Upisarzona miała sen
bładziła po molo, o zachodzie
wielkiego żółtego ptaka
stającego się pomarańczem.
Starszy pan wpadł prosto
do wody, jak długi.

Słodka dziedziczka pióra
rzuca się za nim
starszy Pan wychodzi cało
bez szwanku, osusza sie na brzegu
Grafomankę zaś, porywa wściekły prąd.

Uderza czerepem o łódź
niewaidomo skąd
niewaidomo jak
ale to jej matka.
Rodzicielka.
Siedzi przy stolę ze stertą komiksów
To japońskie komiksy pełne seksu
Kipią seksem,
matka niedowierza w
tłumaczenia.
Bije ją.
Mocno, także po głowie
i piersiach.

Pisarka przeżywa,
bo dzwoni budzik.
Wybawiciel,
skowronek nadchodzącego
koszmaru.

-Domator, po XI SWFSW