Otóż napisałem opowiadanie o pewnym zdarzeniu w Pomieście na Taris (Kotor się klania ). Na razie to tylko projekt, jeśli ma ktoś jakieś uwagi to proszę o napisać. Zapraszam wszystkich chętnych
Hendar stanął mocno na nogach i wyciągnął z pochwy stary, wyszczerbiony miecz. Choć broń była już stara i podniszczona była najlepszym orężem na jaki mógł sobie pozwolić mężczyzna. Wygnańcom nie żyło się łatwo w tym jakże ponurym miejscu. Hendar wiedział czym ryzykuje wychodząc poza bramę bezpiecznej wioski; sądził że uda mu się przeszukać pobliskie gruzowiska-pozostałości po jakimś starym, zapomnianym budynku-gdzie musiały się znajdować jakieś drobiazgi-leki, może stary blaster- słowem, rzeczy które były bardzo przydatne w Podmieście. I wtedy zaatakował go raghul...
Hendar rzucił się do ucieczki i pędził co sił w stronę masywnych wrót; bestia deptała mu po piętach. Gdy był już blisko, wyraźnie słyszał krzyk swojej żony*, nalegający do pośpiechu. Niestety, otworzenie bramy wiązało się z wielkim niebezpieczeństwem-stwór również mógł się dostać do Wioski Wygnańców i pokąsać lub nawet zabić parę osób. Ilu zdążył by ukatrupić nim reszcie udało by się opanować sytuację? Mężczyzna wiedział że Strażnik raczej będzie się kierować dobrem innych zamieszkujących wioskę ludzi, zostawiając jego na pewną śmierć. Stał więc wyprostowany, trzymając wysoko miecz i stawiając czoło nadbiegającemu potworowi. ”Może zginę - pomyślał -ale zabiorę tę wstrętną kreaturę ze sobą” .
Szary, duży stwór, straszliwie rycząc, pędził w stronę Wygnańca. Paskudna ,śliska kreatura była bardzo podobna pod względem budowy ciała do człowieka....bo była kiedyś człowiekiem.
Raghule są mutantami roznoszącymi straszliwą chorobę-zarazę raghuli; Wygnańcy nie dysponowali szczepionką chroniącą przed nią (ten komfort mieli tylko Sithowie, nieraz patrolujący ciemne podziemia Taris). Paskudne stworzenia polowały na ludzi kąsając ich nasączonymi jadem kłami; ugryziony po długim cierpieniu sam stawał się bezrozumną bestią.
Czasem stwory po prostu zabijały, chcąc się pożywić mięsem zabitych. Tak miało być w tym przypadku.
Raghul podbiegł do Hendara i zamachnął się na niego wielką łapą. Nagle w kończynę potwora trafiły dwie błyskawice blasterowego strzału...
Dwóch mężczyzn wyskoczyło przez wrota Wioski. Pierwszy z nich ciemnowłosy, zarośnięty trzymał w ręku ciężki blaster, drugi wibroostrze. Facet z blasterem ponownie wystrzelił, trafiając tym razem w lewy bark potwora. Bestia ryknęła z bólu i wściekłości obracając szkaradny łeb w kierunku atakującego. Wtedy drugi człowiek, błyskawicznym ciosem wibromiecza ciął stwora po grzbiecie. Raghul syknął i obrócił głowę w jego stronę...dokładnie w momencie gdy napastnik opuścił ostrze, rozpłatując czaszkę kreatury.
Stwór upadł na brudną ziemię; z rozłupanej głowy sączyła się ciemnozielona posoka.
Hendar zamrugał patrząc na swoich wybawców – zapewne Górnoświatowców. Byli naprawdę znakomitymi wojownikami.
- Dziękuję - powiedział – gdyby nie wy już bym nie żył.
- Nie ma sprawy – powiedział ten z blasterem – Lepiej wracaj do swojej wioski.
- A wy? – zapytał Hendar.
- My mamy tu jeszcze pewną sprawę do załatwienia – powiedział ten z wibroostrzem. Powiedział to spokojnym głosem, ale Hendar wiedział że nie powinien znać szczegółów –Lepiej wracaj do wioski. Czekają tam na ciebie.
Mężczyzna skinął głową i przekroczył bramę osady Wygnańców.
- W porządku, teraz musimy tylko znaleźć Mission Vao – Powiedział Lando Ksara, gdy tylko Hendar się oddalił.
- Nie będzie takiej potrzeby – mruknął Carth Onasi – Patrz,właśnie tu biegnie.
Obaj popatrzyli w stronę skąd nadbiegała Twi’lekanka. Potykając się i przewracając pędziła w ich stronę. Jej lekku podrygiwały w trakcie biegu.
- Błagam! Pomóżcie mi! Nikt inny nie może mi pomóc! – wołała.
- Spokojnie Mission, weź głęboki wdech i powiedz co się stało – powiedział Ksara gdy Vao podbiegła do nich. Twi’lekanka oddychał z najwyższym trudem.
- Zaalbar ! Zabrali go!
- Kto? – zapytał Carth – Kto zabrał Wookiego?
- Gamorreańscy łowcy niewolników – wyszeptała Mission, krztusząc się raz po raz – Przeszukiwaliśmy pobliskie gruzowiska w poszukiwaniu jakichś drobiazgów, niedaleko wejścia do kanałow. Ale oni już na nas czekali – powiedziała ze smutkiem – Zaalbar krzyczał bym uciekała. Nie mogłam nic zrobić. Było ich zbyt wielu. Proszę pomóżcie mi! To mój najlepszy przyjaciel!
Mężczyźni spojrzeli po sobie. Lando był pewien że Onasi myśli o tym samym co on.
- Dobrze Mission pomożemy ci – powiedział – Uratujemy Zaalbara. Ale w zamian musisz zaprowadzić na do bazy Czarnych Vulkarów. To dla nas bardzo ważne.
Twi’lekanka spojrzała na niego. W jej oczach Ksara ujrzał najpierw zaskoczenie , ale zaraz potem zrozumienie.
- Umowa stoi – rzekła – Wy pomożecie mi, ja pomogę wam.
- Czy wiesz gdzie trzymają Wookiego? – spytał Carth.
- Gamorreanie mieszkają w kanałach – Vao przewróciła oczami – Zapewne smród który tam panuje przypomina im dom...
- Nie musisz już nic mówić – mruknął Lando – Ruszajmy!
* Użyłem słowa żona ponieważ nie pamiętam kim ta babka była dla Hendara.