - Ale nie wierzę, byśmy już znali skądś tę historię, którą zobaczymy.
Podobnie mogą być rozczarowani nowymi filmami fani prequeli, ale i nałogowi wyznawcy klasycznej trylogii. Trzecia trylogia będzie inna, co zresztą Lucas parę razy powtarzał. Będzie się koncentrować na innych założeniach, a przede wszystkim zostanie stworzona dla kolejnego pokolenia 10-12-latków, a nie dorosłych widzów, którzy chcieliby zobaczyć kontynuację swojej ukochanej historii, opowieści, która jest w nich i która czasem mocno rozjechała się już filmami. A prawdziwych kanonów tej historii jest tyle ile odbiorców.
KOMENTARZE (54)

„Osławiona” Alfreda Hitchcocka a „Wojny klonów”

2012-12-04 16:59:22



Bryan Young nie ustaje w wynajdywaniu nawiązań między sagą a klasycznymi filmami. Po Kurosawie przyszła pora na innego giganta kina, czyli Alfreda Hitchcocka. Tym razem jednak obiektem gwiezdnych nawiązań nie będzie dzieło George’a Lucasa, a serial „Wojny klonów”.

Jeszcze w sezonie drugim „Wojen klonów” pojawił się pewien fantastyczny odcinek pt. Senate Spy. Opowiadał historię intrygi pomiędzy senatorami, gdy rada Jedi prosi Padmé by szpiegowała innego senatora (swą dawną miłość), który obecnie pracuje dla Separatystów. By go szpiegować, będzie musiała ożywić ich dawną znajomość. Rada zaś wyznaczają Anakina jako jej łącznika. Jeśli ta historia brzmi znajomo, pewnie dlatego, że dzieli te same założenia co arcydzieło Alfreda Hitchcoka z 1946 – „Osławiona” (Notorious) z Cary Grantem (w roli Devlina, łącznika) i Ingrid Bergman (w roli Alicii, szpiegującej agentki trochę z przymusu). Film ten może i porusza tematy damsko-męskich relacji, które są trochę jeszcze nie w głowach młodszym odbiorcom, ale jako film szpiegowski trzyma w napięciu. Natomiast ekipa „The Clone Wars” starała się złożyć hołd wszystkim jego najlepszym fragmentom.

To, co sprawia, że ta historia w kontekście „Wojen klonów” jest jeszcze bardziej wciągająca, to Anakin i jego problemy z zazdrością. W serialu ukazano niuanse powolnego przechodzenia Anakina ku Ciemnej Stronie, a zazdrość jest naturalną emocją, którą musi wykorzystać, ale jednocześnie która sprowadza go na manowce. Jako Anakin, Matt Lanter ukazuje subtelniejszy, mroczniejszy ton tej postaci, idealnie wchodzi w rolę Cary’ego Granta z filmu. U Hitchcocka Devlin jest nie tylko zdolnym szpiegiem, ale też zakochanym po uszy idiotą, którego mocno rani to, że Alicia musi pozostać tajniakiem pośród Nazistów.

Dla Padmé, Separatyści są równie źli i zabójczy jak Naziści. Cat Taber jako Padmé nie jest w stanie wyzbyć się swojej nieufności i wrażliwości jak Ingrid Bergman, głównie z powodu charakteru Padmé. Za to udaje jej się stworzyć mistrzowskie przedstawienie w przedstawieniu.

Poza historią i postaciami, ten odcinek zawiera kilka ikonicznych obrazów i wizualnych ozdobników z jednego z moich ulubionych filmów, co sprawia, że na mojej twarzy pojawia się uśmiech tak szeroki jak Żebraczy kanion. Jedną z największych scenografii, a przy tym najdroższych ujęć w „Osławionej” była ta w której pojawiały się schody i klucz. Alicia ukradła klucz do piwnicy od złych ludzi i ukrywa go przed wszystkimi na dużym przyjęciu. Kamera ukazuje drugi poziom pokoju, przemieszcza się przez przyjęcie i koncentruje na zbliżeniu klucza ukrytego w dłoni Alicii. To było zapierające dech w piersiach, a zdjęcia w tym odcinku „Wojen klonów” wcale nie są takie pretensjonalne. W jednym momencie, Alicia trzyma klucz w ręku, a mężczyzna którego szpieguje próbuje ją pocałować, ona zaś skacze do niego, rzuca mu ręce na szyję tak, by nie mogła oddać klucza. To bardzo mocna scena, i wcale nie mniej mocna wersja została powtórzona w „Wojnach klonów” z Padmé i datakartą, podczas gdy Anakin spogląda gdzieś z odległości.

Bez zbędnego spoilerowania, jednym z najbardziej satysfakcjonujących elementów filmu jest jego zakończenie. Zarówno Alicia jak i Padmé zostają otrute, więc potrzebują pomocy swojego protektora, a niesprawiedliwi powinni dostać za swoje. Anakin i Devlin robią to na własny sposób, ale ostateczne rozwiązanie jest tak satysfakcjonujące, że nie można mu już pomóc. I choć obie są bardzo podobne, możliwość zestawienia sposobu w jaki zrobił to Hitchcock i zrobionego w stylu Lucasa, to coś co powinien zobaczyć każdy fan filmu.

Prawdopodobnie to co najbardziej zdumiewa w odcinku „Senate Spy” jest to, że skompresowano tam historię w mniej niż 30 minutach, a Hitchcockowi zajęło to prawie dwie godziny. To swoisty testament możliwości tworzenia filmów stworzony przez ekipę „Wojen klonów”.

Dla fanów kina, mogę polecić by obejrzeli „Osławioną” Hitchcocka nie tylko razem z „Senate Spy”. Zarówno film jak i ten odcinek sprawiły mi wiele radości. A czy nie o to właśnie chodzi w Gwiezdnych Wojnach?

(Uwaga do rodziców. Choć „Osławiona” zawiera pewne treści dla dorosłych, są one zamaskowane dzięki technikom i dialogom z lat 40. Nie sadzę, by ten film był nieodpowiedni dla dzieci, skoro oglądałem go z moim 10-letnim synem i mu się podobało, ale dla dzieci może to być trochę za nudne, przynajmniej dopóki nie dorosną).


KOMENTARZE (1)

„Ukryta forteca”, Kurosawa i „Gwiezdne Wojny”

2012-10-19 17:34:28 oficjalny blog



W ramach rozwoju oficjalnego bloga, redakcji StarWars.Com udało się ściągnąć Bryana Younga, filmowca i publicystę, który postanowił zająć się kinem, które inspirowało „Gwiezdne Wojny”. Pierwszy jego wpis dotyczy przede wszystkim „Ukrytej fortecy” oraz twórczości Akiro Kurosawy.

Jest to dla mnie prawie niemożliwe, by wymienić wszystkie wpływy sztuki filmowej, które konsumuję, i to nawet jako ktoś, kto robi filmy i scenariusze. Niektórzy mogą próbować uciekać od tych wpływów i hołdów, martwiąc się o słowa takie jak „oryginalność”, ale są i inni, którzy je przyjęli i dzięki temu stworzyli naprawdę zapierające dech w piersiach dzieła sztuki.

Gdy byłem młody, zawsze myślałem, że „Gwiezdne Wojny” powstały w jakiejś próżni. Coś tak imponującego musiało być całkowicie nowe, świeże i oryginalne, racja?

Nie miałem bladego pojęcia o długiej historii filmów, które pomogły ukształtować się temu, co formowało się w głowie George’a Lucasa. Od starego serialu „Flash Gordon”, do dzieł Akiro Kurosawy, „Gwiezdne Wojny” stały się utkanym gobelinem tego, co powstało wcześniej. Czasem choć nie jest to tak wyraźne, da się dostrzec te wpływy, i można sobie uświadomić, że kiedyś jeszcze przed „Gwiezdnymi wojnami”, „Wojnami klonów” i wszystkim innym z logiem Star Wars, byli ludzie ogarnięci pasją tego, co robią.

Dla mnie ta podróż odkrywania wpływów zaczęła się od końca. Moja miłość do filmów Kurosawy narodziła się z tego, że miały one wpływ na „Gwiezdne Wojny”. Kiedy miałem tę szczęśliwą okazję spotkać się z Georgem Lucasem, udało mi się podziękować mu za to, że dzięki niemu poznałem tak wspaniałego i poruszającego filmowca.

To co chcę osiągnąć tym wpisem, to pokazać wam kilka wpływów na „Gwiezdne Wojny” i mieć nadzieje, że sami spróbujecie sobie je zbadać.

Pierwszym filmem, który chciałbym wam przedstawić będzie klasyczny obraz Kurosawy z 1958 „Ukryta forteca”, który opowiada historie o generale i księżniczce, którzy walczą by móc wrócić do domu z terytorium wroga w czasach feudalnej Japonii, a pomaga im przy tym para nieudolnych wieśniaków. Każdy kto ogląda ten film od razu rozpozna w dwójce kłócących się chłopów luźną analogię do naszych ulubionych droidów, czyli Artoo-Detoo i See-Threepio. Wieśniacy nawet na początku filmu pojawiają się na jakimś pustkowi i są nakręceni z użyciem długich obiektywów, w sposób bardzo podobny w jaki Lucas i jego ekipa filmowali sceny na Tatooine w „Nowej nadziei”. Chociaż Artoo i Threepio są dużo bardziej przyjaźni niż chciwi wieśniacy w „Ukrytej fortecy”, ich komediowa rola w całej historii pozostaje zdumiewająco podobna.

Po raz pierwszy zagłębiłem się w „Ukrytą fortecę” mając 12 lat. Znalazłem ją w bibliotece, na starej, podwójnej kasecie VHS, na której widniały słowa „Panoramiczna odyseja, która zainspirowała Gwiezdne Wojny George’a Lucasa... Niech droga ku Mocy Kurosawy będzie z tobą”. Wziąłem ją do domu, obejrzałem i moje życie się zmieniło. To był film mocno przypominający „Gwiezdne Wojny”, ale w całkowicie obcym dla mnie świecie, z historią nie mniej emocjonującą, czy napakowaną akcją. Ponieważ Kurosawa zainspirował „Gwiezdne Wojny”, mogłem wrócić do tych filmów i doświadczyć je osobiście.

W 2001 wyszła Criterion Collection, z nowym wydaniem „Ukrytej fortecy” na DVD, zapowiedziano, że George Lucas wypowie się o wpływie filmu na „Gwiezdne Wojny”.
- Pamiętam jedną rzecz, która naprawdę mnie urzekła w „krytej fortecy” - powiedział - jedna rzecz, która naprawdę mnie zaintrygowała to fakt, że ta historia została opowiedziana z perspektywy dwóch nisko urodzonych bohaterów. Uznałem, że to będzie to dobry sposób na opowiedzenie „Gwiezdnych Wojen”. Wziąć dwie najmniej ważne postaci , jak Kurosowa, i opowiedzieć wszystko z ich punktu widzenia. W przypadku Gwiezdnych Wojen były droidy, i to jest najsilniejszy wpływ. Fakt, że pojawia się księżniczka, która znajduje się na terytorium wroga to raczej koincydencja, niż cokolwiek innego. W moim filmie, księżniczka jest zdecydowanie bardziej waleczna i samodzielna. Na początku, w pierwszych wersjach scenariusza, miałem jej zdecydowanie więcej, wraz z Jedi, starym Jedi, z którym próbowała uciec. Potem to ewoluowało w historię Luke’a.

Nie trzeba się dużo zastanawiać, czy użycie dworek jako sobowtórów, które jest dość powszechne w filmach Kurosawy, w szczególności w przypadku inspiracji dla „Mrocznego widma”, no i śmierci Corde w „Ataku klonów”. Podobnie jak Padme w „Mrocznym widmie”, księżniczka znajduje się na niebezpiecznym terytorium, jest biedna, i odkrywa że jak ludzie na świecie naprawdę żyją. Ta analogia nabiera jeszcze głębszego sensu, gdy przypomnimy sobie, że to Lucas osobiście wyprodukował najbardziej znany film Kurosawy o królewskich sobowtórach – „Kagemushę – Sobowtóra”.

Jest wiele innych analogii między tymi dwoma filmami i fajnie jest je móc porównać. Ale ten film nie tylko inspirował scenariusz „Gwiezdnych Wojen”, także technika filmowania Kurosawy jest obecna w dziełach Lucasa. W „Ukrytej fortecy” jest scena, w której generał na koniu ucieka przed wrogami, a w tle widzimy intensywnie zmieniającą się scenerię, która przypomina atak na Gwiazdę śmierci w „Nowej nadziei”. Wyobraźcie sobie to. Kurosawa nakręcił jazdę na koniu i to było emocjonujące. Kamera koncentruje się na koniu (lub X-Wingu), a tło nam tylko przelatuje, kręcone bardzo długimi obiektywami, pełne szarości, dodające dynamiki do pościgu. Potem kamera się zatrzymuje a generał jest otoczony wrogami, zupełnie jak Han na Gwieździe Śmierci. Zobaczycie też, że w „Ukrytej fortecy” sposób w jaki Kurosawa przechodzi między ujęciami jest bardzo podobny do tego który znamy i kochamy z „Gwiezdnych Wojen”.

Między „Gwiezdnymi Wojnami” a „Ukrytą Fortecą” jest jeszcze więcej podobieństw. Dość szybko donoszono o tym, że Toshiro Mifune, który grał generała samuraja Rokurotę Makabe, był rozważany do roli Obi-Wana Kenobiego.

Nie ma nic fajniejszego dla fana filmów i Gwiezdnych Wojen niż śledzenie tych nawiązań jeszcze dalej. We wspomnianym już wywiadzie dla Criterion Lucas mówił o inspiracjach Kurosawy:
- Wiem, że Kurosawa był wielkim fanem Johna Forda i że się inspirował Johnem Fordem, no i można zobaczyć wpływ Johna Forda na filmy Kurosawy, co moim zdaniem jest jedną z przyczyn, że te filmy są przyswajalne przez ludzi zachodu.

No i John Ford to kolejna styczność w którą się zagłębiam, dziękuję za takie komentarze. Mam nadzieję, że wskazałem wam wpływy i części wspólne, może nawet dacie szansę któremuś z tych filmów. Wpływ klasycznych filmów na różne aspekty „Gwiezdnych Wojen” jest chyba nieskończony i mam nadzieję, że będziecie zainteresowani kolejnymi odsłonami podróży filmowej przez pryzmat „Gwiezdnych Wojen”.



Można się zastanawiać ile Kurosawy jest w „Gwiezdnych Wojnach”, zwłaszcza w kontekście fabularnym, gdzie te podobieństwa są bardzo duże. Zresztą napisano na ich temat bardzo wiele, ba nawet w Polsce ten temat czasem pojawia się na konwentach, a nawet na specjalnych imprezach jak Azjatycki Wieczór Filmowy. O ile fabularnie sam Lucas twierdzi, że raczej korzystał z innych źródeł, choćby westernów które inspirowały Kurosawę, o tyle George jest cały czas świadom tego, że podpatrywał techniki słynnego Japończyka, w tym właśnie ścienianie kadrów, o którym wspomniał Bryan Young. Są jeszcze dwie rzeczy o których Young nie wspomniał. Jedna to „Kagemusha”, czyli po naszemu „Sobowtór”. To film na który Akiro Kurosawa w Japonii nie dostał pieniędzy. Choć był uznanym reżyserem, gwarantującym sukces artystyczny, niekoniecznie potrafił zagwarantować zyski. Film prawdopodobnie by nigdy nie powstał, gdyby nie dwóch jego wielbicieli, którzy inspirowali się jego twórczością. Chodzi oczywiście o George’a Lucasa i Francisa Forda Coppolę, to oni wyłożyli własne pieniądze by wyprodukować dzieło swojego mistrza, dając mu pry tym wolną rękę, a jednocześnie oddając mu bardzo osobisty hołd.

Druga sprawa to także hołd, który złożył Lucas Kurosawie, robiąc bardzo bezpośrednie nawiązanie w „Nowej nadziei”. W scenie kiedy Vader dusi imperialnego admirała Conana Antonio Mottiego, ten prawie wymawia tytuł „Ukryta forteca”.
KOMENTARZE (0)
Loading..