Sebastiannie napisał:
Być może oczekiwałaś idealnego ideału i się rozczarowałaś. Nie mnie to oceniać. Ja patrzę na Jedi z perspektywy zarówno świata, w którym żyję, jak i tego świata w odległej galaktyce. Różne rzeczy można zawsze różnie rozwiązywać, jednak ja generalnie zgadzam się z wnioskami wyciąganymi przez Jedi i uważam, że jak na warunki zewnętrzne Jedi przedstawiali sobą wartości, które ja osobiście sobie cenię. Gdyby to od ciebie zależało, mogłabyś podejmować inne decyzje, tym niemniej decyzje podejmowane przez Jedi były na pewno racjonalne i miały swoje uzasadnienie. Ja rozumiem ich punkt widzenia i podzielam go - jeśli nie zawsze, to często.
Jedi stali się skostniałym Zakonem, nieświadomym zmian i konieczności dostosowania się do nich.
Wychowyli swoich członków w pewnej emocjonalnej próżni - wydaje mi się, iż OT udowadnia, na przykładzie Luke`a, że Jedi powinni się zmienić i było to możliwe. Czasem sztywne trzymanie się zasad może wyrządzić o wiele więcej złego niż lekkie odstępstwo od nich. Co jest ważniejsze: litera prawa czy duch prawa?
Tutaj też muszę przyznać ci trochę racji. Ja również byłem do Anakina jakoś tak pozytywnie nastawiony po "Ataku klonów". Budził we mnie sprzeczne odczucia, ale generalnie miał w sobie pewną naiwność, buńczuczność i nieokiełznanie w takim wydaniu, które do mnie trafiało. Wszystko to jednak zniknęło w "Zemście Sithów". Anakin przestał do mnie trafiać, a sposób jego ukazania strasznie mnie rozczarował. Bardzo tego żałuję.
Rozumiem twój punkt widzenia Jednak co zawsze mi się podobało w przedstawieniu tej postaci, to jej nieustający wewnętrzny konflikt, zło zrodzone z pragnienia dobra. To znacznie bardziej intrygujące niż pragnienie władzy tylko i wyłącznie dla niej samej.
Prawdziwe, prawdziwe. Wyobraźmy sobie na przykład sytuację, że masz przyjaciela przestępcę i on cię poprosi o pewną przysługę - na przykład o to, żebyś go przechowała przez jakiś czas. Hmm, no wiesz, z perspektywy osobistych zobowiązań masz prawo mu pomóc. Ja cię nie będę potępiał, ale policja ma wtedy również prawo cię oskarżyć i wsadzić do więzienia. To całkiem naturalne - twoja decyzja, twoja odpowiedzialność. To jest prawda i nie ma tutaj żadnej przesady.
Nie mam przyjaciół zbrodniarzy, ale... jeśli któremuś z moich przyjaciół zarzyłoby się zrobić coś złego, na pewno nie odwróciłabym się do niego plecami. Przyjaźń jest dla mnie jedną z najważniejszych rzeczy w życiu, ale nie zgodzę się, że nagle stałabym się współodpowiedzialna np. za kradzież.
Nie obciążyłabyś go, bo nie ma takiego powodu.
Nie obciążyłabym nawet gdybyśmy nie omawiali sytuacji hipotetycznej...
Gdyby jednak Obi-Wan przyczynił się do uratowania Anakina, Anakin zaś przywdziałby czarną zbroję i zaczął terroryzować galaktykę, tym samym Kenobi byłby za to współodpowiedzialny. Takie są fakty bez względu na to, czy ty patrzyłabyś na nie z przymrużonym okiem, czy też nie.
Nie patrzyłam na nic z przymróżonym okiem Człowiek jest odpowiedzialny za własne czyny - inaczej musiałabym powiedzieć, że winię Kenobiego za to, że był mentorem Anakina i nauczył go rzeczy, które później ów ostatni wykorzystał jako Sith.
Poza tym chodziło mi o to, że Obi-Wan miał szansę (jakkolwiek by ona była nikła) przeciągnąć Anakina z powrotem na Jasną Stronę. "Don`t make me kill you, Obi-Wan." Anakin nie rzuca się na swego byłego mentora z mieczem w ręku, tylko z nim rozmawia. Tyle, że tych dwóch, jakkolwiek byłoby sobie oddanych, nigdy do końca nie potrafiło się zrozumieć. Mogli stanowić `drużynę marzeń` w wersji Jedi, ale nawet jeśli ich przeciwstawne charaktery uzupełniały się idealnie podczas walki czy innych misji, to na pewno dali parę ładnych przykładów braku komunikacji.
Obi-Wan był świadomy czego Anakin się dopuścił i jaka straszna przemiana w nim zaszła, więc nic nie tłumaczyłoby w tej sytuacji pomocy udzielonej niebezpiecznemu zbrodniarzowi.
"He`s too dangerous to be left alive."?
Ten sam tekst z ust Sitha i Jedi. Czy jeśli popełniam zbrodnię w imię dobra i wyższych wartości, to nadal jestem tym dobrym? To rozumowanie Anakina...
Być może. Być może Obi-Wan powinien był dobić Skywalkera. Rozumiem jednak, że nie potrafił...
Potrafił, tyle że nie był w miłosiernym nastroju.
Może popełnił błąd... Ciężko zawyrokować.
Z moralnego punktu widzenia - tak, popełnił błąd.
Ale nie mogę zaprzeczyć, że gdyby go zabił, to nie byłoby OT i implikacji odkupieniowych