Po przejrzeniu moich ostatnich postów na forum i odpowiedziach na nie, jednoznacznie sugerujących moją niesprawność umysłową (niejako uzasadnionych, ponieważ sposób przedstawienia był ... dość chaotyczny ) postanowiłam zebrać wszystkie argumenty i je przedstawić ogółowi; oto dlaczego NIE UZNAJĘ NOWEJ ERY JEDI:
Powód jeden, główny i zasadniczy - SW to baśń. Jedna z najlepszych, dla starszych dzieci, ale baśń. A każda baśń rządzi się swoimi zasadami, których nawet autor nie powinien zmieniać; inaczej wkrada się chaos; wszystko zamienia się w bełkot - i baśń traci na wartości. Tak jak dla filmów "Władca Pierścieni" podstawą jest Duża Trylogia (Silmarillion, Hobbit i Władca Pierścieni), tak dla książek o tematyce SW podstawą są filmy. One wyznaczają kanon, by nie rzec - tradycję, którą trzeba przestrzegać. A co mamy w tych regułach?
Trzeba zauważyć, że Lucas tworząc "oryginalną trylogię" posługiwał się (być może mimowolnie, ale to go nie usprawiedliwia) motywami obecnymi w naszej kulturze od ponad 2 000 lat. Żeby mnie nie uznano za psychiczną:
1. Motyw bohatera, który wstępuje na nową drogę życia, by ratować świat, ludzkość (w tym przypadku też i nieludzkość )
2. Motyw HEROSA (bo szary bohater zmienia się w herosa), który ma jakąś cudowną moc/broń, i zmaga się z bezpostaciowym (w tym przypadku jest to raczej przenośnia; Imperator przecie fizycznie zjawia się dopiero w Ep. VI), niezrozumiałym złem; tu zło jest samo dla siebie - nie mówimy o motywach Imperatora, bo on był zły i już. Chciał władzę tylko dla siebie, był rasistą (w wymiarze gatunkowym, ale był), manipulował ludźmi i z przyjemnością ich mordował...
3. Motyw kuszenia, charakterystyczny zwłaszcza dla religii i mitów. Zamiast chrześcijańskiego szatana mamy Ciemną Stronę Mocy; jedno i drugie kusi nas łatwiejszą ścieżką, obiecuje za darmo wielkie skarby, choć one i tak nie dają szczęścia.
4. Motyw oczyszczenia, zbawienia - odrzucenie tego co złe, nawet za wielką cenę - Luke na Drugiej Gwieździe Śmierci liczy się z tym, że zostanie zabity... a to, że nie zginął, to już inna historia ;P
5. Zjawiska poboczne - piękna kobieta towarzysząca bohaterowi (choć niektórzy powątpiewają w urodę Carrie Fisher, np. Annika), przyjaciel, który najpierw zdradza, a potem pomaga (i to dwa razy mamy takich typów!), element komiczny - aby nie został schizofrenikiem mamy tu dwóch takich... Bezmyślność wrogów niższego szczebla - logicznie rzecz biorąc prawdopodobieństwo zabicia jakiegoś bohatera jest wysokie; a tu jedyne straty bohaterów to dłoń i straty moralne ;P, natomiast szturmowcy (ponoć wyborowa jednostka) padają jak muchy.
6. MOC = BÓG / SZATAN w świecie SW. Wg. Lucasa, Moc jest to niejako pole energetyczne obecne we wszystkich istotach; pomijam tu te pozagalaktyczne rasy, jak YV czy Ssiruukowie, nieczułe na Moc - o tym później. Chociaż może inaczej - o ile dla nas Bóg (i pochodzący od niego szatan) jest istotą doskonałą, o tyle Moc jest jakby nadistotą nieświadomą ("ciałem"?) - jest wszędzie (nawet w przestrzeni kosmicznej), i jest obecna w każdym z nas; niektórzy - czyli wybrańcy - mają z nią lepsze połączenie (odwołanie do zakonników czujących powołanie i - UWAGA! - celibatu!). Najważniejsze jest tutaj to, że Moc pozwala na czynienie, najkrócej mówiąc, cudów. Ale jest i inny aspekt sprawy - skoro każdy ma w sobie Moc, tj. Boga albo szatana - to znaczy, że w każdym z nas jest coś dobrego i/albo złego (łypnięcie okiem na filozofię równowagi, nie tylko Wschodu). Mocno krzepiące, no i na dodatek - idealistyczne, bo (teoretycznie) wyklucza możność bycia całkowicie złym, chyba że mówimy o sporadycznych przypadkach (Imperator ideowo miał być zły absolutnie; jego dobro nie dotyczy, tak jak i Szatana - bo przecież Biblia mówi, że wszystko co Bóg stworzył było dobre, a Szatan przecież nie jest). Wiąże się z tym sprawa jedności Mocy - bo jak powiedział Vong na Pierwszym Lubelskim Spotkaniu - Moc jest jedna. A kto mówi, że nie jest? Moc jest jedna, ale podejść do jednej sprawy może być wiele (np. do NEJ )
Tworząc prequele Lucas zapewne uznał (bo mówić to se on może, i tak wszyscy wiedzą, że zawsze chodzi o jedną brzęczącą rzecz), że dobrze będzie się skierować do najbardziej dochodowej widowni - czyli małych bąbli . Anakin-chłopiec, królowa-dziewczynka Padme-Amidala, głupek JarJar... wszystko robione pod bardzo nieletniego konsumenta (ale nadal są motywy, jeno inne!!!). Jednak radość maluchów zagłuszyły pretensje dużych ludzi, którzy się nie godzili na zamienienie ukochanej baśni w bajeczkę. Co było robić? Ano trza obiecać, że później będzie lepiej. Toteż AOTC usiłuje klimatycznie wrócić do starej trylogii (przypominam o kolejnych motywach, jeszcze innych, ale nadal obecnych), a może nawet przekroczyć półmrok TESB, poudawać, że wszystko jest tu na poważnie... Siurpryza! Odczuwają to zwłaszcza ci, co jak ja, mają AOTC z dubbingiem Canal+ (albo jeszcze lepiej - wersję schizofrenika, czyli z napisami - to co mówią jest inne od tego, co piszą). Christensen ma mniej emocji w głosie niż skrzyżowanie Terminatora z Pinokiem; Obi-Wan z kolei wydaje dźwięki kastrata; gdy ja słyszę Padme to po prostu wybucham śmiechem (cała rodzina po moim śmiechu poznaje, co ja oglądam)... Tragedia. Może odratowałoby się ten film,gdyby powywalać sceny z Padme, szczególnie dialogi z Anakinem... I wywalić całą politykę... no i poprawić niektóre naciągane sceny... Do zmiany jest tutaj b. dużo.
Tak, tak... całkiem przyjemna idea przekształciła się w Maszynkę-przynoszącą-kasę. Teraz nie liczy się to, że w latach 70 po wojnach i przemocy czystą radością (zwł. dla Amerykanów i mieszkańców bloku wschodniego) było oglądanie świata w wartościach czarno-białych (nawiązanie do białych kitelków Luke`a i Leii i czarnego mundurka Filipa Golarza w ANH). Teraz trzeba trochę popartolić, bo całość była za dobra.
To było o filmach. A teraz trochę o książkach.
Jeden film odnoszący sukces kasowy, to mało. Gdy jednak mamy trzy filmy, i to o statucie nie kasowym, ale kultowym, to już jest poważna sprawa. Plany Lucasa dość niejasne, jeżeli chodzi o realizację kolejnych odcinków (sic!) nie przewidywały w najbliższym czasie jakichś przychodów...
Tu należy zauważyć, że amerykańską specjalnością jest dojenie wydojonej, by się wydawało, krowy. Film się sprzedał? No to streśćmy go, napiszmy książkę, wszak wielka jest moc słowa pisanego! Fanom mało? To dopisujemy jeszcze jedną, pięć, nieee... STO!!! sto książek o ukochanych bohaterach!!!
Na początku wszyscy kochali Hana Solo - to piszemy trylogię o przemytniku; Robin Hoodzie, księciu nadprzestrzeni! Lucas broni pisać o Wojnach Klonów, drewniak jeden, to jedziemy w książkowe sequele! Ooo, taki jeden, Zahn się nazywa, tu ma takie trzy cegiełki! Reaktywuje (nienawidzę tego słowa) imperium, mamy parę kryminalnych tajemnic, sprzeda się jak świeży wypiek. Ale za to będzie kasy!
Tak się przedstawia mniej więcej mentalność ludzi od promocji.
Po kilku (umowność) latach fanom znudziło się czytanie o przygodach swych bohaterów; przygodach przypominających produkty fabryki Forda - WSZYSTKO OD JEDNEJ SZTANCY. Nawet takie buraczki (dziękuję za to sympatyczne określenie wiadomo komu ) jak trylogia koreliańska i seria Młodzi Rycerze Dżedaj nie podwyższyły zysków, ba! wyśmiano je w kręgach za zbytnią naiwność (kto się przyzna, że to jego ulubione książki? no, kto?). Ponieważ nikt już nie potrafił eksploatować tematu walki z Imperium (od reguł odbiegły chyba tylko Tyers, Hambly - czyli o takich dwóch, co chciały Luke`a wydać za "mąż" - i McIntyre; ta ostatnia zresztą pisze lepsze książki niż "Kryształowa Gwiazda"), to wynaleziono takie cudo, co się podpisywało R.A. Salvatore ( w mniędzyczasie należy zauważyć, że rozbieżności w cyklu i brak jego spójności wychodzi na złe książkom i ich wiarygodności). Nie wiem jak dla innych, dla mnie ten facet to koszmar. O ile Zahn-zdrajca (przydomek nadany za żonę Luke`a, Marę Jade, typową amerykańską babę a la Pamela Anderson, tyle że rudą; swoją drogą, nie rozumiem tego pociągu twórców do rudych i paskudnych) miał jakiś talent, o tyle Salvatore pisze rzeczy przechodzące pojęcie zwykłego człowieka. Te "romantyczne" sceny, które powodowały u mnie i paru znajomych wybuchy histerycznego śmiechu (odsyłam do "ataku klonów") i nieudolne próby, by nadać trochę powagi pisanym książkom (efekt odwrotny od zamierzonego) po prostu niszczą to wszystko. No i oczywiście niemal największa moja bolączka, czyli YV.
Na Moc!
Nie przystają oni tu zupełnie!
Nie czepiałabym się, gdyby się znaleźli w jakiejś innej serii, książce... Ale nie tu! Tu jest kraina rzeczy miłych i nieszkodliwych! Tu wszyscy wrogowie są idiotami i dają się z łatwością zabić! Tu nawet Ewoki znają napój zwany winem (wskażcie mi kogoś, kto się uprze, że małe niedźwiadki znają sposób produkcji wina z WINOGRON na obcej planecie; w dodatku na księżycu z którym cywilizacja ludzka niewiele miała wspólnego), hipernapęd cieknie, a dzieci pełnią ważne funkcje państwowe... I tu nagle wyjeżdża mi taki Salvatore z YV, którzy mają mózg, "znają się" na genetycznych modyfikacjach (hehe, pojęcie o genetyce i przyrodzie zbudowanej na węglu to ma Salvatore na poziomie Spidermana; poza tym - TOZ by się z nim policzył za zachęcanie do eksperymentów na zwierzętach i męczenie biednych mutancików), walczą, samookaleczają się jak parę plemion z Afryki i Ameryki...Litości!!!
Ssiruukowie jeszcze się jakoś mieszczą w ramach SW - ich fenotyp jest całkiem miły dla oka, mąją jakąś tam cywilizacyjną estetykę i dają się łatwo wykończyć... Ale ponieważ strumień kasy musi płynąć, to trzeba wymyślić jakiś zwrot akcji... najlepiej zabić kogoś, kto występuje w (SPOILER!!!) 4 filmach i większości książek... miało paść na Luke`a, ale okazano łaskę i zszedł li Chewie... zrobiło się ponuro, realistycznie co gorsza (bohaterowie nie są nietykalni), i szczerze mówiąc, straciłam w tym momencie znaczną część zainteresowania. Takie rzeczy to ja też potrafię pisać (a może i lepsze?).
Dlatego też mówię, że Lucas nie jest już odpowiedzialny za książki; to że wyraża na ich pisanie zgodę, nie znaczy, że za dziesięć lat nie przyjdzie mu do głowy, żeby zrobić z braku czegoś lepszego dopełnienie ennealogii, i, jeżeli mu się spodoba, to zrobi coś absolutnie innego. Dlatego staram się nie czytać NEJ i nie przyjmuję do wiadomości tego, co się tam dzieje. Dla mnie Chewie i Anakin Solo żyją, Han jest non stop trzeźwy jak niemowlę, a Luke jest kawalerem (tak tak, wiem, że Zahn wydał go za mąż, ale tego też nie przyjmuję do wiadomości)...
Czy argumentów starczy?