Sam wyjazd do Poznania był podejrzany, bo i Leo pojawił się na dworcu w miarę przed czasem, a kolejni uczestnicy wycieczki jak choćby Malak, znikali w tajemniczych okolicznościach przed samym wyjazdem.
Droga zaś była długa, żmudna i męcząca z wieloma trudnościami, jak choćby wymiana podwozia, bo w Wielkopolsce tory kolejowe mają rozstaw o 89 mm szerszy niż normalnie, dobrze, że lekarz przypisał mi lepszą dawkę, dzięki czemu nie musiałem się stresować zaistniałą sytuacją. Co gorsza współpasażer ze śląska pił rum i śpiewał przez sen. Na szczęście konduktor był uczynny i obiecał nas poinformować, że następną stacją będzie Poznań. Jakież było nasze zdziwienie, gdy na peronie NIKT na nas nie czekał, a tabliczka pod wejściem do gmachu dworca miała napis „Poznań Dębiec”. Po krótkiej dyskusji i podliczeniu głosów (Za głosowałem ja, Chewie, Rusis, Leo i ooryl, przeciw Mroczny Urthona), uznaliśmy, że lepiej będzie zakraść się bez biletu do najbliższego pociągu i przejechać się na gapę na Dworzec Główny w Poznaniu.
Oczywiście gdy już tam dotarliśmy, ponownie NIKT na nas nie czekał. Nie było ani róż, ani czerwonego dywanu, ani dzieci rzucających kwiatki pod nogi, ani chleba ani soli. Nie wspomnę, że nie było nawet czekających, choć niektórzy świadkowie twierdzą, że na dworcu był Lord (tfu Lady) Aragorn i Halcyon, acz podobno widziano ich tylko w sytuacji in figlanti. W sumie to by tłumaczyło późniejszą rozmową z LA, która szukała chrzestnych dla swojego przyszłego dziecka.
Na dodatek, okazało się, że ekipie od pogody również nie udało się dotrzymać obietnic i lało jak z cebra, pioruny ciskał chyba sam Thor, co siedział na chmurnym tronie a wokół niego latały chmurne wozy z Bespin, podobno opierał się również o rafinerię gazu Tibanna, ale to tylko pogłoski. Innymi słowy pogoda była pod psem, a jak wykazało dochodzenie był to pies Zaxa!
Na szczęście jakoś trafiliśmy do czegoś, co można by nazwać centrum Poznania, choć oczywiście sklep ogólnoeortyczny Beate Uhse, trudno uznać za zabytkowy. Jeszcze ciekawsza jest obecność w tamtej okolicy wujka Zaxa, ale tu nie ma co się rozwodzić, czy i dlaczego wychodził z tego sklepu, bo ważne jest to, że nas ogarnęła panika, żeśmy się zgubili, a wujek nas uratował! Był dzielny i wspaniały, opanował szybko krzyczącego w panice w niebogłosy Urthonę, płaczącego ooryla i dzwoniącego po pomoc Rusisa. Zax niczym superman z długoPISu Mrocznego Bartosza [znanego wcześniej jako Burzol] uratował nas, i zaprowadził wpierw do swego apartamentu, obok którego znajduje się kino, więc ma blisko, zwłaszcza, że repertuar podobny do tego, znajdującego się w wyżej wspomnianym sklepie. A następnie, po tym, jak część ekipy (to jest Rusis i Leo), zostawiła swoje plecaki, walizki, tobołki i resztę taboru, w domostwie wujka, poszliśmy do ekskluzywnej restauracji pod skoczną nazwą „Popend”. Oczywiście niektórym, jak Leonidasowi kojarzyło się to wyłącznie z fizyką [mówi się Fizykiem – przyp. Misiek], a dokładniej z zasadą zachowania się pędu, która mówi, że jeśli na dany układ fizyczny nie działają żadne siły, to pęd tego układu jest stały. Z tej regułki wynika też zasada zachowania się popędu, acz w wystroju knajpy nie było żadnych elementów związanych z tą dziedziną wiedzy. Na ścianach nie wisiały amperomierze, śrubki, wahadełka czy inne takie, nie było też kulek (no może były, ale nie takie o jakie nam chodzi). W zamian za to znaleźliśmy np. jedną ścianę pomalowaną na czerwono ze szpetnym i budzącym powszechne oburzenie moralne rysunkiem. W środku El Rey, który z powodu wieku kazał mianować się Nestorem i wkrótce Zax próbowali jakoś tę tanzbudę doprowadzić do stanu używalności. Leszcz (obywatel miasta Leszno) układał właśnie kafelki w ubikacji, kleił je na kropelkę, bo nie było czasu by szybko schły, a sam wujek przyklejał plakaty w miejsce dziur w ścianie. Barman wspominał jak to było fajnie, gdy robił za Dartha Maula. Wkrótce rozpoczęliśmy oczekiwania na resztę ekipy, a ta powoli przyszła i zaczęła się rozgaszczać na miejscu. A byli tam i Halcyon, i Lady Aragorn, i Mroczny Bartosz, i Carnoks Iniro, i Darth Piotr, i Kolarz, i Harpoon, i Lady Morte, i Tori, i Sonya, i Zebrzasta, i Banita, i Seishiro, i całe mnóstwo ludzików, których nie w sposób wymienić, bo nie wszystkich pamiętam czy znam. Rozsiedliśmy się przy stołach i zaczęły się tańce, hulanki i swawole, był tort i świeczki. Tort miał być kremowy, ale wyszedł śmietankowy, czyli kolejna plama [acz pominę tu fakt, że piszący te słowa woli tort śmietankowy, bo to nie przystoi tłumaczyć kolejny błąd ]. Była też pizza, no i rozpoczęły się gry. Tu ograłem Nestora z kretesem w miniaturki, zabiłem mu nawet Mace’a Windu. Przegrałem z Harpoonem, acz walka była MOCNO nie równa, ja miałem dwie figurki na planszy, on miał pluton egzekucyjny, dwadzieścia dwie figurki i jeszcze podpiłowaną kostkę. Potem przerzuciłem się, na TCGa, tu zremisowałem przeciw połączonym siłom ooryla i Lady Morte (ciekawe czy ich rodzice wiedzą, że się łączyli... hmm.. myślę, że do 17:00 się dowiedzą ). W między czasie przyjechała też Gilraen z Lady Este. Na koniec ograłem Lady Aragorn i Lady Este w kości. W ferworze walki okazało się, że Nestor za młodych czasów spłodził przodków Halcoyna, więc jest jego wujkiem, cóż czyli wynika z tego, że mieszkaniec Polic jest po części Leszczem . Punkt 18:00 Lady Aragorn wyszła natomiast do domu, bo rodzice wychodzili na imprezę, więc miała cały dom dla siebie i Hala. Gdy zaproponowałem im przydzielenie na noc przyzwoitki, oberwało mi się, że się wtrącam, że nie po to pozbywała się rodziców, by im się ktoś po domu kręcił i przeszkadzał. Ponieważ LA robiła się na bóstwo, Hal musiał zostać jeszcze półtorej godziny w Popendzie. Inna wersja tych wydarzeń mówi, że chodziło o to, by rodzice nie widzieli Hala przed ślubem, bo to niby pecha przynosi.
Tymczasem wujek Zax zabrał mnie i Chewie do siebie na pyszny żurek, najlepszą część spotkania i właściwie po nią tylko przyjechaliśmy, bo na pewno nie po to, by Darth Piotr mi nazwymyślał, że robię więcej syfu niż czterech pijanych. Po drodze okazało się, że Zax ma psa, łyżew Irlandzki imieniem Vader (i tu jest tak jak mówiłem, wcześniej nie ma rasy wyżeł irlandzki, jest tylko seter irlandzki, które zalicza się do rasy wyżłów). Ale jak się później okazało, Zax dał się nabrać i ten jego pies wygląda prawie jak kot, poza tym, że wujek przemalował go na czarno i doczepił pelerynkę.
Potem wróciliśmy, ale już sporo towarzystwa nie było. Podchmielony Mroczny Bartosz śpiewał „Yup Nup”, był to niewątpliwie dalszy ciąg afery, która wybuchła na ognisku u Banity, gdzie Freedon i Carno z kilkoma innymi zwyrodnialcami robili to: [url] http://youtube.com/watch?v=ZmTMmp7uFhY[/url], jest to niewątpliwie przyczyna rychłego upadku Lasu Ewoków b.php?nr=239191. A tak przy okazji Ewoków warto dodać, że konkurs z Forrest Wars zwyciężyła honorowo Chewie, a drugie miejsce zajął Mroczny Urthona. Potem niestety nie pamiętam dokładnie, co się działo... może kiedyś sobie przypomnę. A co do Mrocznego Bartosza na jaw wyszły jego dziwne skłonności seksualne, ale niech sam się z nich tłumaczy. Teraz wiemy, czemu rzucił się wtedy na tych skinów, po prostu to chłopcy w jego typie. W między czasie dotrali Gunfan i Jaya.
W każdym razie skończyliśmy na dworcu czekając na pociąg, a Nestor odkrył kolejnego bratniego leszcza. Wyrzuciliśmy ich z pociągu, bo nie chcieli wysiąść w Lesznie, a my udaliśmy się do Wrocławia.
Za wszystkie wrażenia bardzo dziękuję, przede wszystkim Zaxowi za żurek, Carnoksowi za obsmarowanie twardego, Jacksona, Melipone’a i Wedge’a. Chyba, żeśmy już o literaturze rozmawiali, to wtedy by wyszło, że W. Antilles jednak nie sypia z Odelią. Nestorowi i Morte, za to, że nawet gdy mówię, że żartuję to i tak wierzycie. Mrocznemu Bartoszowi za Ewoki, i całej tej waszej sympatycznej gromadce, której mordki przyszło nam wczoraj oglądać. Kolarz, Bendu, oby was więcej na forum było
Bardzo udane spotkanko . Do zobaczenia następnym razem....