To co teraz napisze, bardziej niz do filmow SW odnosi sie do ksiazek EU, ktorych nie czytalem, wiec znawcy EU musza wziac na to poprawke
Na poczatek pytanie: czy w filmach pada termin "Zakon Sith" ? Z tego co pamietam - nie, Mace Windu mowi tylko o Sithach w liczbie mnogiej, ktorzy zostali pokonani w odleglej ( legendarnej ) przeszlosci.
Teraz do rzeczy. W czasach, w ktorych toczy sie akcja NT Zakon Sithow jako taki nie istnieje i obowiazuje zasada "Jeden mistrz, jeden uczen". Z innych niz filmowe zrodel mozna sie dowiedziec, ze kiedys, Zakon Sithow rzeczywiscie istnial. Uwazam, ze sam pomysl istnienia Zakonu jest niedorzeczny/absurdalny. Z filmow o Sithach wiele sie nie dowiadujemy - ale to co widac mowi o nich dosc konkretnie. Dwoch przedstawionych " z bliska " Sithow udowadnia, ze Sithowie sa bardzo potezni. Badz co badz, dwoch typow trzeslo cala Galaktyka przez dlugi czas i nikt nie byl w stanie sie im przeciwstawic! A bylo ich tylko dwoch!
Teraz wyobrazcie sobie "szkolke sithow" - proces szkolenia takiej bestii przypomina budowe bomby, ktorej zadaniem jest wybuchnac w rekach konstruktora. Moim zdaniem, niemozliwe jest zgromadzenie w jednym miejscu i szkolenie duzej liczby istot tak destruktywnych i niebezpiecznych jak Sithowie. Chyba, ze tak jak w Zakonie Jedi, prawdziwie poteznych typow jest niewielu, a wiekszosc stanowia zupelnie przecietni, szeregowi uzytkownicy Mocy. Ale jest to nielogiczne - przeciez CSM ma dawac sile i potege ( zdolnosc walki, niszczenia i manipulacji), dlatego niektorzy sie ku niej zwracaja! Jaki sens byloby byc czlonkiem Zakonu Sith, jesli sie ma byc popychadlem ? Kto by do takiej organizacji przystepowal z wlasnej woli? Tylko po to zeby byc `Zlym` ? To dziecinne. Sama idea "Zakonu" jest wg mnie czyms zupelnie obcym takim istotom jak Sithowie.
Teraz co do zasady "Jeden Mistrz, jeden Uczen". Pozornie wydaje sie ona calkiem sensowna. Jednak popatrzcie do czego ona prowadzi - mistrz wie ( i godzi sie na to ! ) ze zginie z reki wlasnego ucznia. Zasada obowiazywala cale pokolenia, a wiec wszyscy mistrzowie godzili sie na taki los. Mozliwe sa wiec takie wyjasnienia:
1. cala ta zasada jest po prostu wyssana z palca i jej tworca ( mam na mysli jakiegos autora EU, nie wiem gdzie ta idea pojawila sie po raz pierwszy ) nie zadal sobie trudu pomyslenia 5 minut nad jej sensownoscia. Zachowanie Sithow wyklucza samoposwiecenie dla idei, a jaki nazwac inaczej zgode mistrza na smierc z reki ucznia?? Piramidalna bzdura.
2. moj pomysl o niewoli sithow znajduje potwierdzenie. Sithowie sa niewolnikami zla, pozbawionymi wlasnej woli. Ich jedynym celem istnienia jest smierc, a cala ta gadanina o "zemscie" jest zupelnie pusta, bo cel jest odlozony w nieskonczenie odlegla przyszlosc. A kiedy zemsta sie dokonala, okazala sie byc ich ostatecznym koncem. Stad widac, ze Sithowie istnieja tylko po to zeby zginac. Paradoks.
Ogolnie wydaje mi sie, ze najsensowniejsze bylo by cos takiego: nie ma i nigdy nie bylo zadnego zakonu sithow, zasade tez mozna odrzucic. Sithowie mogli by byc renegatami/uciekinierami z Zakonu Jedi, kierowani roznymi motywami. Opanowujac CSM faktycznie zyskuja duza przewage nad Jedi, ale nie sa w stanie przekazac swojej wiedzy. Odtracaja Zakon i jego sztywne reguly powodowani dobrymi checiami, jak np. Anakin, a wiadomo, ze dobrymi checiami jest wybrukowana droga do piekiel Sithowie pojawiali by sie w historii w roznych momentach i z rozna czestotliwoscia, zwiekszona w czasach wojen i niepokojow, co pasowalo by do wspomnien Jedi o duzych liczbach Sithow w dawnych, niespokojnych czasach.
To co przed chwila napisalem, kieruje do ludzi ktorzy pisza np fanfiction. Nie sadzicie, ze taka geneza Sithow ( ucieczka od Jedi ) daje wieksze mozliwosci ?? Unika sie w ten sposob szablonu wprowadzania czarnego bohatera: szkolka sithow albo szkolenie u mistrza i do boju z Jedi! Za kazdym Sithem w ten sposob moze stac inna, dramatyczna opowiesc. Co o tym sadzicie ?
pozdrawiam czytaczy