Z okazji zbliżającego się wielkimi krokami Roku Dwa Tysiące Siódmego, pozwoliłem sobie napisać takie oto malutkie opowiadanko. Enjoy i Happy New Year to all Star Wars fans!
Gwiezdne Wojny
Nowy początek
**********
Niespecjalnie lubię Coruscant. Jest zbyt tłoczne, zbyt głośne i praktycznie nigdy nie zamiera, nawet w obliczu zagrożenia. Co gorsza miasto na jego powierzchni ciągnie się w nieskończoność, nie dając żadnego odprężenia oczom, które na próżno wypatrują odrobiny zieleni i otwartej przestrzeni. Wszędzie tylko durabeton, durastal i transparistal.
Niemniej, pomimo wszystkich jego wad, ostatniego dnia standardowego roku nie chciałbym spędzić w żadnym innym miejscu galaktyki.
- Wen, pospiesz się! – powiedziałem z nutką irytacji w głosie, adresując słowa do swojej dziewczyny, która jak zwykle zbyt długo celebrowała pobyt przed z lustrem. – Na pewno już na nas cze...
Zamilkłem. Irytacja i zdenerwowanie prysnęły, ustępując miejsca podziwowi i zdumieniu. Wen - dla mnie piękna zawsze, wszędzie i w każdej sytuacji - w krótkiej błękitnej sukience, z rozpuszczonymi włosami łagodnie opadającymi na ramiona i olśniewającym uśmiechem na ustach mogła wygrać konkurs na Miss Coruscant.
- Jak wyglądam? – zapytała na pozór niewinnie.
- Cudownie – mruknąłem i w gorączkowym poszukiwaniu lepszych słów przypadkiem spojrzałem na ręczny chronometr. Szybko powróciłem do rzeczywistości. – Niech to! O tej porze nie złapiemy już żadnej powietrznej taksówki!
- W takim razie pójdziemy na piechotę. – Zanim zdołałem jej „wyłożyć” złożoność problemu pieszej komunikacji na Coruscant, Wen złapała mnie za rękę i pociągnęła do wyjścia. – Hej...
- To ty jeszcze przed chwilą mnie poganiałeś – wypomniała mi tonem tak łagodnym i zarazem tak stanowczym, że nie sposób było powiedzieć niczego złego.
- Racja. – Uśmiechnąłem się, pozwalając by Wen poprowadziła nas labiryntem ulic. W przeciwieństwie do mnie, nigdy nie gubiła drogi i zazwyczaj doskonale wiedziała gdzie iść. Kolejna rzecz, którą w niej kochałem.
Coruscant zawsze było kolorowe, ale w okresie tygodnia obchodów Nowego Roku dosłownie tryskało milionami niespotykanych barw. Tegoroczne uroczystości miały jednak przyćmić wszystkie poprzednie, bowiem po raz pierwszy od ponad dwudziestu pięciu lat Coruscant – nazywane w tym okresie obrazoburczym mianem Imperialnego Centrum – było naprawdę wolne. Widać to było na każdym kroku. Przez roztańczone i rozśpiewane ulice oraz podniebne kładki przelewały się kolumny Sullustan, Kalamarian, Bothan, Twi’leków, Wookieech, Bithów, Durosjan i setek innych ras inteligentnych, które – choć wciąż zagrożone powrotem wirusa Krytos - nareszcie nie bały się publicznie okazać swojej radości.
Na moją twarz napłynął uśmiech. Za czasów Palpatine’a i Isard równość ras była nie do pomyślenia. Nic tak nie napawało mnie większą satysfakcją jak fakt, że obchody końca roku przestały być jedynie świętem ludzi... no i że wreszcie radość z nadejścia nowego roku nie tłumił strach przed Imperium.
Kiedy o mały włos nie zderzyłem się z grupką Rodian, którzy już z wielką pompą rozpoczęli świętowanie, spojrzałem na chronometr i jęknąłem głośno.
- Wen, już się spóźniliśmy o godzinę...
- Ale na główną imprezę zdążymy, nie? – rzuciła entuzjastycznie moja ukochana.
- Skąd u ciebie tyle optymizmu?
- Bo ty jesteś pesymistą – odpowiedziała, śmiejąc się z taką beztroską i autentyczną radością, że cały mój zły humor zniknął w mgnieniu oka.
To przecież dzień radości, a nie smutku, pomyślałem. Każdy, nawet tak prosty człowiek jak ja, mógł sobie dziś odbić dwie i pół dekady nieszczęść. Z takiej okazji nie wolno było nie skorzystać!
Dotarliśmy na miejsce minutę, może pół przed czasem, zmęczeni, ale rozpromienieni i roześmiani jak nigdy dotąd. Ledwo nabraliśmy tchu, wraz z gigantycznym tłumem zaczęliśmy wielkie odliczanie. Miliony okrzyków w najróżniejszych językach rozniosło się w powietrzu, tworząc niewyobrażalną mozaikę dźwięków. Przez wszystkie przemawiała radość. Czysta radość.
10, 9, 8, 7, 6, 5, 4, 3, 2...
Oto na co czekaliśmy!
Jeden!!!
Tysiące eksplozji o tysiącu odcieni tysiąca barw zalało niebo planety-miasta, po raz pierwszy nie kojarząc się z wojną i śmiercią, lecz z nadzieją i życiem.
Nastał Nowy Rok!