TWÓJ KOKPIT
0
FORUM Opowiadania

2000 lat później

Chris Cherry 2007-06-03 02:26:00

Chris Cherry

avek

Rejestracja: 2005-10-01

Ostatnia wizyta: 2010-07-25

Skąd: Otwock

Postanowiłem napisać powieść, której akcja toczy się ok 2000 lat ABY. Napisałem jedynie jej fragment, nie mam jeszcze tytułu, ale całkiem niezły (moim zdaniem) pomysł. Zamieszczam ten fragment w ramach eksperymentu: napiszcie czy się podoba, czy lepiej dać sobie siana. A jak się spodoba, to dodam kolejne fragmenty.

Prolog

Oglądana z przestworzy planeta Clum zdawała się być oazą spokoju. Orbitując spokojnie wokół niewielkiego słońca wyglądała jak łagodny olbrzym, zbyt leniwy na jakiekolwiek działanie. Wydawać by się mogło, że na jej powierzchni nic się nie dzieje. I tak do niedawna było: Clum, położona na obrzeżach galaktyki, zbyt oddalona od nadprzestrzennych szlaków, by ktokolwiek się nią zainteresował nigdy nie angażowała się w poważne konflikty, będąc ostoją spokoju w pełnej chaosu Galaktyce.
Tak było do niedawna…
Teraz na Clum szalała wojna, czego znakiem była jedynie unosząca się nad planetą flota Nowego Imperium Sithów. Już tylko kilka planet, wiernych staremu porządkowi opierało się okrutnemu Imperatorowi, Lordowi Saylowi. Brak jakichkolwiek działań na orbicie mógł dawać, złudne wrażenie, że bitwa już się skończyła. I rzeczywiście, wojska imperialne zajęły prawie całą powierzchnię planetki, wprowadzając terror typowy dla rządów Sithów. Ocalała jedynie stolica.
Miasto, położone na ogromnej równinie, przez ostatnie trzydzieści dni broniło się przed najeźdźcami. Chronione przez potężne pole, którego generator został umieszczony na najwyższej wieży, odpierało dotychczas wściekłe ataki. Teraz, wspomagana posiłkami, które właśnie przybyły, armia Sithów przystąpiła do decydującego szturmu. Różowa mgiełka pola, już i tak osłabiona przez ostatnie kilka dni, teraz niepokojąco migotała, trafiana raz po raz blasterowymi strzałami. Eskadry myśliwców typu Raptor szalały wokół niej jak pszczoły wokół gniazda. Z dalekiej równiny na miasto sypał się grad błyskawic, posyłanych przez potężne działa.
Zgromadzenie wokół generatora pola żołnierze z przerażeniem zdawali sobie sprawę, że dosięga ich coraz więcej strzałów nieprzyjaciela. W dodatku przez blade w tej chwili pole przedostawały się już niektóre myśliwce. Były one natychmiast strącane, ale spadając powodowały wielkie szkody w mieście. Z najwyższego punktu można było zobaczyć ogromne pojazdy i całe mnóstwo żołnierzy, czekających przed miastem na rozkaz do ataku. To również nie dodawało otuchy.
Dowódca oddziału chroniącego generator, Sullustanin, wykrzykiwał rozkazy głośno i wyraźnie w Basicu, co było dość niezwykłe biorąc pod uwagę jego rasę. Sam z długim samopowtarzalnym karabinem, standardową bronią żołnierza gwardii królewskiej, stał na podwyższeniu i celował w przelatujące Raptory. Właśnie jeden z nich, z niepokojącą łatwością przebił się przez pole i strzelając skierował w stronę generatora. Pokazując oznaki wielkiego doświadczenia dowódca przyłożył karabin do policzka, spokojnie wycelował i pociągnął za spust jeden raz. Błyskawica przedarła się przez ochronne pole myśliwca, uszkadzając owiewkę i trafiając pilota. Z maszyny przestał lecieć grad strzałów, nie zmieniła jednak kierunku lotu.
- Blasterowe błyskawice! – zaklął żołnierz. – Musiał zablokować drążek sterowniczy. Zestrzelcie go! – ryknął do swoich ludzi.
Natychmiast rząd luf skierował się w stronę małego myśliwca. Trafiany raz po raz zaczął się palić, ale nie wybuchał. Przerażony dowódca sam zaczął oddawać w jego stronę serie strzałów, nie zdejmując palca ze spustu. Nic to nie dało. Żołnierz po raz pierwszy widział coś takiego. Jego podwładni z przerażeniem zaczęli uciekać, on sam jednak nie mógł się ruszyć, wpatrując się w zbliżający obiekt. Opuścił broń.
- Niech to…- powiedział. Były to jego ostatnie słowa.
W chwilę potem miastem wstrząsnęła potężna eksplozja. Blade pole zamigotało ostatni raz i znikło. Jakby na sygnał kilkanaście czołgów i kilka tysięcy żołnierzy ruszyło na miasto. Rozpoczęły się walki na ulicach, ale trzystu królewskich gwardzistów było z góry skazanych na porażkę. Niektórzy rzucali broń i z krzykiem uciekali do kanałów ciągnących się pod miastem, inni bez walki poddawali się wrogom. Niektórzy jednak stawiali opór.
Gdzieś w przypałacowej dzielnicy dwóch gwardzistów zaczaiło się u wylotu wielkiej bramy. Jeden z nich, w pełnej zbroi z insygniami kapitana, trzymał samopowtarzalny karabin, drugi, bez hełmu, z ciemnymi, krótko ostrzyżonymi włosami i śniadą cerą i złotymi wypustkami generała na ramionach dzierżył dwa zapalniki. Był to Dan Malk, dowodzący całą gwardią bliski przyjaciel króla Rondala II. Doświadczony żołnierz miał za zadanie chronić pałacu za wszelką cenę i zamierzał się z niego wywiązać.
- Idą! – kapitan wskazał drugi wylot bramy.
- Spokojnie Hess, wiesz co masz robić.
- Pewnie, wybić ilu się tylko da.
- Dokładnie.
Imperialni żołnierze zbliżali się powoli. W świetle bramy widać było ich czarne zbroje. Szli z wahaniem, obawiając się pułapek.
- Przeszli. – szepnął kapitan. – Naciskaj.
- Jeszcze nie.
- Za chwilę miną ładunki.
- Na pewno nie.
Malk wcisnął przycisk na jednym z zapalników. Wybuch rozerwał na strzępy szturmowców znajdujących się zbyt blisko ładunków. Kolejnych położyły celne strzały Hessa. Ci pozostali dopadli do ścian i zaczęli się ostrzeliwać. Generał wyjął blaster i wspomógł partnera ogniem. Tymczasem pojawiło się jeszcze więcej żołnierzy, którzy szybko zorientowali się w sytuacji i również zaczęli strzelać do niewidocznego przeciwnika.
- Nie damy rady. Wycofajmy się, już! – krzyknął oparty o ścianę kapitan.
- Damy radę… jeszcze chwilkę. – Malk schował blaster, wyjął zza pasa termodetonator i rzucił w stronę szturmowców. Rozległ się krzyk, przerwany przez kolejny wybuch. Malk znów chwycił pistolet i, oddając kilka strzałów, pokazał gestem podwładnemu, żeby się wycofali. Podbiegli kilka metrów w górę uliczki i dołączyli do niewielkiego oddziału, ukrytego na dachach domów.
- Było gorąco! – odetchnął kapitan, zdejmując hełm i ukazując burzę rudych loków i ogromne wąsy.
- Gorąco to dopiero będzie. – generał wskazał nadbiegających żołnierzy. Gwardziści skierowali na nich swoją broń, czekając, aż przebiegną tuż pod ich nosami. Malk uruchomił kolejny zapalnik. Trzecia eksplozja, najsilniejsza z dotychczasowych, zmieniła zbroje najbliższych jej epicentrum szturmowców w płyn. Pozostałych odrzuciła na wiele metrów. Dobiły ich strzały ukrytych na dachach żołnierzy. Z bramy jednak wysypywali się kolejni nieprzyjaciele, szybko orientujący się skąd pochodzi ogień i odpowiadający tym samym. Niektórzy nawet wspinali się na górę, zachodząc gwardzistów od tyłu. Walka zmieniła się w chaotyczną bójkę, niektórzy walczyli już nawet wręcz.
- Podaj mi termodetonator! – krzyknął Malk do partnera pomiędzy jednym strzałem a drugim. Nie było odpowiedzi. Generał spojrzał w tamtą stronę i ujrzał kapitana bezwładnie leżącego obok swojej broni. Zaklął.
Nagle usłyszał ryk silników. Z bramy wyjechały dwa ścigacze bojowe. Oba kierowały się w kierunku pałacu. Generał z okrzykiem skoczył na pilota jednego z nich, zepchnął go z siedzenia, po czym sam zajął to miejsce. Drugi pilot próbował zestrzelić go z blastera, nim jednak wycelował, dosięgła go błyskawica jednego z ocalałych jeszcze gwardzistów.
Dotarł do wylotu uliczki, zawrócił i zaczął strzelać w kierunku napływających oddziałów. Żołnierze wrogo ginęli jak muchy, wiedział jednak, że za chwile dosięgnie go jakiś celny strzał i wszystko to się skończy.
Usłyszał kolejną eksplozję, tym razem od strony pałacu. A więc Imperium znalazło inną drogę. To było oczywiste, on jednak postanowił wypełnić rozkaz. Z gwałtownym wizgiem silników ponownie zawrócił maszynę i pognał w kierunku pałacu. Mógł mieć tylko nadzieję, że zdąży.

LINK
  • Szczerze...

    Louie 2007-06-03 10:38:00

    Louie

    avek

    Rejestracja: 2003-12-17

    Ostatnia wizyta: 2024-11-20

    Skąd:

    Szczerze mówiąc, gdy zobaczył tytuł, spodziewałem się kolejnej opowieści, którą ktoś planuje i której projekt ucichnie następnego dnia. A jednak pomyliłem się . Fragment bardzo fajny, przeczytałbym resztę...
    Mam nadzieję, że skończysz

    LINK
  • Kolejna część

    Chris Cherry 2007-06-04 20:06:00

    Chris Cherry

    avek

    Rejestracja: 2005-10-01

    Ostatnia wizyta: 2010-07-25

    Skąd: Otwock

    niestety krótsza od poprzedniej. Jest to całkowicie robocza wersja, więc mogą zdarzyć się błędy.

    Tymczasem na dachu pałacu wylądował niewielki prom. Kilku gwardzistów, próbując go zestrzelić, oberwało własnymi strzałami, reszta uciekła. Wysunęła się rampa i pasażerowie statku zeszli z pokładu. Mroczny pochód prowadziła wysoka, odziana na czarno postać. Wiatr szarpał jej płaszczem, a twarz skrywała maska, będąca częścią hełmu. Każdy, kto byłby na tyle odważny i spojrzał w jego stronę rozpoznałby w idącym mężczyźnie samego Lorda Sayla, Imperatora, wskrzesiciela Sithów. Tuż za nim, utrzymując marszowy krok szli jego dwaj najpotężniejsi uczniowie: Lord Lucius i Lady Haro, oboje odziani na czerwono. Inni, pomniejsi Sithowie szli za nimi, każdy ubrany w czarną zbroję i dzierżący świetlną lancę, broń podobną do sławionego miecza świetlnego, ale o krótszym ostrzu i znacznie dłuższej rękojeści.
    Orszak zbliżył się do ciężkich, transparistalowych drzwi, chroniących wejście do pałacu. Sayl skinął na Lorda Luciusa. Ten wystąpił krok do przodu i wyciągnął rękę. Drzwi zaczęły giąć się pod wpływem uścisku Mocy. Zawiasy nie wytrzymały i pękły, w kilka sekund potężne wrota zmieniły się w bezkształtną bryłę metalu. Lucius odrzucił ją na kilka metrów i wrócił na swoje miejsce w pochodzie. Sayl z uznaniem skinął głową.
    Ruszyli dalej. Gdzieniegdzie co odważniejszy z pałacowych gwardzistów rzucał się na nich lub próbował strzelać. Ginął jednak natychmiast, rzucony Mocą o ścianę, lub trafiony własnym strzałem. Sayl i jego uczniowie niepowstrzymanie parli do przodu przez pałacowe korytarze. W końcu dotarli do celu.
    Wejścia do sali tronowej broniło dwóch gwardzistów. Wycelowali w przybyłych lufy swoich blasterów, chwilę później jednak zostały one wyszarpnięte z ich rąk, a oni sami uderzyli o ściany. Sayl skinął na jednego z Sithów, który podszedł do drzwi i wyłamał zamek za pomocą lancy. Mroczny orszak wkroczył do środka.
    Król siedział na tronie w głębi sali. Otaczało go kilku żołnierzy z przybocznej gwardii, ale władca oddalił ich gestem. Gdy Sithowie zbliżyli się, wstał stanął naprzeciwko. Sayl zatrzymał pochód. Dwaj władcy stali naprzeciwko siebie, promieniując majestatem, z tym że mrok bijący od Lorda Sithów przewyższał wszystko inne.
    - Darth Sayl. – odezwał się w końcu król. – Tylko ty jesteś na tyle głupi, by atakować mój pałac.
    - Rondal Berry - odrzekł Sith – wiesz po co tu przyszedłem. – Wskazał tron, za którym kryła się ubrana w królewskie szaty kobieta, przyciskająca do piersi niemowlę. – Oddasz mi go.
    Rondal zrzucił swój złocony, królewski płaszcz. W jego ręku pojawił się miecz świetlny.
    - Masz ostatnią szansę, Sayl. – powiedział pewnym siebie tonem. – Zabierz swoje wojska i opuść moją planetę. W przeciwnym razie zginiesz.
    Mroczny Lord roześmiał się.
    - Być może byłeś ode mnie lepszy, gdy byliśmy młodzi, w Akademii. Ale teraz jestem Lordem Sithów. Posiadam moc, o jakiej tobie nawet się nie śniło. – sięgnął za plecy i wyjął dwa miecze. Włączył je. Z każdego wysunęły się dwie czerwone klingi. Sayl wykonał nimi skomplikowany obrót. Jego podwładni otoczyli króla. Ten jednak tylko się uśmiechnął.
    - A więc niech tak to się skończy. – powiedział. Włączył swoją broń i przyjął postawę bojową.
    Przez chwilę obaj krążyli wokół siebie, badając przeciwnika. W końcu Sayl zaatakował. Czerwone ostrza zderzyły się z oślepiająco białym. Rondal odepchnął je i zaatakował, ale został zablokowany. Z niezwykłą zręcznością uniknął kolejnych dwóch ciosów i przeskoczył nad przeciwnikiem. Sayl zaatakował wściekle, cztery klingi migotały czerwienią, ale każdy atak był odpierany przez króla, który skakał wokół przeciwnika, nie dając mu szans na złapanie oddechu. Ale Mroczny Jedi nie potrzebował tego. Mimo, że jego ataki nie dosięgały rywala, z każdym kolejnym uderzeniem czuł jego postępujące zmęczenie.
    Zajęty walką Rondal nie zauważył, jak z szeregu otaczających go Sithów wysuwa się jeden i zmierza w kierunku jego żony i dziecka. Powolne ruchy Dartha Luciusa świadczyły o tym, że skupia się na Mocy, ograniczając swoją w niej obecność, aby walczący władca nie mógł go zauważyć.
    Król tymczasem odparł kolejny atak, skontrował i wykonał szybki obrót. Sith spóźnił się z paradą i po chwili jedno z podwójnych ostrzy zatoczyło szeroki łuk nad salą i upadło u stóp tronu.
    - Imponujące. – pochwalił Sayl, gdy powrócił do pozycji bojowej. Złapał pozostały miecz w obie ręce i pociągnął. Teraz miał dwie rękojeści. Skoczył do przodu i zaatakował ze zdwojoną energią.

    LINK
  • dalej , dalej

    X-tla 2007-08-28 22:25:00

    X-tla

    avek

    Rejestracja: 2006-06-30

    Ostatnia wizyta: 2012-05-02

    Skąd: Poznań

    fajne , chciałą bym przeczytać dalej , podoba mi się

    LINK
  • Ciekawe

    Malak The Sith Lord 2007-08-28 22:37:00

    Malak The Sith Lord

    avek

    Rejestracja: 2005-12-30

    Ostatnia wizyta: 2010-11-16

    Skąd: Wrocław

    ale jeżeli dobrze zrozumiałem, to Lord Sayl walczy dwoma mieczami, takimi jak miał Maul, a to jest już z lekka naciągane...

    LINK
    • co ...

      Dark Lord Revan 2007-08-28 23:31:00

      Dark Lord Revan

      avek

      Rejestracja: 2004-11-09

      Ostatnia wizyta: 2011-07-21

      Skąd: Szczecin

      sie czepiasz Lord Zain u mnie miał początkowo walczyć mieczem o ... 4 ostrzach W kształcie krzyża itd Gdzieś nawet narysowany projekt mam, bo tak się składa, że wszelkie inowacyjne rozwiązania zawsze najpierw szkicowałem a później w życie wprowadzałem Wprawdzie od tego odszedłem i walczy pojednyczym ostrzem, to nie oznacza to, że nie można walczyć dwoma podwójnymi

      LINK
  • Wiesz

    Horus 2007-08-30 18:28:00

    Horus

    avek

    Rejestracja: 2006-04-15

    Ostatnia wizyta: 2024-08-10

    Skąd: Zabrze

    Powieść to ma , przynajmniej dwa wątki , a z tego jak patrze na twoją to niewiem , czy by się jeden zmieścił

    LINK
  • Mała niespodzianka

    Chris Cherry 2007-09-06 03:41:00

    Chris Cherry

    avek

    Rejestracja: 2005-10-01

    Ostatnia wizyta: 2010-07-25

    Skąd: Otwock

    Dawno tu nie byłem i nie myślałem, że moje opowiadanie wzbudza tyle kontrowersji. Od jutra (właściwie od dzisiaj) postaram się regularnie dodawać kolejne części, przynajmniej jedną dziennie.

    LINK
  • Wreszcie nastęna część

    Chris Cherry 2007-09-13 23:38:00

    Chris Cherry

    avek

    Rejestracja: 2005-10-01

    Ostatnia wizyta: 2010-07-25

    Skąd: Otwock

    Jakoś ostatnio nie miałem weny, ale w końcu napisałem. Niezbyt długie i z błędami, bo nie sprawdzane, ale mama nadzieję, że się spodoba.

    Dan Malk leciał przez opustoszałe uliczki, mijając coraz liczniejsze trupy pałacowych gwardzistów. W niektórych rozpoznawał swoich przyjaciół, nie zatrzymywał się jednak. Już tylko kilka przecznic dzieliło go od pałacu, do którego najwyraźniej wdarli się już Sithowie. Nad nim przelatywały eskadry Raptorów, w tej chwili milczące. Ich piloci prawdopodobnie otrzymali rozkaz trzymania się na uboczu. Być może już świętowali zwycięstwo.
    Malk wyjechał za następny zakręt i zaklął: między nim a pałacem znajdował się cały oddział szturmowców. Bez namysłu dodał gazu i posyłając blasterowe błyskawice w zaskoczonych nieprzyjaciół, uderzył w nich całym impetem. Przerażeni żołnierze rzucili się na obie strony ulicy, a generał bez problemów przeleciał między nimi.
    Znalazł się na Wielkim Dziedzińcu przed pałacem. Wiele razy spacerował tędy, podziwiając skomplikowaną architekturę stolicy, lub prowadząc dyskusje ze swoimi podwładnymi, a czasem nawet z królem Rondalem. Teraz cały plac był wypełniony sithyjskimi żołnierzami, byli oni jednak dość rozproszeni, co dawało mu pewne szanse.
    Przesunął dźwignię przyspieszenia do oporu i skierował się w stronę wrót, teraz pękniętych i leżących na ziemi. Zanim ktokolwiek zdołał zareagować posłał dwie torpedy w ogromny taras górujący nad dziurą wejściową. Taras zwalił się z łoskotem grzebiąc kilku nieprzyjaciół, ale na ułamek sekundy przed tym Dan wleciał do głównego holu pałacu. Za nim momentalnie utworzyła się ściana gruzu, tymczasem on sam zeskoczył z rozpędzonego ścigacza, przekoziołkował i wyciągnął swój karabin, prezentując przy tym mistrzowskie wyszkolenie pałacowego strażnika. Jego pojazd gnał dalej, aż uderzył o przeciwległą ścianę holu, wybuchł i pogrążył całą salę w dymie, który zmieszał się z pyłem, powstałym po zwaleniu się tarasu. Dan uklęknął i wzniósł swoją broń.
    Po chwili kurz zaczął opadać i generał coraz wyraźniej mógł zobaczyć wnętrze holu. Tak jak się spodziewał ujrzał czarne pancerze imperialnych szturmowców, nie spodziewał się jednak tak dużej ich liczby. Na razie byli zaskoczeni, ogłuszeni wybuchem, albo przestraszeni pojawieniem się tak niespodziewanego zagrożenia, kilku jednak już dochodziło do siebie i dostrzegło samotnego gwardzistę. Unieśli blastery.
    Zanim którykolwiek zdążył oddać strzał, Dan rzucił się w bok, celnym strzałem powalił najbliższą niewyraźną postać i pognał w kierunku schodów. Zgromadzeni w holu żołnierze przez chwilę patrzyli po sobie, po czym ruszyli za nim.
    Dan biegł doskonale znanymi sobie korytarzami, co chwila napotykając jakiegoś zaskoczonego szturmowca. Zwykle strzelał do niego, nim tamten zdążył wyciągnąć broń. Słyszał jednak za sobą odgłosy i wiedział, że uformował się już pościg. Nie minie dużo czasu, a zaczną się za nim sypać blasterowe strzały. Przeskoczył nad dwoma ciałami pałacowych gwardzistów i stanął w wąskim korytarzu, będącym odnogą korytarza głównego, który prowadził do sali tronowej. U jego wylotu stał odziany na czarno szturmowiec, który wyróżniał się wśród pozostałych białymi wypustkami na ramionach. Dan wiedział, że takie oznaczenia noszą niezwykle niebezpieczni grenadierzy i nie pomylił się: szturmowiec trzymał w dłoni działko dźwiękowe – niezwykle lekką broń, o sile rażenia zdolnej powalić cały oddział. Generał w ostatniej chwili uskoczył przed ogłuszającą falą, która przelała się przez korytarz i zatrzymała na ścigających go żołnierzach, którzy natychmiast padli jak rażeni piorunem. Ukrył się za rosnącymi po prawej stronie korytarza drzewkami. Kolejna fala dźwiękowa zerwała z nich wszystkie liście. Grenadier przestał strzelać i wyjął detonator termiczny. Odbezpieczył go i już miał rzucić kiedy trafił go jeden, pojedynczy blasterowy strzał. Krzyknął i upadł, z przerażeniem patrząc, jak detonator spada na ziemię.
    W chwilę później potężny wybuch wstrząsnął tą częścią korytarza. Malk opuścił karabin i podszedł do martwego grenadiera, którego siła wybuchu rzuciła o ścianę. Wziął z jego ciała drugi detonator, odbezpieczył i rzucił w sufit nad korytarzem, z którego przyszedł. Sufit zawalił się całkowicie odgradzając pościg. Dan chwycił działko dźwiękowe i ruszył w kierunku głównego korytarza.
    Zatrzymał się tuż przed nim i wyjrzał ostrożnie. Korytarz wypełniali Sithowie – i to nie zwykli szturmowcy, ale osobiści gwardziści Lorda Sayla, uzbrojeni w lance świetlne, szkolenie w Akademii na Coruscant, wprawni w posługiwaniu się Mocą. Przez chwilę generał zastanawiał się, jak poradzą sobie z falą dźwiękową, ale po chwili zrezygnował. Wolał nie ryzykować. Ostrożnie podkradł się do stojącego przy ścianie pomnika, przedstawiającego jednego z władców Clum. Przekręcił rękojeść jego miecza. Natychmiast za pomnikiem otworzyło się wąskie przejście. Generał ruszył przez nie, pogrążając się w ciemności.

    LINK

ABY DODAĆ POST MUSISZ SIĘ ZALOGOWAĆ:

  REJESTRACJA RESET HASŁA
Loading..