Napędzany legendą jaka obrosła wokół tej książki, jakże i waszymi pozytywnymi recenzjami poszedłem do księgarni, by nabyć swój egzemplarz. Niestety... zawiodłem się i to srogo. Porównując moje uwagi odnośnie tej pozycji z waszymi opiniami poważnie zastanawiałem czy, aby na pewno sięgnęliśmy po tą samą lekturę.
Wybaczcie ewentualne nieścisłości, bo piszę z perspektywy czasu, więc mogę przekręcać pewne rzeczy. Więc co mi się w Plagueisie nie podobało? To, że był nijaki... zarówno jako postać jak i książka. Dlaczego? Śpieszę z wyjaśnieniem.
Zacznijmy od samego początku. W nim Luceno zapoznaje nas z Plagueisem i największą ciapą w historii Sithów Dartha Tenebrousa, który teoretycznie był mistrzem tytułowego bohatera, chociaż z mojego punktu widzenia było zupełnie na odwrót. Rugess Nome, bo tak miał na imię nasz bithański Mroczny Lord (fatalny dobór rasy moim zdaniem) był typem, który mylił się co krok przez co opieprzał swego ucznia, by poczuć się lepiej. No i do tego co rusz potykał się albo wpadał na coś. Nic jednak nie przebije jego śmierci. Zaczęło się od tego, że nie sprawdził swoich informatorów i trafił wraz z Plagueisem prosto w pułapkę, z której musieli pośpiesznie uciekać. I teraz usiądźcie. Strop się zawalił nad nimi i w tym momencie Hego Damask wyczuł moment i zrzucił kamulce na łeb swojego rozgarniętego mistrza. Tak na marginesie Tenebrous nie zauważył, że to Plagueis odpowiada za jego śmierć i na moment nim wyzionął ducha życzył mu powodzenia.
Potem Damask biegł z buta kilkaset kilometrów do najbliższego kosmoportu jedząc martwe nietoperze, oglądając gołych wieśniaków wychodzących za potrzebą i tak przez kilka stron. Nie wiem czy Luceno stwierdził, że to wzbogaca uniwersum czy po prostu chciał, by jego książka była grubsza? Następnie Plagueis zabiera się na gapę w transportowcu pewnym owoców morza... wylegując się w chłodni na flądrach. Tak, tego oczekiwałem po książce traktującej o legendarnym mistrzu Sidiousa, Plagueisa siedzącego na stercie śledzi. Załoga oczywiście zauważyła, że jest ich o jednego za dużo, więc postanowiła podyskutować z Damaskiem. Niestety rozmowy nie poszły zbyt pomyślnie, więc Plagueis wymordował ich i... rozebrał się na środku pobojowiska. Dlaczego? Nie mam zielonego pojęcia. Tak po prostu i swoją drogą robił to bardzo często.
Kiedy już Plagueis dotarł na swoją ojczystą planetę spotkał swojego przyjaciela, który był jedyną osobą w caluśkiej Galaktyce bardziej naiwną od jego Nome`a. Wprawdzie zapytał Hego czemu jest obity i co robi w tym statku, ale odpowiedź "bo tak" w pełni go satysfakcjonowała i co więcej wystarczająco zmotywowała go, by wykonał prośbę Damaska spalenia statku bez zaglądania do środka.
Teraz pominę kilka stron, bo teraz nastąpiło nudne i naiwne jak Tenebrous politykowanie. Jeszcze do niego wrócę. Plagueis odkrył, że nie był jedynym uczniem swego mistrza, więc postanowił wybić konkurencję i robił to z gracją godną Bonda. Wcale nie chodzi mi o widowiskowość, a nonszalanckie ujawnianie swej tożsamości... każdemu. "Witaj, jestem Hego Damask i szukam tego człowieka". On nawet nie próbował prowadzić podwójnego życia, w naszym świecie zdekonspirowaliby go w przeciągu tygodnia.
Następnie za sprawą dziwnych przetasowań politycznych Hego w końcu trafił na Naboo i żywo zainteresował się postacią Palpatine`a. Czemu? A no, bo był gwiezdnowojennym Pawlikiem Morozowem i kapował na własnego ojca. Trochę inaczej to sobie wyobrażałem, ale niech będzie. W każdym razie dwulicowość Palpatine`a tak zaciekawiła Damaska, że zaczął go stalkować. Potem się zaprzyjaźnili i kilkakrotnie odbyli "niezobowiązujące spotkania", które bardziej przypominały flirt z polityką w tle. Nic konkretnego, chociaż dowiedzieliśmy się dlaczego Sidious nie posługiwał się imieniem. Otóż Palpatine kiedyś zastanawiał się nad przyjęciem nazwiska matki, ale zrezygnował z tego, a z imienia nie korzysta z innych pobudek... to wszystko. Tak nam to Luceno wytłumaczył. Na serio James, na serio? "Bo tak" ma kogokolwiek satysfakcjonować? "Bo za Bożydarem nie obejrzy się żadna dziewczyna" byłoby już lepszym wytłumaczeniem, bo wyjaśniałoby cokolwiek. Z flirtów z Plagueisem dowiedzieliśmy się, że Sidious to zwykły buc, który dzięki kasie ojca czuł się bezkarny, ale magister Damask nie wiedzieć czemu uważał, że wyniósł się ponad przeciętność. Jak? No idea, w każdym razie Hego zwerbował Palpatine`a, który od tej pory ochoczo donosił mu na własną rodzinę.
Satysfakcjonujące w kit. Związek partnerski z kapusiem? Tak mają wyglądać początki największego duetu w historii Zakonu? Tak! Ogólnie Palpatine jest zauroczony facetem, który spiskuje przeciwko jego rodzinie, a magister jest niezdrowo zainteresowany tym młodzieńcem. "Nawet ogłuszający ryk i przyprawiający o mdłości smród spalin nie mogły powstrzymać Plagueisa przed myśleniem o Palpatine`ie". Naprawdę Luceno, naprawdę? Przecież sam pisałeś, że Sidious jeszcze nie był pełnoletni.
Potem o wszystkim dowiedział się ojciec przyszłego Imperatora i zakazał mu spotkań ze swoim sponso... znaczy się mentorem, ale oczywiście Palpatine nie posłuchał go za co dostał szlaban, więc co? W porywie złości wymordował całą rodzinę. Naprawdę? To już przejście Anakina na CSM było mniej naiwne. Nastolatek, który się fochnął o szlaban za donoszenie na własnego ojca. James psujesz legendy uniwersum!
Potem sztampa. Plagueis po raz drugi spalił statek, tym razem ze zwłokami rodziny Palpatine`a, a potem zajął się jego nauczaniem. Jeden z treningów polegał na rozdarciu skafandra Sidiousowi i kazanie mu mówić jak zamordował swych krewnych. Za dużo dwuznaczności w tej książce drogi Luceno. Zrobiłeś z Palpatine`a zbuntowanego nastolatka z dostępem do broni palnej, a z Plagueisa starego zboczeńca? Nie ma dla ciebie żadnych świętości?
Potem treningi były mocno sztampowe. Biegali z mieczami i pokonywali przeciwników. Chociaż jedna scena mnie rozwaliła. Plagueis zabił przeciwnika, wyciągnął bijące serce, walnął monolog, włożył serce z powrotem, powiedział jeszcze coś, wyciągnął je i zjadł. Strasznie niezdecydowany, a te monologi? O matko, trzy strony o swojej rodzinie opowiadał.
Potem co? Dużo polityki i intryg. Wszystko oczywiście tak naiwne jak rozmówcy Hego. Ogólnie to wszystko na tym stało. Jakby ktokolwiek z przeciwników Damaska przejawiał chociaż odrobinę inteligencji to Plagueis już dawno gryzłby piach. Odnośnie samych intryg to one nie miały zbytniego sensu. W skrócie to polityka Plagueisa to nieustanne robienie roszad ot tak. Popierał Gardullę? Więc czemu nie może bez powodu podziękować jej za współpracę i zacząć knuć przeciwko niej z Jabbą? Pomógł Verunie zostać królem? Czemu, by go nie zdetronizować? A... i nieważne co, by nie zrobił to zawsze będzie to niekorzystne dla Protektoratu Granów. Dlaczego? Nie wiem, po prostu uwziął się na nich. A potem się dziwił, że ma wielu politycznych wrogów. Do tego jeszcze należy doliczyć ruchy polityczne, które nie miały sensu, ani celu. Ot Luceno chciał zrobić sztuczny ruch. Jeszcze bawiło mnie, że praktycznie każdy przeciwnik polityczny Palpatine`a ginął. Cosinga, Vidar, Veruna, Valorum... Naprawdę nikt nie zainteresował się tym, że wszyscy byli powiązani z Sidiousem? Czy może po prostu wydział śledczy Policji Republikańskiej ssał? Jeszcze niedorzecznym było to jak Padme została królową. Plagueis nie wiedzieć czemu stwierdził, że byłaby dobrą kandydatką toteż posłał Palpatine`a, by połechtał ego jej ojca, dzięki czemu wystawiono trzynastolatkę w wyborach. No i ogólnie to Damask musiał stać za wszystkim. Kto zbudował tor wyścigowy na Tatooine? On. Kto zrobił Amidalę królową? On. Kto podsunął Sifo-Dyasowi pomysł z klonami? On. Bez niego Galaktyka stałaby w miejscu.
O czym jeszcze warto wspomnieć? O tym jak to Palpatine spotkał Maula. Ot przechadzał się ulicami Dathomiry aż jakaś kobieta wcisnęła mu niemowlę i uciekła. Luceno, ja cię proszę, postaraj się.
Następnie cóż... Skoro przez lata robiło się zagrania polityczne, które nie miały najmniejszego sensu to kiedyś musiało się to zemścić. Troszkę na ich życzenie, ale cóż... Jakaś firma będąca przykrywką dla Protektoratu Granów chciała porozmawiać z Palpatine`m, który był świadomy, że to pułapka, ale mimo to przyszedł na spotkanie i skończyłoby się to źle, gdyby Luceno nie sięgnął po deus ex machina w postaci Plagueisa z obstawą. Co ciekawe Damask pochwalił swojego ucznia za wzorową postawę. Taa... prawie, by go zabili, ale to widocznie jest powód do dumy. Niestety okazało się, że to nie koniec, bowiem to była przykrywka dla zamachu na Plagueisa. Całe szczęście, że Granowie wynajęli tych samych skrytobójców co Palpatine do zabicia Kima. Dlaczego? Bo ci zadzwonili, by się pochwalić, że dostali zlecenie na Damaska. No kurde... Co za profesjonalizm. Niestety nim Sidious dotarł do mistrza to Maladianie zdążyli odrąbać mu żuchwę frisbee. Cóż...
Potem Plagueis założył sobie aparat na gębę i pił przez nos (sic!), ale przynajmniej zajął się na dobre badaniami, bo przedtem szło mu to bardzo mozolnie. Raz po raz jakaś wiwisekcja, ale nic poza tym. Teraz przeprowadził się do swojego laboratorium, by "zrozumieć mowę midichlorianów" cokolwiek to znaczy. Luceno nie wytłumaczył tego. On nic nie wytłumaczył. Zamiast zrobić sensowną fabułę wolał dawać kwadrylion nawiązań do EU. James, guzik mnie obchodzi, że znasz kanon na wylot skoro nie umiesz stworzyć logicznej fabuły. Co mnie obchodzą nawiązania do Wojen Klonów Tarkakowskiego skoro motywujesz zrezygnowanie z imienia przez Kanclerza frazesem "bo tak"? Wybacz, ale to nie ma sensu.
Potem to już końcówka. Sidious zaprzyjaźnił się z Dooku i poznał Anakina. Senat obrał Palpatine`a na Kanclerza, a Plagueis przybył na Coruscant opić to. Niestety nasz Muun nie miał zbyt mocnej głowy i zasnął. Sidious wykorzystał moment i zabił mistrza wykrzykując, że go zmanipulował i nienawidził od początku. Koniec... śmierć gorsza niż u Tenebrousa. Największy Sith w dziejach umarł, bo miał za słabą głowę.
Podsumowując książka była nudna (do połowy nie dzieje się nic), naiwna (wszystko udawało się dzikim fartem), a intrygi były grubymi nićmi szyte. Dziękuję za uwagę.