Przechodząc przez kolejne sale o ścianach ginących w odległym mroku i łączące je ponure korytarze Irian Bell - Prefekt miejskiej policji - nie mógł wyjść z podziwu dla pełniącego rolę jego przewodnika młodego akolity.
Jak wy to robicie ? Zapytał .
Muskularny bibliotekarz odsuwający właśnie kolejną krytą metalem płytę, pełniącą rolę przesuwnych uszczelnianych drzwi zatrzymał się w pół ruchu.
-A co dokładnie Lordzie Prefekcie?
-Jak odnajdujecie drogę w tej gmatwaninie? Przeszliśmy już z tuzin korytarzy i drugie tyle zastawionych regałami pełnymi ksiąg i zwojów sal . Dla mnie każda wyglądała niemal, lub dokładnie tak samo jak poprzednia.
-Są... subtelne różnice. -Powiedział uśmiechając się zagadkowo przewodnik.
-Od dwudziestu dziewięciu lat zawodowo zajmuje się udzielaniem odpowiedzi w oparciu o znalezione ślady i odczytane znaki. Wydawało mi się że jestem dość wyczulony na “subtelne różnice”, ale tutaj się gubię.
-Te są szczególnie subtelne- powiedział odwracając się ubrany w szarą tunikę młody człowiek – no i trzeba tu spędzić trochę czasu -dodał kończąc otwierać kolejne drzwi .
-”Trochę” -pomyślał krzywiąc się prefekt.
- o właśnie – znowu sala identyczna jak ta z której prowadził ostatni korytarz. -Jesteś pewien że nie chodzimy w kółko?
-Najzupełniej – odpowiedział mijając bliźniaczo podobne regały akolita.
Resztę drogi przeszli w ciszy zakłócanej tylko odgłosami ich kroków i przesuwanych kolejnych drzwi.
Kiedy wreszcie dotarli do “Sali Ksiąg” pełniącej rolę biura Mistrza Wiedzących, prefekt Bell zaczynał już odczuwać znużenie. Cieszył się więc że odziany w czarną szatę obszytą srebrno fioletową lamówką, najwyższy urzędnik biblioteki Thais nie kazał mu czekać tylko przyjął go od razu.
Siedzący po drugiej stronie okrągłego stołu otyły mężczyzna w nieodgadnionym wieku, podniósł swą łysą głowę znad opasłego, otwartego tomu, leżącego na poza tym pustym, lśniącym mahoniowym, blacie.
-Z tego co mi powiedziałeś wynika że
odpowiedź na twoje pytanie to “KLĄTWA SKORPIONA” zwana też “KLĄTWĄ JADEITOWEGO SKORPIONA”
-”Klątwa”? -zapytał zdziwiony Bell.
-Jak pisze mistrz Adgar Zelt w trzecim tomie jego dzieł “O Darach Bożych” -który tu widzisz - jest to jak czytamy : “nazwa trucizny wytwarzanej ze skondensowanego jadu zielonego skorpiona olbrzymiego, żyjącego na pustyniach Rivell. Trucizna Absolutnie śmiertelna. Nie ma na nią antidotum. W ciągu dosłownie sekund od podania trucizny ciało nawet najsilniejszego człowieka ogarnia paraliż i następuje zgon – jad Zielonego Skorpiona wchłaniany jest przez organizm niemal natychmiast po czym prawdopodobnie wydalany w postaci lotnej przez skórę. Wszystko to powoduje że w zaledwie kilka minut po śmierci jest niewykrywalny . Wyniki sekcji są zazwyczaj podobne. Ponieważ koroner nie znajduje żadnych urazów ukłuć, nacięć czy innych śladów na ciele denata jak też całkowity brak toksyn w jego organizmie stwierdza że człowiek po prostu nagle przestał żyć. -Zatrzymanie akcji serca itp -Innymi słowy “zgon nieco może i dziwny”- ale z przyczyn naturalnych.
Co ciekawe – po chwili ciszy kontynułował wiedzący - “dwu procentowy roztwór wody i jadu tego skorpiona wykorzystuje się też jako lekarstwo. Nasączone nim opatrunki powodują że po ranach nie pozostają nawet najmniejszy ślad , a sto mililitrów podawane przez około pół roku raz w tygodniu doustnie powoduje zanikanie starych blizn.”
Mistrz ksiąg ponownie spojżał badawczo w oczy Iriana -Z tego co mi wiadomo łaźnie i Domy Zdrowia Gelama oferują taką kurację swoim klientom. Niewielu jednak się na nią decyduje.
Dlaczego ?
Poza tym że jad jest niezwykle trudny do zdobycia przez co horrendalnie drogi to dodatkowo nawet w tak niewielkim stężeniu wywołuje bardzo nieprzyjemne skutki uboczne w postaci śpiączki przez jeden do dwóch dni po podaniu , po przebudzeniu zaś takiego bólu głowy że leczony ma ochotę ją sobie urwać.
No tak... Bell urwał i przez chwilę trwał w zamyśleniu -rozumiem ze żadna inna trucizna nie powoduje jako skutek dodatkowy zanikania blizn?
Żadna znana naszej nauce.
Irian potoczył wzrokiem po otaczajacych ich regałach. -Średnio wysokich na jakieś siedem metrów, uginających się pod ciężarem niezliczonych tekstów. Dłuuugimi rzędami rozchodzących się promieniście od centralnego punktu jakim był -w porównaniu niewielki -hall w którym siedzieli.
Aha – powiedział z przekąsem - myślę więc że śmiało można powiedzieć że żadna w ogóle. -czy poza Galemem ktoś w naszym mieście dysponuje tą substancją luba ma do niej dostęp ?
Niestety na to pytanie nie jestem w stanie udzielić odpowiedzi. Chciałem jednak zapytać o coś ciebie – w grymasie ciekawości bibliotekarz uniósł bezwłosą brew– Czy zgon który mi opisałeś przytrafił się komuś znanemu ?
Mistrzu Leonidasie domyślasz sie zapewne ze twej ciekawości zaspokoić nie mogę. Zabrania mi tego dobro i tajemnica śledztwa, już samo to że w ogóle zwróciłem się do ciebie z moim pytaniem było niejakim naruszeniem tej tajemnicy -i wierz mi -na pewno bym tego nie zrobił gdyby nie fakt iż w inny sposób nie zdobył bym odpowiedzi.
Hmm – mruknął uśmiechając sie Leonidas – zaiste, trudno jest uzyskać odpowiedzi nie zadając pytań.
Zaiste -potwierdził Bell prostując sie i powoli wstajac krzesła -Aczkolwiek niektórych pytań czasem lepiej nie zadawać w ogóle. Zasiedziałem się juz niestety a obowiązki czekają. Jeżeli pozwolisz Mistrzu ,chciałbym teraz do nich powrócić.
Oczywiście -odparł również wstając Leonidas - nie śmiał bym cię zatrzymywać Prefekcie , życzę szybkiego odkrycia prawdy w śledztwie nad którym pracujesz. -Quin -ten chłopiec który przeprowadził cię do mych komnat - pomoże ci także znaleźć drogę powrotną.
Powiedział wskazując skinieniem dłoni odzianego na szaro akolitę który nie wiadomo kiedy i skąd, cicho jak duch, pojawił się metr za plecami prefekta.
Bardzo dziękuję ci za twój czas i nieocenioną pomoc mistrzu Leonidasie. - Kłaniając się na pożegnanie powiedział Bell.
Nie masz za co dziękować prefekcie -odpowiedział również ukłonem Leonidas -Tak jak i ty, Jesteśmy po to by służyć.