Gdy robiłem porządki na dysku w oko wpadło mi moje stare, niedokończone opowiadanie, które pisałem dobre 2 lata temu, więc jakoś tak mnie naszło żeby to wrzucić i spytać się innych fanów, czy jest ze mną aż tak źle, czy jeszcze jakoś ujdzie Opowiadanie jest powiązane z EU tylko i wyłącznie postaciami Kyle`a Katarna i Luke`a Skywalkera a reszta powstała w moim chorym umyśle


Niszczyciel gwiezdny klasy Republic leniwie sunął przez pustkę kosmosu. Jego silniki podświetlne mruczały cicho, ale w próżni i tak nie było niczego słychać. Okręt ten, dowodzony przez komandora Alcadiasa Thorne’a, czekał cierpliwie na przybycie reszty floty.
Po chwili z nadprzestrzeni wyskoczyły kolejne okręty tej samej klasy, a także kilka fregat eskortowych klasy Hammer, pancerników klasy Warsong i kilku korwet klasy Phantom. Wszystkie okręty utworzyły zwarty szyk i oczekiwały na dalsze rozkazy.

Komandor Thorne niecierpliwie zacierał ręce w oczekiwaniu na rozkazy od admirała, który miał koordynować cały atak. Była to pierwsza taka akcja w jego życiu. Do tej pory był tylko zwykłym kapitanem niszczyciela republikańskiego, o ile oczywiście kapitan niszczyciela jest osoba przeciętną. Jego poprzednimi zadaniami było eskortowanie dużych złóż durastali i innych surowców do tajnej bazy na księżycu planety Arthus, ale od czasu niespodziewanego ataku floty Konfederacji Milagro na tę bazę, Alcadias dostał dużo poważniejszą funkcję. Jego niszczyciel „Angellus” miał wyjątkowe zadanie. Gdy flota Nowej Republiki wyskoczy w systemie Pollusa i zwiąże walką okręty, które miały go chronić. „Angellus” i reszta jednostek będących pod rozkazami Thorne’a ma przebić się przez osłabioną lewą flankę i wziąć siły wroga w krzyżowy ogień. Może i plan nie był zbyt skomplikowany, ale Thorne’owi i tak ręce trzęsły się z podniecenia. Po chwili jakiś głos zza jego pleców poinformował go o nadchodzącym połączeniu. Po chwili na projektorze wyświetliła się twarz admirała Kathara. Kathar był Mandalorianinem wychowanym na planecie Naboo przez rodzinę bogatego kupca z Theed, był wysoki, a na jego twarzy rzadko gościł uśmiech. Thorne błyskawicznie zasalutował, a admirał tylko skinął głową:
-Komandorze, czy pański niszczyciel jest gotowy do walki?
-Tak jest admirale- służbiście odpowiedział Thorne- wszystkie systemy gotowe do walki.
-Świetnie komandorze- czoło admirała na chwilę pojaśniało, jakby przypomniał sobie o czymś przyjemnym, po chwili jednak znowu pokryły je zmarszczki- do pańskiej grupy uderzeniowej będą należały jeszcze pięć niszczycieli gwiezdnych i sześć fregat. A teraz proszę przełączyć się na kanał ogólny, bo zaraz wygłoszę przemówienie.
-Tak jest admirale!
-I przy okazji komandorze, życzę powodzenia.
-Dziękuje panie admirale!
-Kathar bez odbioru.
Kiedy twarz admirała znikła z wyświetlacza, Thorne odetchnął pełną piersią. Po chwili podszedł do oficera łącznikowego i powiedział:
-Proszę poinformować załogę statku, że za chwilę admirał Kathar wygłosi przemówienie.
-Tak jest, panie komandorze.
Po chwili w głośnikach na całym okręcie rozległ się głos admirała, który informował wszystkich i każdego z osobna o tym jak ważnym systemem jest system Pollus. Mimo tego, że admirał był świetnym strategiem ewidentnie nie nadawał się na polityka, ani mówcę, już po pięciu minutach Alcadias wyciągnął swój osobisty komunikator i skontaktował się ze swoim przyjacielem, rycerzem Jedi Rayem Solarem. Ray siedział w kabinie swojego myśliwca i oczekiwał na rozkaz startu. Ray odpowiedział po drugim sygnale:
-Nieźle przynudza, co nie Al?- usłyszał głos w głośniku.
Thorne odruchowo skrzywił twarz w grymasie zniesmaczenia. Ray nie miał żadnych świętości, no może oprócz mistrza Skywalker’a i Kyle’a Katarna.
-Nie bądź dla niego taki surowy, jest genialnym strategiem.
-Co nie zmienia faktu, że jest nudziarzem.
-Ray?
-Co?
-Nie daj się zabić.
-Czy ty dajesz sobie sprawę, do kogo zgłaszasz tą prośbę? Właśnie w tym momencie powinieneś lać w gacie ze szczęścia, że ja i moi „Niezniszczalni” dokujemy właśnie w twoim statku.
-Nie pozwalaj sobie nadęty frajerze, który walczy z ludźmi za pomocą świecącego patyka.
-Al?
-Co?
-Zamknij się.
-Osz, ty poczekaj...
W tym momencie z głośników na statku przestał dobiegać monotonny głos admirała Kathara. Po chwili rozległ się głos oficera łącznościowego:
-Wszystkie grupy ruszać!
Thorne wyłączył komunikator i wrzasnął:
-Ruszamy!
Silniki nadświetlne ruszyły pełną parą i gwiazdy, które widać był przez przedni iluminator, zmieniły się w świetliste smugi.

Ray Solar cierpliwie czekał w kabinie swojego myśliwca klasy ARC-150, na rozkaz startu. Czuł wibracje statku, kiedy silniki nadświetlne gnały z pełną prędkością, aż w końcu wyczuł zmianę w odgłosie silników. Statek wyskoczył z nadprzestrzeni. Byli w systemie Pollusa. Młody Jedi nie czekając na rozkaz włączył repulsory myśliwca, i wyleciał z hangaru niszczyciela. W Mocy wyczuwał swoich towarzyszy z eskadry, pozostałych dwunastu Jedi, którzy z chłodnym opanowaniem obserwowali znajdującą się przed nimi flotę Konfederacji. Ray również spojrzał na skanery i podliczył siły wroga. W przestrzeni nad Pollusem znajdowało się około trzydzieści ciężkich okrętów, dwadzieścia ciężkich krążowników klasy Diament, i dziesięć lekkich klasy Reaper, przeciwko tym siłom Republika postawiła piętnaście niszczycieli około dwudziestu fregat i podobną liczbę pancerników.
Walka wyglądała na wyrównaną.
Większość okrętów wrogiej floty zostało związanych walką przez republikańskie niszczyciele dzięki temu flota Alcadiasa miała przeciwko sobie pięć ciężkich krążowników i cztery lekkie.
Ray nie przejmował się tym zbytnio, on i jego eskadra sami zniszczą pewnie połowę tych sił.
Bez nerwów przyspieszył do prędkości bojowej i pomknął w kierunku wrogiej blokady, gdy nagle R5 zaświergotał ostrzegawczo, Solar odruchowo wykonał ostry zwrot w prawo, wyczuł, że jego towarzysze robią to samo.
Po chwili, za ich plecami, z nadprzestrzeni wyskoczyły kolejne cztery lekkie krążowniki. R5 zapiszczał histerycznie.
-Spokojnie R5, to tylko mała zmiana-pocieszył robota-to ich i tak nie uratuje.
Z jego komunikatora dobiegł głos młodego Jedi, Dragstera Korto:
-No panowie mamy towarzystwo.
-Cicho bądź Trzeci-skarcił go Ray-żadnych rozmów podczas walki.
Przesłał im Mocą obraz pierwszego krążownika eksplodującego od strony rufy, po czym bez słowa skierował dziób swojego ARC właśnie w kierunku tego krążownika, piloci powtórzyli ten manewr ruszyli w stronę okrętu.
W tym samym czasie z hangarów tegoż lekkiego krążownika startowały eskadry zrobotyzowanych myśliwców.
Ray, gdy to zobaczył prychnął z pogardą, oczywiście tak cicho, żeby nikt z jego eskadry tego nie usłyszał. Nienawidził tych myśliwców. Uwłaczało mu, że musi niszczyć te bezmózgie maszyny. Naprawdę nie mógł uwierzyć, że Korporacja nadal z nich korzysta.
Ale na wojnie się nie wybiera.
Dlatego też bez słowa dał ognia z wszystkich działek prosto w środek nadlatującej eskadry. Część myśliwców wybuchła od jego strzałów, ale reszta rozpoczęła skomplikowane uniki, może udałoby się im przetrwać, ale w skład jego eskadry wchodziło jeszcze jedenastu świetnie wyszkolonych Jedi-pilotów. Dlatego też po chwili z atakujących myśliwców pozostał już tylko gwiezdny pył. Reszta eskadr ruszyła w kierunku niszczycieli, starła się z myśliwcami, które, na co dzień stacjonowały na tychże okrętach.
Ray spokojnie poprowadził swój myśliwiec w kierunku lekkiego krążownika. Okręt dał ognia z potężnych baterii turbolaserowych umieszczonych na dziobie i na górnym pokładzie. Eskadra Jedi rozproszyła się na wszystkie strony. Ray włączył komunikator i powiedział do reszty:
-Ja i moja trójka bierzemy ten krążownik, Denk, ty i twoja trójka bierzecie ten po lewej, a reszta niech skupi się na pozostałym.
Z jego głośnika dobiegł sygnał odebrania rozkazu. A Solar dał pełną moc silników i ruszył w stronę statku. Przeleciał nad nim, zawrócił i posłał dwie torpedy protonowe w miejsce znajdujące się tuż za mostkiem dowodzenia. Pozostałych dwóch pilotów z jego eskadry zrobiło dokładnie to samo.
Pierwsze torpedy rozbryzgnęły się na polach ochronnych kolosa, ale kolejne eksplodowały już na jego poszyciu. Po chwili cały statek eksplodował od strony rufy:
-Brawo panowie! Strzał w sam zbiornik paliwa.-pogratulował swoim pilotom.
-Cała przyjemność po naszej stronie szefie-zaśmiał się Jaden.
Luxer, trzeci pilot z ich trójki, tylko mruknął coś pod nosem. Nie słynął on ze zbytniej chęci do konwersacji, co nie dziwiło, bo był Muunem, jego niechęć do rozmowy pogłębiała się szczególnie podczas walk w kosmosie.
Nagle Ray kątem oka zobaczył kolejną eksplozję, to trójka Denka rozprawiła się z drugim statkiem.
Jednocześnie, między jego eskadrą a flotą Alcadiasa, z nadprzestrzeni wyszły trzy kolejne krążowniki, w tym jeden ciężki.
Solar uśmiechnął się pod nosem. Zaczynało się robić ciekawie.

W tym samym czasie komandor Thorne, na „Angellusie”, dwoił się i troił by opanować chaos panujący wśród jego jednostek. Kapitanowie niszczycieli, na początku chętni do frontalnego ataku, teraz niechętnie posuwali swoje okręty w stronę linii wroga, na jednej czwartej prędkości bojowej. Fregaty niepewnie poruszały się między cięższymi jednostkami, nie do końca wiedząc, co ze sobą zrobić. Natomiast myśliwce dobijały resztki wrogich eskadr, nie mając zamiaru lecieć dalej. Tylko „Niezniszczalni” ochoczo ruszyli do natarcia i zniszczyli już dwa z trzech jednostek wsparcia.
Komandor, już miał zamiar rozkazać wszystkim jednostkom zaatakować sam środek wrogiej formacji, gdy nagle z nadprzestrzeni wyskoczyły trzy kolejne wrogie jednostki.
Alcadias poczuł na czole pot.
Nie jest dobrze.
Odwrócił się do oficera łącznościowego:
-Poruczniku, proszę połączyć mnie z dowódcą „Niezniszczalnych”
Porucznik przebiegł palcami po konsoli, po czym odwrócił się do przełożonego:
-Komandorze, nie możemy połączyć się z „Niezniszczalnymi”, z powodu zakłóceń wytwarzanych przez ten ciężki krążownik.
Thorne popatrzył na rzeczony okręt, po czym ściągnął brwi i powiedział:
-Wszystkie jednostki zająć pozycję do strzału i dać ognia z wszystkich dział. I proszę im powiedzieć, że kapitan każdego okrętu, który chybi więcej niż trzy razy, będzie do końca życia przewoził nawóz na szlaku Perlemiańskim.
Oficer popatrzył na niego zdziwionym wzrokiem, po czym pochylił się nad konsolą i rozpoczął przekazywanie rozkazów.
W tym czasie Alcadias patrzył przez iluminator na toczącą się w kosmosie walkę. W jego umyśle kształtowały się jakieś plany, ale nie potrafił ich sprecyzować. W pewnym momencie zobaczył, że okręty jego floty zajmują dogodniejsze pozycje do strzału. I zalewają wrogie okręty lawiną turbolaserowego ognia. Jednostki wroga rozpoczęły powolne manewry mające na celu uniknięcie pocisków, ale i tak część pocisków trafiła w krążowniki, większość rozbryzgnęła się na tarczach, ale kilka przebiło się i na powierzchni ciężkiego krążownika pojawiły się pęknięcia. „Niezniszczalni” od razu wykorzystali okazję i posłali w pęknięcia kolejne torpedy protonowe. Z kadłuba krążownika wytrysnęły strumienie gazu i okręt zaczął rozpadać się na pół. Lekkie krążowniki, widząc, co się stało, rozpoczęły chaotyczny kontr ogień, z czego większość pocisków i tak nie trafiła.
Nagle pokład pod nogami Thorne’a poruszył się. Komandor odruchowo popatrzył się w stronę blokady. Przez ten cały zamęt z posiłkami zapomniał o swoim zadaniu.
Zadanie to zbliżało się właśnie w jego stronę wśród burzy turbolaserowych pocisków.

-Dowódco. Mamy trzy wrogie eskadry na dwunastej, i cztery kolejne na piętnastej.
-Wiem o tym trzeci. Niech cała eskadra utworzy szyk za moimi plecami. Skierujemy się w stronę tego lekkiego krążownika na lewo.
-Przyjąłem dowódco!
Ray jednym okiem zlustrował bitwę dookoła siebie. Zewsząd nadlatywały zrobotyzowane myśliwce. Jednostki Konfederacji, które jeszcze przed chwilą blokowały jego dostęp do reszty floty Alciadiasa, teraz szukały ukrycia wśród jednostek tworzących blokadę. Republikańskie niszczyciele i fregaty ostrzeliwywały zbliżająca się flotę, układały się właśnie w zgrabny szyk bojowy.
W tym samym momencie jego R5 zaświergotał, że wszyscy piloci zajęli swoje miejsca za jego plecami. Solar niewiele myśląc wykonał ostry zwrot na lewą burtę i dał ognia ze wszystkich dział żeby oczyścić sobie drogę z dwóch zabłąkanych myśliwców, jeden z nich eksplodował a drugi wykonał unik ale i trafił go celny strzał Denka. Nagle R5 zapiszczał ostrzegawczo, a młody Jedi poczuł jakieś drgnienie w Mocy. Odruchowo rzucił myśliwiec w dół. Poprzez Moc wyczuł, że reszta jego eskadry robi to samo. W miejscu gdzie przed chwilą znajdowały się ich myśliwce teraz błyskały setki laserowych strzałów. To kolejna eskadra wrogich myśliwców wystrzeliła spod kadłuba lekkiego krążownika i dała ognia ze wszystkich dział. Ray tylko wykonał beczkę i nakierował dziób swojego ARC na gąszcz wrogich jednostek, gdy już ustawił się odpowiednio dał ognia ze wszystkich dział.
Otoczyła go istna burza ognia. Roboty eksplodowały dookoła niego i jego eskadry, ale najwyraźniej nikomu to nie przeszkadzało, bo w jego głośnikach nadal panowała cisza. Gdy już wydostali się z gąszczu wrogich jednostek, Solar szybkim spojrzeniem zlustrował czy jego ludziom nic się nie stało. Ale nie było żadnych strat, tylko Piątce obluzował się stabilizator, ale jego jednostka astromechaniczna dokonała niezbędnych napraw podczas walki. Dlatego też bez zbędnych wyjaśnień skierował całą swoją eskadrę za wrak ciężkiego krążownika.
Zaczynało się robić gorąco.

Komandor Thorne stał przy stanowisku oficera łącznościowego, tępo patrząc się na zbliżające się jednostki Konfederacji Milagro. Jeszcze przed chwilą myślał tylko o tym by nawiązać kontakt z „Niezniszczalnymi” ewentualnie zniszczyć kilka lekkich krążowników, które przybyły jako posiłki. Dopiero teraz przypomniał sobie w jakim celu przybył do systemu Pollusa.
Ale ze mnie świetny dowódca, pomyślał.
Nagle z zamyślenia wyrwał go czyjś głos:
-Komandorze! Admirał Karath na linii.
Te słowa uderzyły Alcadiasa niczym młot pneumatyczny.
-Prrroszę połączyć- rozkazał drżącym głosem
Po chwili na wyświetlaczu przed Thorne’m pojawiła się trójwymiarowa twarz mandaloriańskiego admirała: