No i tak o to nadszedł dzień, w którym zaprezentuję Wam Forest Wars 4 cóż....miałem się zamiar jeszcze trochę porozwodzić nad tym, ale po prostu życzę Wam miłej lektury i czekam na komentarze
Forest Wars
Episode IV
Prolog
W bardzo odległym od Lasu Ewoków miejscu, wysoko pośród panteonu bogów w przestronnej Sali siedziało dwoje ludzi.
- Ładny ruch, ceto. – skomentował JORUUS jej ostatnie posunięcie. – Ale co powiesz na odwrócenie figur? Teraz ja go przejmuje.
Postawił na szachownicy nową figurę.
- On? Przecież P…- nie dokończyła zdania, ponieważ do sali weszła nowa osoba.
Przybysz był okryty czarnym płaszczem, który skutecznie uniemożliwiał jego rozpoznanie. Tajemnicza postać podeszła do stołu.
- Chciałbym się przyłączyć do waszej gry. – rzekł i położył na stole sakiewkę z figurami.
- A kim żeś jest, skoro chcesz grać z bóstwami? – zapytał JORUUS.
Przybysz zdjął kaptur.
- To nie możliwe… - powiedziała zdumiona ceta.
- A jednak. – odpowiedział Yard Still uśmiechając się złośliwie.
Chapter 1 – Odbudowa, czyli Las na odwyku
Wojna się skończyła. Zwaśnione frakcje musiały zacząć współpracować by odbudować wyniszczony Las Ewoków. Siły polityczne, oraz militarne połączyły się aby sprostać temu zadaniu. Większość bohaterów ostatniego konfliktu postanowiła włączyć się w dzieło odbudowy, stając się dowódcami, politykami czy strażnikami prawa – Jedi.
Przed nowo wybranym prezydentem Lordem Sidiousem stało ciężkie zadanie połączenia tych wszystkich frakcji w jedną. Za najważniejsze uznał zjednoczenie floty i armii, aby zapobiec ewentualnym wojnom domowym czy konfliktom z wykorzystaniem właśnie tych sił. Tak właśnie powstały Leśne Siły Defensywne, zwane w skrócie LSD….
Kwatera Główna LSD, przy Alei Wojska Ewockiego, Forest-City
W tłocznej wojskowej kantynie krzątali się liczni oficerowie, spędzając na rozmowach ostatnie chwile czasu wolnego przed ponownym wyruszeniem do pracy. Średniego wieku mężczyzna, maszerując w zielonym mundurze Admirała Floty, skierował się do bocznego wejścia. Prowadziło ono do mesy oficerskiej. Gdy do niej wkroczył poczuł chłód klimatyzowanego powietrza, jak i przestrzeń wolną od tłoku. Przysiadł się do stolika, przy którym siedziała już kobieta ubrana w identyczny mundur.
- Widzę, że obiad jak zwykle bezmięsny z twojej strony. – zagadnęła go pani Admirał. – Ale powiedz mi skąd wytrzasnąłeś Piwny Schabowy. Przecież w wojsku się go nie podaje.
- Droga Kasis, trzeba mieć znajomości u szefa kuchni. – odpowiedział spokojnie Admirał.
- A któż nim został? Chyba nie Duży Kyle?
- Tak właśnie on.
- Przecież on w ogóle nie zna się na gotowaniu! Ciekawe jaki kretyn go wybrał.
- Ten kretyn stoi właśnie przed tobą z niedostępnym Piwnym Schabowym.
- No tak, jak zwykle Cię nie doceniłam Miśku.
- Tak jak wtedy w bitwie o Gil-City.
- Dokładnie. Przecież twoje osiem małych okrętów nie miało szans. Może tylko twój okręt flagowy mógł coś zrobić.
- A jednak udało nam się zniszczyć pierwszy z twoich okrętów.
- Ale kosztem trzech twoich, Miśku. I wtedy bym odniosła sukces, gdyby nie…
- …Gdyby nie mój abordaż. Tak, wpadłem na ten pomysł w ostatniej chwili.
- Ale jaki to pomysł! Abordażować okręt flagowy własnym okrętem dowodzenia. Podobno mają zamiar nazwać ten manewr „Gambitem Miśka”.
- Och, jak zwykle przesadzają. Po prostu miałem szczęście.
- Oboje mieliśmy, że pokój nastąpił w chwili kiedy wyglądało, że oboje zginiemy przy szturmie na mostek.
- A tych, którzy naprawdę znali się na walce już nie ma z nami.
- Tak, tylko większość z nich odeszła. Twardy ukrywa się gdzieś na obrzeżach lasu, Strider wrócił do zawodu najemnika, Yuri został przywódcą Wooczego Separatystycznego Komitetu (WSK).
- To kto nam został?
- Wciąż mamy okrzykniętego bohaterem narodowym Leonidasa. W końcu jest „gościem, który przeżył”. Do dziś nie wiem jak to zrobił.
- Jedyny z 300 Ewoków. A poza nim mamy tylko jeszcze Vuę i Burzola.
- A Andaral?
- On? Jest obecnie bardziej politykiem niż dowódcą.
- To jest dzielniejszy od nas, bo polityka to prawdziwe piekło.
- Popieram. Zdrowie za to, że nie jesteśmy politykami. – podniósł w górę metalowy kubek pełen napitku.
Przestrzeń powietrzna Forest-City
Drewniany jacht pochodzący ze stolicy dawnego Wooczego Imperium szybował majestatycznie między strzelistymi blokami Forest-City. Eskortowały go dwa woocze myśliwce przechwytujące klasy Szpon. Zmierzali do wysuniętego lądowiska Leśnego Parlamentu. Powietrzny pojazd wylądował na twardym Żulbetonie i opuścił rampę, po której zaczęła schodzić majestatycznie pani poseł Platformy Wooczego Narodu. Nagle w jednej chwili nastąpiła eksplozja i z wnętrza jachtu wypłynęła szara piana zalewająca schodzących Wookieech. W mgnieniu oka cała ich sierść stała się sucha niczym trawa upalnym latem i opadła na rampę. Zaraz za sierścią na rampie wylądowali drapiący się Wookiee.
Piloci obu myśliwców wyskoczyli ze swoich maszyn i podbiegli do poszkodowanych. Piana zdążyła się już rozpłynąć. Jeden z pilotów- a właściwie pilotka- zdjęła hełm i podbiegła do pani poseł.
- Przepraszam cię. – powiedziała pilotka klękając przy leżącej. – Nie wiedziałem, że takie coś może się stać.
- Nic się nie stało, pani. – odpowiedziała słabym głosem posłanka. – To był mój obowiązek. A ty musisz brać udział w posiedzeniu parlamentu. W końcu wybrał Cię wooczy naród.
Chewie powoli wstała i spojrzała na gmach Parlamentu. Jeśli to ma tak wyglądać cały czas, to moje zadanie może być trudniejsze niż sądziłam, pomyślała.
Świątynia Jedi, Forest-City
Pierwsze posiedzenie rady. Halcyon i Otas zebrali większość znanych im Jedi, by określić ich zadania. Tak właśnie przy okrągłym stole znaleźli się Jaya, Lady Aragorn, Lady Este, Burzol i wierny druh Otasa – Calsann.
Otas wstał.
- Zebraliśmy się tu, by naprawić Zakon Jedi i przywrócić jego działalność. Lecz najpierw powinniśmy wybrać przewodniczącego rady. Proponuję Halcyon’a.
Hal rozejrzał się zdziwiony wymówieniem jego imienia. Był właśnie zajęty pisaniem sms-a, czyli swoją zwykłą dzienną czynnością.
- Ja? – zapytał zdziwiony. – Chyba żartujecie. Nie znam się na tym. Ale moim zdaniem ty byłbyś w tym świetny.
- Hal ma rację. – stwierdziła Jaya. – W końcu przewodziłeś Wesołej Gromadce, masz w tym doświadczenie. Nie uważacie?
Wszyscy przytaknęli.
- Dziękuję wam wszystkim. – powiedział Otas. – Zatem przejdźmy do szczegółów. Obecny tutaj Mihoo obiecał zaopiekować się naszą biblioteką i archiwami.
Wskazany Jedi, siedział milcząco w kącie sali. Kiedy Otas go wywołał kiwnął cicho głową i wrócił do pracy na swoim datapadzie.
Tymczasem Otas kontynuował swoje przemówienie.
- Jaya powinna dalej organizować „Jedi Dream Team”, czyli grupę szybkiego reagowania. Generał Burzol jest naszym łącznikiem z siłami LSD, zaś uważam, że Lady Aragorn powinna zostać naszym łącznikiem z Prezydentem Sidiousem i Parlamentem. Co Ty na to?
- No jeśli nie ma nic lepszego do roboty, chętnie się tym zajmę. – stwierdziła LA.
- No to załatwione. Stałe stanowiska zostały obsadzone. Tymczasem uważam, że ktoś powinien zająć się śledztwem w sprawie zamachu na panią poseł, o którym zapewne już słyszeliście. Może ty Hal się tym zajmiesz?
Hal oderwał wzrok znad swojej komórki.
- Tak, tak, żaden problem. – powiedział i machnął ręką.
- Tymczasem ja i Cal udamy się sprawdzić co się stało z Anorem, który wyruszył do zniszczonej Świątyni Żyto na północy. Wciąż nie dostaliśmy od niego żadnej odpowiedzi.
Plac Chwały Chewie, Nowe Woocze Miasto
Wookiee o dość ciemnej, brązowej sierści szedł spokojnie jednym z wiszących chodników. Właśnie się oddalał od remontowanego przez ewockich specjalistów Wooczego Gmachu Zwycięstwa. Był to dość zabytkowy budynek, który ewockie władze zaproponowały odremontować. Wszystko finansowała Ewocka Fundacja „Podaruj dzieciom Las”.
Wooczy osobnik był już stosunkowo daleko. Musiał odejść zanim to wszystko runie. Lecz nagle poczuł głód. Potworny głód. Spojrzał za siebie. Na rogu skrzyżowania, tuż przy gmachu znajdował się Dönner Kebab. Czym prędzej się zawrócił i zamówił sobie wielki kebab. Kiedy wracał ze swoim pięknym, smacznym, wielkim posiłkiem w dłoni i mijał wooczy gmach usłyszał trzask łamanej konstrukcji. Zaczął czym prędzej biec. Gałęzie padały dookoła niego. Wykonał ostatni unik i znalazł się poza zasięgiem odłamków. Spojrzał na swój kebab. Był cały zielony od kory z drzew. Jednym ruchem ręki Wook strącił zielone fragmenty i wchłonął w siebie posiłek za jednym razem.
Tak lepiej, pomyślał z zadowoleniem.
Tymczasem Wookiee zbierali się przy ruinach Gamchu. Wszyscy krzyczeli gniewnie na ewockich pracowników.
- To sabotaż! – krzyknął w stronę Ewoków Wookiee #7291 i usunął się w cień.
Tłum podłapał jego słowa i w ciągu kilku chwil zaczął rzucać odłamkami w Ewoki. Zadowolony z siebie Wookiee wszedł w ciemny zaułek i po chwili wyszedł z niej jako Gunganin.
Jak ja kocham moją pracę, pomyślał ze złośliwością Egzekutor #7291.
Chapter 2 – Gierki Słowne
Parlament, Forest-City
Olbrzymi gmach Leśnego Parlamentu, zwanego Bastionem (np. Bastionem Leśnokracji) pozostawiał w cieniu wszystkie okoliczne budynki. Obok Pałacu Wschodzącego Słońca Jej Cesarskiej Mości był największym budynkiem w Forest-City. W ogromnej i okrągłej Sali Parlamentarnej zbierali się posłowie na pierwszym, tegorocznym posiedzeniu, a kolejnym w historii Leśnokracji. Pośrodku sali siedział prezydent w osobie Lorda Sidiousa.
Kiedy Chewie zajęła swoje miejsce na mównicy właśnie przemawiał prezes partii Samookaleczenie – Shedao Shai. Wykrzykiwał coś czego Chewie nie mogła usłyszeć i pokazywał nieuprzejme gesty w stronę Prezydenta i ministrów. Chewie podeszła do głośników umieszczonych na jej balkonie.
- Kłamiecie jak bure suki! – kontynuował swoje oskarżenia Shedał – Jebać administrację! Mam was wszystkich chu…
W tym momencie dwóch agentów SB (Straż Bastionu) usunęło Shedao Shaia z mównicy. Na jego miejsce wkroczył Marszałek Parlamentu – Andaral.
- To karygodne zachowania należy ukarać! – krzyknął. – Wnoszę wniosek o zbanowanie Shedao Shaia na miesiąc zebrań parlamentu!
W tym momencie w Parlamencie wybuchł wielki harmider. Część posłów zaczęła bić brawo, zaś druga część, składająca się w większości z Samooklaczenia i Ewockiego Stronnictwa Pijących pod przywództwem Miamiego skandować i wyrażać sprzeciw.
- To samo czeka osoby, które będą zachowywały się nienależycie w Parlamencie!
Na sali wybuchły zamieszki. Agenci SB ostatecznie poradzili sobie z protestującymi posłami i po godzinie można było wznowić obrady. Na mównicę wkroczyła Chewie.
- Szanowni posłowie i szanowne posłanki! Muszę z przykrością oznajmić wam, że sytuacja w Lesie wraca do tego, co poznaliśmy w trakcie wojny! Najlepszym tego przykładem był dzisiejszy zamach na moje życie! Dlatego tym bardziej uważam, że powinniśmy doprowadzić do całkowitego rozbrojenia Lasu i co za tym idzie do ograniczenia sił LSD! Tylko tak możemy nie dopuścić do dalszego rozlewu krwi i utraty sierści!
Tajny apartament Lorda Sidiousa, Forest-City
W przestronnym i ciemnym pomieszczeniu, pośrodku skromnie umeblowanego pokoju, siedział przy swoim biurku Lord Sidious. Zajmował się tym, co zawsze – knuł plany i intrygi. Tym razem musiał pozbyć się niestety jednego ze swoich pionków. Zaszła za daleko, myślał, zaczęła mi przeszkadzać. Jego rozmyślanie przerwało przyjście długo oczekiwanego gościa. Drzwi od apartamentu otworzyły się.
- Witam cię, prezydencie.
- Ach, Ricky, oczekiwałem ciebie. – powiedział Lord na widok Prime Ciemnego Przydupasa. – Usiądź, proszę.
Ciemny Jedi zajął wskazane miejsce.
- Podobno masz dla mnie jakieś ważne informacje – rozpoczął Sidious.
- Tak, Lordzie, jak zwykle jesteś dobrze poinformowany. – powiedział Ricky. – Może zacznę od spraw przyziemnych. Podobno potrzebujesz płatnego zabójcy. Mam kogoś, kto się do tego nada. Tylko powiedz mi kto jest celem?
- Jedna z posłanek PWN.
- Chewie.
- Dokładnie.
- Załatwione, Lordzie. A teraz przejdę do ważniejszych rzeczy. Słyszałeś kiedyś coś o Leśnych Bóstwach?
- Tak, miałem okazje usłyszeć co nieco.
- Zapewne wiesz, że toczą ze sobą pojedynek. Każde z bóstw sprzyja jednej ze stron. Kiedy któraś ze stron przegra, tak przegra i bóstwo. Oczywiście działa to też w drugą stronę.
- Do czego zmierzasz?
- Otóż, jeśli by ludzie przestali wierzyć i czcić jedno z bóstw, straciłoby ono %Moc% i przegrało. Razem z nim strona, którą popierało.
- Bardzo ładnie. Tylko skąd wiadomo kto popiera kogo?
- Stąd. – powiedział Ricky wyciągając jakiś dziwny przedmiot na stół. Stała tam butelka. Ale nie jakaś zwykła. Była żywa.
- Imponujące….- powiedział Lord i zaczął ją oglądać.
Po godzinie badań i odświeżania archiwów Lord znalazł, to czego chciał. Dzięki tej butelce można porozumieć się z którymś z bóstw. Z tym, które nam sprzyja, pomyślał Lord Sidious.
- Wspaniały prezent, Ciemny Przydupasie. Ale czego pragniesz w zmian?
- Władzy.
- Spodziewałem się tego. Proszę, weź to. – powiedział Lord podając mu datakartę. – Znajdziesz tu wszystko czego potrzebujesz, by wykonać dla mnie pewne zadanie. Dzięki temu zdobędziesz też władzę.
- Dziękuję, Lordzie – Ricky wstał i skierował się do drzwi.
Głupi, pomyślał Ricky, ta zabawka połączy go tylko z jednym bóstwem. Z należytym. Uśmiechnął się do siebie w duchu i wyszedł.
Poselskie Apartamenty, Forest-City
Dwie postacie w strojach Jedi przemierzały hol budynku należącego do Parlamentu. Znajdowały się tutaj apartamenty wszystkich posłów, którzy mieli zbyt daleko do swoich mieszkań, by wracać do nich między dniami obrad. Obydwoje Jedi wkroczyli do windy.
- Na które piętro mamy jechać, mistrzu? – zapytał młodszy Jedi.
Hal spojrzał na swoją komórkę.
- Pisze, że na ostatnie.
- Czyli 113 piętro.- powiedział padawan i wcisnął odpowiedni przycisk.
Winda ruszyła z ogromną, acz nieodczuwalną dla pasażerów prędkością. Po chwili drzwi się rozsunęły i byli na górze.
- Szukamy Apartamentu numer 1138. – powiedział Halcyon.
- To chyba tamten, mistrzu. – powiedział młodszy Jedi i wskazał drzwi naprzeciw nich.
Były ogromne, wykonane z ciemnego, solidnego drewna. Ozdoby wykonane ze złota, zapewne prawdziwego. W końcu byłą Imperatoroszkę stać na luksus. Obydwoje podeszli bliżej i zadzwonili. Po chwili drzwi się otworzyły, ukazując drobną postać obecnej posłanki.
- Hal, cóż za niespodziewana wizyta! – powiedziała Chewie ściskając mistrza Jedi. – A któż jest razem z Tobą?
- To mój padawan, Fynar. Niestety chciałbym też, żeby sprawa, w której przybyłem była tak szczęśliwą.
- Wysłano was do mojej ochrony?
- Tak, właśnie po to.
- No cóż, zatem wejdźcie, Może się czegoś napijecie?
- Masz może trochę słynnej wooczej whiskey?
- Oczywiście, zaraz podam. A co dla twojego padawana?
Fynar spojrzał błagalnym wzrokiem na mistrza.
- Woda.
Uczeń skrzywił się.
- Nie mogę czegoś mocniejszego?
- Wybacz, ale nowe prawo mówi o zakazie spożywania alkoholu przed ukończeniem 16 roku życia.
- Próbowałam je znieść. – wtrąciła Chewie. – Lecz zbyt wielu posłów obawia się, że może przynieść to szkodę dla Lasu.
- Och…no dobrze. – powiedział niezadowolony Fynar.
Świątynia Żyto, północna część Lasu
Ogromny gmach w kształcie olbrzymiej, stojącej butelki wyróżniał się od okolicznego, płaskiego terenu. Budowla, wzniesiona jeszcze w początkach istnienia Lasu, należała do tzw. Leśnych Cudów. Teraz, po wielu latach zapomnienia, była zarośnięta przez pobliską, dziką winorośl. Górna część monumentu Ery Andrzeja Żyto została lekko uszkodzona, zapewne podczas jednej z licznych wojen.
Dwie postacie wspinały się po zniszczonych i zarośniętych schodach Świątyni.
- Myślisz, że to dobry pomysł? – spytał jeden.
- A jak inaczej mamy znaleźć Anora? – odpowiedział drugi.
- No tak, ty tu rządzisz.
- Oj Cal, jeśli się boisz, możesz zostać.
- Sam w dżungli? To ja już wolę wejść do świątyni.
- No widzisz? Więc nie marudź.
Oboje wkroczyli do świątyni. Pierwsza sala była przestronna, zaś na jej środku znajdował się ołtarz, na którym w dawnych czasach przelewano hektolitry wódki. Podróżnicy skierowali się w stronę schodów. W komnacie tuż przed „szyjką” świątyni znaleźli archiwa. Były już wcześniej przez kogoś używane.
Cal zasiadł do komputera.
- A to ciekawe. – powiedział, jakby sam do siebie.
- Co jest ciekawe? – spytał Otas.
- Okazuje się, że mimo tego, że świątynia była opuszczona komputer był podłączony do ogólnoleśnej sieci i archiwizował wydarzenia.
- Czyli tutaj jest wszystko?
- Tak, dokładnie.
- Poszukaj informacji o Anorze.
- Znalazłem. Proszę, przeczytaj.
Otas zaczął powoli czytać dokładny życiorys Anora. Po chwili chwycił się za głowę.
- Coś się stało? – spytał Cal.
- Czytaj to! – powiedział Otas wskazując coś palcem.
- Przecież to niemożliwe!
- A jednak…
<<
-…. Mam siostrę!
Czym prędzej spakowali swoje rzeczy, skopiowali dane i wybiegli z sali archiwalnej. Zbiegli po schodach i wkroczyli do sali ofiarnej. Spojrzeli w kierunku wyjścia i ujrzeli wysoką postać stojącą w wejściu.
- Czekałem na Ciebie.
Przybysz był ubrany staroświecką , metalową zbroje i trzymał w ręku czerwony miecz świetlny.
- Kim jesteś? – spytał Otas.
- Jestem Darth Windykatorus!
Tajna baza separatystów, gdzieś w Lesie Ewoków
W przyciemnionej sali znajdującej się głęboko pod powierzchnią Lasu Ewoków znajdował się duży, okrągły stół. Siedziały przy nim cztery osoby. Stylichon, bogaty właściciel Bimbrowni, Rusis, przywódca separatystycznej grupy Ewoków, Yuri, przywódca separatystycznej grupy Wooków i jego brat, Celediv. Wszystkich łączyła niechęć do obecnej władzy w Lesie. Każdy z nich miał środki, by móc prowadzić własną wojnę przeciw Leśnokracji. A jednak ktoś zebrał ich wszystkich razem.
W tym momencie do auli wkroczyła postać ubrana w wykwintne, czarne szaty.
- Witam was wszystkich – rozpoczął przybysz. – Jestem hrabia Syrenko.
Ukłonił się.
- Jak już pewnie zauważyliście wszystkich was łączy niechęć do Leśnej Republiki. Dla mnie jest ona równie uciążliwa. Skorzystałbym na jej upadku tak samo jak wy. Dlatego uważam, że powinniśmy połączyć siły. Razem mamy szansę zmienić sytuację w Lesie.
- Wszystko pięknie. – odezwał się Rusis. – Tylko nie uważasz, że nasze wspólne siły raczej nie poradzą sobie z LSD?
- Spodziewałem się tego pytania, ale jest coś, o czym LSD nie wie. Otóż w najbliższym czasie nastąpi pewna inwazja….
I tak o to hrabia wtajemniczył ich w plany inwazji, która zmieni oblicze Lasu. Po tych wydarzeniach nic już nie będzie takiej jak wcześniej.
- … i dzięki tym sojusznikom Las upadnie. – dokończył hrabia.
- Dość ciekawe informacje. – skomentował Stylichon. – Ale poza tym jaki ma być twój udział w tej wojnie?
Hrabia uśmiechnął się złośliwie i pstryknął palcami. Drzwi po drugiej stronie sali otworzyły się. Stanął w nich potężnie zbudowany osobnik w zbroi wyglądającej na żywą. W prawej dłoni trzymał miecz świetlny, zaś w lewej zesztywniałego węża ogrodowego.
- Przedstawiam wam jednego z moich sojuszników, który będzie wspierał wasze siły w walce. Darth Lordi!
Więcej pytań nie było. Separatyści dość szybko przystali na propozycje hrabiego. Wszyscy zgodnie postanowili zebrać armię i spotkać się ponownie, by ustalić szczegóły.
Po zakończonych obradach hrabia i Darth Lordi ruszyli w stronę prywatnego pojazdu.
- Chyba dobrze nam poszło. – stwierdził mroczny wojownik. – Lord będzie zadowolony.
- Fakt, dobrze się spisałeś, Ulv. – stwierdził Ricky. – No to teraz nic nie stoi nam na przeszkodzie, by podbić Las.
Poselskie Apartamenty, Forest-City
Około północy, kiedy pani poseł poszła spać, Halcyon usiadł spokojnie na kanapie w pokoju gościnnym i wyciągnął gazetę. Na stole przed nim stała do połowy pełna butelka po ewockim piwie. Takie wieczory Hal lubił najbardziej. Pogrążył się w jednym z artykułów politycznych dotyczących Parlamentu….
„Wczoraj około godziny 20.00 Służby Bastionu aresztowały posła Ewockiego Stronnictwa Pijących i ministra rolnictwa Gajowego. Od jakiegoś czasu Esbecy śledzili poczynania przedsiębiorstwa „Polędwica Gajowego” i bardzo długo nie mogli ustalić pochodzenia tamtejszego mięsa. Niedawno wyszło na jaw, iż są to polityczni przeciwnicy ministra rolnictwa, którzy mieli nieszczęście zbyt głośno sprzeciwiać się reformom rolnictwa.
- To karygodne zachowanie. – skomentował całe zajście minister sprawiedliwości Yako. – Nie możemy pozwolić, żeby wśród polityków znajdowali się groźni przestępcy.
Pytany przez dziennikarzy o komentarz, Gajowy stwierdził tylko, iż jest niewinny.
Ministrowi rolnictwa grozi…”
Eh, pomyślał mistrz Jedi, ciekawe ile w tym prawdy. Pomysły Gajowego były jednymi z lepszych, jakie słyszał podczas obrad parlamentarnych. Komuś naprawdę musi zależeć, by nie doszło do sensownych reform.
Przerzucił kilka stron.
„Dzisiejszego dnia zakończył się proces groźnego mordercy Zabraka znanego pod pseudonimami „Qymaen” i „Urthona”.. Proces byłego pilota Wooczego Imperium toczył się już od kilku tygodni. Oskarżonemu zarzucano seryjne morderstwa z premedytacją. Z powodu niesamowitego okrucieństwa (Zabrak potrafił przywiązywać swoje ofiary do krzeseł i zagadywać ich na śmierć) został skazany na 345 lat osamotnienia w izolatce. Jest to najcięższy wyrok jaki do tej …”
W tym momencie Hal wyczuł coś niepokojącego. Wyskoczył ze swojego miejsca na kanapie i pobiegł w kierunku sypialni. Przed wejściem do pokoju Chewie dołączył do niego Fynar.
Mistrz spojrzał na niego znacząco.
- Też to poczułem, mistrzu.
Razem wkroczyli do pomieszczenia.
W szybie naprzeciwko nich była wycięta dziura, za którą unosiła się drewniana klatka na repulsorach. Po ich prawej stronie stało łóżko, w którym spała niczego się niespodziewająca pani poseł. Po obu jego stronach stały dwa, bure kocięta uzbrojone w sztylety. Spojrzały ze zdziwieniem na Jedi, a w ich oczkach zapłonął promyk gniewu.
Nie czekając na reakcje kotów-zabójców Hal ruszył do ataku. Kopnięciem z pół- obrotu posłał swojego przeciwnika pod ścianę. Usłyszał, jak Fynar włącza swój miecz świetlny. Spojrzał w jego kierunku akurat, żeby zobaczyć, jak przecina jednym machnięciem oba sztylety, które trzymał kot i pchnięciem Mocy rzuca nim o ścianę. Kociak upadł obok swojego towarzysza.
Obudzona całym zajściem Chewie siedziała na łóżku, spoglądając ze zdziwieniem na obu zabójców. Chciała coś powiedzieć, lecz Hal nie zamierzał tracić czasu i skoczył w kierunku okna. Rozbił je mocą i wyskoczył, łapiąc się drewnianej klatki, która chciała właśnie odlecieć. Mistrz Jedi odleciał razem z nią w kierunku starego miasta.
Chapter 3 – Las wstrząśnięty, nie mieszany.
Biuro Prezydenta Lasu, Forest-City
W jednym z najwyższych apartamentów leśnego miasta znajdowało się biuro prezydenta lasu. Był to przestronny i skromnie urządzony pokój z szerokim widokiem na miasto i okolice. W wolnych chwilach pracujący tu Lord mógł spokojnie przyglądać się Forest-City, tak jak teraz to robił.
Mimo wielu zniszczeń w mieście zachowało się jeszcze sporo obiektów, tak, jak słynna wieża ciśnień Na Grobli czy Hala Ludowa (przemianowana na Hale Leśną po wojnie). W dawnym urzędzie miejskim znajdował się obecnie LOT (Leśna Organizacja Techniczna). Ważnym punktem w mieście był też Wooczy Most przerzucony nad Absyntem, choć niektórzy (czyt. wrogo nastawieni do Wooczego Imperium) nazywają go Zwierzynieckim. Na głównym placu w mieście znajdował się słynny pomnik Zielonej Alternatywy, przedstawiający Ewoka. Miał on symbolizować, iż najważniejsza jest jedność Lasu (stąd kolor).
Przyjrzał się jeszcze raz Staremu Lasowi i rzucił okiem na resztę dzielnic, zawsze zatłoczony Śródlas, głośne i pełne krzyków Kłótniki, gdzie mieszkały chyba wszystkie leśne rasy, następnie Javowe Pole, dzielnica powstała na polu słynnej bitwy, po której Javowie….
Przemyślenia Lorda przerwało pukanie do drzwi. Prezydent odszedł spokojnie od okna i usiadł za biurkiem. Do pokoju wpadł mocno wzburzony przedstawiciel wooczego społeczeństwa.
- Witaj, Żujtabako.
Zdenerwowany Żujtabaka tylko skinął na powitanie.
- Lordzie, czemu nikt się nie zajął sabotażem przy Gmachu Zwycięstwa? – zapytał wciąż mocno zirytowany Wookiee.
- Drogi przyjacielu, to nie był sabotaż, tylko zwyczajny wypadek.
- Wypadek? Wypadek? Może gigantyczne mrówki uszkodziły konstrukcje?
Lord spojrzał szybko na swoje akwarium z mrówkami. Gigantyczne mrówki spokojnie maszerowały po swoim mrowisku. Sekret jest bezpieczny. Spojrzał ponownie na Wookieego.
- Mrówki? Kto wie, mogą być bardzo szkodliwe.
- Tak, oczywiście. – odpowiedział Żujtabaka z sarkazmem. – I może jeszcze nauczą się latać!
- Spokojnie, obiecuję, że wyślę kilku agentów, żeby się tym zajęli.
Wookiee uspokoił się trochę.
- Dziękuję. Już przeszkadzam ci w pracy. – powiedział i wyszedł spokojnie z pomieszczenia.
Kiedy drzwi się już zamknęły, a odgłos kroków ucichł, Lord zaśmiał się złowieszczo.
- Mrówki. – powiedział z wyraźnym rozbawieniem.
Ulice Forest-City
Uczepiony drewnianej, latającej klatki Hal leciał przez mroczne i raczej puste o tej porze ulice Kłótników. Przyczajona w cieniu jednego z budynków zabójczyni dostrzegła bez problemu lecące w jej stronę zagrożenie. Podniosła podłużny karabin, starając się wymierzyć go prosto w Jedi. Gdy pociągnęła za spust w jego stronę poleciały ostre niczym pazury tygrysa płaskie dyski.
Niestety chybiły celu, lecz zniszczyły klatkę, na której wisiał Halcyon. Zabójczyni popatrzyła jak Jedi spada w dół.
To powinno załatwić sprawę, pomyślała i wskoczyła do swojego pojazdu.
Tymczasem mistrz Jedi ubrany w szaty koloru absyntu spadał coraz niżej. No, pomyślał Hal, przynajmniej pozostawię po sobie jakiś ślad na ziemi, tylko dlaczego tak dosłownie? W tym momencie podleciał obok jakiś pojazd.
- Wsiadasz mistrzu? – zapytał uśmiechnięty Fynar.
- Nie pytaj się głupio, tylko podleć bliżej.
Kiedy się zbliżył Hal wskoczył do środka.
- Leć za tym pojazdem!
Wskazał odlatującą drewnianą karetę. Kierowca najwidoczniej nie spodziewał się, że jest ścigany, więc nie starał się uciec. Kiedy podlecieli bliżej, Hal wskoczył na dach powozu i wpadł do niego przez okno. W środku znajdowała się ubrana w czarny strój kota zabójczyni. Spojrzała zdziwiona na Jedi, a z jej rękawic wysunęły się ostre i długie na kilkanaście centymetrów, metalowe pazury. Skoczyła na niego tak szybko, że ledwo zdążył zapalić klingę miecza świetlnego i odbić pierwszy cios. Złapał ją za rękawice, lecz zabójczyni-kot przewróciła się na plecy, wyrzucając Jedi za okno.
Jakby wiedząc, że tak się stanie, Fynar leciał tuż za karetą gotowy w każdej chwili złapać mistrza. Kiedy zobaczył, że Hal wypada, podleciał pod niego i mistrz spadł ciężko na tylne siedzenie. Kareta przyśpieszyła i zniknęła w śród jednej z ruchliwych ulic.
- Uciekł nam, mistrzu. Tym wozem go nie dogonimy.
- Jej. Poza tym mam coś, co nam pomoże ją znaleźć.
W ręce trzymał jedną z rękawic ze szponami.
Świątynia Żyto, północna część Lasu
- Czego od nas chcesz? – spytał Otas.
- Nie możecie opuścić świątyni.
Otas podał swoje rzeczy Calsannowi i wyciągnął miecz świetlny.
- Zatem wyjdziemy stąd siłą.
Skoczył na przeciwnika, atakując go od góry. Darth Windykatorus zablokował jego uderzenie i zamachnął się mieczem w lewy bok Otasa. Dzielny Wook sparował atak i odskoczył od przeciwnika. Kątem oka zauważył, że Cal jest już prawie przy wyjściu. Ich adwersarz także to spostrzegł i odwrócił się do Calsanna wyciągając rękę. Ze ściany wyskoczyło kilka kamiennych bloków lecących w jego kierunku.
Widząc to Otas rzucił mieczem świetlnym, rozcinając pociski i jednocześnie zmieniając tor ich lotu. Rozcięte kamienie minęły Calsanna i trafiły w osobę, która je poruszyła.
Wykorzystując chwilę przewagi Otas skoczył do wyjścia, doganiając Cala i razem opuścili świątynię. Biegliile w sił w nogach, aż dotarli do ukrytego w pobliskim gaju pojazdu. Tymczasem w głównym holu świątyni sterta kamieni nieznacznie się poruszyła. Po chwili kawałki kamiennych bloków wystrzeliły we wszystkie strony. Kiedy kurz, normalnie zalegający korytarze starożytnej świątyni, a teraz wzniesiony nagłym podmuchem Mocy osiadał, na samym środku pomieszczenia stała samotna postać w metalowej i powyginanej zbroi.
- Uciekajcie. I tak już nie powstrzymacie tego, co ma się stać.
Ulice Forest-City
Mistrz Halcyon siedział na ławeczce w jednej z obskurnych dzielnic Javowego Pola. Jak zwykle czytał gazetę, tą, której nie miał okazji dokończyć poprzedniego wieczora.
- Mistrzu, na co czekamy? – spytał niecierpliwy Fynar.
- Spokojnie, zaraz zobaczysz.
Tymczasem Hal wrócił do lektury. Przeleciał szybko po nagłówkach głównych artykułów.
Grupa obrońców lasu pod przywództwem Zebrzastej wylało piwo na tory Kolejna grupa świrów chce zrobić aferę, pomyślał Hal i rzucił okiem na kolejny artykuł. Bogaty przedsiębiorca motoryzacyjny Lord Bart znów przed sądem oskarżony o molestowanie Ten to ma dobrze, kasa, kobiety i ciągła sława. Sabotażysta miejskiej kanalizacji złapany – Darth Fizyk za kratami No wreszcie go złapali, ten zapach szamba zaczynał mnie irytować.
W tej chwili usłyszał pomruk zbliżającego się Drewnobusa. Spojrzał szybko na jadący się pojazd. Linia 527. To ta.
Wstał z ławki.
Tymczasem pojazd pojechał pod przystanek. Drzwi się otworzyły ukazując kobietę o długich blond włosach związanych z tyłu.
- Witaj, moja droga. – Hal objął Este na przywitanie.
- No dobra, nie spoufalaj się tak. – powiedziała, odsuwając się od niego. – Zatem mam Ci pomóc znaleźć jakiś ślad po zabójczyni?
- Dokładnie. Udało mi się zdobyć jej rękawice. – pokazał jej swoją zdobycz.
- Chyba wiem, gdzie możemy coś znaleźć. Chodźcie za mną.
Poprowadziła ich kilka przecznic od miejsca, w którym się spotkali. Z każdą następną ulicą okolica stawała się co raz bardziej zaniedbana. W końcu dotarli do „Rury”. Dość kiepskiej i brudnej kantyny.
- Wchodźcie do środka. – powiedziała Este zapraszając ich gestem ręki.
- Fynar poczeka na zewnątrz. – stwierdził Halcyon.
- Czemu zawsze musi mnie omijać najlepsza zabawa?
- Bądź cierpliwy. Może tutaj wydarzy się coś ciekawego.
- Jasssne, a Ewoki zaczną…
Nie czekając, aż skończy, Hal wszedł do kantyny. Tak, jak się spodziewał, było to dość małe i ciemne miejsce. Przepychając się w kierunku baru Hal przyjrzał się uważniej lokalowi. W kącie pomieszczenia stało palenisko z rożnem na mięso. Zaś na jednej ze ścian zauważył chyba nawet napis „ JOR i Otas” tylko do tego drugiego imienia ktoś dopisał przy „o” kreseczkę na dole. Niestety nie miał okazji się temu dłużej przyjrzeć, ponieważ dotarli do barmana.
- Klooonnnn, cześć. – rzekła Este.
- Eeeeeste, co cię tutaj sprowadza?
- Interesy. Potrzebuję informacji.
- Wiesz, że informacje kosztują.
Este spojrzała na niego surowo.
- No, ale ze względu na stare, dobre czasy. – ciągnął dalej klon. – Postaram ci się pomóc.
- Do kogo to należy? – zapytała pokazując rękawice.
- To? Do łowczyni nagród zwanej…
W tym momencie krzesło przeleciało ze świstem trafiając w klona. W stronę Este i Hala skoczyło kilka kociaków. Oboje wyciągnęli swoje miecze świetlne, rozcinając pierwsza dwa potworki. Zamieszanie, jakie w ten sposób powstało, spowodowało bójkę wśród gości lokalu. W powietrzu latały krzesła, butelki, kufle … i uzbrojone po zęby kociaki. Hal odbił jednego posyłając go pod sam sufit. Zauważył także, jak Este wykopuje drugiego prosto na rożen.
Pieczeń z kota. Mniam, pomyślał Hal.
Odwrócił się by pomóc towarzyszce i wtedy zobaczył krzesło zbliżające się niebezpiecznie szybko. Świat zawirował i zaciemnił się.
Chwilę, a może godzinę później (mistrz Jedi nie był w stanie stwierdzić) poczuł, że ktoś go cuci.
Ujrzał przed sobą twarz Este ze złośliwym uśmieszkiem.
- Wielki bohater Jedi został uratowany przez kobietę? Jak to przeżyje twoja męska duma?
- Zapytam jej, jak przestanie mi dzwonić w uszach.
- Na to nie ma czasu. Chodź za mną. Musimy znaleźć głównego winowajcę. Z tego, co zauważyłam, pobiegła tam.
Wskazała drzwi prowadzące na zaplecze. Ruszyli w ich kierunku. Rozglądając się dookoła Hal stwierdził, iż wszyscy bywalcy kantyny leżą obecnie nieprzytomni (jeśli mieli szczęście) na ziemi. Ale rzeźnia. Kiedy dotarli do wskazanych drzwi okazało się, że były one wyważone. Przyspieszyli kroku, aż dobiegli do wejścia kanalizacyjnego. Bez wahania wkroczyli do środka. Kierowani Mocą czuli co raz bliższą obecność przeciwniczki. Wreszcie skręcili w ślepy tunel kończący się wodospadem. Na samym końcu stała kocia zabójczyni.
Podeszli bliżej.
- Dla kogo pracujesz? – spytał Hal.
- Myślisz, żebym Ci powiedziała? – odparła i nagle rzuciła w nich kilkoma nożami.
Halcyon uniósł miecz świetlny odbijając wszystkie z nich na boki. Este nie czekając na dalsze wydarzenia, pchnęła mocą przeciwniczkę, która wypadła za krawędź.
- Ciekawe gdzie poleciała… - powiedział Hal i wtedy zauważył tabliczkę nad otworem tunelu.
„Szambo numer 2”
Przestrzeń międzyleśna
Po rozróbie w kantynie Halcyonowi udało się odkryć, iż łowczyni współpracowała z innym łowcą nagród i najemnikiem, niejakim Striderem. Mistrz Jedi udał się ze swoim padawanem do z powrotem do świątyni, gdzie otrzymali nowiusieńkie Heinekeny 280. Rycerze Jedi, podobnie, jak siły SB, używały Heinekenów He 100, które były przez długi czas najlepszymi myśliwcami we flocie. Wielokrotnie przewyższały SpirytusFire’y czy P-51 Mustak używane pod czas Leśnej Wojny, a teraz powoli wycofywane z LSD. Starsze modele miały silniki, które wtłaczały bezpośrednio piwo, tudzież spirytus i wytwarzały w wyniku spożycia energię potrzebną do lotu. Nowe Heinekeny 280 miały silniki, którym wystarczały jedynie opary alkoholowe by wywołać odrzut potrzebny do lotu.
Obecnie ich nowe maszyny zmierzały do miejsca przeznaczenia, potrójnego, nadmorskiego miasta zwanego popularnie „Labiryntem Myszy”. Dwa myśliwce przelatywały między platformami zbudowanymi nad wodą. Deszcz bębnił o szyby kokpitów. Ciemne chmury i mgła zakrywały widok całego miasta, ukazując ledwie kilka metrów przestrzeni przed dziobem maszyn. Po dwóch godzinach morderczego lotu dotarli do platformy przeznaczenia.
Posadzili swoje pojazdy na lądowisku. Oboje wysiedli opatuleni szczelnie płaszczami. Przed wejściem do środka czekał na nich dziwnie wyglądający osobnik. Podszedł do nich i skłonił się lekko.
- Jestem Ooryl. – przedstawił się. – Oczekiwałem Ciebie, mistrzu Jedi.
- Jestem mistrz Halcyon, a to mój padawan Fynar. Co znaczy, że nas oczekiwałeś?
- Po tym jak Jedi zamówili armię, wiedzieliśmy, że kiedyś po nią przylecicie.
- Armię? – zapytał Jaką do cholery armię? – Czy mogę ją zobaczyć?
- Oczywiście. Proszę za mną.
Ooryl poprowadził ich do środka. Po kilku minutach doszli do balustrady, z której rozciągał się widok na olbrzymią stołówkę. Siedziało w niej setki identycznie wyglądających wojowników w zielonobiałych zbrojach.
- Ilu ich jest? – spytał Hal
- Około tysiąca.
- Rozumiem Tysiąca???
- Tak, w tym budynku. Mamy takich jeszcze kilka tysięcy.
- Oczywiście. Kilka tysięcy?? O rumba, to musi dawać razem kilka milionów żołnierzy A kto był pierwowzorem?
- Łowca nagród Strider.
- Czy mógłbym go poznać? No to mam już jakiś trop
- Ależ oczywiście. Proszę za mną.
Ooryl poprowadził ich do hangaru. Kiedy wchodzili wschodnim wejściem, dokładnie naprzeciwko nich zachodnim wchodził Strider. Był ubrany jak zwykle w swoją mandaloriańską zbroję. Kiedy spostrzegł wchodzących sięgnął po broń.
- O jejku - zaklął szpetnie – Jedi!
Oddał kilka strzałów w ich kierunku, lecz Hal odbił większość i skoczył w jego stronę. Strid, widząc to, rzucił bombę Bolsową między siebie, a mistrza Jedi. Butelka eksplodowała tworząc falę uderzeniową o zapachu owoców leśnych. Hal musiał schować się ze kilka pobliskich skrzyń by nie dostać odłamkami. Łowca w tym czasie zdążył wejść na pokład.
- Bubi włączaj silniki. – rzucił do chłopca siedzącego za sterami.
Zanim Hal zdążył cokolwiek zrobić, pojazd łowcy uniósł się nad ziemie. Ostatkiem sił Hal przyczepił nadajnik do jego kadłuba.
Trzeba poinformować o tym radę, pomyślał, obserwując odlatujący frachtowiec.
Leśny Parlament, Forest-City
W Leśnym Parlamencie działy się co raz straszniejsze rzeczy. Posłowie wychodzili z obrad w akcie buntu. Narody planowały odseparowanie się od reszty Leśnej Republiki. Całą sytuację pogarszali jeszcze siejący zamęt anarchiści.
Tego dnia wybrany miał zostać premier Lasu. Siedzący na prezydenckim miejscu Lord Sidious był całkiem spokojny, myśląc o wyniku tych wyborów. W końcu zadbał o to, aby był po jego myśli.
Głosowanie się rozpoczęło. I jak Lord przewidział, na Chewie głosowało 304 posłów z 540 zgromadzonych w Parlamencie. Wszystko szło zgodnie z jego planem. Chewie wyszła na parlamentarną mównicę, by wygłosić swoje pierwsze przemówienie w roli premiera. Mówiła z pasją w oczach, mówiła o rzeczach wielkich. A posłowie jej słuchali.
-…Jednym z moich nowych postanowień będzie powołanie nowej organizacji do walki z anarchią szerzącą się wśród Leśnej Republiki – Świętej Moderacji! Moderatorzy są jedynym lekarstwem na zgniliznę, jaka niszczy nasze państwo! Członkami nowopowstałej instytucji zostaną najzdolniejsi agenci SB oraz oficerowie LSD. Otrzymają własne oddziały specjalne, które pomogą utrzymać spokój i sprawiedliwość w naszym społeczeństwie!
Zajazd pod Głową Banthy, Wioska Gungan
Kilku brudnych, śmierdzących, ale stosunkowo trzeźwych Gungan siedziało przy jednym ze stolików w obskurnym zajeździe Pod Głową Banthy.
Jeden z nich, a dla ułatwienia w jego rozpoznawaniu nazwiemy go Gunganinem #7291 podniósł kieliszek.
- Wznieśmy toast za zdrowie Wioski Gungan!
- Zdrowie!
- Barman, kolejka dla wszystkich!
Wrzask radości wzniósł się w zajeździe. I nie był to jedyny dzisiaj. Kolejka za kolejką wznoszono toasty, to w imieniu Żyta, to Jacksona. Po kilku godzinach większość gości była już mocno podchmielona. Z wyjątkiem jednej osoby, na którą alkohol specjalnie nie działał.
Tylko na to czekał.
Gunganin #7291 wstał.
- Chciałbym wznieść toast za niepodległą i niezależną od tych abstynenckich misiów Wioskę!
- Niech żyje wioska!
- Wypędźmy okupantów!
#7291 uśmiechnął się. Wszystko idzie zgodnie z…
W tym momencie z hukiem wyleciały drzwi zajazdu. Przez szyby w oknach i otwarte drzwi wpadło kilka granatów bolsowych. Miały one powalić bywalców zajazdu, lecz na Gunagn były raczej mało skuteczne.
Zaraz po grantach wpadły do pomieszczenia oddziały Sondermod uzbrojone w najnowsze karabiny Porter K-18 celując do zaskoczonych Gungan.
- W imieniu Leśnej Republiki jesteście wszyscy aresztowani. – powiedział wschodzący właśnie Wielki Moderator Misiek.
Gugnanie zaśmieli się szyderczo.
- Brać ich!
Rozpoczęła się wielka bójka. Portery strzelały seriami skondensowanego, ciemnego, ewockiego piwa do pijanych Gungan, lecz było to za mało by ich od razu powalić. Doszło do walki wręcz, którą uzbrojeni w Batony marki Wróżka żołnierze Sondermod wygrywali.
Tymczasem Gunganin #7921 zmienił się w Sondermoda #7291 i zaczął pomagać siłom Moderacji. Po kilku chwilach zajazd został spacyfikowany. Dowódca Sondermodów podszedł do Miśka.
- Wielki Moderatorze, zajazd jest nasz.
- Dobrze się spisaliście, pani komandor Taraissu…
Przestrzeń międzyleśna, północny rejon lasu
Dwa Heinekeny 280 leciały nad bezkresnymi Odłożnymi Równinami.
- Fynar, ja polecę dalej za łowcą nagród, Ty zaś wrócisz do Świątyni i powiadomisz Otasa.
- Nie mogę Cię zostawić samego, mistrzu.
- To wyraźny rozkaz.
- Czemu musi mnie zawsze omijać cała zabawa?
- Takie życie, a teraz nie marudź i leć do Forest-City.
- Tak jest, mistrzu.
Pojazdy się rozdzieliły. Mistrz Halcyon poleciał dalej na północ w ślad za niebezpiecznym łowcą nagród. Jego nadajnik doprowadził go do leżącej tuż za granicami Bastionlandu Areny Kłejk. Według danych z archiwum należała ona do niejakiej Lady Morte.
Jedi posadził swoją maszynę między pobliskimi pagórkami i zakradł się do potężnego obiektu. Strzegło go niezwykle wielu noobów, lecz nie byli oni przeszkodą dla mistrza. Po pewnym czasie dotarł on do centralnego pomieszczenia, gdzie jego oczom ukazał się widok sali konferencyjnej, w której znajdowali się przedstawiciele wszystkich prawie narodów Bastionlandu.
Celediv i Yuri z grupy Wooków.
Rusis, przywódca Ewoków.
Stylichon, szef najemników.
Twardy, wielki admirał.
Darth Windykatorus i Darth Lordi.
Lady Morte, właścielka areny.
Ricky, hrabia Syrenko, zwany też Ryczym.
Strider, łowca nagród.
- Hrabio, Jedi węszyli wokół produkcji klonów. – poinformował wszystkich Strider.
- Nic się nie stało. – odpowiedział Ryczy. – I tak nie powstrzymają naszej inwazji.
- Uważam, że powinniśmy przyśpieszyć przygotowania. – stwierdził twardy.
- Dobry pomysł, admirale….hmm….
- Co się stało, hrabio?
- Czuję jakieś zakłócenia w Mocy…
Biuro Premiera Lasu
-…planują wielką inwazję. Setki tysięcy wojowników. Musimy się przygotować nim. Czekajcie! – sylwetka Halcyona na podniosła miecz świetlny i wycofała się z pola widzenia holokamery. Na jego miejscy pojawiła się gromada Wooków strzelających z kuszy,
Nagranie zostało przerwane.
Między siedzącymi w gabinecie zapadła cisza.
- Musimy coś z tym zrobić. – stwierdził Otas.
- Ale cóż możemy uczynić? – spytała Chewie.
- Powołać armię.
- Ale przecież po to rozwiązałam moją armię i wsparłam leśnokrację, aby już nigdy więcej nie trzeba było używać siły.
- Chyba nie masz wyjścia, pani premier – stwierdził Lord.- Nawet połączone siły Jedi, SB i nadwątlonych LSD nie mają szans w walce z taką potęgą.
- Zatem moim obowiązkiem jest powołać armię.
- A Jedi wspólnie z LSD obejmą dowództwo nad klonami, o których poinformował nas Fynar. – powiedział Otas.
- I wszystko ustalone. – stwierdził Lord Sidious. – Czas iść na wojnę.
Chapter 4 – Wojny Noobów
Kłejk Arena
- Mistrzu Halcyon. – odezwał się grzecznie Ricky wchodząc do ciemnego pomieszczenia.
Halcyon wisiał przykuty do wielkiego kamiennego słupa na środku pomieszczenia.
- Hrabio Ryczy, cóż za miła niespodzianka.
- Cała przyjemność po mojej stronie.
- Zamierzasz mnie tu tak cały czas trzymać?
- Nie. Zamierzam wyjawić Ci pewien sekret.
- Cóż to za sekret?
- Otóż, za całą tą wojną stoi jedyny prawdziwy Sith, Darth Sidolux! Ma on wielki wpływ na Leśną Republikę. Jak i na Jedi. Przyłącz się do nas, a wspólnymi siłami obalimy Sidoluxa i będziemy rządzić Lasem!
- Nie przyłącze się do ciebie, dupku.
- Cóż…jeśli to jest twoja decyzja, to żegnam.
Odwrócił się i wyszedł z pomieszczenia. Zapanował mrok i cisza, którą za chwilę zakłócił zgrzyt mechanizmów podnoszących podłogę, która okazała się wielką platformą. Sufit otworzył się i podnośnik wyniósł Halcyona na rozległa, piaszczystą arenę, otoczoną niesamowicie wysokimi trybunami pełnymi robali.
Kolumna ustawiła się pośrodku areny. Mistrz Jedi był zwrócony twarzą w kierunku głównego balkonu, na którym stał hrabia Ryczy Syrenko w raz z Lady Morte i Striderem.
- Wykonać egzekucję. – powiedział głośno Ricky.
Kraty znajdującej się pod balkonem bramy zazgrzytały, a z ciemnego otworu wypełzło to coś.
Coś, było dobrym słowem na pełne włosów i rogów monstrum.
O nie! To dziki Bantha! Już po mnie !
Tymczasem stwór zwęszył zapach unieruchomionego mistrza i ruszył w jego kierunku. Halcyon postanowił użyć pewnej sztuczki i zginając lekko dłoń wyciągnął z rękawa kartę.
Idiota.
Jednym ruchem karta przecięła przytrzymujący go łańcuch. Mistrz Jedi użył jego reszty by wspiąć się na szczyt kolumny.
W ostatniej chwili.
Bantha właśnie dobiegł do kolumny i rozpoczął jej powolne okrążanie. Zapowiadała się długa walka.
Hrabia Ryczy stał i obserwował całą sytuację z balkonu. Już po nim, pomyślał, jeśli nie zabije go Bantha, to zrobią to nooby.
Prowadząc rozmyślania nie zauważył postaci, która kroczyła w kierunku balkonu. Podeszła od tyłu do stojących gości i zapaliła miecz świetlny. Purpurowe ostrze pojawiło się tuż przed szyją łowcy nagród.
- Ach, mistrzyni Jaya. Jak miło, że do nas dołączyłaś. Akurat by zobaczyć chwilę prawdy.
- Przykro mi, muszę cię rozczarować Ricky, koniec widowiska. – odrzekła chłodno Jaya.
W chwili, gdy to mówiła, na trybunach areny rozbłysło kilkadziesiąt mieczy świetlnych.
- Odważnie, ale głupio moja droga przyjaciółko. Nie jest was zbyt wielu.
- Mylisz się. – odparła Jaya. – Każdy z nas jest wart tyle co setka robali.
- A czy jest wart tyle, co tysiąc noobów? – mówiąc to Ricky obserwował jak na arenę wkraczają setki, nawet tysiące noobów.
Jaya widząc to czym prędzej wskoczyła na arenę, tnąc po drodze kilku noobów. Mistrzyni Jedi ruszyła pędem w kierunku zbliżającej się armii. Po chwili obok niej biegło kilku Jedi, w tym należący do Dream Teamu Gunfan, Mef i Kyle. Ta czwórka wpadła pomiędzy wrogów tnąc noobów, ich posty na lewo i prawo. Atak wroga powoli się załamywał.
Lecz w tej chwili otworzyły się pozostałe trzy bramy prowadzące do areny. Z nich także zaczęły wysypywać się hordy krwiożerczych Dzieci Neostrady. Widząc to, pozostali przy życiu Jedi zaczęli się zbierać w sercu areny. Mistrzyni Jaya cofała się powoli odbijając strzały swoim purpurowym ostrzem, gdy nagle zauważyła jak rozszalały Bantha szarżuje w jej kierunku. Uskoczyła, ale zbyt wolno, stwór zahaczył rogiem o jej tunikę, przewracając mistrzynię. Miecz wyleciał jej z ręki i wylądował kilka metrów przed nią. Wstała szybko i zauważyła, jak ubrany w metalową zbroję łowca nagród ląduje przed nią. Przyciągnęła miecz w ostatniej chwili by odbić wymierzone w nią strzały Stridera. Sparowała pierwszą i drugą serię, powoli zbliżając się do łowcy. Nagle minął ją rozszalały Bantha i pobiegł wprost na Strida, taranując go. Łowca upadł na ziemię, lecz szybko się podniósł widząc, że potwór wraca. Wymierzył ostrożnie i strzelił. Wiązka wysokoskoncentrowanej, czystej gungańskiej trafiła bestię w pysk. W ciągu dwóch milisekund Bantha leżał nieprzytomny na piachu areny.
Łowca się odwrócił by zobaczyć jak mistrzyni Jedi biegnie w jego kierunku z włączonym ostrzem. Wystrzelił do niej kilka razy, lecz widząc z jakim spokojem odbija jego strzały postanowił się wycofać. Włączył plecak odrzutowy.
Ukryty w plecaku system otworzył zawory dwóch zbiorników, których zawartość zaczęła przelewać się do trzeciego. Obie substancje osobno były nieszkodliwe, lecz razem tworzyły wybuchową mieszankę napędzającą odrzutowy silnik.
W wyniku walki z Banthą zawory uległy uszkodzeniu i zamiast przelać tylko niewielkie ilości Red Bulla i Komandosa do wspólnego zbiornika przelały całość.
Wielka eksplozja wyrzuciła otulonego płomieniami łowcę wysoko w niebo.
Jaya nie mogła oglądać całego widowiska, ponieważ musiała się skupić na odbijaniu postów coraz większej ilości noobów.
Było ich stanowczo za dużo.
Mistrzyni zaczęła się cofać, parując wszystkie pociski, aż poczuła, że zderza się z kimś plecami.
- Niezły ratunek, mistrzyni Jayo. – powiedział Halcyon.
- Mógłbyś darować sobie ten sarkazm i zrobić coś, by oni przestali nas ostrzeliwać.
W tej chwili wszystkie nooby opuściły broń.
- Chyba nie doceniałam cię, Hal.
- To nie ja.
Hrabia Ryczy podszedł do krawędzi balkonu.
- Mistrzyni Jayo! Dzielnie walczyliście. Warto odnotować tą bitwę w dziejach Lasu, ale to już koniec. Poddajcie się, a darujemy wam życie.
- Nie będziemy zakładnikami, których mógłbyś dupczy…to jest kupczyć, Ryczy.
- Zatem przykro mi, stara przyjaciółko, ratunek nie przybędzie wam z nieba. – Ricky uniósł rękę by wydać rozkaz do ataku, lecz w tej chwili coś przysłoniło światło słoneczne.
Kanonierki.
Tysiące leśnych kanonierek Holsten. Wszystkie pełne leśnych klonów. Nooby otworzyły ogień do oddziałów desantowych. Tymczasem jedna z kanonierek wylądowała w pobliżu Jedi. W jej włazie pojawił się Otas z wyszczerzonymi zębami.
- Potrzebujecie taksówki?
Kłejk Arena, koniec bitwy o Arenę
Otas, Jaya i Hal stali na stanowisku dowodzenia Wielką Armią Leśnej Republiki.
- Nooby są w odwrocie, mistrzu Otasie.
- Dobrze się spisałaś, Taraissu. Rozkaż armii przygotować się do odwrotu w kierunku Lasu.
- Wspaniałe zwycięstwo, Otasie. – powiedział Halcyon.
- Zwycięstwo powiadasz? Nie, nie zwycięstwo. Kurtyna Ciemnej Strony opadła. Rozpoczęła się Wojna Noobów.
- Siły Noobów na północy połączyły się z wooczymi, gungańskimi i ewockimi separatystami. – powiedziała cały czas zamyślona Jaya. – Sami nie mamy szans ich pokonać. Musimy wezwać resztę sił LSD.
- Obyśmy tylko zdążyli. – stwierdził Hal.
Apartamenty Prezydenta Lasu
Odziana w szaty Jedi gniewna postać kroczyła korytarzami biura leśnego prezydenta. Bez pukania wkroczyła do głównego apartamentu. Lord Sidious siedział przy swoim biurku, zajmując się jak zwykle przeglądaniem dokumentów.
- Och, Milady Aragorn, słyszałem, iż nasi drodzy przyjaciele odnieśli zwycięstwo w bitwie na północy.
- Zgadza się, panie prezydencie.
- Nie jesteś tym zachwycona? – spytał zatroskany Lord.
- Jestem, tylko, że… - urwała na chwilę.
- Tak? Możesz mówić śmiało.
- … kiedy oni prowadzą wojnę, ja muszę tutaj siedzieć. Oczywiście, bez obrazy dla stanowiska pana prezydenta, ale chciałabym robić coś większego.
- Rozumiem, czyli myślisz, że cię nie doceniają?
- Tak, uważają, że nie jestem na tyle silna, by walczyć.
- Och wydaje mi się, że nie powinnaś się o to martwić.
- Nie powinnam?
- Teraz mam jeszcze dużo zajęć, ale przyjdź do mnie później, a opowiem ci pewną historię. Powinna ci pomóc.
- Dziękuję, panie prezydencie.
- I jeszcze jedno, możesz mi mówić po imieniu. Nie musimy tworzyć między nami niepotrzebnych granic.
Wracając z gabinetu Lorda, Lady Aragorn czuła się o wiele lepiej. Ten człowiek miał na nią bardzo uspokajający wpływ. Muszę częściej z nim rozmawiać, pomyślała.
Wioska Gungan, Bród na rzece Absynt w pobliżu Świątyni Andrzeja
Burzol stał na balkonie stanowiska dowodzenia Grupą Obronną Lasu „Północ” i obserwował jak poranne promienie słońca odbijają się od spokojnych wód Absyntu. Stanowisko G.O.L.-u „Północ” znajdowało się w starożytnej Świątyni Andrzeja. Był to bliźniaczy budynek Świątyni Żyta. Różnił się przede wszystkim tym, iż wyglądał jak butelka postawiona na szyjce. Dookoła niej znajdowało się wiele budynków gospodarczych, takich jak magazyny na ogórki czy Kielichy Ofiarne. Gunganie z pobliskiej wioski od wieków składali tu hołd Andrzejowi Żyto, a ostatnio także Jacksonowi.
Admirał LSD jeszcze raz przyjrzał się swoim wojskom. Lewe skrzydło jego sił stanowiły oddziały Leśnych Klonów, wyposażone w najnowsze karabiny dębowe Mocne M-16, ciężkie karabiny maszynowe Guinness MG-42 czy szturmówki Porter K-18. Wspierane przez kanonierki szturmowe Holsteny, te oddziały były prawie nie do pokonania. Niestety Burzol nie dysponował zbyt sporą ich ilością.
W centrum znajdowała się ewocka kawaleria i piechota pod dowództwem Leonidasa. Piechota ewocka była uzbrojona w przestarzałe karabinki strzeleckie Miller M-4, zaś dosiadająca Taun-Taunów kawaleria w lance. Mimo kiepskiego uzbrojenia były to jedne z najbardziej doświadczonych oddziałów w LSD. Byli wśród nich weterani walk w gębowym jarze, ocaleli z masakry w Wąwozie Tampopili czy bitwy o Forest-City.
Na prawym skrzydle, które osłaniało jednocześnie, świątynię stały oddziały gungańskiego pospolitego ruszenia. Wielu uważało, że to błąd stawiać tak niezorganizowane oddziały do osłony stanowiska dowodzenia, ale Burzol wiedział, jak zaciekli potrafią być Gunganie jeśli się ich zmobilizuje.
- Admirale, oddziały noobów nadchodzą. – zameldował młody oficer łącznościowy.
- Zrozumiałem, poruczniku.
Muszę tylko wytrzymać, aż przybędą siły Miśka i Kasis, pomyślał Burzol, razem powinniśmy ich pokonać.
Skupił uwagę na nadchodzących oddziałach starając sobie przypomnieć raporty o organizacji armii wroga. Główną jednostką piechoty były bataliony noobów. Dowodziły nimi dzieci neostrady, popularnie zwane neo-noobami. Oprócz tego istniały oddzielne oddziały neo-crusader’ów (neo-krzyżowców), które składały się z fanatycznych noobów walczących w imię ich boga, Yarda Stilla.
Tymczasem armia noobów zbliżyła się do wysuniętych pozycji klonów. Doszło do pierwszej wymiany ognia.
- Baterie rakietowe 1,3 i 4 rozpocząć ostrzał sektora C1! Baterie 2,5 i 6 wziąć na cel sektor C2.
Po chwili usłyszał świt wystrzeliwanych rakiet. Organy Sidiousa. Taki przydomek nadano wyrzutni rakiet VOLT V-1. Setki wyglądających niczym iskierki rakiet uderzyło w fale atakujących noobów. Kiedy tylko nalot się skończył, Holsteny ruszyły do kontrofensywy, załamując atak noobów na lewym skrzydle.
W międzyczasie nowa grupa wrogów ruszyła do szarży na Gungan na prawym skrzydle. Ciężkozbrojni neo-krzyżowcy wpadli pomiędzy słabo zorganizowanych Gunagan wchodząc w nich, niczym nóż w masło.
- Admirale! Oddziały Gungan zaczynają się rozpraszać!
- Spokojnie poruczniku. Proszę wydać rozkaz „Plotka”.
- Tak jest, sir.
Burzol obserwował jak wśród Gungan rozchodzi się plotka, iż głównym celem noobów jest opróżnienie zbiorników z wódką. Zareagowali natychmiast. Rzucili się na neo-krzyżwców, niczym oszalałe Banthy. Nic ich nie było wstanie powstrzymać, żadna zbroja, żaden post czy zmienne IP. Szala zaczęła się przechylać znów na korzyść wojsk Leśnej Republiki.
- Niech Leonidas rozpocznie manewr okrążający.
- Tak jest, sir.
Bezczynna do tej pory ewocka kawaleria ruszyła do dzikiej szarży na osłabione flanki noobów osłaniających atak neo-krzyżowców. Widocznie nie spodziewali się takiej siły przebicia ze strony słabo uzbrojonych Ewoków. Taun-Tauny przedarły się przez pierwszą linię i wjechały na tyły wycofujących się neo-crusaderów, okrążając ich.
No to pokonaliśmy pierwszą falę wroga, pomyślał z ulgą Burzol.
- Gdzie są oddziały Miśka i Kasis?
- Właśnie dostaliśmy wiadomość, iż nie przybędą.
- Co??
- Coś ważnego zatrzymało ich w Forest-City.
- To bardzo niedobrze. Nie wytrzymamy sami kolejnych fal noobów. Poruczniku, wydać rozkaz do odwrotu.
Ciekawe co ich mogło zatrzymać, pomyślał Burzol.
Elektrownia Absyntowi, Forest-City
Pewien znany Wook, Albert Wojanstein, wytworzył z absyntowej wody skrystalizowany Absynt. Zapewne te odkrycie pozostałoby w cieniu historii, gdyby nie fakt, że są przy tym wytwarzane niesamowicie duże ilości energii. Nowy prezydent lasu uznał, iż stolica państwa powinna mieć pewne i niezależne źródło energii, zatem zbudował na Absyncie wielką elektrownię, znajdującą się na obrzeżach miasta.
- Freed, to jak z tym ładunkiem? – krzyknął Shed.
- Podłożony.
- A Miami i Veng? Jak wam idzie?
- Równie dobrze, już prawie skończyliśmy.
- Dom, przygotuj się, zaraz wychodzimy.
Po chwili pod elektrownie podjechał nieoznakowany pojazd. Cztery postacie ubrane w stroje klaunów wyskoczyły z elektrowni.
- Po co zakładaliśmy te głupie stroje? - zapytał poirytowany Veng.
- To był jego pomysł. – Shed wskazał na Doma. – On tu jest fanem KISSu.
Kiedy wszyscy weszli do pojazdu, Dom dał gazu i odfrunęli od elektrowni.
- Radziłbym się pośpieszyć. – powiedział Shed.
- A na ile nastawiliście zapalniki?
W tej chwili dobiegł ich odgłos ogromnej eksplozji i pojazdem zarzuciło.
- Było blisko.
- Ale się udało.
- Dom, obierz kurs na naszą siedzibę. Lecimy świętować.
Mostek Moderatora, Przestrzeń Międzyleśna
Misiek stał na mostku swojego nowego okrętu klasy Moderator, o tej samej nazwie. W iluminatorze widać było wiszący w powietrzu drugi okręt tej klasy, „Moderatrix”, flagowy statek pani Admirał Kasis. Jej hologram znajdował się właśnie przed Miśkiem.
- Prezydent chce byśmy pozbyli się problemu Anarchistów raz na zawsze. – mówił Misiek. – Ostatni ich sabotaż był ogromnym aktem terroru.
- Ale co z Burzolem na północy?
- Wycofa się na ustalone pozycje na Palonym Absyncie. Do tego czasu powinniśmy się uporać z naszym problemem i dołączyć do niego.
- Szczególnie, że Jedi mają nam pomóc.
- Dokładnie. Zatem omówmy plany…
Apartamenty Prezydenta Lasu
Kiedy Lady Aragorn wkroczyła do jednego z prywatnych pomieszczeń Lorda, zastała go obserwującego olbrzymie akwarium. Był to sztucznie stworzony mikroklimat odwzorowujący podwodne życie rzeki Absynt przed zmianami dokonanymi przez mieszkańców lasu.
- Och, witaj moja droga. – Sidious odwrócił się, uśmiechając się do swego gościa.
- Witaj, Lordzie. Przybyłam jak prosiłeś.
- Bez zbędnych formalności, usiądź obok mnie.
- Podobno miałeś mi coś opowiedzieć.
- Taaak… słyszałaś kiedyś historię Darth Plusa GSM Mądrego?
- Nie, jakoś nie pamiętam, abym czytała o nim w holocronie.
- Nic byś tam nie znalazła. To historia, o której Jedi raczej nie lubią mówić.
- Dlaczego nie?
- Bowiem Jedi pożądają to co on zdobył. Potęgi i Czasopowstrzymywacza.
- Jak tego dokonał?
- Otóż niewielu poznało jego nauki. Tylko jego uczeń poznał tą prawdę w pełni i wtedy pozbył się swojego mistrza…To jest właśnie cena potęgi.
- A co się stało z tą całą wiedzą?
- Przepadła wraz z kolejnymi wojnami.
- Szkoda, mogła by pomóc tylu osobom.
- Tak i tu się właśnie zgadzamy…