Mam małe pytanie: napisałem opowiadanie i chciałbym poddać je Waszej krytyce . Nie wiem tylko gdzie je mam zamieścić, żeby nie zrobić bałaganu. Z góry dziękuje za odpowiedzi
Mam małe pytanie: napisałem opowiadanie i chciałbym poddać je Waszej krytyce . Nie wiem tylko gdzie je mam zamieścić, żeby nie zrobić bałaganu. Z góry dziękuje za odpowiedzi
Moje pierwsze opowiadanie Proszę o krytykę pozdro
***********************************************************
Nazywam się Mitsin. Mam 181 cm, zielone oczy. Jestem dobrze zbudowany. Pochodzę z Coruscant, z normalnej rodziny. Mój młodszy brat Shan został zabrany z domu, żeby stać się Rycerzem Jedi. Mnie nie dano takiej szansy, mimo, że wykazywałem dużą wrażliwość na Moc.
*
Po śmierci naszych rodziców zostałem sam. Miałem tylko brata, który traktował mnie jedynie jak dobrego przyjaciela. Rada Jedi wyjątkowo pozwoliła nam się widywać. Wiedziałem, że to dogmatyczne zakazy Jedi zabraniały mu związać się ze mną bliżej. Nie miałem wyjścia, musiało mi to wystarczyć. Kiedy się spotykaliśmy, Shan opowiadał mi o Mocy. O Ciemnej i Jasnej stronie. Nigdy mu tego nie mówiłem, ale bardziej podobała mi się Ciemna Strona. Wydawała mi się bardziej… efektywna.
*
Pewnego dnia Rada wysłała go na Dalekie Rubieże razem ze swym mistrzem. Miałem wtedy 16 lat. Kiedy się ze mną żegnał powiedział, że niedługo wróci, tylko jakiś delegat potrzebuje ochrony. Po tygodniu do mej kwatery przyszedł ciemnoskóry mistrz Jedi. Nie pamiętam jak się przedstawił… chyba Windu. Tak Mace Windu. Podał mi jakieś zawiniątko i powiedział, że zginął godnie. To wszystko. Potem odwrócił się i poszedł. Poczułem paniczny strach. Strach przed samotnością. Jednak wspólnie ze starchem poczułem niesamowitą siłę i wiedziałem, że jakoś sobie poradzę. Zrozumiałem nareszcie, czym jest Ciemna Strona. Strach to paliwo nienawiści, nienawiść to motor wielkiej potęgi. Pozwoliłem, więc by nienawiść swobodnie przepływała przeze mnie. Poczułem, że zdolny jestem jedną myślą zdemolować całe mieszkanie. Tak tez zrobiłem. Przypomniałem sobie o zawiniątku, które dal mi Jedi. Okazało się, że był to miecz świetlny Shana. Wziąłem go i zapaliłem. Uklęknąłem i poprzysiągłem sobie i Mocy, że zgłębię tajniki Ciemnej Strony, aby gnębić Zakon Jedi, który zabrał mi jedyną bliską mi osobę. Wychodząc ze zniszczonego mieszkania miałem w głowie tylko słowa powiedziane mi przez brata. Zawsze dwóch ich jest. Mistrz i jego uczeń. Wyruszyłem, więc w podróż, w poszukiwaniu mego mistrza…
*
Wyszedłem z mieszkania. Zabrałem ze sobą parę drobiazgów, trochę ciuchów. Miecz schowałem w szatach. Ledwo powstrzymałem się przed sprawdzeniem tkwiącej w nim energii na sprzątaczu, który się do mnie uśmiechnął. Jednak miałem ważniejszy cel do osiągnięcia, a morderstwo mogło mi przysporzyć niepotrzebnych… kłopotów. Ograniczyłem się do splunięcia na podłogę i posłaniu kubła z wodą na ścianę przy użyciu mojej rozpędzonej nogi. Żebyście widzieli minę tego dozorcy… o mało się nie popłakał. Zaśmiałem się głośno, kiedy spojrzał na mnie z rozpaczą i jęknął:
- Dlaczego…?
*
Wiedziałem gdzie powinienem się udać. Korriban. Planeta Sithów. Tam znajdę jakieś wskazówki, sam rozpocznę trening. Jednak jedynym problemem był środek lokomocji. Nie miałem statku, a galaktyczne promy nie kursowały na tę przeklętą i zapomnianą planetę. Coś mi podpowiedziało, że mam iść do doków. Ufając Mocy ruszyłem z trudem nie powstrzymując się by użyć miecza na przechodniach.
*
Kiedy już się tam znalazłem zacząłem szukać nierzucającego w oczy się statku. Znalazłem. Podszedłem do pilota.
- Muszę się dostać na Korriban.- powiedziałem.
- Co?
- Korriban. Ogłuchłeś?
- Korriban? Przecież to opuszczona planeta…- spojrzałem mu w oczy…- Eee będzie drogo kosztować… proszę pana. Bardzo drogo, raczej pana nie stać.
- Stać mnie. Jeśli nie chcesz zarobić, pójdę do konkurencji…- wyjąłem z kieszeni jare kredytów.
- Nie ma takiej potrzeby. Ale będzie drogo… jedenaście tysięcy.
- Dam ci dwadzieścia tysięcy jak odlecimy natychmiast.
Chyba naprawdę mi uwierzył, że mu zapłacę. Co za idiota. Tak się podniecił, że za dwie minuty prosił już kontrolę lotów o pozwolenie na start.
*
Podróż trawał zaledwie kilka dni. W tym czasie myślałem o sobie… medytowałem jak nazwałby to Shan. Czułem rosnącą we mnie siłę. W pewnej chwili nawet czułem każdą śrubkę statku. Wydawało mi się nawet, że słyszę myśli tego durnego pilota, jednak to uczucie szybko się urwało i nie mogłem więcej powrócić do tego stanu.
- Za godzinę będziemy na miejscu. Przygotuj pieniądze. – Usłyszałem przez interkom.
- Jestem pełen podziwu, czyżbyś znał się na zegarku?- Odpowiedziałem.
Faktycznie za ponad godzinę weszliśmy w atmosferę i wylądowaliśmy na powierzchni. Twardo. Nie dość, że kretyn, to do tego marny pilot. Wyszedłem z mojej kabiny. Już na mnie czekał.
- No, czas się rozliczyć.-powiedział z uśmiechem, w jego oczach widziałem zachłanność. Żałosne.
- Chyba nie myślałeś, że naprawdę ci zapłacę?- rzekłem z rozbawieniem.
- Ty… z przyjemnością cię usmażę moim nowiutkim blasterem!
- Nie uwierzysz…- niebieska klinga wbiła mu się w gardło zanim zdążył sięgnąć po blaster-,…ale tylko na to czekałem.
*
Wysiadłem ze statku. Kiedy położyłem stopę na powierzchni planety przeszedł mnie dreszcz. Poczułem niepokój, wielką potęgę drzemiącą w tym miejscu i coś jeszcze… jakby szum. Ach, no tak… zawirowanie w Mocy. Shan zawsze wyczuwał, kiedy jego mistrz nadchodził. Ktoś jest na Korribanie. Ktoś silny Mocą i nie był to Jedi. Nagle coś rzuciło mnie na kolana, a w głowie usłyszałem zimny głos:
- Czekałem na ciebie, młody Mitsinie.
I ogarnęła mnie ciemność…
_________________
Mi się podobało , nawet bardzo . Może ciutkę przy szybko rozwija się akcja
PS. Planujesz dalsze części ocena: 8/10
Tak tylko jeszcze myslę nad całym tekstem. Mam juz pomysł na zakończenie tylko nie wiem jak poprowadzić początek. Myślę że nie długo będzie.
-http://www.gwiezdne-wojny.pl/tekst.php?nr=537
rozdział3, ustęp 2
Bardzo ważną rzeczą przy tworzeniu nowych tematów jest nie eksponowanie go zbytnio. Mam na myśli tu czasami praktykowane próby zwrócenia na siebie uwagi. Właśnie - uwagę na siebie może i zwrócicie, ale i tak temat zostanie zmieniony do bardziej czytelnej formy, a może i zniechęcicie do siebie innych forumowiczów.
Oto kilka przykładów, jak nie należy robić:
.::: WAŻNE!!! ::.
-===BARDZO WAŻNE===-
////WEJDŹ KONIECZNIE\\\
S*U*P*E*R**T*E*M*A*T
To tyle złych przykładów Może przy pierwszej wizycie na Forum nie zauważycie czegoś takiego, ale należy wierzyć na słowo, że takie tematy są tępione Jak zapewne zauważyliście, jest to denerwujące, a nawet jeśli Was nie wzruszyło, to wiedzcie, że niektórzy tego nie lubią i nie jest to mała grupa.
Nagłówek nowego wątku jest jego najważniejszą rzeczą. Powinien określać zawartość postu, więc nie piszcie:
pytanie
Mam pytanko WEJDŹCIE (to chyba jedna z najgorszych rzeczy, które możecie zrobić. Pod żadnym pozorem temat nie może się nazywać "wejdźcie", "zajrzyjcie" lub "potrzebuję szybkiej pomocy". Internauta niepotrzebnie traci czas na zaglądanie do tematu, o ile w ogóle to zrobi, a jeśli w temacie jasno określicie, o co Wam chodzi wszystko powinno być OK )
sprzedam (bez pisania, czy chodzi o książkę itp. samo "sprzedam" jest zbytnim uogólnieniem)
czy...
pamiętam jak kiedyś...
ładne... tylko niezbyt lubie początków w których opowiadanie zaczyna się charakterystyką...
Ale spoko mi się podoba
Hmm coś nikt nie kwapi, zeby mnie komentować Szkoda...
Nie bardzo rozumiem jak gość bez treningu, mając jedynie opowieści brata jako wiedze o mocy mógł po paru chwilach tak wprawnie się nią posługiwać. I tyle o niej wiedzieć. W ogóle wszystko dzieje się tu... szybko. Ogólnie to jakoś Mistin nie przypadł mi do gustu. Może przez to jego podejście do dozorcy i pilota? Cóż zaprzedał się CSM ale... Nie spodobał mi się. Ale opowiadanie bardzo dobre. Może nie rewelacyjne ale dobre. Kontynułuj swoją twórczość. Ja czekam na rozwinięcie.
Może nawet ja skończe i opublikuje tu swoje pierwsze opowiadanie...
Ja wysiadam. Opowiadanie to nie karta z gry RPG. Karygodny jest taki początek. Nie robisz wielu błędów, aczkolwiek widać je sporadycznie. Tekst osobiście nie podoba mi się, gdyż jest naciągany do bólu... Ale sam kiedyś takie pisałem, takie są początki. Kolejny super Jedi, kolejny wypasiony Sith... A spróbuj napisać coś oryginalnego, pomyśleć nad złożonością fabuły. Bohater jest wiarygodny, gdy ma też prawdziwe wady. Czytaj sporo, to uczy. I taka mała niespójność:
Po śmierci naszych rodziców zostałem sam. Miałem tylko brata
Albo został sam, albo miał brata. Ewentualnie zostali sami z bratem
Pisz dużo, to też pomaga dopracować pióro. Czekam na kolejny tekst, z chęcią ocenię
Ostatnia cześć mojego opowiadanie miłej lektury
*******************************************
Obudziłem się w ciemnej jaskini. Leżałem na ziemi, w głowie słyszałem dudnienie i szum. Ktoś mnie tu ułożył. Zacząłem szukać miecza. Leżał koło mnie. To dziwne, że ten, który mnie tu przyniósł, nie zabrał mi go. Wstałem. Zakręciło mi się w głowie, ale utrzymałem się na nogach. Włączyłem miecz dla oświetlenia sobie drogi. Zobaczyłem ścieżkę i postanowiłem iść wzdłuż niej.
*
Doszedłem do oświetlonej komnaty. W niej, przy stole, stała niska postać w czarnym kapturze.
- Kim jesteś- powiedziałem.
- Jestem odpowiedzią na twoje pytania, młody Mitsinie. Jestem tym, kogo szukasz.
- Co? Nie rozśmieszaj mnie! Ty Lordem Sithów? Dziadziuś w kapturku, który zna parę ciemnych sztuczek? Lepiej powiedz mi jak się stąd wydostać, zanim zrobię użytek z mojego miecza.
Postać milczała. Nawet ten szum, to zawirowanie w Mocy, zanikło. Była tylko cisza.
- Sam tego chciałeś!- wykrzyknąłem, z zamiarem zabicia drania. Jednak zanim ruszyłem ręką znalazłem się na ścianie.
-Jesteś aroganckim i bezczelnym młokosem. Nauczę Cię szacunku do Ciemnej Strony!
Ból jaki mnie przeszył trudno opisać. Czułem się jakby w każdy centymetr mojego ciała wybiło się po tysiąc rozżarzonych prętów. Chciałem umrzeć. Nie pamiętam czy krzyczałem. Pewnie tak i to jak nigdy. Nagle wszystko się urwało. Myślałem, że już umarłem…
-… na mnie!!!- usłyszałem w oddali.
- Co?- powiedziałem cicho.
- Spójrz na mnie!
Cały czas byłem w tej komnacie. Nade mną stał spokojnie Sith.
- Tak panie?- powiedziałem ze skruchą.
- Gdyby nie te trudne czasy, w których trudno o ucznia, z pewnością zabiłbym cię jak psa. Mam nadzieję, że nauczyłem cię szacunku, i nie będę musiał powtarzać tej lekcji.
- Tak, mój mistrzu. Przepraszam, mistrzu.
-Tak już lepiej. Choć za mną.
Wstałem z trudem z ziemi. Poszedłem za Sithem. W głowie pojawiło mi się pytanie: ciekawe jak się nazywa?
- Jestem Darth Sidious.
- Co ze mną będzie mistrzu?
- Zostaniesz moim uczniem, a potem Lordem Sith. Oczekuję od ciebie bezwzględnego posłuszeństwa i gorliwości. Czeka cię ciężka praca, młody, Mitsinie.
-Skąd…?
- Dowiesz się w swoim czasie. Teraz musimy zacząć twój trening.
*
Nie będę opisywał całego treningu. Trwało to ładnych parę lat. Straciłem rachubę czasu. Sidious znikał czasem na kilka miesięcy. Zostawiał mi zadanie, lub mówił, jakich umiejętności będzie ode mnie oczekiwał po powrocie. Uczyć musiałem się sam. Za błąd czekała mnie sroga kara. Okres treningu był dla mnie najgorszym i zarazem najlepszym czasem w moim życiu. I wtedy nadszedł ten dzień…
- Mitsinie, dzisiaj nadszedł dzień, w którym dowiedziesz mi, że jesteś godny stania się Sithem.
- Oczywiście, mój mistrzu.
Zaprowadził mnie na salę, gdzie trenowałem walkę mieczem. Na środku maty, siedział młody wysoki obcy. Zebrak. Całe ciało miał pokryte tatuażem. Oczy miał żółto-czerwone, z łysej głowy wyrastało mu kilka niewielkich rogów.
- To jest mój drugi uczeń. Nazywa się Maul. Trenowałem go równorzędnie z tobą. Zasady są proste: walczycie na śmierć i życie. Tylko ten, który przeżyje, będzie mógł poznać prawdziwa potęgę Ciemnej Strony Mocy. Tylko zwycięzca będzie godny zostać moim uczniem.
Byłem wściekły. Okłamał mnie! Maul spojrzał na mnie i odpiął z pasa miecz.
- Ty, czego on taki długi? Często wypada ci z ręki?- zadrwiłem. Nacisnąłem włącznik, i z mojej rękojeści wytrysnęła szkarłatna klinga. On również aktywował swój miecz. Ustawił go poziomo. I nagle z obu końców wyszły czerwone jak krew klingi.
- Co do…- lecz zanim zdążyłem coś powiedzieć rozpoczęła się walka. Nie byłem przygotowany na walkę z takim przeciwnikiem. To tak jakbym walczył z dwoma świetnie wyszkolonymi wojownikami. Z trudem parowałem kolejne ciosy. Cały czas się cofałem. Nagle spostrzegłem moja szansę. Maul wyraźnie nie osłaniał jednego boku. Zamarkowałem cios w głowę, szybko zmieniłem kierunek ataku i….
- Aaaaaaaaaaaaaa!!!- okropny ból przeszył mnie w miejscy gdzie mam łokieć. Gdzie miałem łokieć. Wtedy zrozumiałem, że to był podstęp. Maul specjalnie odsłaniał ten bok, żeby sprowokować atak. Obciął mi rękę w łokciu!
- Nie zabijaj mnie! Przysięgam, nikomu was nie powiem! Ja…
Maul wbił jedną z kling w sam środek czoła Mitsina. Grymas strachu został na twarzy młodzieńca, kiedy bezwładnie osuwał się na ziemie.
- Ten naiwny głupiec naprawdę myślał, że jest godny poznania potęgi Sithów. Jednak myślałem, że będzie dla ciebie większym wyzwaniem mój młody uczniu.
- Ja także mój mistrzu- mówiąc to Maul patrzył na zwłoki Mitsina uśmiechając się drwiąco pod nosem.
- Mam dla ciebie kolejne zadanie.
- Spełnie każdy twój rozkaz mistrzu.
- Słyszałeś może o Czarnym Słońcu…
KONIEC
Niestety nie zauwazyłem kilku błędów, za które przepraszam. Chodzi o takie karygodne wpadki jak choćby " choć za mną" Nagiąłem tez fakty z SW, dla własnej twórczości, bądzicie więc wyrozumiali