Od razu zaznaczam, że to temat założony raczej dla osób związanych mniej lub bardziej z kościołem rzymsko-katolickim, bo dla nie wierzących / nie praktykujacych właściwie w obecnej sytuacji nie pozostaje nic innego jak się głośno zaśmiać. Nie ma sensu też toczyć debat nad zasadnością lustracji, która się toczy.
Więc do rzeczy. Jak wiadomo ostatnio dość głośna była sprawa biskupa agenta - Wielgusa (hmm nie wiem czemu mi się strasznie z Żywotem Briana kojarzy). Zostawiając sam problem współpracy na bok, którą sami nasi biskupi uznali swego czasu za grzech, skandaliczne jest zachowanie arcybiskupa, który przede wszystkim skłamał. Właściwie sprawa nie miałaby jak się rozwijać, gdyby za wczasu (czyli jakieś 3 tygodnie temu) powiedział prawdę, a zaczał się bronić, w czym pomogli mu przede wszystkim słuchacze Radia Maryja, znaczna część biskupów, z Prymasem Glempem na czele i jeszcze Gazeta Wyborcza . Jasne, każdy ma prawo do oborony, i zgadzam się, że powinno obowiązywać domniemanie niewinności, ale tu mamy bardzo dziwną sytuację, w której kłamstwo arcybiskupa, czyli to, co właściwie wielu wiernych boli najbardziej, znika, bo ważniejsze jest domniemanie niewinności.
Niestety świadczy o tym najlepiej dzisiejszy list biskupów, w którym poza drobnymi akapitami raczej unika się przyznania do błędów. A kto jeśli nie kościelni hierarchowie pierwszy powinien się uderzyć w pierś. Jednak dla po prostu skandalem jest to, co zrobiono dziś w diecezji płockiej, czyli cenzura listu, tak by wyciąć wszelkie zdania o szkodzie wyrządzonej wiernym i kościołowi kłamstwem Wielgusa.
Chyba najlepszym możliwym rozwiązaniem byłoby po prostu wymienie całej hierarchi w Polsce z góry na dół. Eh. Ręce opadają.