Mija właśnie 10 lat od premiery Ataku Klonów. Niewielu fanów pamięta zapewne, że jest to jednocześnie 10 lat od powstania karcianki Star Wars TCG. Przyjrzyjmy się jej początkom.
Umarł król. Wszystko zaczęło się pod koniec 2001r. kiedy to okazało się, że Decipher, który wydawał karcianki spod znaku Star Wars nie dostanie przedłużenia licencji na wydawanie gier z tego uniwersum. Tym samym upadły gry Young Jedi, Jedi Knight i przede wszystkim Star Wars CCG, która była, a w wielu miejscach nadal jest, otoczona pewnego rodzaju legendą. Prawdą jest, że powstało bardzo niewiele karcianek, które tak wiernie odwzorowywałyby filmy czy książki. CCG pozwalało na przemieszczanie się po planetach i pomiędzy nimi. Pozwalała symulować ataki na gwiazdy śmierci włącznie z przelatywaniem przez szyb pod ostrzałem wrogich myśliwców. W trakcie pojedynku na miecze świetlne postać mogła stracić rękę. Losowość można było ograniczać odpowiednio składając swoją talię. Wszystko to składało się na bardzo skomplikowaną, ale niesamowicie satysfakcjonującą rozgrywkę. Nie trzeba więc tłumaczyć, że jej fani byli niezwykle rozgoryczeni informacją o utracie licencji. Tym bardziej, że jej jedynym powodem było przekazanie prawa do marki firmie Wizards of the Coast, która jest częścią korporacji Hasbro - właściciela praw do reszty gwiezdnowojennych gier i zabawek.
Niech żyje król? TCG nie miało łatwego startu. Przede wszystkim znalazło się w ogniu krytyki osób, które chciały bezpośredniej kontynuacji CCG. Albo chociaż gry, która starałaby się oddać jej poziom skomplikowania. Wizardzi poszli jednak w zupełnie inną stronę. Zaprosili do stworzenia mechaniki Richarda Garfielda – legendę wśród fanów karcianek. Twórcę słynnego Magic: the Gathering. Wykorzystał on pewne szczątkowe elementy mechaniki ze swojego flagowego produktu, choć wbrew temu, co się czasami czyta, nie można nazwać SW TCG Magiciem w świecie gwiezdnych wojen – jest za dużo różnic między tymi grami. Wśród nowatorskich rozwiązań znalazło się m.in. bardzo eleganckie podzielenie walki między trzy strefy walki - kosmiczną, naziemną i między indywidualnymi postaciami. Celem gry jest zdobycie kontroli w co najmniej dwóch z tych stref. Powoduje to konieczność zręcznego zarządzania zasobami i karze osoby skupiające się zanadto na jednej strefie. Dobrze sprawdził się też system zdolności, który sprawiał, że jednostki zyskały sporo unikalnych umiejętności. Jest to zasadnicza różnica względem CCG, który rozgraniczał postacie od kart zdarzeń, które te postacie wykonywały. Dla przykładu – w TCG znalazł się Vader, który wzmacniał sojusznicze jednostki, ale zabijał je, jeśli im nie wyszedł atak. CCG w tej sytuacji zrobiłoby kartę efektu, której użycie wymagałoby posiadania Vadera w grze. Najbardziej kontrowersyjnym rozwiązaniem było jednak wprowadzenie do gry rzutów kośćmi, decydującymi przede wszystkim o powodzeniu ataków. Richard Garfield zdecydował się na taką mechanikę twierdząc, że „rzuty kośćmi są zabawne”. To rozsierdziło fanów CCG, który ograniczał losowość do przetasowania kart, a nawet to można było kontrolować w dobrze ułożonej talii. Szybko się też okazało, że faktycznie właśnie nadmierna losowość stanowi główną wadę TCG i starano się wprowadzać kolejne karty, które ją niwelowały. Błąd był jednak w założeniach i to zapewne on w znacznej mierze przyczynił się do tego, że gra nie zyskała zadowalającej popularności i wkrótce po premierze Zemsty Sithów, WotC zaprzestało wydawania tej karcianki. Obecnie żyje ona tylko dzięki fanom skupionym wokół IDC – komitetu tworzącego wirtualne dodatki.
Spoilery. Wróćmy jeszcze do momentu przed premierą Ataku Klonów. Przecieki z powstającej gry były w tamtym czasie również źródłem niepublikowanych zdjęć i informacji z nadchodzącego filmu. Jedną z takich kart było np. Wedding of Destiny, przedstawiające ślub Anakina i Amidali. Oprócz tego można było zobaczyć złapanego Obi-Wana, strzelaninę w pasie asteroid, czy produkcję klonów. Zapewne z powodu obaw przed spoilerami, kiedy po raz pierwszy publikowano zdjęcia kart, pokazano również karty spoza drugiego epizodu, choć np. A-wing prezentowany na zdjęciu obok, nigdy nie pojawił się w grze w tej postaci.
Dostęp do materiałów przed premierą, spowodował też, że na karcie Darth Tyranus A możemy zobaczyć scenę, która nie znalazła się w filmie. Widać na niej bowiem Dooku walczącego dwoma mieczami świetlnymi - swoim i Obi-Wana. To pozostałość z pierwotnej werji pojedynku z Yodą. Ostatecznie w montażu zdecydowano się, że hrabia będzie walczył tylko własnym orężem, ale obrazek na karcie pozostał.
Nowa nadzieja. Obecnie, po 10 latach nie jest wydawana żadna karcianka ze świata gwiezdnych wojen. Jednak niedawno Fantasy Flight Game zapowiedziało, że pracuje nad nowym tytułem w naszym ukochanym uniwersum. Czy powtórzy sukces CCG lub chociaż TCG? Możemy mieć tylko nadzieję.
Wszystkie atrakcje Tygodnia Ataku Klonów znajdziecie w tym miejscu.