TWÓJ KOKPIT
0

Curtis Saxton :: Newsy

NEWSY (5) TEKSTY (5)

Tydzień „Zemsty Sithów”: Książki

2015-05-22 07:13:09



„Zemsta Sithów”, czyli ostatni Lucasowy rozdział „Gwiezdnych Wojen” była bardzo szczegółowo dopracowana promocyjnie. Cały multimedialny program „Wojen klonów” (książki, komiksy, gry, serial Tartakovsky’ego) miały być przygotowaniem pod wielki filmowy finał. Podobnie jak w przypadku „Ataku klonów”, tak i tu prócz zwykłej adaptacji powieściowej dostaliśmy też książkowe preludium, ale i postludium, razem stworzyły one swoistą trylogię. Dziś, w dużej części już niekanoniczną, ale jednocześnie warto o tym pamiętać, sugerowaną w wielu miejscach przez samego George’a Lucasa.



Najważniejszym elementem tej trylogii jest oczywiście Zemsta Sithów Matthew Stovera. Tym razem adaptacja ta nie powiela oryginału, raczej tę samą fabułę ukazuje miejscami zupełnie inaczej. I nie jest to tylko związane z różnicami wynikającymi z pracy na wcześniejszych wersjach scenariusza. Stover chciał stworzyć inne dzieło, poprawić, trochę inaczej położył akcenty, w rezultacie wyszła bardzo dobra powieść, będąca jednocześnie słabą jeśli chodzi o wierne odwzorowanie filmu nowelizacją.

Labirynt zła Jamesa Luceno, będący wprowadzeniem do Epizodu III pojawiła się w USA w styczniu 2005. U nas także pojawiła się przed premierą filmu, warto jednak pamiętać, że polskie tłumaczenie bazowało nie na skończonej powieści, a na jednej z jej wersji roboczych, stąd w kilku miejscach zawiera różnice względem oryginału (jak choćby kwestia nieszczęsnego korelianina czy nawiązań do Nelvan z „Wojen klonów” Tartakovsky’ego). W listopadzie zaś dostaliśmy kolejną powieść Jamesa Luceno - Czarny Lord. Narodziny Dartha Vadera. Część wydarzeń z tej książki została potem w pewien sposób kanonizowana w Tarkinie Jamesa Luceno. „Labirynt” faktycznie jest wprowadzeniem do filmu, a przynajmniej w ten sposób się kończy, bitwą o Coruscant. „Czarny Lord” luźno odchodzi od filmu, opowiada własną historię. W USA wszystkie te powieści wyszyły razem zebrane jako trylogia.



Jednak mówiąc o książkach związanych z filmem nie można zapomnieć o sidequelu, czyli Komandosach Republiki: Rozkazie 66. Powieść Karen Traviss została wydana w 2008 roku, a kluczowy rozkaz 66 i przemiana Republiki w Imperium jest tu pokazane z zupełnie innej perspektywy. Bezpośrednich nawiązań do akcji filmu nie ma tu wiele, ale sam rozkaz to wielkie wydarzenie, którego film nie był w stanie ukazać w całości. Książka więc jest pewnym uzupełnieniem filmu, wplata się w niego.



Podobnie jak w przypadku pozostałych prequeli, tak i tu adaptację młodzieżową Zemsty Sithów napisała Patricia C. Wrede. Powieść ta jednak nie została wydana w Polsce. Podobnie zresztą jak Revenge of the Sith: The Movie Storybook Alice Alfonsi, czyli tak zwana u nas Opowieść filmowa. Po latach wydano także wersję LEGO Star Wars napisaną przez Elizabeth Downsett. Zabrakło i już raczej nie powstanie wersja z serii „Mighty Chronicles”, za to za jakiś czas powinna zostać wydana adaptacja w wersji psuedo-Szekspirowej.

Po „Zemście Sithów” dzieje się seria młodzieżowa Jude Watson - „Last of the Jedi”. Także Ryder Whindham w swoich biografiach lekko dotknął tematu „Zemsty Sithów”. Choćby w The Life and Legend of Obi-Wan Kenobi czy The Rise and Fall of Darth Vader.

W Polsce za to wydano jeszcze Zemsta Sithów Album zebrany i zredagowany przez J.W. Rinzlera, zawiera szkice koncepcyjne z III Epizodu. Przed premierą w USA ukazało się natomiast The Making of Star Wars: Revenge of the Sith tegoż autora. Była to pierwsza książka o produkcji filmu Rinzlera, została jednak wydana przed premierą filmu. Przez to brakowało w niej końcówki, ta jednak została uzupełniona i rozdawana za darmo na Hyperspace jako e-book „The Making of Star Wars: Revenge of the Sith: The Final Chapter”. Rinzler po latach przekopał się także przez scenopisy z „Zemsty”, efekt tych prac umieścił w Star Wars Storyboards: The Prequel Trilogy.

Fani szczegółów uniwersum także zostali docenieni. Dostali słownik obrazkowy - Star Wars: Revenge of the Sith: The Visual Dictionary Jamesa Luceno, Revenge of the Sith: Incredible Cross-Sections Curtisa Saxtona, czyli niesamowite przekroje oraz Complete Locations Kerrie Dougherty. W tym ostatnim przypadku jest to zebrany przedruk pozostałych albumów o lokacjach uzupełnionych właśnie o dodatkowe strony o „Zemście Sithów”.

Wszystkie atrakcje tygodnia „Zemsty Sithów” będą dostępne w tym miejscu.
KOMENTARZE (34)

Tajemnice Star Wars: Rewizja wymiarów Executora

2014-04-01 10:48:26 Oficjalny blog




Pablo Hidalgo w swojej serii wpisów Star Wars Mysteries jakiś czas temu zdecydował się rozgrzebać bardzo drażliwy dla niektórych fanów temat. Długość Executora.

Etykieta nakazuje, że aby uniknąć kłótni i nikogo nie urazić, trzech tematów nigdy nie porusza się przy stole: religii, polityki i długości Superniszczycieli. Kontrowersje wokół trzeciego w szczególności wciągnęły wielu zatwardzialców w idiotyczną wojnę.

Ten wpis jest jednym z takich przypadków.




Wojna hejterów za 3... 2...1...


Ale o co to całe zamieszanie? Może nie słyszeliście, lecz rozmiar Executora od lat jest kwestią sporną. Dzisiejsze komputerowo generowane efekty specjalne mają tą zaletę, że zawsze istnieje sztywno zdefiniowana liczba, określająca „prawdziwy” rozmiar tworzonego okrętu. Oczywiście niektóre ujęcia mogą naciągać pewne elementy dla poprawy kompozycji sceny, ale zazwyczaj wszystkie obiekty w ujęciu są w skali jeden do drugiego i docierając do plików źródłowych możemy dojść jak duży dany model miał być.

Jednakże miniatury do animacji poklatkowej nie są tak jasno zdefiniowane. Wiadomo, są zbudowane w określonej skali, ale dla uzyskania odpowiedniego efektu, ustawia się je w różnych miejscach planu, wykorzystując złudzenia optyczne i określenie prawdziwego rozmiaru jakiegokolwiek konkretnego obiektu staje się coraz trudniejsze.





W skrócie ciężko zmierzyć statek patrząc na ekran. I właśnie to wywołało te wszystkie dyskusje wokół zamierzonej długości Superniszczyciela Lorda Vadera. Doskonale to widać we wszystkich książkach i przewodnikach wydanych po Imperium Kontratakuje, gdzie długość Executora zmienia się na przestrzeni lat.

Jeśli przyjmiemy, że zwykły Imperialny Niszczyciel ma milę długości, uzyskamy dokładną „metrówkę”, której można użyć do pomiarów Executora. Problemem jest, że ujęcia z epizodów V i VI rzadko kiedy mają optymalne do mierzenia ustawienie okrętów. Ujęcia takie jak to są najbliżej ideału:




Han i Chewie mogliby debatować w nieskończoność nad tym widokiem.


Ale nawet tu nie znamy parametrów jak typ soczewki użytej w kamerze czy długość ogniskowej, mogących wpływać na wielkość obiektów na ekranie.

Jesteśmy więc zmuszeni sięgnąć do źródeł tekstowych i zobaczyć co napisano o długościach Gwiezdnych Niszczycieli. Czy scenariusz mówi cokolwiek o ich zamierzonej długości? Niestety nie. Jest w nim napisane jedynie:


Gwiezdny Niszczyciel Lorda Vadera, większy i potężniejszy niż pięć otaczających go Imperialnych Gwiezdnych Niszczycieli, unosi się w pustce kosmosu. Sześć ogromnych okrętów otacza konwój mniejszych statków. Myśliwce TIE przemykają tam i z powrotem.


Możemy uznać za kanon, że Executor istotnie jest potężniejszy od zwykłego Niszczyciela, ale nadal nie mamy żadnych konkretów na temat jego długości.

Kolejnym źródłem, dodającym cokolwiek policzalnego, jest The Art of The Empire Strikes Back (1980), które mówi nam, raczej niezbyt pomagając, że okręt Vadera ma „dwukrotnie większy potencjał destrukcyjny, niż jakikolwiek inny statek w imperialnej flocie”. W słuchowisku radiowym Imperium Kontratakuje z 1983 Lando Calrissian szacuje długość okrętu flagowego Vadera na około trzykrotność rozmiaru Miasta w Chmurach. Kompletnie bezużyteczny pomiar, zważywszy że wymiary miasta nie zostały nigdy określone. Dla liczących współcześnie, bazując na naszych szacunkach rozmiarów Miasta w Chmurach, daje to Executorowi przytłaczające 48 kilometrów długości, czyli 30 długości zwykłego Niszczyciela. Cóż, nigdy nie ufaj szacunkom Landa.

Pierwszą pozycją, próbującą powiedzieć cokolwiek konkretnego o długości Niszczycieli jest A Guide to the Star Wars Universe napisana przez Raymonda L. Velasco i opublikowana przez Del Rey'a w 1984. Wyraźnie mówi, że Executor jest pięciokrotnie dłuższy od standardowego Niszczyciela. To ustaliło rozmiar Executora na osiem kilometrów długości (pięć mil) i przez wiele lat była to ogólnie akceptowana liczba. West End Games, ówczesny wydawca gwiezdnowojennych gier RPG, był zobowiązany się do tego stosować. Podobnie czyniły gry komputerowe wydawane w latach dziewięćdziesiątych, grafiki w opasłych Star Wars Chronicles oraz pierwsza edycja Ilustrowanego przewodnika po statkach, okrętach i pojazdach Gwiezdnych Wojen .




Skala okrętów na ilustracjach z Imperial Sourcebook i Star Wars Chronicles


Do tej pory nie wiem, skąd Velasco wziął te pięć mil, lecz musiał mieć dobry powód. W bibliografii przywołuje The Art of The Empire Strikes Back i samo Imperium Kontratakuje, ale żadna z tych pozycji niczego takiego nie stwierdza. Dopiero The New Essential Guide to Vehicles and Vessels wydłużyło go do 12800 metrów, a najnowsze pomiary, promowane przez współczesne albumy z przekrojami i planami ustaliły jego długość na 19000 metrów. Ożeż, ale urósł!

Ale jakie były intencje modelarzy? Czy jest jakiś sposób na dojście do tego?

Podczas produkcji Imperium Kontratakuje używano głównie dwóch skali dla modeli Gwiezdnych Niszczycieli. ILM posiadał 91-centymetrowy model stworzony dla Nowej Nadziei oraz znacznie większy, 259-centymetrowy, zbudowany na potrzeby TESB. Pozwalały one na uzyskanie różnych kompozycji scen, w tym szerokich ujęć nie wymagających odjeżdżania kamerą na dużą odległość. Możecie rozróżnić te dwie skale Niszczycieli, patrząc na detale silników. Mniejszy ma dodane po trzy klapy na krawędziach głównych dysz.




91-centymetrowy model u góry; 259-centymetrowy u dołu. Haczyk: to miał być ten sam okręt.


Ale ogrom Superniszczyciela stwarzał problem. Model miał względnie praktyczne w przenoszeniu 282 centymetry długości. O ile zmieszczenie go całego w kadrze było możliwe, to umieszczenie go w jednym ujęciu ze zwykłym Niszczycielem wymagałoby strasznie dużo miejsca na dostateczne oddalenie kamery dla uzyskania poprawnej perspektywy, nawet przy użyciu mniejszego, 91-centymetrowego modelu.




Niszczyciel na pierwszym planie jest w innej skali niż pozostałe dwa.


Aby zaoszczędzić pieniądze i przestrzeń w studiu, modelarz z ILM Paul Huston zbudował malutki model Gwiezdnego Niszczyciela z blachy specjalnie do ujęć łączonych z Executorem. Surowiec wymusiło gorące źródło światła w środku modelu, mogące przetopić kadłub okręciku.




Blaszany Gwiezdny Niszczyciel podczas budowy.


Najważniejsze w blaszanym Niszczycielu jest to, że został zbudowany w skali z modelem Superniszczyciela. Jeśli więc ten blaszany maluszek miał mieć milę długości, wtedy wiedzielibyśmy jak długi miał być Executor. Odnalazłem go w archiwach Lucasfilmu i zdołałem zmierzyć.




Przełom z niszczycielowej rozmiarówce


Ma 33,5 centymetra. Porównując go do 282 cm Superniszczyciela, wychodzi, że Executor był planowany na 8,418 raza większego od zwykłego Niszczyciela. Innymi słowy 13469 metrów długości.

Mówię planowany bo ani myślę wprowadzać nową wielkość do kanonu po tych wszystkich latach. Niech ktoś inny się naraża, usiłując przepchnąć te cyferki. Ale teraz macie przynajmniej kolejny argument do tego nigdy niekończącego się sporu.



Zainteresowanym tematem polecamy zapoznać się z tezami Curtisa Saxtona, czepiona maksymalistów, dostępnymi na TFN. Linków do polemiki nie zamieszczamy w trosce o zdrowie psychiczne Bastionowiczów.
KOMENTARZE (11)

Wakacyjne nowości książkowe

2013-08-31 21:56:34

Na dniach ukazała się powieść Kenobi Johna Jacksona Millera, o czym niedawno pisaliśmy, ale poza tą powieścią w wakacje ukazało się kilka innych pozycji o których warto wspomnieć. Wśród nich jest też powieść Crucible Troya Denninga, acz tym razem skoncentrujemy się na innego typu pozycjach.

„Complete Vehicles” DK, zawierająca słowo wstępne Johna Knolla to oczywiście zbiorcze wydanie „Niesamowitych przekroi”. Jest to przedruk albumów z klasycznej trylogii, Mrocznego widma (oba Davida Westa Reynoldsa), Ataku klonów i Zemsty Sithów (oba Curtisa Saxtona), ale zawiera też kilka dodatkowych stron. Wcześniej DK wydał już zbiorcze wersje słownika ilustrowanego i kompletne lokacje. Swoją drogą „Niesamowite przekroje” były już raz wydane razem w 2007 jako Complete cross-sections. Za nowe strony odpowiadają Kerrie Dougherty i Ryder Windham oraz graficy John Mullaney i Jon Hall. Całość kosztuje 35 USD i ma 200 stron.

Nie jest to jedyny produkt, który zaproponowało DK. Następny to „Ultimate Sticker Collection: Battles of Clone Wars”, czyli kolejny tom naklejek. Tym razem koncentrują się na Wojnach klonów, ale bardziej na ich filmowych wcieleniach. Album składa się z 1000 naklejek i kosztuje 12,99 USD. Ma też aż 96 stron.

Powinni też być zadowoleni fani Jeffreya Browna. Ukazała się właśnie jego trzecia książeczka – „Jedi Academy”. Tym razem znajdziemy w niej trochę więcej tekstu niż w poprzednich, ale co najważniejsze wciąż będą w niej te same, zabawne rysunki. Autor skoncentruje się na szkoleniu młodych Jedi. Całość ma aż 160 stron i wydana została przez Scholastic. Kosztuje 12,99 USD.

Nie próżnuje też Tom Angleberger. „The Suprise Attack of Jabba the Puppett” to kolejna cześć cyklu o papierowym Yodzie. Tym razem Dwight i jego przyjaciele będą musieli się zmagać ze złowrogim programem rozrywkowym, który zapoczątkowano w szkole... Wydane przez Amulet Books dzieło liczy sobie 224 strony i kosztuje 12,95 USD. Forma bardzo zbliżona do poprzednich tomów. W Polsce dotychczas ukazały się dwie części - Dziwny przypadek papierowego Yody oraz Darth Paper kontratakuje.

Jedna z zdecydowanie najdziwniejszych pozycji tych wakacji to „William Shakespeare’s Star Wars” Iana Doeschera. To swoista adaptacja „Nowej nadziei” ale napisana w sposób taki, w jaki mógłby zrobić to William Szekspir. Wydana przez Quirk Books książka liczy sobie 176 stron i kosztuje 14,95 USD.

Pamiętacie podręcznik do nauki języka Wookieech? Teraz mamy swoistą drugą część. „How to speak Droid with R2-D2: A communication manual” to dokładnie ten sam typ książeczki, tylko główny bohater jest inny. Autorem jest Urma Droid (pseudonim), a za ilustracje odpowiada JAKe. Dodatkowo podręcznik ten wydaje też dźwięki, by lepiej zrozumieć o jaki pisk R2-D2 chodzi. Wydane przez Chronicle Books dzieło ma zaledwie 12 stron i kosztuje 16,95 USD.



Scholastic natomiast wydał pozycję bardziej naukową. „Star Wars: Science Fair Book” używa tematów z “Gwiezdnych Wojen”, by zainspirować dzieciaki do robienia naukowych eksperymentów. Opisano tu ich około 30. Pozycja ma 128 stron i kosztuje 9,99 USD.

Dość mocno jest też promowany „The Yoda Chronicles”, tym razem dostaliśmy go w wersji książkowej. 64 stronicowa adaptacja została wydana przez DK i kosztuje 18,99 USD.

Ale to nie jedyny produkt powiązany z LEGO. DK przygotowało kolejny tom „LEGO Star Wars: Battle of Crystals Brickmaster”. Właściwie to bardziej zestaw LEGO niż książka. Wcześniejszy tom Brickmaster Star Wars zostały wydany także w Polsce przez Ameet. Nowy kosztuje 32,99 USD. Całość liczy sobie 80 stron (kilka instrukcji) no i oczywiście najważniejsze są klocki.
KOMENTARZE (4)

Inside the Worlds of Attack of the Clones

2003-03-01 10:47:00 Nowa Gildia Star Wars

DK Publishing wydało album "Inside the Worlds of Attack of the Clones". Znajdziemy tam kolorowe schematy i zdjęcia różnych miejsc, które widzieliśmy na Ataku klonów - w tym klub Outlander, arena na Genosis i kompleks militarny na Kamino. Album został napisany przez Simona Beecrofta, przy współpracy konsultanta Curtisa Saxtona, a zilustrowali go Hans Jenssen i Richard Chasemore. W sprzedaży znajdzie sie on w marcu. (Więcej o albumie w tej wiadomości)



KOMENTARZE (3)

Zapowiedź przewodnika po światach AOTC

2003-01-19 15:41:00 TFN

Na Amazonie pojawiła się już okładka i zapowiedź kolejnego albumu wydawnictwa Dorling Kindersley. Tym razem to album „Inside the Worlds of Star Wars: Attack of the Clones” autorstwa Curtisa J. oraz Dr Saxona. Jest to już trzecia pozycja z tej serii. Wcześniej wydano analogiczny album z „Mrocznego Widma” i Klasycznej trylogii. Album ten jest pewną analogią do „Niesamowitych przekrojów”, acz zamiast ilustrować statki i pojazdy, skupia się głównie na planetach i miejscach, w których rozgrywała się akcja filmów. Niestety żaden z trzech albumów z serii „Inside the Wolrds of Star Wars” nie został wydany w Polsce. W sumie wydawaniem albumów Dorling Kindersley trudnił się dotychczas Egmont, acz jednak te albumy potraktowali trochę po macoszemu. A o planach Egmontu pisaliśmy wcześniej.
Album ten ma się ukazać w kwietniu i będzie zawierał 40 kolorowych stron.
KOMENTARZE (0)
Loading..