Darth Tiglatpilesar napisał(a):
... Do tego dochodzi "kuszenie" Palpiego - nawet jeśli Anakin uwierzył, że można kogoś ocalić od śmierci dzięki odpowiedniemu użyciu Mocy, to powinien się zastanowić czy sam będzie w stanie tą moc posiąść. Trzeba znać granice własnych możliwości. An działał impulsywnie, bez zastanowienia i wydawało mu się, że nie będzie to miało żadnych konsekwencji. To jest niedojrzałość. Zwalasz wszystko na radę, bo go nie nauczyli co ma robić w tej lub innej sytuacji. Poza szkoleniem jest jeszcze mózg, którego należy używać m.in. w celu zastanowienia się, zanim się coś zrobi. W dodatku był samolubny i myślał tylko o sobie i własnych uczuciach.
________
Postaw się przez chwilę w jego sytuacji. Wyobraź sobie,że całe dzieciństwo spędzasz jako niewolnik i zapierdzielasz u jakiegoś nędznego handlarzyny by móc wogóle egzystować. Miłość matki jest jedyną rzeczą która dodaje ci sił.
Nagle zjawia się pewiem gość. Odkrywa,że nie jesteś zwykłym dzieciakiem. Badanie które na tobie przeprowadza wykazuje,że masz w sobie większy potencjał nieznanej siły,niż jakikolwiek inny wojownik w historii galaktyki. Poddaje cię próbie z której wychodzisz zwycięsko. Dostajesz propozycję,która może urzeczywistnić twoje najskrytsze marzenia. Możesz wyrwać się z otaczającej cię rzeczywistości i wraz z nieznajomym ruszyć ku odleglej galaktyce aby szkolić się na rycerza Jedi. Cena jednak jest wysoka,matka,najdroższa ci osoba w całym wszechświecie musi zostać i kontynuować swój żywot niewolnicy. Nie chcesz to tego dopuścić za żadne skarby, jednak po jej namowach decydujesz się na rozłąke.Obiecujesz,że kiedyś wrócisz i uwolnisz ją z tego koszmaru.
Niestety dwoja dalsza droga również nie jest usłana różami. Nie uzyskujesz akceptacji w oczach przywódców nieznajomego wojownika. Czujesz,że ci nie ufają,nie chcą cię zaakceptować. Boją się. Wiedzą,że jesteś jednym wielkim skupiskiem siły nad którym pewnego dnia nie będą w stanie zapanować.
Ze względu na pewne sprzyjające okoliczności dostajesz się jednak do zakonu. W twoim sercu robi się w między czasie miejsce dla jeszcze jednej kobiety. Od tej pory Padme i shmi są dwiema najważniejszymi osobami w twoim życiu. Trenujesz,walczysz i egzystujesz dla nich.
Z czasem dorastasz,uczysz się otaczającej cię rzeczywistości. Dość nieoczekiwanie na twojej drodze staje ktoś jeszcze - wujek dobra rada,który pokazuje ci,że punkt widzenia tak naprawdę zależy od punktu siedzenia. Republika,demokracja, wszystkie wartości których jedi przyrzekają bronić, tak naprawdę przestają istnieć. Korupcja, walka poszczególnych frakcji o własne korzyści biorą górę. Zaczynasz pojmować,że wartości których masz zamiar strzec zanikają. Co gorsza Jedi na każdym kroku próbują oczyścić twoje serce z bezwarunkowej miłości do twoich ukochanych. Próbują przetransformować się żołnierza, który jedyne przywiązanie powinien okazywać do poleceń rady.Wtłaczają ci bezwarunkowe posłuszeństwo ideą, które tak naprawdę w rzeczywistości nie istnieją.
Wybucha wojna,w między czasie tracisz matkę.Nie możesz nikomu zaufać i zwierzyć się z dręczacych cię wyrzutów sumienia, nawet twój mistrz którego kochasz jak brata zamiast zrozumienia,okazuje ci dezaprobatę. Zauważasz,że w przeciwieństwie do Qui-Gona, Obi jest przesiąknięty od stóp do głów wykładami rady, nigdy się im nie sprzeciwia, nawet gdy sam nie potrafi zrozumieć takich a nie innych poleceń. Jest ślepo posłuszny.
Wojna okrywa się chwałą. Mimo dwudziestu lat na karku dokonujesz rzeczy niemożliwych. W pojedynkę rozstrzygasz bitwy,ryzykujac życie dla spraw których przysiągłeś bronić. Ale mimo twojego heroizmu,mimo tego,że pozbawiasz wroga jego najsilnieszych żołnierzy, twój obóz cały czas ci nie ufa a gdy wkońcu twoje wizje ukazują śmierć najbliższej okazuje się,że nie masz do kogo zwrócić się o pomoc.
Jesteś zdesperowany. Na domiar złego otaczające cię osoby zaszczuwają cię jedni przeciw drugim. Rada kontra kanclerz,kanclerz kontra rada. Ciebie to nie intersuję,masz w dupie kanclerza,radę, wojnę,republikę, gdyż jako człowie z krwi i kości martwisz się możliwością utraty osoby,która jest dla ciebie najważniejsza na świecie.Nie interesują cię podchody poszczególnych stron, bo na tą chwilę najważniejsza jest Padme.
Pewnego dnia wujek dobra rada, zdradza ci pewien sekret. Prawdopodobnie kiedyś pewien użytkownik mocy opanował umiejetność ratowania ludzi przed śmiercią. Myślisz wtedy tak,jeżeli ktoś był w stanie tego dokonać dlaczego ja nie będę mógł posiąść tych umiejętności? Przecież mój potencjał przewyższa każdego użytkownika mocy w historii.Jeżeli ktoś tego dokonał i mnie się uda.
Nie myślisz logicznie,nie widzisz w tej opowiastce matactwa,gdyż jesteś zdesperowany. Moim zdaniem to analogiczna sytuacja z życia wzięta. Jesteś umierający,masz umierająca matkę,ojca, brata itd. Są nieuleczalnie chorzy ale ty wierzysz,że istnieje sposób aby do tego nie dopuścić.Dostajesz sygnał,że gdzieś tam praktykuje pewien znachor o reputacji cudotwórcy, który naturalnymi metodami potrafi dokonać cudów.Jako osoba patrząca na ten fakt z boku,pukasz się w głowę.Ale postawiony sam w takiej sytuacji,poprzez desperację próbujesz każdej dostępnej metody oby tylko nie dopuścić do tragicznego końca.
Sith ujawnia się i wmawia Skywalkerowi,że razem są w stanie tego dokonać. Ten się wacha, z jednej strony ma ochotę go zabić z drugiej zaś nie może przecież pozwolić aby ostatnia deska ratunku przepadła.
Postanawia oddać Palpa w ręce rady i moim zdaniem jest to kluczowy moment całej tej historii. Windu każe mu zostać. Możliwę,że wyczuwa targające młodym emocje ale w niczym nie usprawiedliwa to jego arogancji. Bagatelizuje przepowiednie a przede wszystkim wykazuje się niezwykłą głupotą przeceniając siły swoje i jego giermków w konfrontacji z mistrzem nad mistrze we władaniu potęgą ciemnej strony.Zastanawia mnie to po dziś dzień jakimi kryteriami kierował się Mace ciągnąc za sobą do walki z sithem swoich popleczników. Jeżeli Ventress skopała tyłek Kitowi na Cestusie,jeżeli Yoda nie był w stanie pokonać Dooku to jakim cudem "fantastyczna trójka" z Macem na czele miała pokonać tego najsilniejszego? I ty mówisz,że Skywalker był zuchwały i głupi...
Wracając do głównego wątku. Po tym co usłyszał od Mace,A., załamał się kompletnie. Okazało się,że cały otaczający go świat nie ma mu nic do zaoferowania.W takiej chwili Jedi nie są mu w stanie zaufać?Pytanie więc czy to kiedykolwiek nastąpi? Wszytskie wartości za które walczył, dla których ryzykował życie w porównaniu z miłością Padme okazały się bezwartościowymi kawałkami gówna.Dla kogo miał ją poświęcić,dla jedi?,dla przesiąkniętej korupcją republiki?
Stojąc w pokoju rady dokonał wyboru.Wiedział,że Mace prędzej sam zginie,niż pozwoli opuścić kanclerzowi gmach żywym. Zdawał sobie sprawę do czego zmierza cały ten cyrk.Miał łzy w oczach,gdy spoglądał na gmach świątyni, jednak zdecydował. Jeżeli Mace spróbuje zabić Palpa najpierw będzie musiał skrzyżować swój miecz z błękitną klingą wybrańca.
Oczywiście to działo się później ciężko wytłumaczyć. Lucas serwuje nam obraz w którym jedi który przechodzi na ciemną stronę, popada w pierwszej fazie przemiany w jakiś rodzaj choroby psychicznej. Oprócz tego,że gada od rzeczy to na dodatek działa niczym wytrawny samobójca.To cud,że mimo eskorty 501, przeżył masakrę w świątynie gdzie musiał walczyć ze sporą liczbą Jedi wśród której nie brak było mistrzów.Oczywiście każdego z nich rozmontowałby w pojedynkę ale w zorganizowanej grupie powinni zrobić mu solidne kuku. No i ten żałosny koniec starcia z Obim. Oczywiście spośród wszystkich Jedi, Obi był dla Skywalker najtrudniejszym przeciwnikiem (oprócz Yody rzecz jasna).Znał doskonale jego styl walki,gdyż odbył z nim mnóstwo walk treningowych. Taktycznie rozwiązał walkę znakomicie,unikał zamkniętych przestrzeni, wycofywał się na otwarty teren gdzie mógł zniwelować przewagę ucznia. Co chwila wybijał A., z rytmu, cofał się unikając starć bezpośrednich o ile było to możliwe. I gdy wydawało się,że platforma na która wskoczył A., będzie miejscem jego końca w sprytny sposób wycofał się na stały grunt. To co zrobił wtedy Skywalker jest jednak nie do wytłumaczenia. Przecież dobrze wiedział,że jeżeli zaatakuje go w ten sposób-przegra. Nic go nie mogło uratować,potencjał,wujek dobra rada czy nawet opatrzność mocy. To tak jakby liczył,że wsadzi łeb w paszczę rancora i wyjdzie z tego bez szwanku.
Moim zdanie kalectwo było karą za jego czyny. Moc której prawdopodobnie był tworem odwróciła się od niego w momencie gdy wybrał drogę sitha i tworząc fałszywy obraz rzeczywistości,popychała go w ręce sprawiedliwości. Karą za jego zbrodnie była droga menczennika.W jednej chwili starcił wszystko, nieograniczoną potęgę oraz kobietę którą kochał.