TWÓJ KOKPIT
0
FORUM Ogólnie o Star Wars

Jedi i katolicy

Jaro 2006-01-02 17:36:00

Jaro

avek

Rejestracja: 2004-03-31

Ostatnia wizyta: 2018-09-27

Skąd:

chciałbym, żebyście napisali, jakie znajdujecie podobieństwa i różnice pomiędzy Jedi a katolikami. i ci i tamci nie myślą o szczęściu osobistym, zachowują celibat (przynajmniej ci starsi Jedi) i wyznają jakąś siłę wyższą, w imię której walczą o dobro i pokój. jednakże Jedi wyzbywają się każdego gniewu - z kolei chrześcijanie tolerują gniew uzasadniony (patrz: Jezus przeganiający biczem kupców ze świątyni).

LINK
  • Oo

    Tgc 2006-01-02 18:41:00

    Tgc

    avek

    Rejestracja: 2004-12-11

    Ostatnia wizyta: 2023-01-22

    Skąd:

    Porownywanie katolikow z Jedi to chyba jeden z najglupszych pomyslow . W swiecie gwiezdnych wojen wiekszosc ludzi przyjela naukowy ateizm. Religie wyznaja bardziej prymitywne rasy wierza w jakies bostwa (np. Ewoki) lub cywilizacje ktora ma bardzo rozbudowana kulture, ma klapki na oczach i pala nienawiscia jak np. Yuzhanie.
    Jezeli chodzi o Jedi to oni religia napewno nie sa. Religia to dla mnie zbior wierzen, natomiast Jedi nie wierza w nic, oni moc czuja i kozystaja z niej (a w NT nawet tlumacza ja pseudonaukowa - midochlorianami).
    My ziemianie z roznymi religiami w stylu katolicyzm jestesmy prymitywami pokroju ewokow .

    LINK
    • Bóstwa SW

      Strid 2006-01-02 19:15:00

      Strid

      avek

      Rejestracja: 2003-06-28

      Ostatnia wizyta: 2025-09-13

      Skąd: Poznań

      A tu się mylisz. Większość istot uniwersum SW ma "jakieś tam" swoje bóstwa bo w końcu nie ma świata na którym nie wykształciłyby się religie. To że w tym co jest nam przedstawiane żadko padają imiona bogów a jak padają to przeważnie w formie "na xxx" itp. ale nie można powiedziec że większość istot to ateiści.

      LINK
      • Bóstwo...

        Master Ice 2006-01-02 20:35:00

        Master Ice

        avek

        Rejestracja: 2005-08-09

        Ostatnia wizyta: 2009-04-06

        Skąd: Zawadzkie

        wcale nie oznacza, że społeczeństwo jest prymitywne. Bóg jest Prawdą, Idę bycia dobrym, niesienia dobroci. Myśle, że Jedi i prawdziwi chrześcijanie mają wiele wspólnego. Cywilizacja powstaje z biegiem ewolucji dzięki przebiegłości i sprycie. Jednak do gwiezdnych technologii przetrwa tylko ta, która porzuci swoją naturę i tendencje, aby zażegnać konflikty i zaprowadzić pokój. Prawdziwy chrześcjianin stara się przed całe życie mieć coraz doskonalszą duszę. Próbuje nie pożądać za wszelką cenę dóbr materialnych, nie kłócić się, mieć każdą cząstkę umysłu przesiąkniętą dobrocią. Od rycerza Jedi odróżnia go to, że nie posługuje się mocą, gdyż jego siła opiera się wyłącznie na inteligencji, filozoficznym zrozumieniem sensu istnienia wiary w Jezusa, i spełnianiu jego idei w codziennym życiu. A co do przemocy, to może jej używać jak Jedi, w obronie własnej.

        LINK
        • Różne źródła

          Sebastiannie 2006-01-02 21:26:00

          Sebastiannie

          avek

          Rejestracja: 2002-12-28

          Ostatnia wizyta: 2008-09-20

          Skąd: Pabianice

          Ale w przypadku Jedi to nie jest tak, że Moc dała im spis tego, jak mają się zachowywać, koniec, do widzenia, kropka. Jedi sami wypracowali sobie swój światopogląd w oparciu o to, co uważali za słuszne, bądź niesłuszne - robili to za pomocą rozumu. Natomiast w przypadku religii mamy system z boską pieczęcią, który wkłada ludzi w określone ramy, ustala za nich granice i sztucznie buduje powszechną szczęśliwość. I tu i tam mamy podobne cele, ale różnica tkwi w tym, skąd się te cele wzięły. Z jednej strony mamy podejście racjonalne, którego źródłem są przemyślenia i poszukiwania człowieka, a z drugiej strony jest wytłumaczenie w stylu "bo tak (chce Bóg)". Może to być podobne jeśli przemyślenia są zgodne z tym, co niby mówi Bóg, ale jednak w tym pierwszym przypadku mamy podejście podmiotowe do człowieka, a w drugim przedmiotowe. W rezultacie Jedi cechowali się szacunkiem do jednostki i jej wyborów, natomiast religia buduje społeczeństwo zagubione, które nie potrafi się odnaleźć bez tych boskich przykazów. To, co ja osobiście chciałbym zobaczyć, to aby ludzie postępowali słusznie, bo rozumieją tego sens i daje im to pewną satysfakcję, a nie dlatego, że tak robił Jezus, czy ktoś inny .

          LINK
          • "taka jest wola..."

            Strid 2006-01-02 22:04:00

            Strid

            avek

            Rejestracja: 2003-06-28

            Ostatnia wizyta: 2025-09-13

            Skąd: Poznań

            Tu troche musze cię Seba w pewnej kwestji sprostować. Otóż Jedi czasem pozostawiają swój los w rękach Mocy a niektórzy zawierzają się jej całkowicie jak to czynił Mistrz Zao no i chyba wszyscy wierzą w to że wszystko co się dzieje jest jej wolą.

            LINK
            • No i jeszcze

              Burzol 2006-01-02 22:19:00

              Burzol

              avek

              Rejestracja: 2003-10-14

              Ostatnia wizyta: 2025-09-13

              Skąd: Poznań

              Innym przykładem Jedi, który nad wolę zakonu przedkładał wolę Mocy był, znany wszystkim, Qui-Gon Jinn. Przecież dlatego nie został przyjęty do Rady, bo "wiedział" lepiej.

              LINK
              • Qui-Gon a wola Mocy

                Strid 2006-01-02 22:47:00

                Strid

                avek

                Rejestracja: 2003-06-28

                Ostatnia wizyta: 2025-09-13

                Skąd: Poznań

                Oj co do Jinna to bym polemizował. On bardziej wierzył w swoją wolę niż wolę Mocy a przynajmniej takie odnosze wrażenie.

                LINK
                • cóż..

                  Burzol 2006-01-02 23:26:00

                  Burzol

                  avek

                  Rejestracja: 2003-10-14

                  Ostatnia wizyta: 2025-09-13

                  Skąd: Poznań

                  To już rzeczywiście kwestia rozumienia danej postaci. IMO większość decyzji Qui-Gona była motywowana jego własnym przeczuciem - taką dżedajską kobiecą intuicją [], którą ja rozumiem jako wolę Mocy . Przecież to dlatego Anakin został Jedi - Qui-Gon wyczuł w nim olbrzymią wrażliwość na Moc, i zrozumiał, że ten chłopiec jest wybrańcem. To Moc, a nie własne widzimisię.

                  LINK
                  • Wola Mocy, Wybraniec i Qui-Gon... czyli ich troje?

                    Strid 2006-01-03 17:42:00

                    Strid

                    avek

                    Rejestracja: 2003-06-28

                    Ostatnia wizyta: 2025-09-13

                    Skąd: Poznań

                    Co do Anakina to się zgodze iż jego spotkanie z Jinnem i to że został Jedi mogło być wolą Mocy ale Radzie to on się narażał ze względu na swoją niepokorną wolę a nie Mocy

                    LINK
            • Wiara/przekonanie i nadzieja

              Sebastiannie 2006-01-02 23:16:00

              Sebastiannie

              avek

              Rejestracja: 2002-12-28

              Ostatnia wizyta: 2008-09-20

              Skąd: Pabianice

              A no to prawda . Tylko to są trochę dwa inne rodzaje wiary: 1) wiara równająca się przekonaniu, że istnieje coś, co nie wiadomo czy istnieje; 2) wiara będąca rodzajem nadziei, że życie ma jakiś sens, który trzeba samemu odnaleźć.
              Jedi nie byli niczego z góry pewni, nie mieli żadnego katechizmu, z którego wyczytywali, co mają zrobić. Każdy z nich oddawał się medytacjom, w czasie których starali się zrozumieć jak powinni postępować. No i oczywiście mieli nadzieję, że ich wybory okażą się słuszne . Zresztą dobrze to wyraził Yoda w książce "Yoda: Mroczne spotkanie":
              - A jeśli nie ma nic więcej, tylko gwiazdy i ciemna przestrzeń pomiędzy nimi, a galaktyki nie obchodzi, czy umrzemy, czy będziemy żyli?
              - To prawda. (...) Może prawda. Przez wiele dni większą nadzieję czuję. Kiedy indziej nie. A co to za różnica? (...) Jeśli nie ma planu, nie ma losu, nie ma przeznaczenia, nie ma opatrzności, nie ma Mocy, to co pozostaje? Nic, tylko nasze wybory, prawda? (...) Być Jedi to prawdzie w oczy spojrzeć i wybrać.


              I tyle. Nie wiadomo, co jest, a czego nie ma. Jedi też nie wie. Jedi ma nadzieję. Jedi zastanawia się i podejmuje wybory, które są wg niego najwłaściwsze. Religia twierdzi zaś, że wie, co jest, a czego nie ma. Religia dostarcza gotowe odpowiedzi, co należy zrobić i dlaczego. Religia ogranicza wybory, bo nie zachęca jednostki do samodzielnego myślenia. Tym samym człowiek nie szuka sensu w samym sobie, tylko gdzieś na zewnątrz. Ja uważam, że to jest złe.

              LINK
              • Seba

                twardy 2006-01-02 23:24:00

                twardy

                avek

                Rejestracja: 2002-07-16

                Ostatnia wizyta: 2012-02-07

                Skąd: Wrocław

                sorki ale uwazam ze religia nie zabrania szukanie sensu w sobie... wrecz przeciwnie...wszlkie wybory wkoncu sam musisz dokonac, religia daje tylko drogowskazy, wiadomo sa pewne stale reguly (ale gdzie ich nie ma)..Religia pozwala tobie myslec ale nadaje pewne ramy, ktore nie tylko religia wzynacza ale i prawa system zachowan itp...
                Po drugie wiara i relgia to dwie inne sprawy... ktore moja pewna czesc wpsolna ale oba stwierdzenia sa szersze w zrozumieniu..

                LINK
                • Klucze do samego siebie

                  Sebastiannie 2006-01-03 01:15:00

                  Sebastiannie

                  avek

                  Rejestracja: 2002-12-28

                  Ostatnia wizyta: 2008-09-20

                  Skąd: Pabianice

                  A w takim razie co jeśli Boga nie ma? Oczywiście nie ma jak się o tym przekonać, ale... Jeśli ktoś udoskonala się, bo tak chce Bóg i Bóg da mu za to w nagrodę życie wieczne, to co, jeśli tego Boga nie ma i nie ma żadnego życia wiecznego? W pewnym sensie to jest tak jak z ludźmi i z towarzystwem bliskich osób. Masz Sylwestra i ktoś siedzi w domu, czując się nieszczęśliwy. Ja się go pytam - dlaczego jesteś smutny? Bo jestem sam, nikogo ze mną nie ma. Pytam się znowu - czy do tego stopnia jesteś uzależniony od innych, że nie ma nic, co możesz zrobić sam, i co uczyniłoby cię choć trochę szczęśliwszym? Nie ma niczego takiego... Oto prawdziwy dramat! Człowiek, który oddał wszystkie klucze do własnego szczęścia! Podobnie jest z religią. To jest oddanie kluczy. A co się stanie jeśli nadejdzie Sylwester i ci, którym powierzyłeś klucze, nie otworzą drzwi? Ja powiadam tak - ty sam jesteś wszystkim co na pewno masz, jesteś jedyną osobą, która nigdy od ciebie nie odejdzie, która nigdy cię nie zawiedzie. Oddasz samego siebie, a stracisz wszystko. Jeżeli szukasz powodów, motywacji, odpowiedzi, znajdź je w samym sobie, a będziesz je miał zawsze!

                  LINK
              • Katechizm Jedi?

                Strid 2006-01-02 23:28:00

                Strid

                avek

                Rejestracja: 2003-06-28

                Ostatnia wizyta: 2025-09-13

                Skąd: Poznań

                No i znowu popełniasz drobny błąd Otóż Jedi w ciągu 25000 lat wypracowali sobie swoje przykazania w formie kodeksu i katechizm w formie nauczania ustnego aczkolwiek oczywiście ulegają one pewnym zmianom w trakcie medytacji i rozmyslań. Bardzo podobnie jest w wielu religiach gdyż kilka tysięcy lat temu spisano podstawowe zasady ale reszta zależy tylko od wyznawców tyle że często gdy wyznawcy chcą coś zmienić pojawia się rozłam. Raz tak przytrafiło sie również Jedi gdy części z nich chciała zmian i zaczęła wyznawać Ciemną Strone Mocy. Oczywiście zgadzam się z tobą że ślepa wiara nie jest niczym dobrym ale tez nie można uogulniac i mówić że wszyscy wyznawcy jakichś religi nie rozmyślają nad nimi. Ja na ten przykład jako Chrześcijanin bardzo często rozmyślam nad swoją wiarą, nad dobrem czy złem tak więc nie wszycy ślepo wierzą w to co spisano tyśące lat temu.

                LINK
                • ciekawość

                  Gwiezdny Muzyk 2006-01-02 23:40:00

                  Gwiezdny Muzyk

                  avek

                  Rejestracja: 2004-09-05

                  Ostatnia wizyta: 2013-07-07

                  Skąd: Warszawa

                  POwiedz mi, nazywasz sie chrześcijaninem. Ale co to właściwie oznacza? Katolik? Prawosławny? Protestant?
                  Czy nie lepiej nazywać rzeczy po imieniu? Ja jestem katolikiem i tak to nazywam.

                  ( I znów Ja na nikogo nie naskakuje, tylko jestem ciekaw! )

                  LINK
                  • Chrześcijaństwo

                    Strid 2006-01-03 17:20:00

                    Strid

                    avek

                    Rejestracja: 2003-06-28

                    Ostatnia wizyta: 2025-09-13

                    Skąd: Poznań

                    Teoretycznie chodze do kościoła rzymsko-katolickiego i u księży owego kościoła się spowiadam ale osobiście czuje się bardziej Chrześcijaninem niż konkretnieKatolikiem gdyż co tu dużo mówić praktycznie wszystkie odłamy Chrześcijaństwa mają swoje racje więc po co ograniczac się dpo jednej "racji"?

                    LINK
                • Zasady

                  Sebastiannie 2006-01-03 06:19:00

                  Sebastiannie

                  avek

                  Rejestracja: 2002-12-28

                  Ostatnia wizyta: 2008-09-20

                  Skąd: Pabianice

                  Tutaj musimy dokonać rozróżnienia, bo jednak Jedi byli zakonem, i to wcale nie takim licznym - w Polsce mamy więcej księży niż Jedi przypadało na całą galaktykę . Chyba nikt z nas nie twierdzi, że Zakon Jedi, to była szkółka niedzielna... nie, oni tam mieli dosyć surowe reguły i wymagali posłuszeństwa. Mieli swój kodeks, mieli swoje zasady - każdy zakon na świecie coś takiego posiada; niektórzy praktykują ubóstwo, inni milczenie... Tylko że to są reguły wewnętrzne, które obowiązują wyłącznie zakonników. Nikt nie nakazuje przecież katolikom, żeby praktykowali zwyczaje np. Karmelitów Bosych. Nie tutaj tkwi problem. Jeśli kiedykolwiek aspirowałeś do bycia bierzmowanym, to pewnie przeszedłeś przez taką książeczkę, gdzie miałeś kilkaset różnych kościelnych przykazań, które są wymagane od człowieka. To jest właśnie podstawowa różnica pomiędzy Jedi, a religiami. Jedi mieli swój kodeks, będący czymś w rodzaju maksymy życiowej, lecz oni nie zajmowali się płodzeniem zasad, w które mogliby zamknąć społeczeństwo. Od zwykłych ludzi nie wymagano, żeby nie okazywali emocji, nie straszono nikogo, że pasja jest wyrazem sprzeciwu wobec woli Mocy i za to grozi wieczne potępienie .
                  Kiedy pisałem o katechizmie, miałem na myśli to, że w przypadku religii otrzymasz praktycznie gotowy przepis na to, jak masz żyć. Punkt po punkcie otwórz sobie książeczkę do bierzmowania i tam masz wypisane. Przeczytaj Biblię, zapytaj się księdza. Nie musisz się zastanawiać - oni już dawno pomyśleli za ciebie. Masz kijek i marchewkę - piekło i niebo. Niczego takiego nie otrzymałbyś od Jedi. Wręcz przeciwnie, Jedi, który próbowałby ustawiać twoje życie, sprzeniewierzyłby się zasadom Zakonu.

                  Oczywiście zgadzam się z tobą że ślepa wiara nie jest niczym dobrym ale tez nie można uogulniac i mówić że wszyscy wyznawcy jakichś religi nie rozmyślają nad nimi.

                  Ja nie chcę uogólniać za bardzo - naturalnie są różni ludzie wśród wierzących i niewierzących . Nigdy pismem nie ogarnę wszystkiego, dlatego siłą rzeczy, żeby coś konkretnego przekazać, muszę się zdecydować na generalizację.
                  W sprawie rozmyślania nad religią, dochodzę do wniosku, że teorie religijne są tak dziurawe i pełne dziwactw, iż zastanawianie się nad nimi wiedzie z czasem w prostej linii do ich odrzucenia. Natomiast co ciekawe, wygoda ludzi daje o sobie znać i z czasem nauczyli się oni w jedno wierzyć, a na drugie przymykać oko... tylko, że to już nie jest prawdziwia wiara (w daną religię), a jakaś indywidualna hybryda. Katolik nie może sobie wybierać tych przykazań, które wydają mu się słuszne... No niestety, ci, którzy wybierają, tworzą swój własny świat .

                  LINK
    • grrrrrrr.......

      ForceUser-Master 2006-01-02 21:13:00

      ForceUser-Master

      avek

      Rejestracja: 2005-12-23

      Ostatnia wizyta: 2006-07-20

      Skąd:

      Nie wiem dlaczego, ale jako katolik poczulem sie doglebnie urazony twoimi pogladami.... Uwazam ze rwligia i wiara w Boga nas wrecz udoskonala a nie sprawia prymitywniejszymi. Starajac sie przestrzegac przykazan stajemy sie lepsi a nie jak to nazwales `prymitywniejsi`. Czy to byl tylko taki kiepski zart czy Ty na serio w nic nie wierzysz? Jesli tak to Ci wspolczoje. Wiecie co oznacza to ze SW dowiadujemy sie ze w istnienie Boga wierza tylko te prymitywniejsze lub agresywniejsze (yuuzhanie) cywilizacje? To oznacza dokladnie tyle ze tak wymislil autor danego dziela i juz... nic wiecej... w kazdym badz razie ja nie czuje sie zgorszony z tego powodu ze wierze w Boga

      LINK
      • Wierz w co chcesz

        Sebastiannie 2006-01-02 21:51:00

        Sebastiannie

        avek

        Rejestracja: 2002-12-28

        Ostatnia wizyta: 2008-09-20

        Skąd: Pabianice

        Problem w tym, że ty w takim razie nie starasz się udoskonalać sam z siebie i sam dla siebie, tylko przestrzegasz czyichś przykazań w tym zakresie. Nie zastanawiasz się gdzie jest racja, a gdzie jej nie ma, tylko lecisz według dawno utartego wzoru. Wobec tego pewnie gdybyś urodził się w innej rodzinie, np. gdzieś w Syrii, byłbyś teraz wzorowym muzułmaninem, a gdybyś urodził się w Izraelu, byłbyś judaistą... Oczywiście twoje pełne prawo, ale moim zdaniem moża starać się być kimś lepszym bez takiego determinizmu i narzuconych poglądów.

        LINK
        • a teraz pozostaje pytanie

          Gwiezdny Muzyk 2006-01-02 23:03:00

          Gwiezdny Muzyk

          avek

          Rejestracja: 2004-09-05

          Ostatnia wizyta: 2013-07-07

          Skąd: Warszawa

          A skąd Ty możesz wiedzieć że on nie stara się udoskonalać? Skąd wiesz że się nie zastanawia nad swoją wiarą? A z tym wychowaniem w rodzinie to masz rację, tylko że nie ma co gdybać go nie o to tu chodzi.
          Z tego co widzę to Ty siebie stawiasz ponad innymi ludźmi. Uważasz że Twój rozum jest na tyle pojętny i wspaniały, że nie musi Cie obchodzić to co powiedzieli kiedyś inni ludzie," przecież ja wiem najlepiej. Dlaczego mam niby wierzyć w słowa zawarte w jakiejśtam grubej książce o cienkich kartkach?! Przecież ja jestem mądrzejszy i do wszystkiego mogę dojść sam. PO co mi doświadczenie innych ludzi spisywane przez wieki?Po co mi ich zasady, skoro sam jestem na tyle mądry że wymyślę własne które są lepsze?"

          (Jakby co, ja tutaj nie chcę wywołać kłótni, ani nie mówię tego ze złej woli tylko mówię to co widzę i jakie są moje odczucia po przeczytaniu Twojego posta)

          LINK
          • Łoł! Łoł! Zaciagnij wodze!

            Strid 2006-01-02 23:18:00

            Strid

            avek

            Rejestracja: 2003-06-28

            Ostatnia wizyta: 2025-09-13

            Skąd: Poznań

            Muzyk co ty tu teraz odstawiasz? Nie rozumiem twojego ataku, czemu ma on służyć bo jak na razie pokazuje jedynie przesadną wrażliwość Katolików na jakąkolwiek forme krytyki. Sam jestem Chrześcijaninem ale jakoś się nie "rzucam" na Sebe bo po pierwsze nie ma na to najmniejszego powodu. Czemu oskarżasz go o coś czego nie powiedział? Czy on powiedział że ma "rozum na tyle pojętny i wspaniały, że nie musi go obchodzić to co powiedzieli kiedyś inni ludzie"? Nie, wiec czemu go o to oskarżasz? On jedynie powiedział że ludzkie postępowanie powinno się brać z jego rozmyśleń nad dobrem i złem a nie jedynie z tego co ktoś inny powiedział. Czy to nie Bóg przykazał aby nie wystawiać fałszywego świadectwa wobec bliźniego?

            LINK
            • staram się jak mogę zaciągnąć te wodze

              Gwiezdny Muzyk 2006-01-02 23:27:00

              Gwiezdny Muzyk

              avek

              Rejestracja: 2004-09-05

              Ostatnia wizyta: 2013-07-07

              Skąd: Warszawa

              Przecież pod koniec swojej wypowiedzi napisałem że to nie jest żadna zła wola, tylko mówię to co widzę. Ja po prostu trochę mam dość takiej bezpodstawnej krytyki, po prostu mam w klasie takiego kolesia który gada dokładnie takie same rzeczy co Sebastiannie, więc mogę się pokusić o stwierdzenie: znam ten typ.
              NIe, on nie powiedział wprost że ma "rozum na tyle pojętny i wspaniały, że nie musi go obchodzić to co powiedzieli kiedyś inni ludzie"
              Wg mnie, skoro on stawia się ponad tyloma o niebo od niego (i ode mnie) mądrzejszymi ludźmi (takimi jak np. Jan Paweł Drugi, Benedykt XVI, św. Piotr itd...) to w takim razie, mogę wywnioskować że uważa się za mądrzejszego od tych ludzi i nie zwraca uwagi na to, co oni starają się/starali się przekazać.
              Kurde, jak zwykle przejmuję się rzeczami, które powinienem olać, bo najprawdopodobniej i tak nic nie zdziałam...
              SPokojnie (mówię to chyba raczej do siebie )

              LINK
              • Stawianie się ponad kimś

                Strid 2006-01-02 23:30:00

                Strid

                avek

                Rejestracja: 2003-06-28

                Ostatnia wizyta: 2025-09-13

                Skąd: Poznań

                Ależ on nie stawia się ponad Janem Pawłem Drugim, Benedyktem XVI czy św. Piotrem, on ma po prostu inne zdanie na ten temat. To że ja mam inne zdanie na temat polityki od mojego Ojca oznacza że stawiam się ponad nim?

                LINK
                • znalazłeś lukę

                  Gwiezdny Muzyk 2006-01-02 23:36:00

                  Gwiezdny Muzyk

                  avek

                  Rejestracja: 2004-09-05

                  Ostatnia wizyta: 2013-07-07

                  Skąd: Warszawa

                  w moim rozumowaniu. Może po prostu ta zasada nie zawsze skutkuje, ale w przypadku który podałem, wg mnie jest dobra. Pomyślę jeszcze nad tym.
                  (Zabrzmiało to trochę jak Yoda- "medytował nad tym będę" )

                  LINK
                • :U

                  Tgc 2006-01-02 23:48:00

                  Tgc

                  avek

                  Rejestracja: 2004-12-11

                  Ostatnia wizyta: 2023-01-22

                  Skąd:

                  Ja sie stawiam ponad JP2 i B16. Oni sie mniej znali nad SW ;c. Pozatym niby co takiego madrego zrobili ? To postacie z pop-kultury takie same jak Britney Spears czy Mandaryna, maja od groma specjalistow ktorzy dbaja o kazdy szczegol ich wizerunku. Watpie zeby nawet 5% wypowiadanych przez nich slow pisali oni a nie specjalisci sie tym zajmujacy

                  LINK
                  • dziwne, naprawdę bardzo

                    Gwiezdny Muzyk 2006-01-02 23:54:00

                    Gwiezdny Muzyk

                    avek

                    Rejestracja: 2004-09-05

                    Ostatnia wizyta: 2013-07-07

                    Skąd: Warszawa

                    dziwne jest to co mówisz. Mam nadzieję że żartujesz dając takie porównania...

                    LINK
                  • ^^

                    Tgc 2006-01-03 16:37:00

                    Tgc

                    avek

                    Rejestracja: 2004-12-11

                    Ostatnia wizyta: 2023-01-22

                    Skąd:

                    No coz dziwne Ja tez jestem dziwny, ale nie mam w zyciu zadnych autorytetow ani Idoli. Wiem ze dla kogos wierzacego papiez jest kims wielkim z ktorym nie moze sie rownac, ale coz trzeba wiedziec ze jego wizerunek jest kierowany przez dziesiatki specjalistow - niestety.

                    Idole zdychaja a ty zostajesz sam. Powiedz kto nastepny, bedzie ci mowil ktoredy masz isc?

                    LINK
              • LOL

                Sebastiannie 2006-01-03 02:49:00

                Sebastiannie

                avek

                Rejestracja: 2002-12-28

                Ostatnia wizyta: 2008-09-20

                Skąd: Pabianice

                Gwiezdny Muzyk napisał:
                Wg mnie, skoro on stawia się ponad tyloma o niebo od niego (i ode mnie) mądrzejszymi ludźmi (takimi jak np. Jan Paweł Drugi, Benedykt XVI, św. Piotr itd...) to w takim razie, mogę wywnioskować że uważa się za mądrzejszego od tych ludzi i nie zwraca uwagi na to, co oni starają się/starali się przekazać.
                -----------


                A co w takim razie mam zrobić, żeby nie stawiać się ponad nimi? Mam się ich słuchać? LOL! Ale to jest dosyć typowe rozumowanie, z którym nie stykam się po raz pierwszy. Znaczy się, że nie ma przypadku - religia próbuje w ten (nieudolny) sposób przymusić ludzi do posłuszeństwa.
                Swoją drogą jestem ciekaw jakimi kryteriami mierzysz mądrość moją i Benedykta? Ilością książek, które on napisał? Jak w tym rankingu plasuje się wobec tego Danielle Steele? A może jest inne kryterium? To, że ktoś jest papieżem znaczy automatycznie, że musi to być ktoś bardzo mądry? Dlaczego? A prezydent USA też musi być mądry, czy już nie musi? Dlaczego musi, albo dlaczego nie musi?

                LINK
                • papież

                  Gwiezdny Muzyk 2006-01-03 17:32:00

                  Gwiezdny Muzyk

                  avek

                  Rejestracja: 2004-09-05

                  Ostatnia wizyta: 2013-07-07

                  Skąd: Warszawa

                  Tak, sam fakt wybrania kogoś na papieża automatycznie sprawia że jest on wg mnie bardzo mądry. Może uznasz to za naiwność głupiego, ale ufam w ten wybór i nie zamierzam go podwarzać. Prezydent USA też musi być mądry, tak jak prezydent każdego innego kraju. Wybacz mi, ale nie za bardzo wiem kim jest Danielle Steele...
                  "A co w takim razie mam zrobić, żeby nie stawiać się ponad nimi? Mam się ich słuchać?"
                  Tak wg mnie powinieneś się ich słuchać. I rzeczywiście,gdybym nie wychowal się w katolickiej rodzinie, pewnie bym tak eni mówił, ale uważam ich za baaaaaaardzo madrcyh ludzi, wielokrotnie przewyższających mnie wiedzą i mądrością.

                  LINK
                  • Wyobiera się zawsze mądrego?

                    Strid 2006-01-03 17:40:00

                    Strid

                    avek

                    Rejestracja: 2003-06-28

                    Ostatnia wizyta: 2025-09-13

                    Skąd: Poznań

                    Przesadzasz Muzyk. To że ktoś został wybrany na jakies stanowisko nie oznacza ze musi być automatycznie osobą mądrą i żę nalezy się jej bezapelacyjnie słuchać. Ja osobiście Benedykta nie uważam za osobę mądrą (Czekaj, czekaj nie potępiaj mnie jeszcze!) gdyz po prostu nie znam go i nie miałem jeszcze okazji aby zobaczyć jak ową mądrością się wykazuje. Nie powinno się automatycznie uznawać ze ktoś jest mądry bo inni tak uważają.

                    LINK
                  • przecież

                    Gwiezdny Muzyk 2006-01-03 18:12:00

                    Gwiezdny Muzyk

                    avek

                    Rejestracja: 2004-09-05

                    Ostatnia wizyta: 2013-07-07

                    Skąd: Warszawa

                    nie mówię o wszystkich stanowiskach! NIe mówię o wszystkich ludziach! Wg mnie to, że został akurat na papieża wybrany, to musi oznaczać że jest on bardzo mądry.
                    "Nie powinno się automatycznie uznawać ze ktoś jest mądry bo inni tak uważają"
                    Ale skoro tak uważają ludzie, do których mam szacunek i szanuje ich zdanie (chociaż to chyba to samo) to przecież mogę przyjąć to także za moje zdanie. A co do prezydenta to tutaj sprawa juz jest inna bo wybieraja go wszyscy obywatele. Wg mnie prezydent powinien być mądry i skoro został wybrany to tak najprawdopodobniej jest. Skoro tylu ludzi mu ufa, to chyba coś oznacza.
                    No ale teraz znów zaplątuję się ponieważ nie zawsze to, co robi dużo ludzi jest mądre i dobre. Bo w takim razie powinienem uznać że narkotyki nie są takie złe, skoro tylu ludzi je zażywa.
                    Ale w tym konkretnym przypadku - prezydent, myślę że mogę się zastosować do tej zasady. Oczywiście, istnieje opcja że jak zostanie wybrany i nagle wprowadzi terror, to okaże się żę wszystko to co do tej pory mówił było kłamstwem. Właściwie zawsze jest jakieś ryzyko.
                    "(Czekaj, czekaj nie potępiaj mnie jeszcze!)"
                    Musze sie chyba trochę uspokoić, skoro zaczynasz mnie już brać za nadpobudliwego rozmówcę Spokojnie, aż tak źle (chyba) ze mną nie jest

                    LINK
                  • Prezydent

                    Strid 2006-01-03 19:30:00

                    Strid

                    avek

                    Rejestracja: 2003-06-28

                    Ostatnia wizyta: 2025-09-13

                    Skąd: Poznań

                    Masz racje teoretycznie powinien byc mądry i powinien go z tego powodu wybrac cały naród ale w praktyce mamy niskie frekwencje, "kiełbase wyborczą" czy fałszowanie wyników.

                    LINK
                  • Re: Wyobiera się zawsze mądrego?

                    Kyle Katarn 2006-01-07 01:40:00

                    Kyle Katarn

                    avek

                    Rejestracja: 2002-06-13

                    Ostatnia wizyta: 2025-02-12

                    Skąd: Pilchowice

                    Strider napisał:
                    Nie powinno się automatycznie uznawać ze ktoś jest mądry bo inni tak uważają.
                    -----------
                    Ale z Papieżem jest troszkę inaczej ponieważ zostaje on wybrany pod natchnieniem Ducha Świętego i należy ufać, iż jest to dobry wybór

                    LINK
                  • Wybór i wybraniec

                    Sebastiannie 2006-01-07 02:16:00

                    Sebastiannie

                    avek

                    Rejestracja: 2002-12-28

                    Ostatnia wizyta: 2008-09-20

                    Skąd: Pabianice

                    Nie można nic dodać poza:Alleluja. Amen. Polecam film "Fletch żyje" z Chevym Chase`em .

                    PS. To mówisz, że sam wybór jest dobry (czy też mądry), bo w tym wszystkim bierze udział Duch Święty. Natomiast plany Ducha Świętego są jednak na końca niezbadane. Może on ma w zamyśle jakąś terapię szokową, czyli żeby raz wybrać osobę niezbyt rozgarniętą, która nieźle namiesza, dzięki czemu można będzie później zbudować wszystko w miarę od nowa? Także sama mądrość wyboru nie świadczy jeszcze o mądrości wybranego - przynajmniej niekoniecznie tak musi być . Weź na przykład Gwiezdne wojny. Moc wybrała sobie Anakina Skywalkera na Wybrańca. Hmm, no cóż - ostatecznie zrobił co miał zrobić, ale ciężko byłoby nazwać go osobą o wielkiej mądrości . Należy więc ufać (jeśli ktoś jest ufny ), że Moc dokonała dobrego wyboru (jakimkolwiek kierowała się rozmysłem), jednak nie ma to odniesienia do tego, co sobą prezentował Anakin.

                    LINK
                  • No tak

                    Kyle Katarn 2006-01-07 13:41:00

                    Kyle Katarn

                    avek

                    Rejestracja: 2002-06-13

                    Ostatnia wizyta: 2025-02-12

                    Skąd: Pilchowice

                    Słuszna uwaga Z tym że Duch Święty zrobiłby wtedy nieźle w bambuko kardynałów i wiernych, którzy modlą się zawsze o mądrość dla nowego Papieża
                    Przedziwne i nieodgadnione są ścieżki, które prowadzą nas do Pana

                    LINK
          • Są pytania, są i odpowiedzi

            Sebastiannie 2006-01-03 00:08:00

            Sebastiannie

            avek

            Rejestracja: 2002-12-28

            Ostatnia wizyta: 2008-09-20

            Skąd: Pabianice

            Gwiezdny Muzyk napisał:
            A skąd Ty możesz wiedzieć że on nie stara się udoskonalać?

            Ale ja nie mówię, że on się nie stara. On się pewnie stara, tylko że z pobudek, które moim zdaniem nie są właściwe. Powinien się starać dla siebie, a nie dlatego, że ktoś mu powiedział, że ma przestrzegać przykazań.

            Skąd wiesz że się nie zastanawia nad swoją wiarą?

            Mam nadzieję, że się zastanawia, choć to na dłuższą metę nie idzie w parze. Religie są pełne nieścisłości, które niweluje właśnie wiara, czyli przyjęcie czegoś, co nie jest oczywiste.

            [cyat]A z tym wychowaniem w rodzinie to masz rację, tylko że nie ma co gdybać go nie o to tu chodzi.[/cytat]

            Ależ o to chodzi, bo to pokazuje, że w dużej mierze nie decyduje zastanowienie się jednostki tylko to, kto pierwszy wpoi jej własne zasady . Dlatego mówię, że w religiach jest zbyt mało prawdziwego, krytycznego rozważenia tego, co się do nas mówi.

            Z tego co widzę to Ty siebie stawiasz ponad innymi ludźmi. Uważasz że Twój rozum jest na tyle pojętny i wspaniały, że nie musi Cie obchodzić to co powiedzieli kiedyś inni ludzie

            Samodzielne myślenie nie jest stawianiem się ponad innymi ludźmi . Chcesz mi wmówić jakiś religijny stereotyp, zgodnie z którym jeśli taka masa ludzi wierzy w Boga, to znaczy, że ci niewierzący chcą się postawić gdzieś ponad... Moja babcia puszcza podobne teksty . Wg niej skoro tylu mądrych ludzi wierzy, profesorów i innych takich, to nie można być odszczepieńcem, który uważa, że wie lepiej od tych uczonych. Nie dam sobie zrobić takiego prania mózgu.

            Dlaczego mam niby wierzyć w słowa zawarte w jakiejśtam grubej książce o cienkich kartkach?! Przecież ja jestem mądrzejszy i do wszystkiego mogę dojść sam. PO co mi doświadczenie innych ludzi spisywane przez wieki?Po co mi ich zasady, skoro sam jestem na tyle mądry że wymyślę własne które są lepsze?

            Oczywiście, że ja mogę te zasady rozważyć, ale przecież nie będę w nie z góry wierzył z jakichś ponadnaturalnych powodów. Zgadza się, że to jest doświadczenie ludzi, ale ono zostało spisane już strasznie dawno temu. Jest tam bardzo dużo ponadczasowej racji, ale są też i rzeczy przestarzałe, do których trzeba podejść krytycznie. Problem w tym, że tej książce przypisuje się element boskości i przez to trudno odrzucać jakąś jej treść. To znaczy ja mogę odrzucić i odrzucam, ale osoba wierząca za bardzo nie może tak postąpić.
            Trochę inaczej sytuacja przedstawia się w przypadku podejścia, które jest zawarte w twoim poscie. Biblia traktowana jako spisywane przez ludzi doświadczenie, zasługuje na szacunek i ja tak też do tego podchodzę - zgadzam się z tobą.

            (Jakby co, ja tutaj nie chcę wywołać kłótni, ani nie mówię tego ze złej woli tylko mówię to co widzę i jakie są moje odczucia po przeczytaniu Twojego posta)

            A co to znaczy kłótnia?

            LINK
            • specjalista

              Gwiezdny Muzyk 2006-01-03 17:28:00

              Gwiezdny Muzyk

              avek

              Rejestracja: 2004-09-05

              Ostatnia wizyta: 2013-07-07

              Skąd: Warszawa

              Nie uważam się za specjalistę w dziedzinie Biblii, ale zaciekawiło mnie jedno Twoje zdanie:
              "ale są też i rzeczy przestarzałe, do których trzeba podejść krytycznie"

              Jakie to rzeczy?

              LINK
              • Kropelka

                Sebastiannie 2006-01-04 02:48:00

                Sebastiannie

                avek

                Rejestracja: 2002-12-28

                Ostatnia wizyta: 2008-09-20

                Skąd: Pabianice

                Wybacz, ale sam musisz sobie zadawać sprawę, że to aktualnie nie jest najlepsze miejsce na rozstrzyganie o zawartości Biblii. Żeby zrobić to dobrze, musiałbym poświęcić kupę czasu na przeglądanie tej księgi - nikt by mi nie pomógł i pewnie niewiele osób by to przeczytało. Podam ci jednak jeden przykład z samego początku:
                Księga Rodzaju 3, 16:
                Do niewiasty powiedział: "Obarczę cię niezmiernie wielkim trudem twej brzemienności, w bólu będziesz rodziła dzieci, [b]ku twemu mężowi będziesz kierowała swe pragnienia, on zaś będzie panował nad tobą."

                Jak dla mnie to, co niby powiedział tutaj Bóg, jest absolutnie nie do przyjęcia. To są jakieś antyczne wierzenia patriarchalne, kompletnie przestarzałe, po prostu głupoty.

                LINK
                • Osobiście inaczej to interpretuję

                  Kyle Katarn 2006-01-07 14:10:00

                  Kyle Katarn

                  avek

                  Rejestracja: 2002-06-13

                  Ostatnia wizyta: 2025-02-12

                  Skąd: Pilchowice

                  Ludzie poprzez grzech pierworodny sami zgotowali sobie taki los. Można rzec, że w Raju ludzie byli "świadomi"; kiedy z tego zrezygnowali (czy też zatracili, sprzeniewierzyli ten dar) sami sobie zaszkodzili. Bóg tylko przedstawia im konsekwencje tych czynów.
                  To jakbym powiedział - "wbijałeś gwoździe z zamkniętymi oczyma więc za karę będzie cię bolał palec"

                  Pismo Święte trzeba interpretować całościowo (holistycznie jakby LS powiedział ) Jeśli będziemy wybierać sobie fragmenty i kurczowo się ich trzymać to można wyczytać sobie z nich co nam się żywnie podoba. (np. że krucjaty lub zamachy bombowe w imię Boga są ok.)
                  Biblia jest inspiracją do mądrości, wierni powinni ją zgłębiać całe życie a nie tylko znać na pamięć.

                  LINK
                  • Tłumacz Boga

                    Sebastiannie 2006-01-07 21:59:00

                    Sebastiannie

                    avek

                    Rejestracja: 2002-12-28

                    Ostatnia wizyta: 2008-09-20

                    Skąd: Pabianice

                    No tak, ale zobacz jaką niebezpieczną drogą zaczynasz kroczyć, jeśli mówisz, że Bóg powiedział to, co powiedział, ale jednocześnie wcale nie to miał na myśli, tylko coś innego . Spójrz na całość wypowiedzi - na początku mamy stwierdzenie, że w ramach kary, kobieta będzie rodziła dzieci w bólu. Czy to nie jest nadal faktem? Jest . To nie jest kara tylko Ewy, ale kobiet współczesnych również (zapytaj się mamy ile ją kosztowało wydanie cię na świat ). Dalej mamy fragment o tym, że mężczyzna będzie panował nad kobietą. To jest wyraźnie napisane. Skoro więc wcześniejsza kara (ból) skutkuje po dziś dzień, to i ta kara była przeznaczona przez Boga, żeby skutkować na zawsze. Jakie masz podstawy, aby twierdzić odwrotnie? Możesz stwierdzisz, że nie zgadzasz się z Bogiem - przyznam ci rację. Kiedy jednak próbujesz zmieniać jego słowa tak, żeby nie były absurdalne, przekraczasz pewną linię. On powiedział, co powiedział - czy to jest polityk, który od czasu do czasu coś chlapnie, czy istota doskonała?

                    PS. Nie przejmuj się . Biblia nie jest od Boga . Bóg wcale tych rzeczy nie powiedział, to jest po prostu odzwierciedlenie ludzkiego patriarchatu, które zostało wpakowane w boskie usta. Tym niemniej, jeśli ktoś chce się upierać, że Biblia rzeczywiście pochodzi od Boga, musi zaakcetpować różne przykłady tego typu... I wtedy wszyscy jako ludzkość mamy spory kłopot

                    LINK
                  • Re: Tłumacz Boga

                    Kyle Katarn 2006-01-13 00:37:00

                    Kyle Katarn

                    avek

                    Rejestracja: 2002-06-13

                    Ostatnia wizyta: 2025-02-12

                    Skąd: Pilchowice

                    Moim zdaniem Biblia pochodzi od Boga jeśli się ją rozumie... choć hm... może nie tyle rozumie co "czuje" w pewien specyficzny sposób, bo Boga nie można zrozumieć czy może wytłumaczyć rozumowo.. jeśli starasz się go wytłumaczyć rozumowo to go zatracasz.

                    Spójrz na całość wypowiedzi - na początku mamy stwierdzenie, że w ramach kary, kobieta będzie rodziła dzieci w bólu. Czy to nie jest nadal faktem?

                    Tak, ale Raj dla mnie jest nie tyle miejscem co stanem ducha. W Raju kobieta nie cierpi... a może raczej jest szczęśliwa mimo, iż czuje ból podczas porodu... tak wiem trochę to utopijnie brzmi... zresztą nie jestem kobietą żeby dobrze takie rzeczy tłumaczyć

                    Dalej mamy fragment o tym, że mężczyzna będzie panował nad kobietą. To jest wyraźnie napisane.

                    IMO to była kara narzucona sobie samym przez mężczyznę i kobietę, którzy gdy zatracili Boga - nie potrafili się porozumieć między sobą. Mężczyzna jest silniejszy fizycznie więc (z pozoru ) panuje nad kobietą.

                    Tłumacz Boga

                    Mój ulubiony cytat z minuty "Minuty Nonsensu":
                    "- Ten człowiek prawi nonsensy - rzekł przybysz, usłyszawszy Mistrza. Uczeń odparł przybyszowi:
                    - Ty również prawiłbyś nonsens, gdybyś próbował wyrazić Niewyrażalne
                    [Gdy przybysz spytał o to samego Mistrza otrzymał odpowiedź: "Nikt nie jest wolny od prawienia nonsensów. Największym nieszczęściem jest robić to poważnie."]"

                    Kiedy jednak próbujesz zmieniać jego słowa tak, żeby nie były absurdalne, przekraczasz pewną linię.

                    Zawsze przekraczamy jakąś tam linię, ja tylko próbuję przekazać ci co czuję czytając Biblię... dla mnie to trochę jak interpretowanie snów... Nie potrafię podchodzić do Biblii z taką chłodną, logiczną kalkulacją jak ty to czynisz, bo wtedy nie widzę Boga Wtedy to jest rzeczywiście zwykła książka fantasy.

                    On powiedział, co powiedział - czy to jest polityk, który od czasu do czasu coś chlapnie, czy istota doskonała?

                    Nie, to nie polityk, dlatego nie przykładam do niego miary polityka. Chcesz zmierzyć miarką nieskończoność?

                    No tak, ale zobacz jaką niebezpieczną drogą zaczynasz kroczyć, jeśli mówisz, że Bóg powiedział to, co powiedział, ale jednocześnie wcale nie to miał na myśli, tylko coś innego

                    Wiem, że to niebezpieczna droga, dlatego zaraz pomodlę się żeby nikt nie wziął mnie na poważnie

                    LINK
        • mam

          twardy 2006-01-02 23:31:00

          twardy

          avek

          Rejestracja: 2002-07-16

          Ostatnia wizyta: 2012-02-07

          Skąd: Wrocław

          pytanie Seba czemu wyznanie jakies wiary powoduje z nie moge sie udoskonlac.... wiesz ale poczytaj biblie i tam wlasnie jest pokazane ze czlowiek sam ciagle sie udoskonala, tak samo mowil Papierz.., to znaczy ze jak wierze nie moge byc lepszym czlowiekiem... to znaczy ze na laurach siadze.. wlasnie odwrotnie... kazdego dnia musisz walczyc ze soba z pewnymi pokusami czy wyzwaniami.. uwazasz ze przesztrzeganie 10 przykazan jest zle i one mnie ograniczaja... sorki ale teraz to wymyslasz...

          LINK
          • Zrozum mnie dobrze

            Sebastiannie 2006-01-03 01:40:00

            Sebastiannie

            avek

            Rejestracja: 2002-12-28

            Ostatnia wizyta: 2008-09-20

            Skąd: Pabianice

            Nie . Ludzie wierzący również się udoskonalają, ale nie robią tego, moim zdaniem, z właściwych pobudek. To znaczy, że ludzie wierzący starają się być kimś lepszym nie dlatego, że sami tak wykoncypowali, tylko dlatego, że dostali jakieś przykazania (w dużej części bardzo słuszne), które później realizują. I wiesz gdzie leży główny problem? W tym, że przykazania z natury rzeczy są ograniczone. Życie jest bogate w przeróżne możliwości, których bezpośrednio w Biblii czy gdziekolwiek indziej nie ujęto. Na tym ludzie się potykają. Są nauczeni, że ktoś ich ogranicza, więc nie potrafią ograniczyć się sami! Mówi się o czymś takim jak ucieczka od wolności. Dlaczego? Bo wolność potrafi wyrządzić wiele zła, jeśli człowiek sam jej nie okiełzna. Trzeba umieć powiedzieć: mogę to zrobić, bo jestem wolny, ale nie zrobię, bo jestem też odpowiedzialny. Bardzo wiele osób nie ma takiej umiejętności. Bardzo wiele osób boi się wolności. Winę za to ponoszą wg mnie religie, które troszczą się za ludzi o to, żeby wyznaczyć im granice, w których mogą się poruszać. I jest super, spokój, można iść spać. A to ludzie sami powinni być w stanie wyznaczyć sobie poprawne granice!

            LINK
            • oo

              twardy 2006-01-03 19:02:00

              twardy

              avek

              Rejestracja: 2002-07-16

              Ostatnia wizyta: 2012-02-07

              Skąd: Wrocław

              wiesz sorki ale to wlasnie te relgie wyznaczaja ogolne granice morlane, to one jako pierwsze to ustalily,poniewaz okazalao sie ze spoleczenstwa potrzebuja pewnych uniwerslanych zasad zeby istniec i wspolgrac..Biblia daje tylko pewne wyobrazenie, to jest tylko i wylacznie zestaw pewnych zasad ale to od Ciebie nalezy wybor ich przestrzegania...
              kolejna sprawa kazdy z nas nasladuje czy rodzicow czy wiele innych spraw, ale od tego nauka jak socjologia czy filozofia ktora pomaga nam zrozumiec swiat i znalesc sens zycia.. mam pytanie czy przeczytales Biblie albo jakos ecyklike Jana Pawala jak nie to nawet nie ma sensu rozmawiac poniewaz, nie wiez co to jest religia i traktujesz ja jak przedszkolak, (podzialy na biale i czarne) sorki ale religia to cos glebszego, wiem ze strukutra czy koscielna czesto zaburza obraz, ale nawet wsrod ksiezy cialge sa dyskusje czy polemiki pokazujace ze wiara ciagle ewoluje. kolejna psrawa zeby cos opisac potrzebujesz pewne aksjomaty (w wielu dziedzinach jest np w fizyce) bo musisz miec jakis punkt odniesienia, wiara i religia wykorzystuje pewne normy ktore sa ogolno dostepne... po drugie co to znaczy ze ludzie boja sie wolnosci..i do tego jakiej wolnosci...
              i jeszcze jedno wiara wymaga poswiecenia czesto co jest trudniejsze niz tylo cialge lawirowanie i mowienie ze ja szukam wolnosci,

              I na koncu co ma odpwoiedzialnosc do wiary, to jest cecha kazdego czlwoieka i nie wazne jaka ma wiare, jeden ja ma drugi nie,

              a religie tworza ludzie a wiec oni ja wyzanaczaja......

              LINK
              • :)

                Tgc 2006-01-03 19:58:00

                Tgc

                avek

                Rejestracja: 2004-12-11

                Ostatnia wizyta: 2023-01-22

                Skąd:

                -a religie tworza ludzie a wiec oni ja wyzanaczaja......
                Czlowiek stworzyl Boga na swoje podobienstwo

                LINK
              • Kilka wątków

                Sebastiannie 2006-01-04 01:09:00

                Sebastiannie

                avek

                Rejestracja: 2002-12-28

                Ostatnia wizyta: 2008-09-20

                Skąd: Pabianice

                twardy napisał:
                wiesz sorki ale to wlasnie te relgie wyznaczaja ogolne granice morlane, to one jako pierwsze to ustalily,poniewaz okazalao sie ze spoleczenstwa potrzebuja pewnych uniwerslanych zasad zeby istniec i wspolgrac..

                No i ja krytykuję to, że te granice moralne zostały ustanowione właśnie w formie religii. Społeczeństwa mają oczywiste prawa, by ustanawiać swoje zasady i dążyć do pewnego ideału - nikt tego nie kwestionuje. Tylko że jeżeli zacznie się twierdzić, iż jakieś reguły mają najwyższe pochodzenie, czyli zostały podyktowane przez Boga, tym samym praktycznie eliminujemy możliwość polemiki. Bo niby co? Mamy polemizować z tym, co powiedział sam Bóg? Tymczasem zasady moralne ustanowione dawno temu mogą stracić na aktualności wraz z rozwojem cywilizacji. Ludzie się zmieniają, zaczynają mieć inne poglądy niż ich przodkowie kilka tysięcy lat temu... I co zrobić w takiej sytuacji jeżeli do tych starych wierzeń przypina się boską wolę? Nie możemy mieć wobec tego dyskusji na racjonalne argumenty - dostajemy w zamian fanatyzm i zacietrzewienie.

                Biblia daje tylko pewne wyobrazenie, to jest tylko i wylacznie zestaw pewnych zasad ale to od Ciebie nalezy wybor ich przestrzegania...

                Ale Biblia jest tylko czubkiem góry lodowej. Religia katolicka - inne pewnie też - wypracowała całe zeszyty dalszych zasad. Wybór niby jest, ale on nie jest neutralny w społecznym odbiorze. Jeśli się nie podporządkujesz, są różne momenty w życiu, kiedy przyjdzie ci za to zapłacić. Nie wydaje mi się, żeby to było uczciwe. Ktoś, kto chce mieć święty spokój, będzie raczej zachowywał pozory, że również wierzy w to, co reszta. W ten sposób wolny wybór jest ograniczany.

                mam pytanie czy przeczytales Biblie albo jakos ecyklike Jana Pawala jak nie to nawet nie ma sensu rozmawiac poniewaz, nie wiez co to jest religia i traktujesz ja jak przedszkolak, (podzialy na biale i czarne) sorki ale religia to cos glebszego

                Ale to wręcz znakomity argument! Fantastyczny! Policzmy ile osób przeczytało Biblię ze zrozumieniem, policzmy ile osób przeczytało encykliki, odejmijmy tę liczbę od ogólnej liczby osób deklarujących się jako wierzące, a otrzymamy przeogromną masę ludzi otumanionych! O to mi chodzi! Zobaczmy ilu mamy przedszkolaków, którzy robią to, co im mówi pani wychowawczyni!

                po drugie co to znaczy ze ludzie boja sie wolnosci..i do tego jakiej wolnosci...

                Wszelkiej. Stąd bierze się Hitler, Stalin, Putin, Mao, Łukaszenka, Saddam, Kaczyński... ale też i całe systemy władzy: totalitaryzm, autorytaryzm... a także religia jako taka. Każda z wymienionych powyżej osób "opiekowała się" bądź nadal "opiekuje się" obywatelami. Ludzie dostają twarde reguły gry, w zamian państwo zapewnia im jakiś byt i jest dobrze. Jeśli siedzisz spokojnie, to masz pewną przyszłość - może i mierną, lecz nikt cię z roboty nie wyleje, nie znajdziesz się nagle na bruku, dzieciom też zapewnisz przyszłość na poziomie reszty społeczeństwa, bez kokosów, ale przeżyjecie. Czy potrzeba czegoś więcej? Oczywiście, że niektórzy potrzebują , ale bardzo wiele osób zadowoliłoby się pewnością kosztem możliwości. Bardzo wiele osób nie chce być wolnymi i samemu się o siebie zatroszczyć.
                Poza tym wolność równa się różnorodność, a różnorodność jest pewnego rodzaju wyzwaniem wobiec dominujących poglądów w danym społeczeństwie. Stąd zawsze brały się prześladowania mniejszości - narodowych, religijnych, seksualnych, politycznych... Ludziom potrafi zawalić się świat na głowę, jeżeli okaże się, że to, co oni uważają, może okazać się błędne. W każdym razie wywołuje to co najmniej dyskomfort i poczucie zagrożenia. Dlatego po co komu wolność? Jest dobrze jak wszyscy są swojakami, nikt się nie wyróżnia - głowa wtedy za bardzo nie boli .
                Rola religii w tym wszystkim jest bardzo podobna - jeżeli masz wolność (tzn. możesz zrobić co chcesz) i nie wiesz co z nią zrobić, to szukasz kogoś, kto ci powie. Gdybyś potrafił sam do tego dojść, to obyłbyś się bez tych kościelnych przykazów. No ale nie potrafisz, czyli potrzebna ci religia, która jednak ma to do siebie, że nie jest zwykłą radą. Religia mówi ci, że to, co masz robić, to nie jest pomysł zwykłych ludzi - to jest pomysł samego Boga, więc słuchaj, nie dyskutuj (jak chcesz dyskutować z Bogiem?) i uważaj, bo możesz trafić do piekła. Od tego momentu nie musisz się zanadto zastanawiać - pomyślałeś co się stanie jeśli po dużym wysiłku intelektualnym dojdziesz do innych wniosków niż papież? Czy w ogóle można dojść do innych wniosków niż papież? Od kiedy to uważasz się za kogoś mądrzejszego od Jana Pawła II i od Benedykta XVI? Stawiasz się teraz ponad innymi ludźmi? Lepiej tego nie robić w takim razie. Lepiej się słuchać... Jeżeli uważasz, że w tym momencie żartuję, to przeczytaj dobrze posty w tym topiku, a zobaczysz, że niestety takie myślenie jest obecne.

                i jeszcze jedno wiara wymaga poswiecenia czesto co jest trudniejsze niz tylo cialge lawirowanie i mowienie ze ja szukam wolnosci

                Nie wiem od kiedy to lawirowanie jest łatwiejsze od jazdy po utartej ścieżce... Jestem jednak jak najbardziej za poświęceniami, tylko uważam, ze powód tego poświęcenia powinien być inny. Zamiast poświęcać się, bo ktoś tak chce, poświęć się, bo ty tak chcesz. Zamiast dążyć do cudzego ideału, dążyj do swojego ideału. Zamiast słuchać cudzych ograniczeń, ustal sobie swoje ograniczenia - ustal je tak wysoko, jak tylko potrafisz sobie wyobrazić. Ale zrób to sam, znajdź swoje powody, dla których chcesz to zrobić. Myślę, że to jest dużo trudniejsze zadanie niż po prostu wykonywanie cudzych ustaleń. Bo jeśli ja ci powiem, że zapłacę ci milion dolarów jak odwiedzisz mnie w Pabianicach, to pewnie przyjedziesz... Lecz znajdź powód, żeby przyjechać tu sam, z własnej woli, tylko dlatego, że tak chcesz - oooo, zobacz, że to nie jest proste .

                I na koncu co ma odpwoiedzialnosc do wiary, to jest cecha kazdego czlwoieka i nie wazne jaka ma wiare, jeden ja ma drugi nie

                Ja powiedziałem, że odpowiedzialność ma znaczenie przy tym, jak ludzie korzystają z wolności. Jeśli człowiek robi coś, bądź nie robi, bo tak nakazuje mu wiara, to osobisty wkład tej osoby w podjęcie decyzji jest dużo mniejszy. Wyobraź sobie teraz człowieka niewierzącego, który znajduje się w takiej samej sytuacji - ten człowiek nie zagląda do religijnego pisma, żeby tam znaleźć odpowiedź; on musi sam znaleźć sobie powód, dla którego ma daną rzecz zrobić, bądź powstrzymać się od jej zrobienia. Musi wykorzystać swój rozum - i to, jak ten rozum wykorzysta, będzie o nim najlepiej świadczyć.

                a religie tworza ludzie a wiec oni ja wyzanaczaja......

                To jest rzeczywiście szczerość aż do bólu w twoim wykonaniu . Oczywiście, że to ludzie tworzą religie, tylko są oni później tak sprytni, że dodają do tego Boga i wtedy znaczenie przekazu jest diametralnie inne . Powiedzmy sobie wprost - to wszystko, co mamy, jest wymyślone przez ludzi .

                LINK
                • "Jeżeli...

                  Misiek 2006-01-04 21:21:00

                  Misiek

                  avek

                  Rejestracja: 2003-01-12

                  Ostatnia wizyta: 2022-05-16

                  Skąd: Wrocław

                  ...hardzi Stwórcę brzydzą, niech mi odmówi odkupienia, lecz chyba mnie zrozumie widząc, że też samotnie trwa w przestrzeniach".
                  Pozwolę sobie się wtrącić. Pierwsza rzecz, w której się z Tobą nie zgadzam (a będzie ich kilka) to dość odważne założenie, że ramy moralne, które dostajemy w postaci religii, są krzywdzące dla naszego wewnętrznego samorozwoju. Religia katolicka dopuszcza, ba! zachęca do wewnętrznego poszukiwania własnej drogi, ponieważ można być innowiercą/niewierzącym, a postępować w myśl przykazań Bożych. I to, że jest to trend stosunkowo młody, nie ma tutaj żadnego znaczenia; liczy się to, że w poszukiwaniu mojej duchowej drogi dostaję od księdza katolickiego informację, że mogę ją oprzeć o własne sumienie. Toteż ją opieram, jako chrześcijański deista, bo rozumiem, do czego zmierzasz mówiąc, że religia potrafi ograniczyć; ale to nie jest moim zdaniem decyzja człowieka, nie systemu wierzeń (o którym za chwilę). Ale to właśnie chrześcijaństwo dało mi kościec moralny, na którym mogłem oprzeć swój system wartości, zapewne znacznie zbliżonych do tego, co Ty - Twoim zdaniem - wypacowałeś u siebie sam.
                  No właśnie - czy sam. W Twoim rozumowaniu jest moim zdaniem jedna, fundamentalna luka: zakładasz, że system moralny i wewnętrzne udoskonalanie się dążyłoby do ustalenia pewnych wzorców zachowań, opartych na zasadzie możliwości i odpowiedzialności, bez żadnej pomocy z zewnątrz. Teoretycznie jest to możliwe; wszak ktoś te wzorce kiedyś ukuł w dogmaty religijne, jednak nie należy zapominać, że te kształtowały się one przez długi okres czasu, i były wypracowywane na zasadzie ustalenia pewnej względnej harmonii w interakcjach międzyludzkich, czy to plemiennych, czy innych. To, że w jednej części świata przyjęło to formę judaizmu, w innej chrześcijaństwa, konfucjanizmu w jeszcze innej, nie ma w tym momencie znaczenia.Był to system, do którego dochodzono latami, jeśli nie przez wieki.
                  Jeśli teraz mi mówisz, że samodzielnie kształtujesz w sobie analogiczny system wartości, to wybacz, ale mam prawo się uśmiechnąć.
                  Do czego zmierzam: koncepcje prawa naturalnego, wszelkie idee Boga w jego różnych postaciach, czy współcześnie psychoanaliza... to wszystko wpływa gdzieś tam na nasz system wartości, czy tego chcemy, czy nie. Oczywiście, że można wyobrazić sobie system wartości zbudowany w izolacji (np. w różnego rodzaju kulturach animistycznych), ale oparcie go o zasadę możliwości i odpowiedzialności jest dość mało prawdopodobne (wystarczy spojrzeć, jak mało z nich ceni sobie partykularną wolność jednostki, a nawet jej życie).
                  Dalej nie do końca jestem w stanie zgodzić się z tym, że każdy wierzący pod groźbą gniewu bożego przyjmuje dyrektywy swojej religii bezkrytycznie. Znam takich ludzi, którzy szukając własnej drogi z zaskoczeniem stwierdzali, że całkiem nieźle realizują się właśnie w przestrzeganiu reguł religii. Znam też wielu, którzy nie sprzeciwiając się dogmatom Kościoła potrafili jednak odrzucić niektóre kuriozalne, ich zdaniem, nakazy samej kościelnej instytucji. Gdzie tu miejsce dla lęku przed Bogiem? Bogobojność wyraża się w wierze, ale nie w wierze ślepej (to jest już dewocja). Trzeba pamiętać o tym, w co się wierzy. Oczywiście, że wielu o tym zapomina, ale jak już powiedziałem, to wina ludzi, nie religii.
                  Na koniec słówko o Biblii i pewnych sprzecznościach w niej występujących. Tak się składa, że u mnie na studiach do Biblii podchodzi się jako do zespołu mitów, określających dogmaty religijne danej społeczności. Wszelkie sprzeczności i powtórzenia, jakie są w niej zawarte, nie wpływają nijak na jakość przesłania. Liczy się symbolika, o czym zresztą mówił już Campbell (aż dziw, że jak dotąd nikt się na niego nie powołał).

                  LINK
                  • Religia a nie filozofia

                    Sebastiannie 2006-01-05 04:40:00

                    Sebastiannie

                    avek

                    Rejestracja: 2002-12-28

                    Ostatnia wizyta: 2008-09-20

                    Skąd: Pabianice

                    Misiek z LO2 napisał:
                    Pierwsza rzecz, w której się z Tobą nie zgadzam (a będzie ich
                    kilka) to dość odważne założenie, że ramy moralne, które dostajemy w
                    postaci religii, są krzywdzące dla naszego wewnętrznego
                    samorozwoju.


                    Powiedzmy tak - te ramy spychają samorozwój na niewłaściwe tory. Nic
                    bym nie mówił, gdybyśmy mieli do czynienia z systemem filozoficznym,
                    który stara się ludziom pomóc - tylko tyle, i aż tyle. Ja nie twierdzę,
                    że każdy musi być w stanie zrobić wszystko od początku do końca -
                    oczywiście to byłoby najlepsze, ale też są niewątpliwie osoby
                    potrzebujące dobrych rad i jakiegoś wsparcia. Nic do tego nie mam.
                    Krytykuję to, że coś, co powinno być radą, przerosło w niewyobrażalny
                    sposób swoją formę. Nie można zapominać o tej otoczce, która się
                    wykształciła - o hierarchii, o kulcie, o próbie dominacji. To nie są
                    rzeczy przeznaczone do rozwoju człowieka, tylko do tego, żeby człowieka
                    upchnąć w schemat. Mnie jest bardzo miło, że odnalazłeś się gdzieś
                    pomiędzy, ale przecież nie takie są założenia religii. Skoro podajesz
                    mi różne przykłady osób, które również kroczą trochę obok, to widać, że
                    model religijny nie jest odpowiedni. Jeśli mamy przyjąć, iż to człowiek
                    analizuje religijne założenia i wyciąga z nich własne wnioski, to jak
                    to pogodzić z tym, że te założenia (niby) pochodzą od Boga? W ten
                    sposób tworzy się nowy rodzaj wiary, który nie jest na pewno
                    sankcjonowany przez kościół. Nie tak to zostało przecież pomyślane.
                    Odwołanie do najwyższej istoty, wprowadzenie nagrody (życia wiecznego)
                    i kary (piekło) służy do tego, aby wyeliminować dyskusję, a nie ją
                    zachęcić. Możesz dyskutować jedynie, jeśli zakwestionujesz boskość, ale
                    tym samym zakwestionujesz to, na czym osadza się religia. I takie też
                    odnoszę wrażenie, że ty próbujesz zrobić z religii jakiś rodzaj
                    filozofii, co przecież nie może mieć miejsca. Zmiękczasz temat,
                    obchodzisz mnie od tyłu, ale pamiętaj, że tematem niezmiennie jest
                    religia, a nie samowola .

                    Religia katolicka dopuszcza, ba! zachęca do wewnętrznego
                    poszukiwania własnej drogi, ponieważ można być innowiercą/niewierzącym, a postępować w myśl przykazań Bożych.


                    Nie mogę dojść do logicznego sensu tego zdania . Religia dopuszcza
                    poszukiwanie z racji tego, że można być niewierzący i postępować w myśl
                    przykazań? Jaki to ma ze sobą związek? W jaką stronę mają prowadzić te
                    poszukiwania? Mogę szukać i znależć coś, czego Kościół nie uznaje? I co
                    wtedy? Kościół zachęca do bycia jedną nogą w Kościele, a drugą poza
                    Kościołem? Wchodzisz w herezję .

                    liczy się to, że w poszukiwaniu mojej duchowej drogi dostaję od
                    księdza katolickiego informację, że mogę ją oprzeć o własne
                    sumienie


                    I możesz sobie wybierać jak z worka ulęgałek, które zasady pasują
                    twojemu sumieniu, a które nie pasują? Bardzo wygodna to teoria, ale ja
                    myślę, że ty po prostu przedstawiasz swoją drogę życia, nie mającą
                    niestety odniesienia do doktryny wiary. Moje posty nie były
                    przeznaczone do dyskusji z twoim własnym systemem wartości, w którym
                    skompilowałeś sobie to, co uznałeś za słuszne. Ja pisałem o
                    przeznaczeniu religii w ujęciu ogólnym i o tym, że ona przedstawia
                    odpowiedzi w taki sposób, aby zniechęcić do zastanawiania się nad ich
                    sensem. Jeżeli są ludzie, którzy się nie dają, to bardzo dobrze. Ale
                    jest cała masa ludzi powolnych, zaś religii jako takiej nie zależy na
                    tym, żeby oni nagle zaczęli samodzielnie myśleć. Żadna religia nie
                    będzie starała się przedstawiać argumentów ZA i PRZECIW swoim własnym tezom, co jest przecież podstawą do tego, żeby określić w miarę
                    obiektywnie swoje własne zdanie.

                    W Twoim rozumowaniu jest moim zdaniem jedna, fundamentalna luka: zakładasz, że system moralny i wewnętrzne udoskonalanie się dążyłoby do ustalenia pewnych wzorców zachowań, opartych na zasadzie możliwości i odpowiedzialności, bez żadnej pomocy z zewnątrz.(...) Oczywiście, że można wyobrazić sobie system wartości zbudowany w izolacji (np. w różnego rodzaju kulturach animistycznych), ale oparcie go o zasadę możliwości i odpowiedzialności jest dość mało prawdopodobne (wystarczy spojrzeć, jak mało z nich ceni sobie partykularną wolność jednostki, a nawet jej życie).

                    Wiesz, chciałbym . Ale nie jestem naiwny... To, co ty nazywasz luką,
                    usypuje się kamyczek po kamyczku, jest takim smagnięciem, które może
                    cię spotkać na każdym kroku, które może tkwić w każdym wyrazie, jaki
                    przychodzi ci przeczytać, przed którym nie ma ucieczki. Ja tę lukę
                    bardzo dobrze znam. Ale co ja mogę zrobić? Czy mam się przed tymi
                    smagnięciami bronić, organizując cały system, którego zadaniem będzie
                    przebudować ludzi tak, jak ja tego chcę? Mam zaangażować Boga po swojej stronie i przeciągać ludzi, mówiąc im, że to Bóg chce, aby postępowali tak, a nie inaczej i dzięki temu zyskają wieczne życie? Niestety w tym żadnego zadowolenia bym nie znalazł. Nawet gdyby ludzie zaczęli nagle postępować dobrze, nie satysfakcjonowałyby mnie ich motywy. Mnie zadowoliłoby wyłącznie zrozumienie wartości od niczego nie uzależnione. OK, nie chodzi mi o to, że trzeba sobie wszystko samemu wymyślić - to jest niemożliwe, ale też i w sumie niepotrzebne. Niech po prostu wkład jednostki będzie decydujący, bez konieczności ciągłego pobierania paliwa gdzieś z zewnątrz. Zresztą nawet dobre porównanie mi się udało . O wiele lepsze jest zasilanie, które produkuje się samemu, niż
                    takie, które skądś otrzymujemy. Tak też i decyzje podejmowane przez
                    człowieka będą i trwalsze, i sensowniejsze, i naprawdę szczere, jeśli
                    wynikną z wewnętrznego przeświadczenia. Tutaj mam pewną ciekawą
                    historię. Otóż w kościele w Pabianicach (w mojej parafii katolickiej)
                    był swego czasu taki stary ksiądz - przygłuchawy i gadający sobie coś
                    pod nosem. Ludzie okazali się tak sprytni, że specjalnie chodzi do tego
                    księdza się spowiadać, ponieważ on nie za bardzo słyszał, co się do
                    niego mówiło, coś odbąknął i było po sprawie. Po co taki cyrk? Ponieważ
                    te osoby wewnętrznie nie czuły potrzeby robienia tego, co się od nich wymagało. Może i nawet gdzieś w środku wiedziały, że robią `złe`
                    rzeczy, ale nie potrafiły się powstrzymać. Moim zdaniem nie byłoby
                    problemu, gdyby same doszły do głębokiego wewnętrznego przekonania, iż muszą się zmienić. Bo to jest warunek podstawowy. Nawet jeśli ktoś robi dobrze, ale po prostu wypełnia zewnętrzne przykazania, to nie jest to,
                    o co chodzi. Taka osoba równie dobrze mogłaby postępować inaczej, gdyby przykazania zmienić. Jeśli papież zrobi głupią rzecz, to dla ludzi on i
                    tak zrobi mądrze tylko dlatego, że jest papieżem. Bo papież musi być
                    mądry, koniec, do widzenia, kropka. Znaczy się, że tutaj gdzieś doszło
                    do zatracenia idei mądrości. Nie ma zastanowienia się, jest przyjęcie.
                    Tego w religii jest za dużo. Oczywiście, że są osoby, które się
                    wyłamują, ale to już wymaga pewnej zdolności, która, moim zdaniem,
                    wcale nie jest promowana. Jeśli ktoś da na sobie żerować, to religia
                    wykazuje wielką chęć, aby to wykorzystać. Jeśli ktoś nie zadaje pytań,
                    to religia sama z siebie tych pytań mu nie postawi. Można się śmiać np.
                    z `moherowych beretów`, lecz one są po prostu ofiarami systemu. Gdyby
                    system od początku uczył szukać i rozumieć, to byłoby inaczej.
                    Tymczasem od dziecka jest dokładnie na odwrót.

                    Trzeba pamiętać o tym, w co się wierzy. Oczywiście, że wielu o
                    tym zapomina, ale jak już powiedziałem, to wina ludzi, nie
                    religii.


                    Oczywiście, że w ostatecznym rozrachunku zawsze odpowiedzialny jest
                    człowiek. Religia w formie religii kształtuje jednak tego człowieka w
                    sposób przewrotny - tak żeby czegoś nauczyć, ale i tak, żeby
                    jednocześnie do siebie przywiązać. Nie żeby nauczyć samodzielności,
                    tylko tak, żeby ten człowiek podtrzymywał sens istnienia religii. Do
                    tej pory aktualne są kwestie nawracania, choćby w krajach byłego
                    Związku Radzieckiego. Tak samo jak mówi się o interesie państwa, który
                    to interes jest jakby ponad obywatelami, tak jest i interes religii,
                    który jest ponad głowami wiernych. Tak wielkich instytucji nie można
                    pozbawić winy za to, czym się stały. Pojedynczy człowiek, postawiony
                    jako dziecko na linii produkcyjnej, często nie daje rady zejść i ląduje
                    z drugiej strony już jako przetworzony produkt.

                    Jeśli teraz mi mówisz, że samodzielnie kształtujesz w sobie
                    analogiczny system wartości, to wybacz, ale mam prawo się
                    uśmiechnąć.


                    Nie wiem co robię sam... dużo rzeczy robię sam. Nie traktujmy tego
                    ekstremalnie. Ja się nie odcinam od ludzi, słucham co się do mnie mówi
                    i naturalnie przyjmuję to, co słuszne. Staram się jednak nie przyjmować
                    niczego, bo ktoś tak mówi - nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek
                    tak robił. Tak jak już tutaj zostało napisane, że papież musi być
                    zawsze mądry - no nie musi... może, a czy jest, to się zobaczy. Jak
                    powie dobrze, to przyzna mu się rację. Bez uzależnień, ani pewności, że
                    jest coś, co nie wiem czy jest. Nie zajmuję się tematem dlaczego
                    Sebastian jest taki, jaki jest, nie dzielę zasług, nie dziękuję, nie
                    biję pokłonów. Sebastian jest taki, bo tak chciał... a przynajmniej tak
                    chciała jakaś jego część . Koniec, do widzenia, kropka .
                    Chociaż nie, jedną rzecz muszę tutaj wyróżnić - chodzi o te kamyczki.
                    Po każdym z nich Sebastian wiedział, że czegoś nie zrobi. To były i są
                    nadal moje decyzje i wątpię, abyś znalazł jakieś źródło poza mną, z
                    którego one się wzięły. Ja nie znajduję. Nie wiem. Może to wszystko na
                    raz, a może i nic. Być może człowiek jest w stanie patrzeć na życie i
                    ocenić sam. Wierzę, że to jest możliwe, aczkolwiek trudne. Jeśli pomóc
                    drugiemu człowiekowi, to pomóc mu się rozwinąć, ale nie poprzez
                    podstawienie gotowca. Religia wg mnie podstawia gotowce.

                    LINK
                  • Wiara...

                    Misiek 2006-01-05 20:44:00

                    Misiek

                    avek

                    Rejestracja: 2003-01-12

                    Ostatnia wizyta: 2022-05-16

                    Skąd: Wrocław

                    ...nie może być gotowcem. Ale po kolei:

                    Krytykuję to, że coś, co powinno być radą, przerosło w niewyobrażalny sposób swoją formę. Nie można zapominać o tej otoczce, która się wykształciła - o hierarchii, o kulcie, o próbie dominacji.

                    Nie, nie można. Ale nie można też stawiać znaku równości między wiarą a religią, a już tym bardziej wiarą, religią a instytucją, która ją propaguje. O to się cały czas rozchodzi; wiara jest wewnętrzną potrzebą człowieka, religia zaś formą, która pozwala tę wiarę realizować. Na tym poziomie jest to kwestia w jakimś tam stopniu indywidualna. Dominacja i hierarchia pojawiają się przy religii zinstytucjonalizowanej, gdyż tę instytucjonalizację tworzą ludzie. I tutaj się zgodzę, że dochodzi do przeinaczeń nieraz kuriozalnych, ale to cały czas, co jeszcze raz podkreślam z uporem godnym lepszej sprawy, nie jest wina religii jako takiej.

                    Jeśli mamy przyjąć, iż to człowiek analizuje religijne założenia i wyciąga z nich własne wnioski, to jak to pogodzić z tym, że te założenia (niby) pochodzą od Boga? W ten sposób tworzy się nowy rodzaj wiary, który nie jest na pewno sankcjonowany przez kościół.

                    To nie jest do końca tak. Przy kierowaniu się zasadami jakiejś religii człowiek przyjmuje ją niejako z całym dobrodziejstwem inwentarza, czyli stosuje się do reguł, których pochodzenie przypisuje Bogu (abstrahuję teraz od mojego poglądu na ten temat). Bogu, a nie Kościołowi. Ludzie, o których mówiłem (nie tylko chrześcijanie, ale mam znajomego muzułmanina, który podobnie podchodzi do sprawy), odstępują od zasad wymyślonych czy narzuconych przez Kościół w myśl szeroko pojętej tradycji, ale sprowadza się to do ignorowania przykazań kościelnych czy zasady niespożywania posiłków godzinę przed Komunią Świętą. Szanują i respektują jednak dogmaty i kwestie doktrynalne. Nie jest więc tak, że kreują własny system wierzeń, podchodzą do niego jednak w jakiś sposób zdroworozsądkowo. Odrzucają też różne kurioza, do jakich dochodzi w tej instytucji. A tego Kościół nie zabrania.

                    Możesz dyskutować jedynie, jeśli zakwestionujesz boskość, ale
                    tym samym zakwestionujesz to, na czym osadza się religia.


                    Albo nieomylność instytucji propagującej religię. Tutaj jest już większe pole do manewru i na tym się właśnie osadza to, o czym mówię. Nie jest przewinieniem młotka, że można nim wbić gwóźdź albo zabić człowieka. Tak samo religia nie jest winna temu, iż ludzie jej nadużywają lub nie wiedzą, jak się do niej stosować.

                    W jaką stronę mają prowadzić te poszukiwania? Mogę szukać i znależć coś, czego Kościół nie uznaje? I co wtedy? Kościół zachęca do bycia jedną nogą w Kościele, a drugą poza Kościołem?

                    Doprecyzuję: Kościół nie może Ci zabronić poszukiwań Prawdy (jaka by ona nie była, bo to nie czas i miejsce na tego typu dyskusję), mając jednocześnie nadzieję i dążąc do tego, by to Prawda Katolicka stała się Twoją. Ale niczego nie narzuca. Oferuje. Nie potępi Cię za to, że żyjesz nie chodząc w niedzielę do kościoła, nie modląc się rano i wieczorem, nie chrzcząc swoich dzieci. Jeśli natomiast szanujesz, celowo bądź nie, tą część doktryny, która została określona mianem prawa naturalnego (i jest notabene wspólna bardziej rozbudowanym systemom religijnym), to czy wierzysz w Boga, czy nie, zdaniem Kościoła żyjesz zgodnie z jego przykazaniami. I nie możesz się wtedy nazwać Katolikiem, ale z punktu widzenia Kościoła masz prawo być zbawiony.
                    Jak dojdziesz do czegoś, czego Kościół nie uznaje z doktrynalnego punktu widzenia, to rzecz jasna Kościół nie będzie Cię tolerować. Ale musiałoby to gwałcić prawo naturalne. Ale nie dostaniesz ekskomuniki głosząc, że Bóg jest kobietą, ba! nie zamykasz sobie bram Raju (teoretycznie )

                    I możesz sobie wybierać jak z worka ulęgałek, które zasady pasują
                    twojemu sumieniu, a które nie pasują?


                    Ogólnie rzecz biorąc tak. Jeśli pozostaje to w granicach prawa naturalnego.

                    Bardzo wygodna to teoria, ale ja myślę, że ty po prostu przedstawiasz swoją drogę życia, nie mającą niestety odniesienia do doktryny wiary.

                    Ma ona odniesienie o tyle, że jest owocem moich dyskusji ze znajomym księdzem, który nakreślił mi te kwestie mniej więcej w ten sposób: ostateczną instancją, do jakiej możesz się odwołać, szukając tego, co słuszne, jest Twoje sumienie. Kropka. Sumienie, które według doktryny jest głosem Boga w Twoim sercu. Zresztą to nie jest do końca mój światopogląd; ja w swoim chrześcijańskim deizmie jestem jednak trochę bardziej konserwatywny

                    Żadna religia nie będzie starała się przedstawiać argumentów ZA i PRZECIW swoim własnym tezom, co jest przecież podstawą do tego, żeby określić w miarę obiektywnie swoje własne zdanie.

                    Oczywiście, że nie. Ale też nikt tego od niej nie oczekuje. Religia ma wskazywać drogę tym, którzy jej jeszcze nie znają. Jak chcą lub czują, że chcą iść inaczej, to droga wolna. Zresztą w religii pierwsze skrzypce gra wiara; dysputy z używaniem argumentów za i przeciw są domeną teologii.

                    Ja tę lukę bardzo dobrze znam. Ale co ja mogę zrobić? Czy mam się przed tymi smagnięciami bronić, organizując cały system, którego zadaniem będzie przebudować ludzi tak, jak ja tego chcę?

                    Nikt od Ciebie tego nie oczekuje. Zwłaszcza, że nikt nie mówi, iż masz od razu narzucać komuś swój punkt widzenia. Ja się odnosiłem raczej do wewnętrznego systemu wartości, którego moim zdaniem nie da się wypracować samodzielnie, bez ingerencji z zewnątrz. Nie róbmy z siebie jednak kaznodziejów, bo przecież nie o to tu chodzi.

                    Niech po prostu wkład jednostki będzie decydujący, bez konieczności ciągłego pobierania paliwa gdzieś z zewnątrz. Zresztą nawet dobre porównanie mi się udało. O wiele lepsze jest zasilanie, które produkuje się samemu, niż takie, które skądś otrzymujemy.

                    Ależ on zawsze jest decydujący. To Ty decydujesz, według jakich norm masz żyć i Ty rozważasz na każdym kroku, czy przy nich trwać. To jest to, o czym mówiłem wcześniej - sumienie. Jednak trzeba je ukształtować. I tym zajmuje się otoczenie, rodzina, społeczeństwo... a także religia. To Ci dostarcza wzorców, ale codziennych wyborów dokonujesz sam.
                    A jeśli ktoś postępuje tak, a nie inaczej, nie dlatego że wierzy w to, co robi, lecz bo-religia/społeczeństwo/rodzina-tak-każe, to też podejmuje decyzję. Ale to jest jego decyzja, czy będzie posłuszny zasadom zewnętrznym, czy pokieruje się sumieniem.

                    Po co taki cyrk? Ponieważ te osoby wewnętrznie nie czuły potrzeby robienia tego, co się od nich wymagało. Może i nawet gdzieś w środku wiedziały, że robią `złe` rzeczy, ale nie potrafiły się powstrzymać. Moim zdaniem nie byłoby problemu, gdyby same doszły do głębokiego wewnętrznego przekonania, iż muszą się zmienić.

                    Ale to cały czas ludzie robią to, co robią. Jeśli nie czuły wewnętrznej potrzeby spowiedzi, tylko szli z jakiegoś tam doktrynerstwa, oznacza to, że nie znaleźli swojej drogi. Ale to im nie chce się szukać i to im jest wygodnie żyć w ułudzie. Sugerujesz, że to przez religię tkwią w tym, co robią, ale to wyłącznie ich wina. No i instytucji, w której doszło do patologizacji zjawiska spowiedzi. Ale jak już powiedziałem wcześniej, to nie jest przewinienie religii jako takiej.

                    Nie ma zastanowienia się, jest przyjęcie. Tego w religii jest za dużo. Oczywiście, że są osoby, które się wyłamują, ale to już wymaga pewnej zdolności, która, moim zdaniem, wcale nie jest promowana.

                    Może powiem to trochę od siebie, ale zarówno w moich kontaktach z księżmi w liceum, jak i duszpasterstwie akademickim, trafiłem na postawę promującą własną drogę do wiary. Przemyślaną, konkretną i co najważniejsze, konsekwentną. Zgoda, że do tego trzeba odejść od doktrynerstwa i zadać sobie kilka najbardziej fundamentalnych pytań, ale przecież właśnie o to chodzi.

                    Gdyby system od początku uczył szukać i rozumieć, to byłoby inaczej.

                    Jeszcze raz: system tworzą ludzie. A ludzie popełniają błędy.

                    Tak wielkich instytucji nie można pozbawić winy za to, czym się stały.

                    Instytucji tak, religii - nie. Jak zaznaczyłem na początku, doktryna nie jest winna temu, że instytucja ma tendencję do przywiązywania do siebie, chociażby po to, żeby wierni dali na tacę. Ale jak już mówiłem - odrzucenie instytucjonalizmu Kościoła nie jest odrzuceniem wiary.

                    Ja się nie odcinam od ludzi, słucham co się do mnie mówi i naturalnie przyjmuję to, co słuszne.

                    Az korci spytać, skąd wiesz, co jest słuszne? Bo według chrześcijaństwa słuszność danych czynów określa właśnie sumienie; a ono kształtuje się poprzez przyswajanie sobie z otoczenia pewnych wartości. Decyzje oczywiście cały czas pozostają Twoje, ale ich pojęcie o słuszności jest wynikiem odniesienia decyzji do konkretnego systemu aksjonormatywnego. Który Kościół właśnie nazywa sumieniem

                    Religia wg mnie podstawia gotowce.

                    Wzorce, nie gotowce. To, czy zastosujemy się do jakiegoś wzorca, zależy wyłącznie od nas. A że instytucjonalizacja wiary prowadzi do patologizacji i dewocji... to jest jak z tym młotkiem powyżej. Wszystko zależy od własnego dystansu, zgoda, ale też i własnego sumienia.

                    LINK
                  • Benedetto, Benedetto!

                    Sebastiannie 2006-01-06 22:53:00

                    Sebastiannie

                    avek

                    Rejestracja: 2002-12-28

                    Ostatnia wizyta: 2008-09-20

                    Skąd: Pabianice

                    Misiek napisał:
                    I tutaj się zgodzę, że dochodzi do przeinaczeń nieraz kuriozalnych, ale to cały czas, co jeszcze raz podkreślam z uporem godnym lepszej sprawy, nie jest wina religii jako takiej.

                    Ale czy to nie jest nieuchronna konsekwencja religii? Coraz bliżej dryfujesz w kierunku parafrazy hasła: socjalizm - TAK!, wypaczenia - NIE!. Możliwe, że religia wpuszczona w idealne środowisko wcale nie musiałaby wykształcić hierarchii, obrosnąć w coraz to nowe regulacje, przejawiać chęci kontrolowania społeczeństwa, czy prowadzić do dewocji. Tylko, że środowiska idealnego nie ma, jest środowisko ludzkie. Religia znajduje się w interakcji ze społeczeństwem - ona zmienia ludzi, zaś ludzie zmieniają ją. Mentalność jest w dużej mierze kształtowana właśnie przez religię, a więc religia współtworzy wszelkie wypaczenia. Ona jest instrumentem, z którego można skorzystać. Bez pistoletu nie mógłbyś zostać zastrzelony i o ile to jest oczywiście wina człowieka, że pociąga za spust, to jednak sam pistolet pozostaje narzędziem zbrodni. On ośmiela, daje władzę, wraz ze swoim właścicielem tworzy mieszankę, która odbiera życie. Odwołam się do powiedzenia, że "władza prowadzi do zepsucia, zaś władza absolutna prowadzi do absolutnego zepsucia". Czyż inaczej jest z religią? Ona prowadzi do tych konsekwencji, które możemy zaobserwować. Ona jest (współ)winna.

                    Przy kierowaniu się zasadami jakiejś religii człowiek przyjmuje ją niejako z całym dobrodziejstwem inwentarza, czyli stosuje się do reguł, których pochodzenie przypisuje Bogu. Bogu, a nie Kościołowi. Ludzie, o których mówiłem, odstępują od zasad wymyślonych czy narzuconych przez Kościół w myśl szeroko pojętej tradycji, ale sprowadza się to do ignorowania przykazań kościelnych

                    A kto ustala co jest boskie, a co nie jest boskie? Jeżeli np. w Biblii bezpośrednio Bóg mówi, iż mężczyzna będzie panował nad kobietą, to rozumiem, że człowiek się wtedy uśmiechnie i powie, że taki pogląd nie mógł tak naprawdę pochodzić od Boga? Czy może to jest po prostu symbolika w stylu Campbella? A jeśli Bóg zsyła przykazanie "nie kradnij!", to już traktujemy to na serio, czy nadal symbolicznie? Żeby oddzielić ziarna od plew - czyli to, co niby pochodzi od Boga, od tego, co pochodzi od Kościoła - trzeba dysponować potężną wiedzą. Trzeba by było wypisać sobie na kartce wszystkie zasady religijne, a następnie zbadać ich genezę. Wybacz, ale to jest trochę fantastyka. Może podeślesz mi dzisiaj na maila taki spis i wyszczególnisz, co trzeba przestrzegać, a co można pominąć? Nie zapomnij też o wszystkich wierzących z forum, bo wypadałoby, żeby znali swoje prawa .

                    Jeśli natomiast szanujesz, celowo bądź nie, tą część doktryny, która została określona mianem prawa naturalnego (i jest notabene wspólna bardziej rozbudowanym systemom religijnym), to czy wierzysz w Boga, czy nie, zdaniem Kościoła żyjesz zgodnie z jego przykazaniami.

                    A co to jest to prawo naturalne? Kto określa jakie zasady do niego wchodzą, a jakie są poza? Czy samo pojęcia `prawa naturalnego` jest boskie czy ludzkie? Jeśli ludzkie (kościelne), to skoro można odstępować od tego, co mówi Kościół, równie dobrze można zakwestionować kościelne rozumienie prawa naturalnego... Gdzie jest granica? Czy nie widzisz, że wyjmując jedną cegiełkę, niszczysz całą budowlę? Gdyby rzeczywiście religia polegała na tym, co tutaj twierdzisz, obecne systemy już dawno by nie istniały.

                    [cytat]Nie jest więc tak, że kreują własny system wierzeń, podchodzą do niego jednak w jakiś sposób zdroworozsądkowo. Odrzucają też różne kurioza, do jakich dochodzi w tej instytucji. A tego Kościół nie zabrania.[cytat]

                    To jest zastanawiająca sprawa, ta przemożna chęć zachowania pozoru, że pomimo, iż widzi się w religii kurioza, które się odrzuca, a na które Kościół patrzy zdecydowanie inaczej (bo są to jego własne wymysły), to nadal pragnie się być członkiem tego właśnie Kościoła. Chociaż to jest własny system wierzeń oparty na kościelnym - no bo przecież nie jest on kościelny - z jakiegoś powodu lepiej go nie nazywać tym, czym de facto jest. Czyżby to potrzeba bycia częścią jakiejś większej całości, nawet jeśli jest się częścią z przymrużonym okiem?

                    Nie jest przewinieniem młotka, że można nim wbić gwóźdź albo zabić człowieka. Tak samo religia nie jest winna temu, iż ludzie jej nadużywają lub nie wiedzą, jak się do niej stosować.

                    Ale ten młotek, chce czy nie chce, musi być traktowany jak przedmiot niebezpieczny. Z pewnością nie każdy powinien mieć do niego dostęp (choć każdy oczywiście może), a przed użyciem wypadałoby mieć świadomość konsekwencji. Młotek na pewno o to nie zadba. Jeśli zaś ty sam będziesz podchodził do niego ze zbytnią ufnością, to albo kiedyś obijesz sobie palec, albo ktoś obije ci głowę.
                    Pierścień Saurona też mógł być wykorzystany do tego, aby szerzyć dobro. Niestety nie za bardzo można było znaleźć osobę, która dałaby sobie radę z możliwościami Pierścienia. Dlatego też został zniszczony. Pokusa była zbyt wielka, aby jej się oprzeć. Jeśli ktoś nie jest przesadnym idealistą, może twierdzić, że to właśnie również pokusa leży u podstaw religii. Skoro i ty dostrzegasz kuriozalne elementy w tym, co z religii powstało, znaczy to, że pokusy nie udało się wyeliminować przez tysiące lat i najprawdopodobniej nigdy nie uda się jej wyeliminować. Winna czy niewinna - z czystej przyzwoitości religia powinna przyjąć na siebie sporą część odpowiedzialności.

                    Ma ona odniesienie o tyle, że jest owocem moich dyskusji ze znajomym księdzem, który nakreślił mi te kwestie mniej więcej w ten sposób: ostateczną instancją, do jakiej możesz się odwołać, szukając tego, co słuszne, jest Twoje sumienie. Kropka.

                    Całkiem w porządku ten ksiądz . Znałem swego czasu podobnego... niestety musiał opuścić stan kapłański, bo jednak poglądy Kościoła do tego stopnia jeszcze nie wyewoluowały . Także nie idź w przesadny optymizm... Ach, chciałbym posłuchać co Benedykt miałby do powiedzenia jak to można sobie wybierać własne przykazania, odrzucać kurioza i jak takie praktyki nie są zabraniane przez jego Kościół . Może dam ci pewien przedsmak: "Kryzys Kościoła jest konkretną postacią tego kryzysu świadomości i wiary. Kościół nie jawi się już jako żywa wspólnota, która pochodzi od samego Chrystusa i udziela nam pewności tego, co Chrystus mówi, dając nam przy tym duchową Ojczyznę i wewnętrzną pewność, że wiara jest prawdziwa. Dziś Kościół jest dla wielu wspólnotą jak wiele innych. (...) Rozpad świadomości kościelnej, który jest oczywiście powiązany z całym dyktatem duchowej sytuacji dzisiejszego świata i stanowi jego konkretny przypadek rozpoznawczy, jest z całą pewnością głównym powodem tego, że słowo nie dociera do nas z autorytetem, lecz mówimy sobie: wiele jest w tym pięknego, ale sam muszę sobie znaleźć to, co mi odpowiada. (...) Rozumienie Kościoła zostało u katolików zrelatywizowane. (...) Powiedziałbym, że wewnętrzny rozłam Kościoła jest jednym z najpilniejszych problemów naszych czasów i że jeszcze nie wystarczająco sobie go uświadomiliśmy. Jesteśmy zajęci ekumenizmem i zapominamy przy tym, że Kościół podzielił się w swoim wnętrzu, które dosięgnęło rodziny i parafie. (...) Właściwym, wspólnym fundamentem, jedynym, który może nas prowadzić, a który nie pochodzi od nas samych, który nie jest wynaleziony przez jakiekolwiek gremium lub kogoś innego, lecz pochodzącym ze źródła, jest sama wiara Kościoła. Przede wszystkim tego musimy się ciągle na nowo uczyć, że jest tylko jedna wiara Kościoła, która nie jest autorytarnym zarządzeniem, ale posagiem Jezusa Chrystusa dla swojego Kościoła. Kiedy tu i ówdzie mówi się – jak na przykład po ostatniej encyklice o Eucharystii – że wiary nie można autorytarnie nakazywać, brzmi to oczywiście wspaniale. Ale ja pytam się: jaka jest alternatywa? Czy każdy powinien ją sam dla siebie wymyślać? Jeśli tak, to wtedy nie ma już wspólnoty wiary. To, że mamy wiarę jest tym, co mamy wspólne i tylko wiara może stwarzać wspólnotowość (źródło: wywiad kardynała J. Ratzingera dla katolickiego dziennika "Die Tagespost" z Würzburga, 2003 rok).

                    Powiedz no mi, Misiek, komunia dla wiernych powinna być podawana sub utraque specie?

                    Oczywiście, że nie. Ale też nikt tego od niej nie oczekuje. Religia ma wskazywać drogę tym, którzy jej jeszcze nie znają. Jak chcą lub czują, że chcą iść inaczej, to droga wolna.

                    Ale to nie jest tak, że wskazywać drogę można tylko na jeden sposób. Jeśli jesteś mądry i masz coś do przekazania, to możesz powiedzieć – ‘spójrz, ja robię tak; robię tak, bo...’ Można być osobą przekonaną o własnej racji, ale jednocześnie nie wywierać żadnej presji w tym kierunku, aby inni też zaczęli podzielać twoje poglądy. W przypadku religii element presji jest w nią wpisany z samego założenia. Religia (oficjalnie rzecz ujmując), to nie jest zestaw poglądów ustanowionych przez ludzi – to jest zestaw poglądów wyrażonych przez Boga. Na dodatek jest nagroda i kara za przestrzeganie, bądź nieprzestrzeganie. Czyli to już nie jest: ‘spójrz, ja robię tak; robię tak, bo...’, tylko: ‘spójrz, ja robię tak; robię tak, bo... – a jeśli ty nie będziesz robił tak samo, to popamiętasz’. Historyczne znaczenie ‘popamiętasz’ jest ogromne i nie można zbyć tego machnięciem ręki. Im mniej jest zastanowienia nad faktyczną treścią religii, tym ‘popamiętasz’ odgrywa większą rolę w motywacjach ludzi. Ja uważam, że to jest kompletnie niewłaściwe. Oczekuję wskazywania drogi na zasadzie przekonywania i tłumaczenia, z decydującą rolą wolnej jednostki, która decyduje. Jeśli zaś pojawia się presja, to mamy też ograniczenie wolności. Gdyby zorganizować wybory, w których wyborca wie, iż jeśli nie zagłosuje na partię A, to może mieć kłopoty w pracy, nie moglibyśmy określić tych wyborów jako wolnych. Oczywiście, że nadal mógłbyś sobie głosować na kogo chcesz, ale zostałbyś postawiony w sytuacji nieuczciwej, tendencyjnej. W identyczny sposób u podstaw wskazań religijnych leży nieuczciwość.

                    Ja się odnosiłem raczej do wewnętrznego systemu wartości, którego moim zdaniem nie da się wypracować samodzielnie, bez ingerencji z zewnątrz.

                    Powyżej określiłem jaką ingerencję uważam za dopuszczalną. Musi to być czysta chęć pomocy, za którą nie stoją żadne podteksty. To, co robi religia, idzie w złą stronę i przypomina słynne zdanie Theodore’a Roosevelta: „Speak softly but carry a big stick”. Kij jest dobry w polityce, jeśli ma się do zrealizowania określone interesy. Nie ma jednak miejsca na kij w sferze duchowej, a jeśli on się pojawia, to znaczy, że muszą być również jakieś interesy, które trzeba zrealizować, nawet gdy zawiodą ładne słowa.

                    Nie róbmy z siebie jednak kaznodziejów, bo przecież nie o to tu chodzi.

                    Może i nie o to chodzi, ale z drugiej strony jeśli zostawisz pustkę, to czy nie wejdzie w nią religia? Czy kaznodzieją ma być tylko ksiądz? W takim razie o jakiej wolności będziemy mówić, skoro innych poglądów poza kościelnymi będzie jak na lekarstwo?

                    Ależ on zawsze jest decydujący. To Ty decydujesz, według jakich norm masz żyć i Ty rozważasz na każdym kroku, czy przy nich trwać.

                    Na pewno tak, ale jeśli zrobisz komuś pranie mózgu już od małości, to później ciężko wyeliminować efekty. Jeśli przyzwyczaisz do metody kija, to potem ludzie stają się tacy, a nie inni. Oczywiście, że decydują sami, ale mając tendencyjne podstawy, podejmują tendencyjne decyzje. Nie wyobrażają sobie, że może być inaczej, często z góry odrzucają samą myśl, że może tak być. Naturalnie, że zachodzą również zmiany – i całe szczęście! – jednak one napotykają na swojej drodze strome góry, których istnienie jest bardzo często kompletnie niezrozumiałe.

                    Ale to im nie chce się szukać i to im jest wygodnie żyć w ułudzie. Sugerujesz, że to przez religię tkwią w tym, co robią, ale to wyłącznie ich wina.

                    Ja wyjątkowo źle się czuję, kiedy muszę twierdzić, że ludzie są bez winy. Mają bowiem przeogromną winę. Lecz mają też miejsce przy kaloryferku, gdzie obowiązuje zasada „mierny, śmierny, ale wierny”. Takim osobom jest na swój sposób wygodnie, jednak kto wie, czy byłyby takie same, gdyby musiały wykazać się trochę większą indywidualnością. Gdyby musiały trochę same pomyśleć, dlaczego nie chcą czegoś zrobić, poza tym, że to religia nie chce, by to robiły. Bo mniej więcej na tym właśnie zasadza się grzech – człowiek chce, a religia mówi, że to niedobre i nie wolno. Człowiek nie potrafi się powstrzymać i wtedy jest problem. Ja uważam, iż rozwiązanie musi wypłynąć ze środka, to znaczy człowiek musi przestać chcieć. Przestać chcieć dla siebie. Jeżeli motywacja będzie wypływała gdzieś z zewnątrz, to postanowienie będzie posiadało wrodzoną skazę, która może pewnego dnia zniweczyć cały trud.

                    Może powiem to trochę od siebie, ale zarówno w moich kontaktach z księżmi w liceum, jak i duszpasterstwie akademickim, trafiłem na postawę promującą własną drogę do wiary.

                    Nie wydaje mi się, żeby to był trend dominujący, a już na pewno nie jest obowiązujący, co chyba powyżej pokazałem.

                    Zgoda, że do tego trzeba odejść od doktrynerstwa i zadać sobie kilka najbardziej fundamentalnych pytań, ale przecież właśnie o to chodzi.

                    No tak, o to chodzi .

                    Ale jak już mówiłem - odrzucenie instytucjonalizmu Kościoła nie jest odrzuceniem wiary.

                    Wiary pewnie nie, szczególnie takiej wiary w swoim własnym ujęciu. Jest to jednak odrzucenie religii w tym konkretnym wydaniu. Nie można być katolikiem odrzucając instytucjonalizm Kościoła. W ten sposób można stworzyć pewną hybrydę katolicyzmu i tyle. Jak to rzekł Ratzinger – „jest tylko jedna wiara Kościoła”. I ta jedna wiara, to nie jest twoja wiara, Miśku .

                    Decyzje oczywiście cały czas pozostają Twoje, ale ich pojęcie o słuszności jest wynikiem odniesienia decyzji do konkretnego systemu aksjonormatywnego.

                    A co to znaczy konkretny system? Konkretny to znaczy mój? Jeśli, tak jest to prawda i ja z nią nie dyskutuję. Natomiast geneza tego systemu nie jest znana nawet mnie. Skąd wiem, co jest słuszne? Bo tak mówi to sumienie, o którym piszesz. Nie zasilam jednak tego sumienia z zewnątrz – to znaczy oczywiście mogę sobie coś wziąć, ale nie czuję groźby, że ktoś mi zakręci kurek i wtedy klapa, albo, że ktoś napompuje jakieś dziwnej mieszaki i wtedy silnik się przegrzeje .

                    LINK
                  • Kilka spraw...

                    Misiek 2006-01-07 01:52:00

                    Misiek

                    avek

                    Rejestracja: 2003-01-12

                    Ostatnia wizyta: 2022-05-16

                    Skąd: Wrocław

                    ...wymaga jeszcze naprostowania:

                    Możliwe, że religia wpuszczona w idealne środowisko wcale nie musiałaby wykształcić hierarchii, obrosnąć w coraz to nowe regulacje, przejawiać chęci kontrolowania społeczeństwa, czy prowadzić do dewocji. (...) Religia znajduje się w interakcji ze społeczeństwem - ona zmienia ludzi, zaś ludzie zmieniają ją. Mentalność jest w dużej mierze kształtowana właśnie przez religię, a więc religia współtworzy wszelkie wypaczenia.

                    Dość daleko idący wniosek, powiedziałbym. To tak, jakby oskarżać klej, że ludzie go wąchają. Jak już powiedziałem, problem nie leży w religii, tylko w jej instytucjonalnej formie. To właśnie jest ta część, na którą wpływają ludzie i to na tym poziomie dochodzi do patologii. Wyżej nie.
                    Zresztą cały czas uciekasz w społeczną funkcję Kościoła, podczas, gdy ja staram się od tego abstrahować. Bo w każdym masowym organizmie dochodzi do kuriozów i to chyba nie wymaga komentarza.

                    Odwołam się do powiedzenia, że "władza prowadzi do zepsucia, zaś władza absolutna prowadzi do absolutnego zepsucia". Czyż inaczej jest z religią? Ona prowadzi do tych konsekwencji, które możemy zaobserwować. Ona jest (współ)winna.

                    Jeszcze raz: nie religia, a ci, którzy tworzą jej zinstytucjonalizowaną formę.

                    Trzeba by było wypisać sobie na kartce wszystkie zasady religijne, a następnie zbadać ich genezę. Wybacz, ale to jest trochę fantastyka. Może podeślesz mi dzisiaj na maila taki spis i wyszczególnisz, co trzeba przestrzegać, a co można pominąć?

                    Dzięki, ale chyba się obejdzie Zwłaszcza, że Kościół dość klarownie rozgranicza dogmaty wiary od tradycji. Dość łatwo się w tym odnaleźć i tego trzymać

                    A co to jest to prawo naturalne? Kto określa jakie zasady do niego wchodzą, a jakie są poza? Czy samo pojęcia `prawa naturalnego` jest boskie czy ludzkie?

                    W ujęciu katolickim prawo naturalne jest zawarte w siedmiu ostatnich przykazaniach Bożych (w zasadzie to w sześciu, jeśli być czepliwym), i to, co jest tam zawarte, przewija się w zasadzie przez prawo moralne wszystkich religii, a także koncepcje filozoficzne m.in. Locke`a. W każdym razie według Katolików prawo naturalne zostało ustalone przez Boga. I jest dogmatem wiary.

                    To jest zastanawiająca sprawa, ta przemożna chęć zachowania pozoru, że pomimo, iż widzi się w religii kurioza, które się odrzuca, a na które Kościół patrzy zdecydowanie inaczej (bo są to jego własne wymysły), to nadal pragnie się być członkiem tego właśnie Kościoła.

                    To trochę jak z miłością (amor caritas). Nie kochasz za coś, tylko pomimo czegoś. Nie jest więc niczym dziwnym, że można kochać Boga pomimo przewinień Kościoła.

                    Czyżby to potrzeba bycia częścią jakiejś większej całości, nawet jeśli jest się częścią z przymrużonym okiem?

                    Być może. Człowiek jest w końcu istotą społeczną.

                    Ale ten młotek, chce czy nie chce, musi być traktowany jak przedmiot niebezpieczny. Z pewnością nie każdy powinien mieć do niego dostęp (choć każdy oczywiście może), a przed użyciem wypadałoby mieć świadomość konsekwencji. Młotek na pewno o to nie zadba. Jeśli zaś ty sam będziesz podchodził do niego ze zbytnią ufnością, to albo kiedyś obijesz sobie palec, albo ktoś obije ci głowę.

                    I ja się ponownie pytam: czy to wina młotka? Oczywiście o jakiejś przesadnej ufności nie może być mowy, ale to nie zmienia faktu, że jest to byt mający założone konkretne cele i funkcje. No i 95% wszystkich użyć młotka wiąże się z tymi funkcjami. A te pozostałe 5% nie mogą stawiać w szachu tych wszystkich, którzy chcą sobie naprawić płot albo powiesić obraz. Analogicznie z religią. Czego by o niej nie mówić, ludzie odnajdują dzięki niej swoją drogę. A to, że czasem są wykorzystywani przez instytucje propagujące religię albo ta droga donikąd ich nie prowadzi, to ewenementy.

                    Winna czy niewinna - z czystej przyzwoitości religia powinna przyjąć na siebie sporą część odpowiedzialności.

                    Ależ Kościół Katolicki potępił Świętą Inkwizycję i występki, jakich się dopuszczał. Zaś co do wywiadu z Ratzingerem, to trzeba zwrócić uwagę na to, że koncentruje się on na tzw. społecznej funkcji Kościoła (pomijając już fakt, że słowa papieża, który jeszcze nie został papieżem, nie są jeszcze słowem Kościoła), tymczasem jeśli się dobrze orientuję, cały czas dyskutujemy na temat indywidualnego odbioru wiary, przyjmowania gotowców itp. Powtórzę to, co już powiedziałem: Kościół jest instytucją ludzką, więc niepozbawioną ludzkich wad. Skoro on jest wadliwy, nie ma powodów, by nie poddawać niektórych jego decyzji pod rozwagę. Religia jest natomiast tym, co Kościół ma popularyzować, i jej założenia pochodzą od Boga. Jeśli ktoś decyduje się na świadome chrześcijaństwo, musi przyjąć prawa rządzące religią za dogmat, ale prawa wydawane przez Kościół już niekoniecznie. Właśnie ze względu na to, że Kościół może się mylić.

                    Powyżej określiłem jaką ingerencję uważam za dopuszczalną. Musi to być czysta chęć pomocy, za którą nie stoją żadne podteksty.

                    Z psychologii pamiętam, że czysty altruizm nie jest możliwy (chociaż nie wszyscy się z tym zgadzają), że postawa altruistyczna zawsze w jakimś stopniu skierowana jest także na osobę uczynną; postępuje ona w ten sposób chociażby z potrzeby polepszenia własnej samooceny. Zresztą ma się to nijak do budowania światopoglądu, o którym mówiłem.

                    Nie ma jednak miejsca na kij w sferze duchowej, a jeśli on się pojawia, to znaczy, że muszą być również jakieś interesy, które trzeba zrealizować, nawet gdy zawiodą ładne słowa.

                    Jak już mówiłem: Kościół to jeszcze nie religia. Albo dokładniej: religia to nie Kościół. I nie można winić jednego za to, że drugie chce realizować własne interesy. Może wychodzi ze mnie jakiś antyklerykalizm (raczej mało uzasadniony, bo do kleru jako takiego mam zwykle życzliwy stosunek), ale nie da się ukryć, że na przestrzeni dziejów Kościół był wykorzystywany do różnych, nieraz mało szczytnych, rzeczy.

                    Może i nie o to chodzi, ale z drugiej strony jeśli zostawisz pustkę, to czy nie wejdzie w nią religia? Czy kaznodzieją ma być tylko ksiądz? W takim razie o jakiej wolności będziemy mówić, skoro innych poglądów poza kościelnymi będzie jak na lekarstwo?

                    Znowu lecisz w moralizatorstwo. Nie zostawimy pustki, bo ona nie zależy od nas. Albo raczej nie tylko od nas. Zresztą nie mam zamiaru głosić tutaj żadnych prawd objawionych i tworzyć sekt dających odpowiedź; nie jestem po prostu odpowiednim człowiekiem. Ja odpowiedzi znalazłem w chrześcijaństwie.

                    Jeśli przyzwyczaisz do metody kija, to potem ludzie stają się tacy, a nie inni. Oczywiście, że decydują sami, ale mając tendencyjne podstawy, podejmują tendencyjne decyzje. Nie wyobrażają sobie, że może być inaczej, często z góry odrzucają samą myśl, że może tak być. Naturalnie, że zachodzą również zmiany – i całe szczęście! – jednak one napotykają na swojej drodze strome góry, których istnienie jest bardzo często kompletnie niezrozumiałe.

                    Zgoda, ale znowu: nie jest to wina religii, tylko tych, co ją wykorzystują. Zresztą zgodnie z tym, co mówiłem o sumieniu, każdy powinien postępować zgodnie z tym, co uważa za słuszne (i co nie przeczy prawu naturalnemu - dodaje Kościół). Ale przy okazji powinien dążyć do szczęścia, do spełnienia. I to dążenie jest często bardzo silne. Pewnie, że nie wszystkim się udaje, ale nie możemy tutaj generalizować.

                    Takim osobom jest na swój sposób wygodnie, jednak kto wie, czy byłyby takie same, gdyby musiały wykazać się trochę większą indywidualnością. Gdyby musiały trochę same pomyśleć, dlaczego nie chcą czegoś zrobić, poza tym, że to religia nie chce, by to robiły.

                    Ale nie zmusisz przecież ludzi do myślenia, bo musiałbyś uciec się do tych samych metod, które Twoim zdaniem tego myślenia oduczają. To swego rodzaju błędne koło i tylko siłą inercji można je przerwać. A ta musi wypłynąć z wewnątrz.

                    Ja uważam, iż rozwiązanie musi wypłynąć ze środka

                    No właśnie

                    Jeżeli motywacja będzie wypływała gdzieś z zewnątrz, to postanowienie będzie posiadało wrodzoną skazę, która może pewnego dnia zniweczyć cały trud.

                    Masz tutaj pewną rację, jednak motywacje z zewnątrz mogą równie skutecznie zostać zaadaptowane jako własne. Jedno drugiemu nie przeczy. A przecież wielu ludzi dzięki religii znalazło własną drogę.

                    Jest to jednak odrzucenie religii w tym konkretnym wydaniu. Nie można być katolikiem odrzucając instytucjonalizm Kościoła. W ten sposób można stworzyć pewną hybrydę katolicyzmu i tyle. Jak to rzekł Ratzinger – „jest tylko jedna wiara Kościoła”. I ta jedna wiara, to nie jest twoja wiara, Miśku

                    Ale ja nigdzie nie powiedziałem, że jestem Katolikiem Określiłem siebie jako chrześcijanina, ściślej chrześcijańskiego deistę. Żeby być Katolikiem, to zgoda - trzeba przyjmować założenia Kościoła z całym dobrodziejstwem inwentarza. I to jest po mojemu swego rodzaju pierwszy etap poznawania wiary. Ale kiedy ona staje się bardziej świadoma, pojawia się możliwość rozgraniczenia tego, co jest zjawiskiem społecznym, a więc Kościoła, od tego, co ma być zjawiskiem duchowym - religii. Hybryda katolicyzmu? Być może, ale trzeba pamiętać, że sam katolicyzm jest hybrydą chrześcijaństwa A chrześcijaństwo moim zdaniem nie odnosi się do żadnychinstytucji; jest pojęciem duchowym, więc szerszym (nie wszyscy chrześcijanie są przecież katolikami).

                    A co to znaczy konkretny system? Konkretny to znaczy mój? Jeśli, tak jest to prawda i ja z nią nie dyskutuję. Natomiast geneza tego systemu nie jest znana nawet mnie. Skąd wiem, co jest słuszne? Bo tak mówi to sumienie, o którym piszesz.

                    Póki co się zgadza

                    Nie zasilam jednak tego sumienia z zewnątrz – to znaczy oczywiście mogę sobie coś wziąć, ale nie czuję groźby, że ktoś mi zakręci kurek i wtedy klapa, albo, że ktoś napompuje jakieś dziwnej mieszaki i wtedy silnik się przegrzeje/

                    Z sumieniem jest trochę tak, że możemy dyskutować, skąd się ono bierze, i do niczego ostatecznie nie dojdziemy. Ja jestem zwolennikiem czystej tablicy, i moim zdaniem wszystko, z czym się stykamy, odbija się na naszym charakterze, a także pojęciu dobra i zła (ergo sumieniu). I tego, przynajmniej do pewnego stanu świadomości, jaki osiągamy najczęściej z wiekiem, nie jesteśmy w stanie kontrolować. Wtedy też powstaje naż system aksjonormatywny, który może i jesteśmy później w stanie zrewidować (teoretycznie), jednak nie wiem, czy całkowita przebudowa jest możliwa. A nasze czyny i opinie pozostają nasze i musimy ponosić ich konsekwencje... ale tak już jest.

                    LINK
                  • Kilka, kilka, coraz mniej

                    Sebastiannie 2006-01-07 05:38:00

                    Sebastiannie

                    avek

                    Rejestracja: 2002-12-28

                    Ostatnia wizyta: 2008-09-20

                    Skąd: Pabianice

                    -To tak, jakby oskarżać klej, że ludzie go wąchają.

                    A gdybyśmy mieli przypadek nagminnego wąchania kleju, czy nie należało coś z tym fantem zrobić? Może wystarczy wyprodukować klej nie mający właściwości, dla których `warto` go wąchać?

                    Zresztą cały czas uciekasz w społeczną funkcję Kościoła, podczas, gdy ja staram się od tego abstrahować.

                    Trzeba tutaj przywrócić właściwą równowagę . Nie można powiedzieć, że to ja staram się gdzieś uciekać, ponieważ to ja podniosłem w tym topiku konkretne problemy jako pierwszy . Ty się podłączyłeś w dalszej kolejności, a więc tak jakby próbujesz mnie gdzieś zagonić, natomiast ja mówię od początku to, co mi leży na sercu. To, że ty abstrahujesz od tego, co ja najczęściej podnoszę, to już inna sprawa i nie moja wina. Zresztą jeszcze się zaraz okaże, że sam jestem bardziej winny od religii, którą tutaj wybielasz . Cóż, taki los...

                    Być może. Człowiek jest w końcu istotą społeczną.

                    To pół biedy. Gorzej, iż w oryginale jest, że człowiek jest zwierzęciem społecznym (Homo est animal sociale) . Myślę, że mniej więcej o to rozbija się ten temat, a przynajmniej mój wkład. Otóż ja chciałbym, aby w człowieku więcej było istoty, a mniej zwierzęcia.

                    Analogicznie z religią. Czego by o niej nie mówić, ludzie odnajdują dzięki niej swoją drogę.

                    No i ja to oczywiście uznaję, co więcej widzę w tym wartość, jeśli ludziom rzeczywiście pomaga. Tym niemniej uważam to za nieszczęśliwe, jeżeli człowiek musi odnajdywać swoją drogę w pewnej ułudzie. Wiara jest bowiem wyrazem bezradności, kiedy człowiek jest zbyt zachłanny na wiedzę, którą nie sposób posiąść. Co jest po śmierci? Tego nikt nie wie. Umrzesz, zobaczysz. Kto stworzył świat? Tego też nikt nie wie. Dlaczego ludzi spotykają nieszczęścia? Nie wiem, na to nie ma odpowiedzi. Na wiele innych rzeczy też nie ma. Tymczasem to okazuje się zbyt mało. Człowiek chce wiedzieć, żeby sobie wszystko w głowie poukładać, a więc `musi` w coś uwierzyć. No i mamy wiarę, czyli sprawianie wrażenie, że się wie, kiedy tak naprawdę wiedzieć nie sposób. Jeśli to jest czyjaś droga i komuś taka właśnie świadomość ułatwia życie, no to oczywiście proszę bardzo. Tylko to nie jest najszczęśliwsze rozwiązanie problemu, bo jego po prostu rozwiązać do końca się nie da. Jeżeli do tego złudzenie rozrasta się niepomiernie, to samo staje się problemem.

                    Z psychologii pamiętam, że czysty altruizm nie jest możliwy (chociaż nie wszyscy się z tym zgadzają), że postawa altruistyczna zawsze w jakimś stopniu skierowana jest także na osobę uczynną; postępuje ona w ten sposób chociażby z potrzeby polepszenia własnej samooceny.

                    Może i tak być, dlatego człowiek od małego jest przeciągany jak lina. Masz tyle osób, instytucji, organizacji, które chciałyby dołączyć cię do już istniejącego rzędu dusz... Rzeczywiście dochodzimy do tego, że czystych intencji prawdopodobnie nie ma. Smutne, ale Alastor Moody miał takie swoje ulubione powiedzonko: "Stała czujność!" To jest jeszcze jeden argument za tym, żeby polegać na sobie i nie dawać wiary wytworom wyobraźni, czy też potrzeb niemożliwych do spełnienia.

                    Znowu lecisz w moralizatorstwo.

                    A to źle? Kto wobec tego może o tym mówić? Benedykt? Dalaj Lama?

                    Nie zostawimy pustki, bo ona nie zależy od nas. Albo raczej nie tylko od nas.

                    No oczywiście, że jeśli scedujemy gdzieś tę odpowiedzialność, to już nie będzie od nas zależała.

                    Zresztą nie mam zamiaru głosić tutaj żadnych prawd objawionych i tworzyć sekt dających odpowiedź.

                    Co ciekawe definicja słownikowa sekty brzmi: "grupa religijna, która oderwała się od któregoś z wielkich kościołów panujących i przyjęła własne zasady organizacyjne; odłam wyznaniowy jakiejś religii."
                    Tobie jest bliżej do bycia sektą niż mnie, Misiek. Oderwałeś się od jednego z wielkich kościołów (konkretnie od katolickiego), przyjąłeś swoje własne wybrane zasady i stałeś się odłamem religii chrześcijańskiej.

                    Ale nie zmusisz przecież ludzi do myślenia, bo musiałbyś uciec się do tych samych metod, które Twoim zdaniem tego myślenia oduczają. To swego rodzaju błędne koło i tylko siłą inercji można je przerwać. A ta musi wypłynąć z wewnątrz.

                    To jest rzeczywiście bardzo poważny problem. On prowadzi do tego, że chcąc zwalczać zło, człowiek sam z czasem staje się złem. Religię spotkał ten sam los. Nie można było nauczyć społeczeństwa szacunku dla podstawowych wartości poprzez mówienie, a więc sięgnięto po argumenty nadzwyczajne, jak Bóg, piekło i niebo. Nie było już kwestii, że od jednych ludzi wymagano, by słuchali się drugich ludzi - od tej pory od jednych ludzi wymagano słuchania się drugich ludzi, przez których zaczął przemawiać Pan. I masz rację, że ja nie mam lepszej metody.

                    Ale ja nigdzie nie powiedziałem, że jestem Katolikiem

                    Faktycznie nie powiedziałeś . Prowadziłeś taką działalność wywrotową, polegającą na wmawianiu Kościołowi, że akceptuje coś, co prowadziłoby do jego unicestwienia . Masz szczęście, że forumowi katolicy tych postów pewnie nie przeczytali z uwagi na ich długość .

                    Żeby być Katolikiem, to zgoda - trzeba przyjmować założenia Kościoła z całym dobrodziejstwem inwentarza.

                    Na to wychodzi . Benedykt będzie zadowolony .

                    LINK
                  • Coraz mniej, to fakt...

                    Misiek 2006-01-07 13:41:00

                    Misiek

                    avek

                    Rejestracja: 2003-01-12

                    Ostatnia wizyta: 2022-05-16

                    Skąd: Wrocław

                    ...ale jeszcze kilka:

                    A gdybyśmy mieli przypadek nagminnego wąchania kleju, czy nie należało coś z tym fantem zrobić? Może wystarczy wyprodukować klej nie mający właściwości, dla których `warto` go wąchać?

                    Wtedy klej spotkałby los haszyszu czy heroiny. Tym niemniej religia, zwana przecież "opium dla mas", jeszcze takim opium nie jest. To jak z tym młotkiem; 95% użytkowników kleju używa go tylko do klejenia

                    Ty się podłączyłeś w dalszej kolejności, a więc tak jakby próbujesz mnie gdzieś zagonić, natomiast ja mówię od początku to, co mi leży na sercu.

                    I chyba tutaj leży sedno nieporozumienia; ja traktuję religię głównie jako zjawisko indywidualne, Ty - społeczne. A społeczne zjawisko jest realizowane przez instytucję Kościoła, nie religię samą w sobie, o czym już mówiłem...

                    To, że ty abstrahujesz od tego, co ja najczęściej podnoszę, to już inna sprawa i nie moja wina. Zresztą jeszcze się zaraz okaże, że sam jestem bardziej winny od religii, którą tutaj wybielasz.

                    Zgoda, abstrahuję od społecznego wymiaru, bo staram się zwrócić uwagę na wymiar duchowy, który jest moim zdaniem ważniejszy od społecznego. Ale nikogo przecież jeszcze za to nie winię...

                    Myślę, że mniej więcej o to rozbija się ten temat, a przynajmniej mój wkład. Otóż ja chciałbym, aby w człowieku więcej było istoty, a mniej zwierzęcia.

                    Do tego już sam człowiek musi dążyć. My mu nie pomożemy...

                    Jeśli to jest czyjaś droga i komuś taka właśnie świadomość ułatwia życie, no to oczywiście proszę bardzo. Tylko to nie jest najszczęśliwsze rozwiązanie problemu, bo jego po prostu rozwiązać do końca się nie da. Jeżeli do tego złudzenie rozrasta się niepomiernie, to samo staje się problemem.

                    Jeżeli się rozrasta. Tyle, że można doprowadzić do tego, że się jednak nie rozrośnie. A o to nietrudno w dzisiejszym świecie.

                    To jest jeszcze jeden argument za tym, żeby polegać na sobie i nie dawać wiary wytworom wyobraźni, czy też potrzeb niemożliwych do spełnienia.

                    Tylko, że jak już mówiłem, my też jesteśmy tworami naszego otoczenia, czy tego chcemy, czy nie. Dając wiarę wyłącznie sobie w rzeczywistości opowiadamy się za jakąś opcją, która jest mniej lub bardziej wypadkową bodźców z zewnątrz. Uświadomienie sobie, że nasze decyzje są tylko w pewnym stopniu naprawdę nasze, pozwala moim zdaniem na lepsze dojście ich słuszności.

                    No oczywiście, że jeśli scedujemy gdzieś tę odpowiedzialność, to już nie będzie od nas zależała.

                    Odbiegamy od tematu. Ja tutaj nie chcę prezentować jakiegoś określonego, sprawdzonego sposobu na życie, z tego prostego powodu, że nie jestem władny, by go komuś narzucać. Prezentuję tylko moje poglądy na sprawę, które stoją w opozycji do Twoich i stąd dyskusja Nikogo nie chcę nakłaniać do kroczenia po moich śladach, bo każdy powinien znaleźć swoją drogę. Stąd moje porównanie do sekciarstwa, zresztą niezbyt fortunne.

                    się od jednego z wielkich kościołów (konkretnie od katolickiego), przyjąłeś swoje własne wybrane zasady i stałeś się odłamem religii chrześcijańskiej.

                    Poczułem się płynnie, jak jakaś masa Małe sprostowanie: stałem się odłamem religii katolickiej. Chrześcijaństwo skupia w sobie przecież wiele odłamów, a cały czas pozostaje chrześcijaństwem.

                    A to źle? Kto wobec tego może o tym mówić? Benedykt? Dalaj Lama?

                    Nie do końca się rozumiemy. Ja Ci nie zabraniam moralizować, tylko, że z punktu widzenia dyskusji niewiele to wnosi, a nagle obciąża nas odpowiedzialnością za kształtowanie świadomości społeczeństwa Tymczasem, jak już powiedziałem, nie aspiruję do roli duchowego przewodnika kogokolwiek (zresztą, jak sam zauważyłeś, nikt tych wywodów nie czyta )

                    Prowadziłeś taką działalność wywrotową, polegającą na wmawianiu Kościołowi, że akceptuje coś, co prowadziłoby do jego unicestwienia

                    Nie no, bez przesady Chciałem tylko powiedzieć, że Kościół akceptuje inne wersje czy odłamy chcrześcijaństwa, oczywiście nie w swoich własnych trzewiach. Ale pozwala im funkcjonować, ba! nie zamyka im bram Raju.

                    Masz szczęście, że forumowi katolicy tych postów pewnie nie przeczytali z uwagi na ich długość/

                    Pewnie nie czytali, ale możliwe też jest, że również słyszeli od księdza o kilku kręgach zbawienia i o tym, że nie trzeba być katolikiem, żeby być chrześcijaninem

                    LINK
                  • Bez kija nie da rady?

                    Sebastiannie 2006-01-08 02:10:00

                    Sebastiannie

                    avek

                    Rejestracja: 2002-12-28

                    Ostatnia wizyta: 2008-09-20

                    Skąd: Pabianice

                    Misiek napisał:
                    I chyba tutaj leży sedno nieporozumienia; ja traktuję religię głównie jako zjawisko indywidualne, Ty - społeczne. A społeczne zjawisko jest realizowane przez instytucję Kościoła, nie religię samą w sobie, o czym już mówiłem...

                    Dobrze, ale skoro ja mówię co mi się nie podoba w religii, to w sposób naturalny pokazuję te miejsca i to już nie jest za bardzo istotne do jakiego wymiaru one się zaliczają... Jeżeli wymiar społeczny ma więcej wad, to więcej poświęcam mu uwagi, lecz ustosunkowałem się również do wymiaru indywidualnego - choćby w poprzednim poście (choć nie tylko). Zresztą to całe rozróżnienie jest o tyle sztuczne, że skoro religia jest promowana w znacznej mierze przez Kościół, tym samym człowiek jest wystawiony na działanie obu wymiarów. Granica pomiędzy nimi jest bardzo zamazana, a więc trudno obiektywnie stwierdzić co jest tutaj, a co już tam.

                    Zgoda, abstrahuję od społecznego wymiaru, bo staram się zwrócić uwagę na wymiar duchowy, który jest moim zdaniem ważniejszy od społecznego.

                    Jakoś mi umknął ten wymiar duchowy twoich postów . Na czym on konkretnie polega? Na tym, że nikt nie wie, choć wszyscy uważają, że wiedzą? Co jest zaletą wymiaru duchowego, że dla niego bronisz religii? Dlaczego to akurat religia ma dbać o rozwój człowieka w tym zakresie?

                    Do tego już sam człowiek musi dążyć. My mu nie pomożemy...

                    No tak, tylko jest pytanie nie tyle czy nie pomożemy, co czy nie zaszkodzimy. Jeżeli religia ma swój negatywny wymiar (choćby nawet był on wyłącznie zasługą człowieka), to czy można ot tak sobie wystawiać jej kolejnych ludzi? Przecież nigdzie nie ma żadnych tabliczek ostrzegawczych. To jest trochę tak, jakbyś wpuścił kogoś do dżungli i powiedział mu, że musi dążyć do tego, żeby znaleźć swoją drogę, bo my mu nie pomożemy. Niewątpliwie w takim środowisku można nauczyć się bardzo ważnych rzeczy, ale czy to akurat najlepsza metoda... Podobnych rzeczy można nauczyć się przecież innymi sposobami.

                    Jeżeli się rozrasta. Tyle, że można doprowadzić do tego, że się jednak nie rozrośnie. A o to nietrudno w dzisiejszym świecie.

                    Masz rację, już się za bardzo nie rozrasta. Nie musi. Przez więcej niż tysiąc lat rozrosło się wystarczająco .

                    Uświadomienie sobie, że nasze decyzje są tylko w pewnym stopniu naprawdę nasze, pozwala moim zdaniem na lepsze dojście ich słuszności.

                    To racja, tylko jeśli już, to nie tyle sama świadomość ci pomoże, co konkretna wiedza, co tobą kieruje .

                    Ja tutaj nie chcę prezentować jakiegoś określonego, sprawdzonego sposobu na życie, z tego prostego powodu, że nie jestem władny, by go komuś narzucać.

                    Czy to nie jest fatalne podejście? Prezentujesz coś tylko pod warunkiem, że możesz to później komuś narzucić? Pewnie właśnie to jest metoda religijna - same ładne słowa nie wystraczą, musi być jeszcze kij na tych, co nie będą chcieli się podporządkować. A ja mówiłem o czymś dokładnie odwrotnym. To, co zaprezentujesz i narzucisz będzie bezwartościowe w porównaniu z tym, do czego autentycznie przekonasz. I wtedy tylko osiągniesz sukces, jeśli odrzucisz kij.

                    Małe sprostowanie: stałem się odłamem religii katolickiej. Chrześcijaństwo skupia w sobie przecież wiele odłamów, a cały czas pozostaje chrześcijaństwem.

                    No nie wiem. Przecież chrześcijaństwo jest religią, która obejmuje wiele wyznań. Gdyby przyjąć twoje tłumaczenie, to luteranie też byliby odłamem katolicyzmu, skoro sam Luter był katolickim zakonnikiem, kiedy zdecydował się na odłączenie od macieży. A anglikanie? Też odłączyli się od Kościoła katolickiego... Na moje oko przyjmujemy, że w momencie odłączenia, dany odłam staje się odłamem ogólnej religii, czyli w tym przypadku chrześcijaństwa, zaś Kościół, od którego odłączenie nastąpiło, zostawiamy w spokoju.

                    Ja Ci nie zabraniam moralizować, tylko, że z punktu widzenia dyskusji niewiele to wnosi, a nagle obciąża nas odpowiedzialnością za kształtowanie świadomości społeczeństwa (...) (zresztą, jak sam zauważyłeś, nikt tych wywodów nie czyta )

                    Tutaj jest pewna niekonsekwencja . Jak sam zauważyłeś, nikt nie czyta, a więc jesteś odpowiedzialny praktycznie wyłącznie za mnie, a nie za społeczeństwo . Może to pozwoli ci przełamać się psychicznie . Czy może bez tego kija jednak nie dasz rady?

                    Pewnie nie czytali, ale możliwe też jest, że również słyszeli od księdza o kilku kręgach zbawienia i o tym, że nie trzeba być katolikiem, żeby być chrześcijaninem

                    Tak, tak, ja już też widziałem te kręgi narysowane na tablicy, gdzie było również miejsce dla niewierzących i innowierców . W pamięci za bardzo mi to nie utkwiło, aczkolwiek sama idea jest zabawna, że ktoś może sobie wymyślić którzy ludzie w jakiej kolejności zostaną odprawieni przez Boga . Ciekawe czy gdyby trochę poprzestawiać te kręgi, to zrobiłoby to jakąś różnicę .

                    LINK
                  • ajże...

                    Mihoo 2006-01-08 10:42:00

                    Mihoo

                    avek

                    Rejestracja: 2003-12-02

                    Ostatnia wizyta: 2022-11-05

                    Skąd: Poznań

                    -Jak sam zauważyłeś, nikt nie czyta (...)

                    Czyta, czyta. I z niecierpliwością czeka na kolejny post w dyskusji. Właśnie ze względu na długość .

                    LINK
                  • Kij jest zbędny

                    Misiek 2006-01-08 11:42:00

                    Misiek

                    avek

                    Rejestracja: 2003-01-12

                    Ostatnia wizyta: 2022-05-16

                    Skąd: Wrocław

                    -... Jeżeli wymiar społeczny ma więcej wad, to więcej poświęcam mu uwagi, lecz ustosunkowałem się również do wymiaru indywidualnego - choćby w poprzednim poście (choć nie tylko).

                    Wiem, i odpowiadałem Ci na te zarzuty stosownie. O czym za moment.

                    Zresztą to całe rozróżnienie jest o tyle sztuczne, że skoro religia jest promowana w znacznej mierze przez Kościół, tym samym człowiek jest wystawiony na działanie obu wymiarów.

                    To prawda, że niełatwo jest odróżnić, co w katolicyzmie boskie, a co ludzkie, tym niemniej nie jest to ani niewykonalne, ani specjalnie trudne. Na dłuższą metę można spytać dowolnego księdza, które rzeczy mają swoją genezę w dogmatach, a które w tradycji (oczywiście ksiądz może naściemniać, ale oni z reguły wiedzą i mówią, co się skąd bierze).

                    Jakoś mi umknął ten wymiar duchowy twoich postów.

                    Moje posty nie miały duchowego wymiaru Tylko starały się o nim mówić

                    Na czym on konkretnie polega? Na tym, że nikt nie wie, choć wszyscy uważają, że wiedzą?

                    To się poniekąd nazywa wiara.

                    jest zaletą wymiaru duchowego, że dla niego bronisz religii? Dlaczego to akurat religia ma dbać o rozwój człowieka w tym zakresie?

                    Sam sobie już wcześniej odpowiedziałeś na te pytania. Bóg jest instancją wyższą, od której wywodzą sie normy moralne i która jest w stanie je wyegzekwować w życiu przyszłym (tak to wygląda z religijnego punktu widzenia). Jest więc przewodnikiem idealnym, bo wymyka się ziemskiemu sposobowi myślenia, ma wgląd w kształt wszechrzeczy. Ba, on ją stworzył. I jako taki jest najlepszym drogowskazem, jak sam zauważyłeś, jego wytyczne są niepodważalne, bo trudno z nimi polemizować. Jest ideą, w którą nie można zwątpić (tzn. można, ale przychodzi to znacznie trudniej, niż poddanie pod wątpliwość czegokolwiek innego).

                    To racja, tylko jeśli już, to nie tyle sama świadomość ci pomoże, co konkretna wiedza, co tobą kieruje.

                    Ale ona wynika ze świadomości, że nie jestem sam sobie sterem, żaglem i okrętem. Więc w sumie na jedno wychodzi...

                    Prezentujesz coś tylko pod warunkiem, że możesz to później komuś narzucić?

                    Źle mnie zrozumiałeś. Gdyby tak było, nie dyskutowałbym tu z Tobą, tylko wysłałbym do Pabianic Młodzież Wszechpolską Chodzi o to, że nie czuję się na siłach, by narzucać swój światopogląd innym, a ponadto nie chcę twierdzić, że jest on jedyny i doskonały z tej prostej przyczyny, że każdy powinien swoją drogę znaleźć sam. I nawet, gdybym miał możliwości szerszego wpływania na masy, nie wykorzystałbym ich, bo po prostu nie aspiruję do roli proroka. Nawet, jak teraz tutaj z Tobą dyskutuję, prezentując swoje poglądy, robię to raczej na zasadzie wykreowania kontrapunktu

                    To, co zaprezentujesz i narzucisz będzie bezwartościowe w porównaniu z tym, do czego autentycznie przekonasz.

                    Jasne. Dlatego nikt nikogo nie zmusza do wyznawania takiej, a nie innej religii.

                    Na moje oko przyjmujemy, że w momencie odłączenia, dany odłam staje się odłamem ogólnej religii, czyli w tym przypadku chrześcijaństwa, zaś Kościół, od którego odłączenie nastąpiło, zostawiamy w spokoju.

                    Racja, trochę źle się wyraziłem. Przez "odłam Kościoła katolickiego" rozumiałem coś, co się od niego "odłamało", czyli jest wyznaniem chrześcijańskim, ale katolickim już nie.

                    Może to pozwoli ci przełamać się psychicznie. Czy może bez tego kija jednak nie dasz rady?

                    Przełamać psychicznie? Nie do końca rozumiem, do czego zmierzasz.

                    W pamięci za bardzo mi to nie utkwiło, aczkolwiek sama idea jest zabawna, że ktoś może sobie wymyślić którzy ludzie w jakiej kolejności zostaną odprawieni przez Boga.

                    Taka jest teologia katolicka. Kręgi zbawienia podobają mi się o tyle, że korespondują z ogólną ideą moralnej strony chrześcijaństwa; jeśli kocha się bliźniego, to niekoniecznie trzeba kochać Boga, by dostąpić zbawienia.

                    Ciekawe czy gdyby trochę poprzestawiać te kręgi, to zrobiłoby to jakąś różnicę.

                    Wszystko przed Tobą Ja, jak już mówiłem, nie aspiruję do roli kreatora nowej teologii

                    LINK
                  • Kij zbędny, prorok też... (?)

                    Sebastiannie 2006-01-09 01:13:00

                    Sebastiannie

                    avek

                    Rejestracja: 2002-12-28

                    Ostatnia wizyta: 2008-09-20

                    Skąd: Pabianice

                    Misiek napisał:
                    Sam sobie już wcześniej odpowiedziałeś na te pytania.

                    Pewnie tak, ale po co robić tu na siłę jakiś filibuster . Ja z chęcią poznaję również twoje odpowiedzi .

                    Źle mnie zrozumiałeś. (...) Chodzi o to, że nie czuję się na siłach, by narzucać swój światopogląd innym

                    Niby źle cię zrozumiałem, ale ciągle o tym mówisz . Narzucanie działa chyba u ciebie na poziomie podświadomym . Jeśli nie czujesz się na siłach (narzucać), to tylko lepiej dla otoczenia, natomiast stratą jest to, że w ten sposób podchodzisz do sprawy. Co tu ma do rzeczy `jedyność` czy doskonałość? Ty jesteś sobą... czy jesteś bezwartościowy? Jeśli nie jesteś, to dobrze - pokaż to. Nie narzucaj, nie siej propagandy - pokaż swoją wartość bez żadnego podtekstu. Dlaczego to ma być od razu doskonałe czy jedyne? Niech sobie każdy ocenia swoim własnym rozumem.
                    Mówisz, że masz coś wspólnego z teatrem - co wobec tego chciałbyś wystawiać? Czy sztuka nie przekazuje czegoś widzom? A może ona też narzuca? Nie ma alternatywy? Nie można powiedzieć: "spójrz, ja uważam tak, wyrocznią nie jestem, ale być może mam rację, co sądzisz?"? Po co od razu przywoływać proroka, który ma swoją agendę? Stawiasz po prostu wszystko na głowie. Przypominasz mi moich rodziców, bo oni, gdy widzą, że coś piszę na komputerze, często pytają się czy mam z tego jakąś kasę . Przecież nie o to chodzi. Jeżeli coś komuś powiesz, to nie musisz od razu wymagać posłuszeństwa. Ważne jest to, że teraz ta osoba zna kolejny punkt widzenia, a więc jest bogatsza w kolejną możliwość, natomiast czy z niej skorzysta, to już jej sprawa i odpowiedzialność.

                    ponadto nie chcę twierdzić, że jest on jedyny i doskonały z tej prostej przyczyny, że każdy powinien swoją drogę znaleźć sam.

                    Każdy swojej drogi szuka sam, ale stwierdziłeś przecież, że wpływ na to ma środowisko zewnętrzne, czyli to, co człowiekowi dane jest przeżyć. Jeśli więc człowiek zobaczy więcej światełek, tym samym więcej dróg wyłoni się z ciemności . Prawdopodobieństwo odnalezienia tej właściwej znacznie wzrośnie. Tylko zrozum mnie dobrze - ja nie chcę, żebyś ty zaczął dla kogoś świecić; świeć dla siebie. A może ktoś to kiedyś doceni... a może nie. Nieważne. Ważne, że tobie to coś da.

                    Jasne. Dlatego nikt nikogo nie zmusza do wyznawania takiej, a nie innej religii.

                    To zdanie jest z gruntu nieprawdziwe. Oczywiście nie ma już teraz w cywilizowanych krajach jakichś form przymusu bezpośredniego, ale jest coś takiego jak wychowanie, presja społeczna, brak widocznych alternatyw, do których można by się ewentualnie odwołać. Ja patrzę np. na swoją babcię i widzę człowieka, który de facto wyboru nie miał - wyrosła na wsi, została tam ukierunkowana i tak przeżyła swoje życie. Nie jest typem intelektualnym, który nagle rozpocznie szeroko zakrojone poszukiwania własnej drogi . Może tobie Misiek brak podobnej perspektywy .

                    Przełamać psychicznie? Nie do końca rozumiem, do czego zmierzasz.

                    Wybacz, to był raczej taki żart . Końcówka tematu, a nawet pan premier ostatnio przyznał, że czerwiec nie jest najlepszym miesiącem do nauki .


                    Mihoo napisał:
                    Czyta, czyta. I z niecierpliwością czeka na kolejny post w dyskusji. Właśnie ze względu na długość

                    Dałeś tylko Miśkowi argument do ręki, że bez proroka ten temat się nie obejdzie .

                    LINK
                  • Prorok forumowy

                    Misiek 2006-01-10 11:45:00

                    Misiek

                    avek

                    Rejestracja: 2003-01-12

                    Ostatnia wizyta: 2022-05-16

                    Skąd: Wrocław

                    -Ja z chęcią poznaję również twoje odpowiedzi.

                    I wzajemnie

                    Jeśli nie czujesz się na siłach (narzucać), to tylko lepiej dla otoczenia, natomiast stratą jest to, że w ten sposób podchodzisz do sprawy.

                    Myślę, że operujemy tutaj trochę innymi pojęciami "narzucania". Nie jest w moim przekonaniu narzucaniem sytuacja, w której ktoś prezentuje swoje poglądy tak, jak chociażby my to robimy, kontynuując tę dyskusję. Zgoda, mogą one oddziaływać w jakiś sposób na nas czy na osoby trzecie, ale nie jest to działanie celowe (z reguły) czy nadrzędne, ergo nie może być w moim mniemaniu nazwane "narzucaniem".

                    Nie narzucaj, nie siej propagandy - pokaż swoją wartość bez żadnego podtekstu.

                    Właśnie o to chodzi, żeby nie narzucać i nie siać propagandy.

                    Co tu ma do rzeczy `jedyność` czy doskonałość?

                    Coś jednak ma. Nie chciałbym, żeby to, co piszę, wyglądało jak "moje słuszne poglądy na wszystko" (mówiąc za Kołakowskim), bo po prostu ocena tychże, jak sam zresztą zauważyłeś, jest sprawą indywidualną. Podjęcie się podobnej drogi życia również. Ja chciałem (i chcę) tylko zaznaczyć, że nie mam na celu determinowania czyjegoś światopoglądu swoimi założeniami, i nawet, gdybym miał możliwości szerszego oddziaływania na masy, podejrzewam, że bym się do tego nie posunął. Natomiast jak ktoś chce sobie coś z moich poglądów "uszczknąć", to mu przecież nie zabronię... ale to musi być jego decyzja, nie moja.

                    Mówisz, że masz coś wspólnego z teatrem - co wobec tego chciałbyś wystawiać?

                    To jest chwyt poniżej pasa , ale spoko. W teatrze bowiem nie chodzi tylko o "narzucenie" czegoś, wątpię nawet, czy jest to jeden z głównych celów. Oczywiście jest tutaj jakiś wpływ na widza, ale tylko taki, na jaki on pozwala. Podstawą jest wywołanie przeżycia estetycznego, dopiero potem zmuszenie do jakiejś refleksji. O właśnie: refleksji. O żadnym narzucaniu światopoglądu raczej nie może być mowy.

                    "spójrz, ja uważam tak, wyrocznią nie jestem, ale być może mam rację, co sądzisz?"

                    No właśnie.

                    Jeżeli coś komuś powiesz, to nie musisz od razu wymagać posłuszeństwa.

                    Oczywiście, że nie (chciałem tylko zaznaczyć, że to nie ja wyjechałem pierwszy z tym "narzucaniem" )

                    Ważne jest to, że teraz ta osoba zna kolejny punkt widzenia, a więc jest bogatsza w kolejną możliwość, natomiast czy z niej skorzysta, to już jej sprawa i odpowiedzialność.

                    Tak, tylko tutaj powstaje rozróżnienie między prezentowaniem swojego światopoglądu, a przekonywaniem do niego. Wczoraj odbyłem pewną rozmowę z pewnym buddystą; na początku chciał mnie przekonywać, ale kiedy zobaczył, że to nic nie daje, przeszedł do prezentacji swojego punktu widzenia. I całkiem nieźle się dogadaliśmy

                    Tylko zrozum mnie dobrze - ja nie chcę, żebyś ty zaczął dla kogoś świecić; świeć dla siebie.

                    Toż przecież o tym mówię przez cały czas.

                    A może ktoś to kiedyś doceni... a może nie. Nieważne. Ważne, że tobie to coś da.

                    Tu też się zgodzę. Toteż ja nie odżegnywałem się od prezentowania swoich poglądów w ogóle, tylko od sugerowania innym, że są absolutnie słuszne. Mój światopogląd jest przede wzystkim mój. Jeśli komuś coś w ten sposób uświadomię, to miło, jeśli nie - też miło. Każdy musi znaleźć swoją drogę (to zdanie przewija się przez dyskusję chyba najczęściej ze wszystkich )

                    jest coś takiego jak wychowanie, presja społeczna, brak widocznych alternatyw, do których można by się ewentualnie odwołać.

                    Ale jest też coś takiego, jak asertywność. A kto szuka, ten znajdzie.

                    wyrosła na wsi, została tam ukierunkowana i tak przeżyła swoje życie.

                    Czyli jednak przyznajesz mi rację, że środowisko i warunki zewnętrzne kształtują nas bardziej, niż byśmy tego chcieli? Rzeczywiście, wielu ludzi żyje w takich warunkach, że nie ma wyboru; albo raczej wydaje im się, że go nie ma, bo wybór zawsze jest. Muszą tylko sobie zadać pytanie, czy są szczęśliwi w takim, a nie innym położeniu, i czy warto szukać. Może Twoja babcia przeżyła swoje życie w szczęściu i spokoju ducha? Bo jeśli tak, to po co miałaby szukać alternatyw?

                    Może tobie Misiek brak podobnej perspektywy?

                    Gdyby tak było, nie dyskutowałbym tutaj z Tobą, tylko jej szukał

                    Dałeś tylko Miśkowi argument do ręki, że bez proroka ten temat się nie obejdzie.

                    A gdzie tam Raczej uświadomił, że takie dyskusje, jak ta, są wciąż czytane, ergo nasze poglądy jednak kogoś interesują (i teraz pytanie, na ile wpływają na poglądy innych )

                    LINK
            • Seba

              Bendu 2006-01-08 19:23:00

              Bendu

              avek

              Rejestracja: 2003-09-21

              Ostatnia wizyta: 2020-03-20

              Skąd: POZNAŃ

              -To znaczy, że ludzie wierzący starają się być kimś lepszym nie dlatego, że sami tak wykoncypowali, tylko dlatego, że dostali jakieś przykazania (w dużej części bardzo słuszne), które później realizują.

              Nie ma przykazania "Bądź lepszy". Każdy człowiek popełnia błędy i wykracza mniej lub bardziej przeciwko przykazaniom, ale jedynie jego wewnętrzna samoocena może go zmobilizowac do bycia lepszym, a nie same przykazania.

              I wiesz gdzie leży główny problem? W tym, że przykazania z natury rzeczy są ograniczone. Życie jest bogate w przeróżne możliwości, których bezpośrednio w Biblii czy gdziekolwiek indziej nie ujęto. Na tym ludzie się potykają.

              Na tym potykają się jedynie ludzie całkowicie ograniczeni. Czy w Biblii jest wprost napisane, że czarni i biali są równi? Nie, ponieważ każdy myślący, wnioskujący człowiek, opierając sie na Piśmie Świętym bardzo łatwo do tego dojdzie. Biblia jest swego rodzaju fundamentem, kierunkowskazem; ale to my na nim budujemy całą resztę, to nasze decyzje wyznaczają dalszą drogę.

              LINK
        • No nie wiem

          Hialv Rabos 2006-01-02 23:38:00

          Hialv Rabos

          avek

          Rejestracja: 2005-10-30

          Ostatnia wizyta: 2025-07-15

          Skąd:

          Nie mogę się zgodzić do końca z tym co Zaprezentowałeś. Sorki ale Uważasz że Jedi ciężką pracą dochodzili do wyrobienia swojego światopoglądu? Zgoda co do pierwszych Jedi, ale na tych którzy od niemowlaka trafiali pod opiekę zakonu nie zgodzę się. Bo niby jaki oni mieli wybór? Wpadali w te same "ramki" o jakich wspominałeś w przypadku wierzących. Rygor zakonu temperował (choć są znane oczywiście przypadki nie do opanowania np: Anakin, Qui-Gon itd). Te ramki o których Wspomniałeś, zawężały ewentualny światopogląd każdemu Jedi.

          Mówisz że w zależności od miejsca urodzenia można zostać okraszonym w miejscowe "przetarte szlaki" i tym samym zostać wzorowym muzułmaninem itd. Zapewne Zgodzisz się ze mnią że, i w świecie SW, gdyby Kenobi trafił nie pod skrzydła zakonu, lecz narodził się tuż pod nosem jakiegoś Dark Lorda, byłby równie dobrym Sithem jak był Jedi. Determinizm i narzucone poglądy były więc nie obce i Jedi jak i Sith.

          LINK
          • Kurde!!!

            Hialv Rabos 2006-01-02 23:40:00

            Hialv Rabos

            avek

            Rejestracja: 2005-10-30

            Ostatnia wizyta: 2025-07-15

            Skąd:

            Sorry Twardy, ten mój tekst powyżej był adresowany do Sebastiannie.

            LINK
          • Do końca nie trzeba się zgadzać :)

            Sebastiannie 2006-01-03 02:06:00

            Sebastiannie

            avek

            Rejestracja: 2002-12-28

            Ostatnia wizyta: 2008-09-20

            Skąd: Pabianice

            Na początku chcę zaznaczyć, że również z Jedi nie można zrobić jakichś nowych bożków Tego ja także nie chcę . Po prostu oni, z racji tego, że dochodzą do rozwiązań na drodze analizy i medytacji nad problemem, są bliżsi sytuacji optymalnej . Im więcej myślenia tym mniej determinizmu i narzuconych poglądów. Poza tym Jedi nie nauczają pewności, ponieważ sami jej nie mają. Tymczasem religie mają pewność i grożą tym, którzy nie podporządkują się - spotka cię za to gniew boży, albo zostaniesz potępiony... To jest pewien terror psychiczny, bo przecież perspektywa smażenia się w piekielnych ogniach nie jest zachęcająca . Dochodzimy do słynnego powiedzenia Pascala, że w sumie to opłaca się wierzyć, bo za dużo jest do stracenia . No tak sprawy nie można stawiać... Nie wydaje mi się, żeby Jedi posługiwali się takimi kategoriami, choć może jakiś pomylony zakonnik gdzieś się pojawił .

            LINK
            • hmm

              Hialv Rabos 2006-01-03 23:52:00

              Hialv Rabos

              avek

              Rejestracja: 2005-10-30

              Ostatnia wizyta: 2025-07-15

              Skąd:

              Ja również nie twierdzę że Jedi pełnili funkcję kultową . Nie mogę tylko zgodzić się na to że Jedi rzekomo byli mniej ograniczeni, tak jak to Napisałeś. Założyciele zakonu Jedi mogli sobie pozwolić na takowe lawirowanie, jednak status kolejnych pokoleń rycerzy jako wolnomyślicieli z czasem był ograniczany. Mogli sobie dywagować na temat swojej roli itd. ale czy istniał dla nich jakiś wybór? Oczywiście zawsze mogli wystąpić z zakonu, jednak ich światopogląd był istotnie ograniczony w wyniku toku nauk. Tym bardziej że o niektórych sprawach się nie mówiło i istniała swoista cenzura, granica której nie wolno było przekroczyć. Tak więc Twój przykład na temat większej swobody Jedi w odróżnieniu od wierzących jakoś mnie nie przekonuje.

              Co do owego terroru, strachu, który pełni rolę straszaka, także jest mocno dyskusujna. Owszem np: w średniowieczu wyznawców wiary Katolickiej straszono wizjami piekła itd. Jednak dzisiaj mniej używa się tego argumentu. Dla wierzącego jest on oczywiście liczący, lecz przyjęcie nauki to indywidualna sprawa. W dzisiejszym Kościele mniej jest straszenia a więcej zachęcania. Wystarczy spojżeć np: na Światowe Dni Młodzieży, czy spotkania wspólnotowe, a przecież nikt nie jedzie tam kierowany strachem. I zapewniam że na tych spotkaniach nie ma zakazu podejmowania dyskusji na tematy " utarte" a swoboda wolej myśli jest zachowana .

              LINK
              • Nie wiem zbyt dużo

                ulien 2006-01-03 23:55:00

                ulien

                avek

                Rejestracja: 2005-09-14

                Ostatnia wizyta: 2014-04-14

                Skąd: Warszawa

                o chrześcijaństwie, ale podejrzewam, że tak jak w większości wierzeń na każdy temat można sobie podyskutować, ale oficjalna nauka jest jedna. A w czasach inkwizycji takie wolnomyślicielstwo nie było możliwe.

                LINK
        • Hmmm...

          ulien 2006-01-03 22:45:00

          ulien

          avek

          Rejestracja: 2005-09-14

          Ostatnia wizyta: 2014-04-14

          Skąd: Warszawa

          Sebastiannie napisał:
          gdybyś urodził się w Izraelu, byłbyś judaistą...takiego .
          -----------
          Nie to, że się czepiam, ale albo po prostu Żydem, albo , jak chcesz bardziej komplikować, to ojrzeszowego wyznania. Judaista to raczej ktoś, kto skończył judaistykę...

          LINK
          • Hmm... okazuje się, że nie

            Sebastiannie 2006-01-04 01:33:00

            Sebastiannie

            avek

            Rejestracja: 2002-12-28

            Ostatnia wizyta: 2008-09-20

            Skąd: Pabianice

            Wiesz, właśnie zastanawiałem się nad tym, zanim wysłałem swojego posta . Też mi się słówko wydało trochę dziwne, ale skorzystałem ze słownika i tam są wyszczególnione dwa znaczenia: [judaista] 1) znawca kultury i religii żydowskiej, 2) wyznawca judaizmu. Moża więc z metafizyczną pewnością powiedzieć, że dobrze napisałem .
            Teraz też spojrzałem na Żyda i w słowniku występuje jako drugie znaczenie, wyznawca judaizmu, czyli dopuszczalne jest użycie i tego, i tego. Przyznam, że osobiście mianem Żyda raczej określałbym członka narodu żydowskiego... Choć niby wystarczy przejść na judaizm, żeby nim się stać . W każdym razie sprawa jasna

            LINK
            • Hmmm

              ulien 2006-01-04 19:18:00

              ulien

              avek

              Rejestracja: 2005-09-14

              Ostatnia wizyta: 2014-04-14

              Skąd: Warszawa

              W każdym razie to drugie znaczenie raczej nie jest popularne wśród samych Żydów i większość zrozumiała by to opacznie. Bo naprawdę jestem zaskoczona!

              LINK
      • ^^

        Tgc 2006-01-02 23:01:00

        Tgc

        avek

        Rejestracja: 2004-12-11

        Ostatnia wizyta: 2023-01-22

        Skąd:

        A ja tam wole ksiazki s-f a w szczegolnosci SW (chociarz rosyjskimi i polskimi dzielami tez nie pogardze ) niz biblie. Rajcuja walki na lasery i roboty ale niestety wiem ze to fikcja. Im predzej zaczniesz traktowac biblie jako zbior jednych z pierwszych s-f (no a raczej fantasy ;c ) tym lepiej ^^ btw proponuje takze oprocz bibli poczytac apokryfy. Z apokryfow starego testamentu dowiadujemy sie miedzy innymi o pierwszej zonie Adama ktora byla Lilith - demonicznej zonie ^^. Lilith zostala stworzona przez Jahve, natomiast juz druga jego zona - Ewa zostala stworzona juz z Adama. Z innego apokryfu dowiadujemy sie jak powstaly wampiry - jednym z pierwszych byl Kain ktory za kare zabicia Abla zostal obdarzony wampiryzmem :U. Badania naukowe apokryfow dowodza ze powstaly w tym samym czasie co biblie, jedynie zostaly one nie uznane za natchnione przez kosciol wiec nie ma ich oficjalnie w bibli - poczatki expanced universe

        LINK
        • dziwne jest to co mówisz

          Gwiezdny Muzyk 2006-01-02 23:06:00

          Gwiezdny Muzyk

          avek

          Rejestracja: 2004-09-05

          Ostatnia wizyta: 2013-07-07

          Skąd: Warszawa

          "Im predzej zaczniesz traktowac biblie jako zbior jednych z pierwszych s-f (no a raczej fantasy ;c ) "
          Człowieku, zastanów się co mówisz?! Kolejny, który uważa sie za najmądrzejszego na świecie.

          LINK
          • Oo

            Tgc 2006-01-02 23:12:00

            Tgc

            avek

            Rejestracja: 2004-12-11

            Ostatnia wizyta: 2023-01-22

            Skąd:

            A czym niby jest biblia jak nie zbiorem opowiadam fantasty roznych autorow? Moze za 2000tys lat ludzie zaczna wyznawac Zahna i Stackpola ? Dajmy spokoj, uzyj glowy .

            LINK
            • Wiesz co, to trochę dziwne

              Gwiezdny Muzyk 2006-01-02 23:20:00

              Gwiezdny Muzyk

              avek

              Rejestracja: 2004-09-05

              Ostatnia wizyta: 2013-07-07

              Skąd: Warszawa

              Z tego co wiem, jest zasada w języku polskim że nazwy własne, tytuły książek, nazwiska się pisze wielką literą. W takim razie dlaczego nazwiska piszesz wielką literą (np Zahn) a tytuły nie (Biblia)?! Widzę tu mały paradoks. Staram się używać mojej głowy jak najczęściej. A Ty może zamiast używać ciągle tej swojej głowy, może byś przystopował troszeczkę i znalazł w sobie odrobinę pokory? Naprawdę! Ani Ty, ani ja nie jesteśmy najmądrzejsi na świecie!!! Serio!

              LINK
            • Biblia

              Strid 2006-01-02 23:21:00

              Strid

              avek

              Rejestracja: 2003-06-28

              Ostatnia wizyta: 2025-09-13

              Skąd: Poznań

              A powiedz mi teraz Tgc skąd wiesz ze Biblia nie została napisana pod wpływem Boga? Bo naukowcy tego nie potwierdzają? Pozwole sobie przytoczyć tu cytat:
              "1500 years ago, everybody "knew" that the earth was the center of the universe. 500 years ago, everybody "knew" that the earth was flat. And 15 minutes ago, you "knew" that humans were alone on this planet. Imagine what you`ll "know" tomorrow."
              Tak więc ty użyj głowy i pamiętaj że kiedyś możesz dię dowiedziec że Bóg w Chrześcijańskiej czy jakiejkolwiek innej formie istnieje więc puki nie masz pewności jak powstała Biblia powstrzymaj się z osądem na jej temat.

              LINK
              • aha

                Tgc 2006-01-02 23:24:00

                Tgc

                avek

                Rejestracja: 2004-12-11

                Ostatnia wizyta: 2023-01-22

                Skąd:

                Wedlug twojego toku rozumowania, wszystko trzeba przyjmowac za fakt co zostalo kiedykolwiek wymyslone bo moze to okazac sie faktem. Co prowadzi predzej do paranoi niz czegos konstruktywnego :U.

                LINK
                • Fakty

                  Strid 2006-01-02 23:32:00

                  Strid

                  avek

                  Rejestracja: 2003-06-28

                  Ostatnia wizyta: 2025-09-13

                  Skąd: Poznań

                  Ależ nie o to mi chodzi. Chodzi mi o to że tak naprawde nie można być pewnym niczego poza fikcją, ot, taki paradoks. Zawsze trzeba mieć na uwadze to zę może się być w błędzie i starać się dyskutować z osobami mającymi inne zdanie a nie, tak jak to robisz ty, przyjmować że są oni w błędzie.

                  LINK
                  • hmm

                    Tgc 2006-01-02 23:44:00

                    Tgc

                    avek

                    Rejestracja: 2004-12-11

                    Ostatnia wizyta: 2023-01-22

                    Skąd:

                    Nie jestem ateista ale agnostykiem. Tak naprawde uwazam ze zadna ze stron wojujacy ateisci czy wojujacy teisci nigdy nie dojda do porozumienia i nigdy nie znajda 100% argumentu ktory zapewni im wygrana. Niestety logiczne rozumowanie i sceptycyzm raczej przybliza mnie do stwierdzenia ze biblia to jednak stara fanstastyka . Chociarz coz, a noz po smierdzi obudze sie w niebie i bede mial przechlapane za sex, alkohol i rock and roll

                    LINK
                  • skoro

                    Gwiezdny Muzyk 2006-01-02 23:53:00

                    Gwiezdny Muzyk

                    avek

                    Rejestracja: 2004-09-05

                    Ostatnia wizyta: 2013-07-07

                    Skąd: Warszawa

                    się obudzisz w NIebie, raczej nie będziesz miał przechlapane.
                    O właśnie to Ci chciałem powiedzieć kiedy znajdą argument 100% - po śmierci

                    LINK
                  • wybacz

                    Gwiezdny Muzyk 2006-01-03 00:01:00

                    Gwiezdny Muzyk

                    avek

                    Rejestracja: 2004-09-05

                    Ostatnia wizyta: 2013-07-07

                    Skąd: Warszawa

                    Ten ostatni post był do Tgc

                    LINK
                  • ^^

                    Tgc 2006-01-03 16:43:00

                    Tgc

                    avek

                    Rejestracja: 2004-12-11

                    Ostatnia wizyta: 2023-01-22

                    Skąd:

                    No tak, ale pierw stane przed sadem borzym ktory to znajduje sie w niebie, nastepnie albo w nim pozostane, dostane wyrok w zawieszeniu (czysciec) albo pojde do piekla

                    LINK
                  • Seba

                    Komandor Eire 2006-01-03 19:30:00

                    Komandor Eire

                    avek

                    Rejestracja: 2005-08-08

                    Ostatnia wizyta: 2013-05-05

                    Skąd: Ze wsi

                    i Tgc- szanuję wasze przekonania, ale nie zgadzam sie z nimi. Przede wszystkim wcale sie czuję sie gorsza, dlatego, że jestem wierząca.
                    Seba- wolnośc sumienia jest jesna z fundamentalnych zasad chrześcijaństwa. Nikt nie zmusza nikogo by przestrzegał Dekalogu- to jest prywatna decyzja każdego człowieka,a przestrzeganie Przykazań ma na celu ulepszenie nie tylko siebie, ale i świata.
                    Wiary nie da sie wytłumaczyć rozumowi. To jest jak miłość, ale o wiele silniejsze. A skoro w disiejszym świecie miłości nie stawia sie granic, nie stawiajmy jej wierze. Kogoś kto kocha nie uważasz przecież za ograniczonego w negatywnym sensie?
                    Tgc- przyrównując Biblię do ksiazki s-f obrażasz nie tylko chrześcijan, ale i inne spokrewnione z nimi religie. Nie przekonuj, zę jesteś lepszy czy wyzszy, bo w nic nie wierzysz. Wydaje ci się, ze jesteś wolny, a tymczasem mnie wydajesz sie skrepowany własna pychą.
                    Czy uwierzenie komuś oznacza zacofanie? Czy w takim razie uwierzyć Papierzowi jako autorytwtowi w sprawach wiary jest oznaka niedojrzałości? Owszem, Papierz jest tylko człowiekiem- ułomnym i omylnym jak i my. Nieomylny jest tylko Bóg.
                    A teraz posłuchaj cie oboje.
                    Wolnośc polega na tym, że Wy mozecie nie wierzyć, ale nie możecie obrażać cudzej wiary. Przykro mi, ze ludzie uważający sie zawolnych i inleigentnych nie chcą tego zrozumieć

                    LINK
                  • gwoli uściślenia

                    Gwiezdny Muzyk 2006-01-03 21:24:00

                    Gwiezdny Muzyk

                    avek

                    Rejestracja: 2004-09-05

                    Ostatnia wizyta: 2013-07-07

                    Skąd: Warszawa

                    Oni MOGĄ obrażać cudzą wiarę. A kwestia, że NIE POWINNI to już jest zupełnie co innego. Gdyby nie mogli, to by tego ne robili, a skoro to robią, w takim razie liczą się się z tym że my zaczniemy obrażać innych. Popatrz/cie sobie na moją sygnaturkę.

                    LINK
                  • jakby co

                    Gwiezdny Muzyk 2006-01-03 21:28:00

                    Gwiezdny Muzyk

                    avek

                    Rejestracja: 2004-09-05

                    Ostatnia wizyta: 2013-07-07

                    Skąd: Warszawa

                    nie traktuje was jak wrogów, mam nadzieję że zrozumieliście chodzi mi o metaforyczne znaczenie słów mojej sygnaturki

                    LINK
                  • Ostrożnie

                    ulien 2006-01-03 22:58:00

                    ulien

                    avek

                    Rejestracja: 2005-09-14

                    Ostatnia wizyta: 2014-04-14

                    Skąd: Warszawa

                    Komandor Eire napisał:
                    iTgc- przyrównując Biblię do ksiazki s-f obrażasz nie tylko chrześcijan, ale i inne spokrewnione z nimi religie. Nie przekonuj, zę jesteś lepszy czy wyzszy, bo w nic nie wierzysz. Wydaje ci się, ze jesteś wolny, a tymczasem mnie wydajesz sie skrepowany własna pychą.

                    -----------

                    Wiesz, aż tak daleko bym się nie posunęła. to prawda, że dla wiekszości chrześcijan piorónanie Biblii do fantasy może się wydać niestosowne, czy nawet bluźniercze, ale z drugiej strony... Czy nie dostałaś nigdy jakiś mitów perskich jako bajek w dzieciństwie? Albo obecne rozczytywanie się we wschodnich księgach o traktowanie ich jako dzieł literackich- gdyby ktoś tak potraktował chrześcijańskie Święte Księgi, rozpętałby gigantyczną dyskusję, wyklęto by go... A to, że tysiące ludzi traktuje obecnie Kabałę jako książkę do numerologii? Te rzeczy mogą oczywiście drażnić, ale z drugiej strony, większość chrześcijan w życiu nie przeczyta Koranu, a te bajki owszem, to Miszny , Gemary no i w ogóle całego Talmudu nie zajrzy w życiu, a Kabałę kochają, chociaż, jak się spytasz o księgę Zohar, to już nie wiedzą, o co chodzi... A już takie księgi jak Kojiki , która każdemu europejczykowi wyda się fajną fantasy , nie przemówi do tych ludzi, gdy karzesz im się przyjrzeć jej serio jako eposowi o stworzeniu świata. Więc jak ktoś pisze , że dla niego Biblia to fantasy - ok, póki w ogóle zadaje sobie trud, żeby do niej zajrzeć.

                    LINK
                  • Eire/Muzyk

                    Sebastiannie 2006-01-04 02:17:00

                    Sebastiannie

                    avek

                    Rejestracja: 2002-12-28

                    Ostatnia wizyta: 2008-09-20

                    Skąd: Pabianice

                    Komandor Eire napisała:
                    Seba- wolnośc sumienia jest jesna z fundamentalnych zasad chrześcijaństwa. Nikt nie zmusza nikogo by przestrzegał Dekalogu- to jest prywatna decyzja każdego człowieka,a przestrzeganie Przykazań ma na celu ulepszenie nie tylko siebie, ale i świata.

                    Ta fundamentalna zasada, jeśli w ogóle ona występuje, jest jednocześnie stosunkowo świeżą zasadą . Cofnijmy się trochę wstecz i dostaniemy sytuację, gdzie przez chrześcijan palona jest wioska i na pytanie `jak odróżnić winnych od niewinnych` pada odpowiedź "wyciąć wszystkich, Bóg rozsądzi". Jakąś sprawiedliwość można w tym dostrzec, ale oby było jej jak najmniej w tym ulepszonym świecie.
                    Wracając do czasów bardziej współczesnych, muszę ci powiedzieć, że różne elementy katolickie są od czasu do czasu zapisywane w formie ustaw, a tym samym każdy musi im się podporządkować . Oby tego również było jak najmniej w tym ulepszonym świecie... A może właśnie na tym ma polegać ulepszony świat? W takim razie jak najmniej samego ulepszania.

                    Kogoś kto kocha nie uważasz przecież za ograniczonego w negatywnym sensie?

                    Miłość jest skomplikowaną sprawą i długo można by o niej rozmawiać. Na pewno powoduje ograniczenia w postrzeganiu rzeczywistości - nie możesz zaprzeczyć, że ludzie zakochani potrafią robić rzeczy mało racjonalne... Ja przyznam, że znam (niedawny) przypadek, kiedy, wg mnie, człowiek popełnił duży błąd w imię, jego zdaniem, miłości. Ciężko nazwać to czymś pozytywnym, ale każdy ma swoje życie i swoje decyzje...

                    A teraz posłuchaj cie oboje.
                    Wolnośc polega na tym, że Wy mozecie nie wierzyć, ale nie możecie obrażać cudzej wiary. Przykro mi, ze ludzie uważający sie zawolnych i inleigentnych nie chcą tego zrozumieć


                    Czy ja gdzieś użyłem obraźliwych sformułowań? Czyżby obraźliwe było samo zaprezentowanie negatywnego stanowiska wobec religii? A może mogę mieć negatywne stanowisko, ale już nie mogę go popierać negatywnymi argumentami? No wybacz, ja tutaj po prostu wymieniam się opiniami z ludźmi - wierzącymi i niewierzącymi. Wydaje mi się, że robię to w cywilizowany sposób. Nie chcę, żeby tobie było przykro, więc postaraj się nie wywoływać w sobie podobnych uczuć.

                    ---------------------------

                    Gwiezdny Muzyk napisał:
                    a skoro to robią, w takim razie liczą się się z tym że my zaczniemy obrażać innych

                    To ma być ta wizja lepszego świata, osiągniętego dzięki religii? Ja się nie liczę z żadnym obrażaniem, bo nie przyszedłem tutaj nikogo obrażać. Nie wiem skąd w ogóle takie pomysły...

                    LINK
                  • Kolejny raz ktoś mnie złapał

                    Gwiezdny Muzyk 2006-01-05 22:56:00

                    Gwiezdny Muzyk

                    avek

                    Rejestracja: 2004-09-05

                    Ostatnia wizyta: 2013-07-07

                    Skąd: Warszawa

                    Komandor Eire zwracała się do Was dwóch. Tak więc ja w swoim poście, mówiąc "a skoro to robią" nie pomyślałem o tym żeby zmienić adresata tego zwrotu z dwóch na jednego, którym jest Tgc. Wg mnie nazywając Biblię książką fantasy obraził katolików, do których jak już mówiłem się zaliczam.
                    "To ma być ta wizja lepszego świata, osiągniętego dzięki religii"
                    NO i właśnie tu mnie złapałeś. Bo ja się posłużyłem stwierdzeniem "zło zwalczaj złem" a to jak wiemy nie zgadza sie z tym co powiedział Św. Paweł w Dziejach Apostolskich powiedział:
                    Zło dobrem zwalczać...
                    NO dobra, tu mnie masz... Właściwie nie mam żadnej wymówki (oprócz tego, że Mara JAde, a raczej T. Zahn to ładnie ujął )

                    LINK
                  • Moda na obrażanie się

                    Kyle Katarn 2006-01-07 16:10:00

                    Kyle Katarn

                    avek

                    Rejestracja: 2002-06-13

                    Ostatnia wizyta: 2025-02-12

                    Skąd: Pilchowice

                    Gwiezdny Muzyk napisał:
                    Wg mnie nazywając Biblię książką fantasy obraził katolików, do których jak już mówiłem się zaliczam.

                    -----------

                    Nie wiem skąd ta moda na obrażanie się przedstawicieli różnych wierzeń? (Polityczną poprawnością mi to trąci ) Boga nie da się obrazić... więc kogo się tak naprawdę obraża?
                    Na podobnej zasadzie mógłbym powiedzieć, że obrażasz agnostyczne uczucia Tgc ponieważ uważasz, że Biblia jest bardziej wartościowa od jego ulubionej książki S-F
                    Jeśli wierzysz prawdziwie i kochasz Boga to tego nie da się w żaden sposób obrazić czy odebrać Tobie. Twoje przekonania są tylko Twoje. Jeśli ktoś nie zgadza się z nimi, a Ty się obrażasz to coś nie tak z tymi przekonaniami.

                    LINK
                  • skoro jesteśmy przy słowach

                    Gwiezdny Muzyk 2006-01-07 23:37:00

                    Gwiezdny Muzyk

                    avek

                    Rejestracja: 2004-09-05

                    Ostatnia wizyta: 2013-07-07

                    Skąd: Warszawa

                    to w takim razie dlaczego na spowiedzi mówisz:
                    "Obraziłem Pana Boga następującymi grzechami..."

                    ??

                    LINK
                  • Ależ

                    Kyle Katarn 2006-01-13 00:42:00

                    Kyle Katarn

                    avek

                    Rejestracja: 2002-06-13

                    Ostatnia wizyta: 2025-02-12

                    Skąd: Pilchowice

                    to jest pewnego rodzaju przenośnia. Nie o takie obrażanie tu chodzi.

                    LINK
  • kwestia

    Gilraen 2006-01-02 18:45:00

    Gilraen

    avek

    Rejestracja: 2003-05-15

    Ostatnia wizyta: 2014-06-04

    Skąd: Warszawa

    religii w SW została przewałkowana w listopadzie na CorusConie, podczas prelekcji dr Krajskiego, który myślę dość przekonywająco wykazał, że owa "siła wyższa", czyli Moc nie może być utożsamiana z chrześcijańskim Bogiem, ponieważ ma równoważne dwie strony- Ciemną i Jasną, i jest raczej "ściągnięta" z manicheizmu. Jeśli zaś chodzi o celibat to, jakby nie patrzeć, dotyczy on księży (choć jak wiadomo różnie z tym bywa ), a nie przeciętnych wyznawców wiary, so what`s the point? Z gniewem różnie bywa, przy dzisiejszym rozwoju psychologii i powtarzaniu, że należy uwolnić swoje emocje, myślę, że mało który katolik pamięta, że powinien wybiórczo okazywać gniew.

    LINK
    • Jahve a Moc

      Tgc 2006-01-02 18:51:00

      Tgc

      avek

      Rejestracja: 2004-12-11

      Ostatnia wizyta: 2023-01-22

      Skąd:

      Jak dla mnie podstawowa roznica miedzy moca a bogiem jest taka ze katolicy WIERZA w boga. Natomiast Jedi nie wierza bo nie da sie wierzyc w cos co mozemy poczuc, i da sie jako tako wytlumaczyc naukowo. Chyba nie wierzysz w istnienie telewizji i swoich gaci na dupie co nie ?

      LINK
      • Pełna zgoda

        Sebastiannie 2006-01-02 20:18:00

        Sebastiannie

        avek

        Rejestracja: 2002-12-28

        Ostatnia wizyta: 2008-09-20

        Skąd: Pabianice

        Masz rację. Moc mogła być tajemnicą, którą nawet największym mistrzom ciężko było do końca zgłębić, ale ona istniała w sposób doświadczalny. Dzięki niej można było przenosić przedmioty, można było wywierać wpływ na inne istoty, można było wyczuwać otoczenie, a także przyszłość. Nie było problemu wiary w jakieś opowieści spisane przez kogoś bardzo dawno temu . Także ludzki Bóg, a Moc, to są dwie kompletnie odrębne sprawy i kwestia Jasnej/Ciemnej Strony jest tutaj zupełnie wtórna.

        LINK
        • czy dobrze rozumiem?

          Gwiezdny Muzyk 2006-01-02 23:08:00

          Gwiezdny Muzyk

          avek

          Rejestracja: 2004-09-05

          Ostatnia wizyta: 2013-07-07

          Skąd: Warszawa

          W takim razie wyznajesz zasadę:
          Uwierzę kiedy zobaczę
          ?

          LINK
        • Sebo

          Gilraen 2006-01-02 23:43:00

          Gilraen

          avek

          Rejestracja: 2003-05-15

          Ostatnia wizyta: 2014-06-04

          Skąd: Warszawa

          nie jestem specjalnie wierząca, ale wydaje mi się że prawdziwie religijni ludzie uważają, że wiara w Boga=doświadczaniu Go, a nazbierany przez wieki zestaw "cudów" dla fanatyka będzie takim samym dowodem jak przenoszenie przedmiotów. Poza tym moje porównanie Boga do Mocy (tudzież przekreslenie znaku równości między nimi) wynikało z szeroko rozumianej obecności jakiejś siły wyższej w SW, a dopiero to, czy ta obecność zaznaczona jest doświadczeniem czy wiarą, jest kwestią wtórną

          LINK
          • W porządku

            Sebastiannie 2006-01-03 02:32:00

            Sebastiannie

            avek

            Rejestracja: 2002-12-28

            Ostatnia wizyta: 2008-09-20

            Skąd: Pabianice

            No cóż, jedyną znaną mi osobą, która jest przekonana, że otrzymuje polecenia jest od Boga, jest George W. Bush (to wcale nie jest żart... niestety). I proszę, do czego te podszepty doprowadziły... Ale ja wcale mu nie wierzę, nie wiem jak ty . W każdym razie jakoś teraz przypomniała mi się świetna piosenka zespołu Genesis "Jesus He Knows Me"...
            Jeśli chodzi o działanie Mocy, to my, jako widzowie, wiemy (bo widzieliśmy to), że dzięki Mocy można skakać, szybko się poruszać, przenosić przedmioty, odczytywać przyszłość itd. Niestety o biblijnych cudach możemy tylko poczytać, tak jak i o Lordzie Vaderze . Także to ponownie jest sprawa wiedzy/doświadczenia kontra wiary.

            Poza tym moje porównanie Boga do Mocy (tudzież przekreslenie znaku równości między nimi) wynikało z szeroko rozumianej obecności jakiejś siły wyższej w SW, a dopiero to, czy ta obecność zaznaczona jest doświadczeniem czy wiarą, jest kwestią wtórną.

            Nie do końca rozumiem, w takim razie, to twoje porównanie z poprzedniego posta. Owszem, napisałaś wtedy, że chodzi o siłę wyższą, ale później opisałaś dlaczego Mocy nie można utożsamiać z chrześcijańskim Bogiem. Powiedzmy, że ja tylko uzupełniłem to, co napisałaś, o kolejny argument. W gruncie rzeczy mnie jest wszystko jedno, który z nich uznamy za wtórny, czy twój (Krajskiego), czy też mój .

            LINK
  • :)

    Tgc 2006-01-02 22:42:00

    Tgc

    avek

    Rejestracja: 2004-12-11

    Ostatnia wizyta: 2023-01-22

    Skąd:

    Po pierwsze nie zmieniajmy tego boarda w ateista.pl czy tam katolik.pl . Tutaj rozmawia sie o SW. Prawda w SW jest to ze istnieje tam dusza - dzieki temu klonowal sie Palpatine. Blizej o przenoszeniu duszy (otaz uwiezianiu jej po zgonie) do sklonowanego ciala bylo w "Miecz Ciemnosci". Natomiast w swiecie SW w srod bardziej rozwinietych cywilizacji nie ma pojecia nieba, piekla, boga. Pokazscie mi ktory z bochaterow bardziej cywylizowanych wierzy w jakiegos boga? Bostwa w swiecie SW istnieja tylko u prymitywnych cywlizacji odcietych od reszty swiata lub u fanatykow religijnych jakimi byli Youzhanie. Z pewnoscia znajda sie jakies wyjatki :U.

    Btw tu mam pytanie, jaka religie wyznawali mnisi G`mar??? (srki nie pamietam jak to sie pisze) ktorzy zamieszkiwali palac Jabby, taki sam mozg zamkniety w robocie na ksztalt pajaka - widac ich na filmie.

    LINK
  • jak to powiedziała Gilraen

    Gwiezdny Muzyk 2006-01-02 23:09:00

    Gwiezdny Muzyk

    avek

    Rejestracja: 2004-09-05

    Ostatnia wizyta: 2013-07-07

    Skąd: Warszawa

    celibat dotyczy księży, a nie wszystkich katolików.

    LINK
  • Jedi = Katolik?

    Hialv Rabos 2006-01-02 23:30:00

    Hialv Rabos

    avek

    Rejestracja: 2005-10-30

    Ostatnia wizyta: 2025-07-15

    Skąd:

    Co do kwestii porównań Moc a Bóg, to podpisuję się pod tym co napisała wcześniej Gilraen. Natomiast porównanie Jedi - Katolik, to już inna sprawa. Nie jestem znawcą religii, ale w moim odczuciu można znaleść parę podobieństw. Padły tu już takie argumenty jak celibat, chęć bycia lepszym dla siebie i innych, dążenie do doskonałości duchowej itd. Problem walki z własnymi słabościami dotyka nas wsystkich i znajduje się także w sferze życia przeciętnego osobnika z universum SW.



    LINK
    • :)

      Tgc 2006-01-02 23:42:00

      Tgc

      avek

      Rejestracja: 2004-12-11

      Ostatnia wizyta: 2023-01-22

      Skąd:

      Imo katolicy bardziej pasuja do Sithow. Jedi nie sa odpowiedzalne za rzez innowiercow, wyprawy krzyzowe, swieta inkwizycje, rozpowszechnianie sie aids w afryce :U.

      LINK
      • typowe

        Gwiezdny Muzyk 2006-01-02 23:51:00

        Gwiezdny Muzyk

        avek

        Rejestracja: 2004-09-05

        Ostatnia wizyta: 2013-07-07

        Skąd: Warszawa

        Każdy kogo doprowadzi się do władzy może zacząć robić straszne rzeczy, ponieważ woda sodowa uderzyła mu do głowy. NIestety tak samo było z Kościołem w średniowiecu. Mimo wszystko księża to też są ludzie (chociaż nie zdziwię się jak zaraz temu zaprzeczysz ) i popełniają ludzkie błędy. A rozpowszechnianie AIDS w afryce?! Co Ty gadasz?! To tak jako ripostę powiem CI że w POlsce jest jeden z najmniejszych w Europie przyrostów zachorowań na AIDS i HIV! A wiesz dlaczego? POnieważ ciągle mimo wszystko jesteśmy narodem katolickim, który nakazuję wsrzemięźliwość seksualną przed ślubem, co ostro ogranicza ilość stosunków "niekontrolowanych". Sam mówiłeś żeby ten board się nie przeistoczył w katolik.pl i ateista.pl. W takim razie dlaczego sam zaogniasz sytuacje? Dlaczego nie wspomnisz o "wspaniałych" komunistach i nazistach, przywódcach rewolucji francuskiej, którzy wymordowali miliony ludzi?! Dlaczego nie? Przecież ci, któtych wymieniłem zamordowali bez porównania większą ilosc ludzi niż katolicy? Nieprawdaż?
        (I znów mówię że nei chcę nikogo zdenerwować tutaj, staram się być spokojny )

        LINK
        • :U

          Tgc 2006-01-03 16:40:00

          Tgc

          avek

          Rejestracja: 2004-12-11

          Ostatnia wizyta: 2023-01-22

          Skąd:

          Tu sie nie zgodze, wrecz prosta analiza podrecznika od hisotrii pozwala oszacowac orientacyjnie ze jednak wieksza ilosc zabili chrzescijanie poprzez wojny religijne i inne smakolyki niz Stalin i Hitler razem wzieci. Chociazby dlatego ze rezim tych dwoch kolezkow trwal bardzo ktorko z porownaniu z czasami kiedy panowal kosciol

          LINK
          • może rzeczywiście

            Gwiezdny Muzyk 2006-01-03 17:39:00

            Gwiezdny Muzyk

            avek

            Rejestracja: 2004-09-05

            Ostatnia wizyta: 2013-07-07

            Skąd: Warszawa

            popełniłem lekki błąd. W takim razei porównaj sobie ile osób zabił Hitler i Stalin w ciągu 12 lat, a ile Kościół w w czsach średniowiecza, też przez 12 lat?

            LINK
            • Tgc

              Komandor Eire 2006-01-16 12:35:00

              Komandor Eire

              avek

              Rejestracja: 2005-08-08

              Ostatnia wizyta: 2013-05-05

              Skąd: Ze wsi

              Kościół sie zmienił od czasów średniowiecza- cas to zauważyć. Tymczasem w krajach arabskich wciąż za zmiane religii obowiązuje kara śmierci. Poza tym co miałeś na myśli pisząc o AIDS?

              LINK
              • Zmienił się?

                Ulv 2006-01-16 12:46:00

                Ulv

                avek

                Rejestracja: 2004-09-30

                Ostatnia wizyta: 2009-09-04

                Skąd: Wrocław

                Powiedz to np. o. Tadziowi Rydzykowi. Jakoś nie widzę żeby się zmienił w opinii co poniektórych członków kleru...

                Wciąż za grzeszki względem parafii mogą odmówić pochówku, wciąż w kartotekach parafialnych odnotowują ile kto dał w kopercie itp. Niestety, Kościół zmienia się za wolno.

                Zresztą ciekawe- taka zażarta batalia w obronie słuszności poczynań KK... tylko wszyscy, jakby mieli pamięć złotej rybki, zapominają, że to właśnie ta instytucja chroni zwyrodnialców pokroju Peca, czy innych mniejszych złodziejaszków i cwaniaczków w sutannach i koloratach. Jakoś to wszyscy entuzjaści szybko wybijają sobie z pamięci broniąc swej oazowej instytucji.

                LINK
                • re:Zmienił się?

                  Komandor Eire 2006-01-16 14:32:00

                  Komandor Eire

                  avek

                  Rejestracja: 2005-08-08

                  Ostatnia wizyta: 2013-05-05

                  Skąd: Ze wsi

                  -Powiedz to np. o. Tadziowi Rydzykowi. Jakoś nie widzę żeby się zmienił w opinii co poniektórych członków kleru...
                  Rydzyk to nie cały Kościół. IMHO robi on Kościołowi taką relkamę, jak talibowie islamowi. Teraz nie wierzący mają wierzących za oszołomów i nie rozumieją, że wiara nie zobowiązuje do słuchania RM.

                  Wciąż za grzeszki względem parafii mogą odmówić pochówku, wciąż w kartotekach parafialnych odnotowują ile kto dał w kopercie itp. Niestety, Kościół zmienia się za wolno.
                  Ciekawe gdzie. Miałam ostatnio na ten temat lekcje i wiem, żę jeśli nie istnieją KANONICZNE przeszkody nie można pochówku odmówić. Niedawno dpouszczono nawet grzebanie samobójców(aczkolwiek bez pełnej cermenonii)

                  Zresztą ciekawe- taka zażarta batalia w obronie słuszności poczynań KK... tylko wszyscy, jakby mieli pamięć złotej rybki, zapominają, że to właśnie ta instytucja chroni zwyrodnialców pokroju Peca, czy innych mniejszych złodziejaszków i cwaniaczków w sutannach i koloratach. Jakoś to wszyscy entuzjaści szybko wybijają sobie z pamięci broniąc swej oazowej instytucji.
                  Może nie mówimy o tym samym. Ja bronię KOŚCIOŁA- wspólnoty ludzi wierzących, a nie samych członków, a zaupełnie nie tych, którzy za takowych tylko sie podają. IMHO to skutek, ze Kościół nakazuje wybaczać. Każdemu należy dać drugą szansę, chocbyśmy sie mieli zawieść.

                  LINK
  • Hmm

    Kasis 2006-01-03 10:03:00

    Kasis

    avek

    Rejestracja: 2005-09-08

    Ostatnia wizyta: 2025-09-13

    Skąd: Rzeszów

    Wydaje mi się, że nie można porównywać Jedi do katolików czy Mocy do Boga. Ale niektóre idee towarzyszące Jedi może próbować wcielić w swoje życie każdy katolik (tak samo jak każdy człowiek bez względu na wiarę). Np.:
    "Spokój ponad gniewem.
    Honor ponad nienawiścią.
    Siła ponad strachem."
    A tak z innej beczki znam wielkiego fana SW, który obecnie jest w seminarium

    LINK
    • och, ależ oczywiście

      Jaro 2006-01-03 16:09:00

      Jaro

      avek

      Rejestracja: 2004-03-31

      Ostatnia wizyta: 2018-09-27

      Skąd:

      sam uważam się za dosyć zagorzałego katolika, i tym postem w żaden sposób nie zamierzałem obrazić swojej religii. czytając/oglądając/grając w SW cały czas mam świadomość, że jest to "bzdura", jednak myślę, że Jedi i katolicy są pod NIEKTÓRYMI względami podobni. naturalnie trudno by ich bylo ze sobą pomylić - Jedi można zostać tylko wtedy, gdy ma się "midichlorianki", natomiast prawdizwym wyznawcą Jezusa może być każdy - wystarczy tyko przestrzegac jego przykazań.

      PS: to pierwszy topic, na ktory otrzymałem tyle odpowiedzi
      PPS: tolerujmy tych, którzy mają odmienne zdanie w tych sprawach

      LINK
      • ...

        Kasis 2006-01-04 12:52:00

        Kasis

        avek

        Rejestracja: 2005-09-08

        Ostatnia wizyta: 2025-09-13

        Skąd: Rzeszów

        Ale ja nie poczułam się obrażona. Nie przeszkadzają mi takie porównania. Wiele i mi się nasuwa np. rycerskie zakony jak Jedi istniały i w chrześcijaństwie, albo niepokalane poczęcie(w innych religiach też spotykane).
        Źle się wyraziłam, nie chodziło mi o to, że "nie można" tylko, że "nie ma trochę sensu" bo jednak za dużo jest różnic, a Lucas czerpał pełnymi garściami z wielu wierzeń i kultur.

        LINK
  • Re: Jedi i katolicy

    Komandor Eire 2006-01-03 19:15:00

    Komandor Eire

    avek

    Rejestracja: 2005-08-08

    Ostatnia wizyta: 2013-05-05

    Skąd: Ze wsi

    Jaro napisał:
    chciałbym, żebyście napisali, jakie znajdujecie podobieństwa i różnice pomiędzy Jedi a katolikami. i ci i tamci nie myślą o szczęściu osobistym, zachowują celibat ).
    -----------
    To ja nie jestem katoliczką. O swoje szczęśćie dbam BARDZO, mam chłopaka, za jakieś 10-15 lat planuję wyjść za mąż
    Kolego, gdzie ty to znalazleś? Takich sensacji nie ma nawet na Wikipedii

    LINK
  • Re: Jedi i katolicy

    Kyle Katarn 2006-01-07 16:27:00

    Kyle Katarn

    avek

    Rejestracja: 2002-06-13

    Ostatnia wizyta: 2025-02-12

    Skąd: Pilchowice

    Jaro napisał:
    jednakże Jedi wyzbywają się każdego gniewu - z kolei chrześcijanie tolerują gniew uzasadniony (patrz: Jezus przeganiający biczem kupców ze świątyni).
    -----------

    Nie wiem czy to jest dobry argument? Jezus nie zachęca chyba nigdzie do "uzasadnionego gniewu"? A że sam wpadł w gniew... cóż był również człowiekiem i był podległy ludzkim słabościom.

    Podobnie mógłbym rzec, że Luke Skywalker miał się gniewu wyzbywać a używa go do pokonania swego ojca... Czy przez to nie będziemy Luke`a tolerować jako Jedi?

    LINK
    • Luke

      Jaro 2006-01-07 19:39:00

      Jaro

      avek

      Rejestracja: 2004-03-31

      Ostatnia wizyta: 2018-09-27

      Skąd:

      się wtedy zbliżał ku CSM. a przypomnij sobie kazania w kościele - kapłan jawnie "wkurza się" na np. system rządów, etc. i ma do tego prawo, choć już trochę wykracza to poza zwykłą surowość. z kolei Jedi zachowują pełen spokoj. nie chodzi mi oczwiście, że Jedi są lepsi od księży - nie, nie tylko o to, że istnieje między nimi różnica.

      PS: już prawie 100 postów

      LINK
      • Masz rację

        Kyle Katarn 2006-01-13 00:49:00

        Kyle Katarn

        avek

        Rejestracja: 2002-06-13

        Ostatnia wizyta: 2025-02-12

        Skąd: Pilchowice

        Choć cała różnica polega chyba na tym, iż Jedi tego gniewu nie okazują, czy też starają się nie okazywać.. może dlatego żeby nie dawać złego przykładu?
        Ksiądz natomiast podczas kazania jest swego rodzaju aktorem. Nie w sensie, że coś tam udaje tylko, że musi przekazać również swoją mimiką, stanem głosu co sądzi o jakiejś tam sprawie.

        LINK
  • Dobrze

    Darth Kuber 2006-01-16 10:21:00

    Darth Kuber

    avek

    Rejestracja: 2005-06-24

    Ostatnia wizyta: 2006-01-26

    Skąd:

    że ojciec Rydzyk nie jest tu moderatorem

    LINK

ABY DODAĆ POST MUSISZ SIĘ ZALOGOWAĆ:

  REJESTRACJA RESET HASŁA
Loading..