Uwaga na ewentualne spoilery co do NEJ!
Czy jest ktoś kto zna sytuacje polityczną w galaktyce po NEJ? Tzn. jakie organizacje upadły, jakie się narodziły, czy zaszły jakies zmiany w terytoriach np. Imperium itp?
Uwaga na ewentualne spoilery co do NEJ!
Czy jest ktoś kto zna sytuacje polityczną w galaktyce po NEJ? Tzn. jakie organizacje upadły, jakie się narodziły, czy zaszły jakies zmiany w terytoriach np. Imperium itp?
TUF-a jeszcze nie czytałem, ale z tego co wiem - to:
1) Nie ma Nowej Republiki, a jest Galaktyczna Federacja Wolnych Sojuszy (Galactic Federation of Free Alliances) - prezydent - chyba Cal Omas z Alderaanu
2) Spadkobiercy Imperium - hmm na pewno są w sojuszu z Federacją, ale nie wiem czy do niej należą...
3) Hapanie sprzyjają także Federacji, ale też nie wiem czy do niej należą
4) Chissowie na pewno nie należą do Federacji, ale stosunki między ich Imperium, a Federacją są dobre
To są chyba najbardziej liczące się frakcje w Galaktyce, no są chyba jeszcze Huttowie, ale nie wiem co z nimi - wszystko się wyjaśni w TUFie, ale go jeszcze w Polsce nie ma
Nowa Republika wciąż jest. To raczej trzon GFFA, coś takiego, jak 6 krajów-założycieli Unii Europejskiej - bez możliwości z niej wystąpienia. Z tegoż to powodu jego prezydentem jest Cal Omas. Do Sojuszu Galaktycznego należą także Resztki Imperium i pozostałości po Przestworzach Huttów, a prawdopodobnie także i Konsorcjum Hapes oraz Sektora Wspólnego. Chissowie nie należą do Sojuszu, ale pozostają z nim w dobrych stosunkach, a ich ambasadorem na Denon (nowej stolicy) jest pułkownik Jagged Fel. Głównym ośrodkiem Jedi, po kilku tysiącach lat przerwy, stanie się na nowo Ossus... no i to chyba tyle...
A TUF pewnie będzie na jesieni.
Jako student politlogii z radoscia przebieram nozkami, kiedy slysze cos o jakiejkolwiek sytuacji politycznej wiec.....pospekulujmy. Jaki interes mialyby poszczegolne planety, szczegolnie te wysokorozwiniete w tym aby uczestniczyc w kolejnej mutacji galaktycznego superpanstwa, w szczegolnosci, ze mialoby ono byc tworzone przez tych samych politykow, ktorzy de facto doprowadzili do kompromitacji i upadku Nowej Republiki, ktora byla tworczym rozwinieciem nieudolnej schylkowej Starej Republiki, z ta roznica, ze miala sily zbrojne. Czy z logicznego pkt widzenia nie lepiej, w szczegolnosci dla rozwinietych swiatow srodka, byloby utworzyc jakic organizm skupiajacy te swiaty pod wodza jednego z nich np. Corelli?
Na jakich zasadach mialaby dzialac wspomniana Galaktyczna Federacja WOlnych Sojuszy?
Uważasz ze tworzenie supermocarstwa nie ma sensu a jednak coś takiego proponujesz? Bo czymże innym byłby sojusz Światów Środka jak nie kolejnym Supermocarstwem? No i jaki świat zgodziłby się bez walki oddać innemu światu pod władanie jak to sugerujesz? Wojna o władze byłaby w takiej sytuacjii nieunikniona. Poza tym gdyby ograniczyć taki sojusz dajmy na to do Światów Środka i Kolonii to co z innymi częściami galaktyki? Biorąc pod uwage to ze "zachodnia" część rubierzy praktycznie nie ucierpiała to mimo tego że jest dość słabo zamieszkana mogłaby stanowić spore zagrożenie. Najlogiczniejszym wyjściem wydaje się kolejny rząd ogólnogalaktyczny dizęki któremu istnieje mniejsze prawdopodobieństwo wojen niż w przypadku kilku mniejszych państw.
Sojusz rozwietych planet Srodka i Kolonii moglby stanowic odpowiednik UE, ktora przeciez nie powstala w wyniku wojen, a wlasnie po to,zeby wojnom zapobiec. Bylaby to forma logicznego kompromisu na rzecz rozwoju, struktura nie obarczona slabymi ekonomicznie i opoznionymi cywilizacyjnie planetami w stylu Gamorr czy Tatooine...Taka struktua bylaby silna politycznie i ekonomicznie i nikt nie moglby jej zagrozic.
Hmm....no i co, ze Kolonie oberwaly ? Co to ma wspolnego z tematem? Chodzi mi o ewentualna spoistosc i umiejetnosc osiagniecia kompromisu w cywilizowanym towarzystwie. A sojusz musialby byc silny, bo po pierwsze ludzie byliby zmeczeni nieudolnymi rzadami panstewek w stylu Republiki, a po drugie wyzszy stopien rozwoju rowna sie wyzszy stopien zamoznosci i przyspieszona odbudowe dzieki kompleksowi naukowo-technicznemu i kadrom. Co wiecej blizej Corelli do Kuat czy Chandrilli niz do Gammoru czy Dathomiru...
Wiesz Gammor do Kuat całkiem niedaloeko. Moze i na Kuat jest lepsza technologia itp. ale zarówno tam jak na Gammor Rody/Klany wwalcza między sobą o władze. Moze i poziom technologiczny różny ale zasady te same: Wybij wrogów i przejmij władze.
Co z tego ze Kolonie i Światy Środka poniosły straty w wojnie? A np. to że sporo z tych światów nie nadaje się do zamieszkania a jeszcze więcej liże rany. Za to "zachodnie" odległe rubierze z całymi bogactwami naturalnymi są nietknięte.
Poza tym myślisz że sojusz Światów Środka byłby inny od tego czym były Republiki? Nie liczyłbym na to. Pragne zauwazyć ze większość polityków przez których galaktyka cierpiała pochodziła właśnie z tych wysokorozwiniętych światów.
P.S. Przeczytaj tekst z linka poniżej i zastosuj się do niego:
http://gwiezdne-wojny.pl/tekst.php?nr=537
Hmm, Widze, ze jest to spor w ktorym nikt nie zamierza zmienic zdania, nie przekonuja mnie Twoje argumenty. Zapytasz dlaczego? Chociazby dlatego, ze nawet zniszczone wojna spoleczenstwa, jezeli przed zniszczeniem prezentowaly wysoki poziom moga sie szybko podnies,c vide Japonia czy Niemcy po kataklizmie II wojny swiatowej. Jezeli chodzi o politykow, to podtrzymuje teze, ze latwiej mimo wszystko byloby sie dogadac zroznicowanym, ale zblizonym technologicznie spoleczenstwom Swiatow Srodka, a poza tym kleska Nowej Republiki powinna byc ozdorienczym szokiem rowniez i dla politykow. Ale nie zamierzam nikogo przekonywac
I tu własnie twoja teoria ma słaby punkt. Uważasz ze dla polityków klęska Nowej republiki byłaby czymś co przemuwiłoby im do rozumu? Skoro upadek Starej Republiki, Wojny Klonów i Galaktyczna Wojna Domowa nie przemówiły politykom do rozumu to czemu Inwazja Vongów miałaby to zrobić? Polityk jako najniższa forma życia w galaktyce zawsze będzie dążył do jednego: władzy. A znając życie owo dążenie do władzy zawsze odbywa się po trupach setek tysięcy istot...
No widzisz, ja jednak zakladam, ze trzeba wierzyc w dobra wole, nawet politycy ja czasem maja. Nawet w licznych komitetach Nowej Republiki mzona bylo znalezc politykow rozsadnych, a swiat SW pod wzgledem korupcji i prywaty to duuuza przesada, wiec bez zbednego pesymizmu!
No a ja zakładam że politycy raczej dobrej woli nie mają... Widać to zarówno w świecie naszym jak i świecie SW.
No i tutaj nie ma juz z czym polemizowac, Ty masz troche inna wizje swiata i ja mam inna. Oczywiscie wiekszosc politykow jest skupiona tylko na wlasnym interesie i swojej partii, ale to czesc polityki i demokracji, zgadzam sie z Churchilem, ze mimo wszystkich jej wad lepszego systemu nie wymyslono.
Abstrahując od naszego świata, w świecie SW istnieją politycy przejawiający dobrą wolę i troskę o losy galaktyki; to fakt niezaprzeczalny. Mon Mothma, Bel Iblis, Organa Solo, Cal Omas...
Gdyby nie oni, zapewne wciąż rządziło by Imperium a Nowa Republika nie powstałaby.
Nie sądziłem Strid, że z Ciebie taki fatalista
Bardzo sie ciesze, ze nie wszyscy sa skonczonymi pesymistami i mimo wszystko wierza, ze dobry polityk to nie mzonka. Wymienione przez Ciebie przyklady sa bardzo dobre. Swoja droga czy Nowa Republika nie udowodnila, ze system oparty na senacie o szerokich uprawnieniach i wszelkiej masci komitetach jest nieracjonalny i nieskuteczny w zarzadzniu galaktycznym panstwem?Czy nie lepiej byloby dokonac jakies syntezy systemu Imperium z silna wladza przywodcy i Starej Republiki zanim stoczyla sie ona do rynsztoka partykularyzmow i korupcji? Moze model amerykanski z silnym prezydentem, znaczacym parlamentem i separacja wladz?
ustrojów politycznych, a tym tematem się jednak trochę interesuję, to uważam, że bardzo dobrym ustrojem byłby ustrój na wzór monarchi konstytucyjnej - silny przywódca, kontrolowany przez senat (parlament). W czasach pokoju naturalnie większe uprawnienia miał senat, a w czasie wojny Cesarz/król/książe/kanclerz/czy ktoś inny, lecz jest kontrolowany (w sensie pilnowany czy nie łamie prawa) przez senat, a w przypadku GW mógłby być "kontrolowany` prze radę Jedi.
Ależ Halcyon nie widzisz ze opisany przez ciebie ustrój to Stara Republika z okresu Upadku?
silny przywódca, kontrolowany przez senat (parlament). W czasach pokoju naturalnie większe uprawnienia miał senat, a w czasie wojny Cesarz/król/książe/kanclerz/czy ktoś inny, lecz jest kontrolowany (w sensie pilnowany czy nie łamie prawa) przez senat, a w przypadku GW mógłby być "kontrolowany` prze radę Jedi
Dokładnie tak było w czasach upadku Republiki i chyba nie musze przypominac czym to się skończyło...
ale ja mówię tu o trochę innej rzeczy - mianowicie o stroju w rodzaju Angli czy trochę bardziej zdemokratyzowanym Niemiec z początklu XX wieku, i logiczne, że zmiany konstytucji na rzecz władxy byłby pilnowane przez dopowiedni urząd (najlepiej z pomocą Jedi), aby uniknąć takich sytuacji.
zgodzę się z tym - Jedi podlegali Senatowi, ale później Palpatinowi - mieli pilnować kogoś kto wydawał im rozkazy. Po drugie pozostaje sprawa armii - nie powinna ona podelegać jedenj osboie w sensie rzeczywistym, mam na mysli, że przykładowy kanclerz musiałby wydawać rozkazy dowódctwo (złożonem z oficerów nieklnów i Jedi), a gdyby chciał wydać rozkaz samewj armii czy poszczególnym dowódcą armii (np. Cody), to jego rozkazy powinny być ignorowane.
Wiesz Mihoo ja po prostu darze szczerą niechęcią istoty siedzące wygodnie w miękkim fotelu w czasie gdy setki innych istot zabija się o to aby ta jedna mogła dalej siedzieć w tym swoim fotelu i otaczać się luksusami... Między innymi stąd się wzięła moja sympatia dla Mandalorian wśród których to właśnie przywódca jest tym który stoi na pierwszej lini frontu. To prawda ze w świecie SW zdarzają się politycy mający choć odbrobine dobrej woli ale niestety zeby opisać jakąś grupe społeczną trzeba jednak nieco uogólnić.
Hmm...Mandalorianie nijak sie maja do demokracji, jak wyobrazasz sobie przywodce politycznego jako generala, pachnie mi to dyktatura wojskowa, ot co. System demokratyczny potrzebuje wladzy wykonawczej, ustawodawczej i sadowniczej, nie bez znaczenia sie wolne media. Wzorem mimo kilku wad moze byc demokracja brytyjska, amerykanska czy demokracje skandynawskie. Takze przywodca moze sobie stac na pierwszej linni frontu jak jest dowodzi jednotka wojskowa a nie stoi na czele pansta, chyba, ze proponujesz jakies rozwiazanie rodem ze sredniowiecza.
Czemu by nie rozszerzyc na swiaty srodka Koralianskiego Dyktatu, zaproponowac pewien model panstwa oparty na silnej wladzy wykonawczej, ktora nie moze rozwiazac wladzy ustawodawczej. Zamiast jednej izby senatu-dwie. Jedna skupiajaca reprezentantow wybrancy w wyborach, druga federalna. Do tego silna flota i armia i jest stablilizacja.
Zacznijmy od tego ze nigdy nie twierdziłem ze wśród Mandalorian panuje demokracja. W szeregach Mandalorian rządzi najpotęzniejszy z wojowników zarówno pod kątem fizycznym, psychicznym jak i honoru. Nie twierdze że system władzy jaki stosuja Mandalorianie jest idealny bo taki nie istnieje ale jest w moim mniemaniu lepszy od teg w którym władcy bez mrógnięcia okiem wysyłają setki rodaków na wojne. Ja osobiście nie mógłbym spać ze świadomością że gdzies tam ktoś walczy z mojego rozkazu a ja sobie leże w ciepłym łużeczku. To jest po prostu niehonorowe kazać komuś walczyć a samemu nie ruszać do tej walki. jest to czyste wysługiwanie się kimś. W moich oczach tylko silny przywódca nie bojący się pójść tam gdzie jego poddani i ubrudzić sobie rąk może zdobyć szacunek. Nie wiem czy taki system sprawdziłby się we władzy ogólnogalaktycznej i mówiąc szczerze raczej w to wątpie ale i tak preferuje władców walczących od bandy gryzipiórków potrafiących jedynie dbać o własne dupsko i wydawac rozkazy.
sprawie Ciebie popieram - dowódca który walczy wśród swoich żołnierzy jest naprawdę wielkim dowódcą - choć ja bardzo cenie sobię dowódców którzy przede wszystkim dbają o ludzkie życie - życie swoich żołnierzy...mam kilka książek opisujących wspomnienia właśnie takich dowódców i żołnierzy - ale trzeba pamiętać - kierowanie wojskiem a państwem do dwie różne sprawy, szczególnie jak mówimy o państwie które miałoby obejmować całą ( czy choc dużą cześć) Galaktyki...
Oczywiście. Sam wspomniałem ze w rządzie ogólnogalaktycznym by to nie zdało egzaminu. I oczywiście zgadzam się że największa mądrością jest uniknięcie wojny ale jeśli juz do niej dojdzie to przywódca powinien wziąć w niej udział a nie siedziec gdzieś daleko od swoich ludzi którzy walczą za niego.
Mylisz przywodce politycznego z wojskowym, ten pierwszy moze byc szefem panstwa, a ten drugi nie! Jeden rzadzi i nie mowie tutaj o jakims mitycznym wladcy, ktory niczym barbarzynski krol musi sie zjednoczyc w boju ze swoimi zolnierzami, a o polityku, ktory za sprawa demokracji pelni urzad! Myslimy chyba o dwoch roznych sprawach, bowiem zolnierze nie kieruja panstwami, chyba, ze w dykataturach wojskowych, a chyba nie jest to najlepszy system polityczny co pokazuja liczne przyklady w naszym swiecie jak i Imperium.
Mylisz się. W kulturze Mandalorian w żadnym wypadku nie była to dyktatura. Jeśli ktoś nie zgadzał się z władcą nic nie stało na przeszkodzie aby wyzwał go na pojedynek i jeśli był dosć potęrzny mógł przejąc władze. Twierdzisz że taki system nie sprawdziłby się we władaniu państwem? Mandalorianie jakoś sobie bardzo dobrze radzili a im w ziemskiej historii mozna znaleźć setki przyładów skuteczności takich rządów.
"Polityk który za sprawą demokracji pełni urząd"... tak to bardzo piekne słowa "demokracja" i tak dalej. Nie zrozum mnie źle jestem w pełni za demokracją ale powiedz mi szczerze czy można szanować kogoś kto wysyła ludzi na wojne a sam siedzi sobie w bezpiecznym pałacu prezydenckim i śpi sobie spokojnie gdy jego żołnirze giną dziesiątkami?
-Twierdzisz że taki system nie sprawdziłby się we władaniu państwem?
Wybacz, Strid, ale uważam, że mamy już nieco inne czasy; czasy w których wybieranie jako przywódcy państwa ekhm... najmężniejszego z mężnych na drodze eliminacji [dosłownej] jest nieco archaiczne i chyba już nie do końca słuszne System taki sprawdza się w organizacjach paramilitarnych, prymitywnych wspólnotach plemiennych gdzie prym wiedzie siła. Jak piszesz, potęga.
Mandalorianie jakoś sobie radzili, powiadasz... Jakby nie patrzeć, mieli bardzo burzliwą historię. Pełną przelanej krwi, śmierci i cierpienia często również tych niewinnych. Ich system opierał się na podbojach, od dawien dawna... Czy to jest ustrój w którym chciałbyś żyć? Walka celem samym w sobie?
w ziemskiej historii mozna znaleźć setki przyładów skuteczności takich rządów.
Podaj kilka takich przykładów z historii najnowszej, jeśli możesz.
Jeśli idzie o Twoje podejście do żądzenia... Domeną polityków jest jak sama nazwa wskazuje, prowadzenie polityki, nie wojen. Prezydent, czy inny przywódca, jest tym którego lud wybrał jako swojego reprezentanta. Nie woja. Jego celem jest reprezentowanie interesu kraju na innych arenach. Nie wymagajmy od niego przelewania krwi. Walka zbrojna ma to do siebie, że jej prowadzenie zostawia się osobom do tego przygotowanym, wyszkolonym. Żołnierzom. Gdy zawiedzie obrona kraju na polu dyplomatycznym, gdy politycy zrobili już wszystko co w ich mocy, a jedynym sposobem walki o dobro kraju, jest walka w sensie dosłownym - They`ll do their job well..
Oczywiście, w żadnym stopniu nie usprawiedliwiam wojen. Czytając Twoją wypowiedź, aż przypomina się, zdaje się szkolny, utwór Konopnickiej "A jak poszedł król na wojnę...". Każda wojna jest porażką sama w sobie.
-To prawda ze w świecie SW zdarzają się politycy mający choć odbrobine dobrej woli ale niestety zeby opisać jakąś grupe społeczną trzeba jednak nieco uogólnić.
Warto jednak pamiętać, że chyba każde uogólnienie z racji rzeczy jest krzywdzące, tym samym dobrze jest spojrzeć od drugiej strony i nadmienić o rewersie medalu
Ciąg dalszy nieco niżej
"WOjna jest przedłuzeniem polityki" twierdzil Clausewitz, co nie oznacza, ze powinna zdominowac polityke. Jak napisal Mihoo nie zyjemy w czasach plemiennych gdzie ten kto mial najwiekszy kij i potrafil go uzyc zajmowal pozycje plemiennego kacyka! Spoleczenstwo cywilizowane w ten sposob nie dziala, to mialem na mysli piszac, ze rozumujemy chyba na troche innych poziomach...Czy mozna miec szacunek do polityka, ktory zamist z karabinem na ramieniu pomaszerowac na front siedzi za biurkiem? Oczywiscie bo to normalne w kazdym nowoczesnym systemie politycznym niezaleznie zreszta od rezimu. Nie ma w tym nic dziwnego i zapewniam Cie, ze jestes na calym swiecie jednym z niewielu dla ktorych taki stan rzeczy jest dziwny i nie do zaakceptowania. Poza tym czy wyobrazasz sobie prezydenta Kwasniewskiego, ktory z chlopcami z "Gromu" zdobywa instalacje naftowe w irackim Umr-Kasyr?
O jakim świacie my w końcu mówimy? Nigdzie nie pisałem że w naszym dzisiejszym świecie rządy takie jak u Mandalorian by się sprawdziły. Napisałem równiez że takie rządy nie sprawdziłbyby się zapewne w rządzie ogólnogalaktycznym. napisąłem tez ze najwięszym zwycięstwem przywódcy jest uniknięcie wojny ale jesli do niej dojdzie to przywódca powinien walczyć razem ze swoją armią.
dochodzimi w sumie do podobnego wniosku - i właśnie stąd wziął się mój pomysł - państwa, w którym podczas pokoju większą władze ma parlament wybrany przez obywateli, a większe uprawnienia wojskowe ma monarcha/władca, którrgo zadaniem jest prowadzenie armii do zwycięstwa.
Teoretycznie jest to rozwiązanie idealne ale jesli owym władcą stałaby się nieodpowiednia osoba to mógłby zaistniec poważny problem. I tu przydaliby się Jedi choć jak pokaząła nam "Zemsta..." i takie rozwiązanie moze skończyć się tragicznie jeśli taci strażnicy zbyt późno zdadza spobie sprawe z tego co robi władca.
-Nigdzie nie pisałem że w naszym dzisiejszym świecie rządy takie jak u Mandalorian by się sprawdziły.
Nie, Ty napisałeś, że w ziemskiej historii już się sprawdziły w setkach przypadków [parafraza] :>
A z kontekstu z kolei wynika, że wskazujesz taki taki system za przykład słusznego.
Jeśli idzie o przywódcę walczącego ramię w ramię ze swoją armią, to już tak jakoś dziwnie się przyjęło, że w armii istnieje wyraźny podział ról, są osoby które dzięki swoim predyspozycjom planują ataki czy całe kampanie i są osoby pozbawione takowych zdolności wykonujące te plany. Nie sądzisz, że byłoby to nieco dziwne ze strategicznego punktu widzenia - wysyłać na pierwszą linię osobę odpowiedzialną za część taktyczną kampanii zbrojnej? Panujące tam niesprzyjające warunki mogą spowodować niemały uszczerbek na zdrowiu, co zapewne nie odbiłoby się korzystnie na zdolnościach do planowania ewentualnych przyszłych posunięć...
Zazwyczaj jest też tak, że przywódcy armii nie biorą się z ulicy, przeważnie również już swoje odsłużyli.
A zadaniem głowy państwa jest rządzeniem krajem jako organem państwowym. W niektórych formach demokracji (Niemcy) jego rola jest właściwie wyłącznie reprezentacyjna. Generalnie jednak prezydent posiada uprawnienia ustawodawcze i wykonawcze.
Od dowodzenia armią są osoby posiadające odpowiednie przygotowanie - wyobrażasz sobie, że na polu bitwy ruchami wojsk kieruje osoba cywilna? Sugerujesz, że prezydentem powinna zostawać wyłącznie osoba o doświadczeniu bądź przeszkoleniu wojskowym? A może nowo wybrany prezydent powinien obowiązkowo odbywać szkolenie w zakresie dowództwa nad wojskami obrony kraju i taktyk wojennych?
Strid, tak już jest, że bycie głową państwa a dowodzenie wojskiem to dwie odrębne rzeczy rządzące się zupełnie odmiennymi prawami. I dlatego krajem rządzą politycy a armią dowódcy wojskowi.
Hmm....jaki wladca? Jakie dowodzenie? Moze takie obyczaje sa dopuszczalne wsrod wiedzm z Dathomir (choc tam chyba nie bylo zadnego parlamentu), ale nie w zadnej następczyni Republiki. Przywodca panstwa jest przywodca politycaznym a nie wojskowym, rzadzeniem zajmuja sie politycy, co jest naturalnym stanem w wysoko rozwinietych cywilizacjach, a nie wojskowy kacyk, ktory chocby jak byl mezny nie moze rzadzic panstwem, tylko dowodzic zolenierzami, niech tam dowodzi swojego mestwa. W czasie stanu wojny szef panstwa zawsze ma wieksze komptetencje, take to nie jest zadne odkrycie, ale to nie oznacza, ze ma walczyc ramie w ramie ze swoimi ziolnierzami i z nozem w zebach zdobywac okopy. BO przeciez jezeli mialby byc demokratycznie wybrany to odpada opcja wyboru z racji bycia wojskowym, bo albo wojsko albo polityka. A na przykladach mozna sie opierac i z naszego swiata i z gwiezdno-wojennego, nie widze w tym nic zdroznego, bo przeciez universum SW stworzono na zaczerpnietych z naszej rzeczywistosci wzorach. Dodam jeszcze, ze proponowany przez Strudera system to jakas barbarzynska potwora stosowna moze dla prymitywnych ludow, lub bandy najemnikow w charakterystycznych helmach vide Jango Fett. Rozwoj cywilizacji generuje rozwoj mysli politycznej, a to zobowiazuje do porzucenia jakis barbarzynskich wzorow a la demokracja wojenna...
- Nie sądzisz, że byłoby to nieco dziwne ze strategicznego punktu widzenia - wysyłać na pierwszą linię osobę odpowiedzialną za część taktyczną kampanii zbrojnej?
Skądże...znam przypadki dowódców (i to naprawdę dobrych dowódców) z najnowszej historii, którzy tak właśnie robili - dzięki temu widzieli sytaucaję jak panuje na froncie (czy np. atak się dobrze rozwija) i dzięki temu mogli podejmować szybki decyzje.
Zgadzam się oczywiście, że osoba cywilna nie może kierować ruchem wojsk czy całą kampąnią przeciw swoim wrogom, lecz może nowo wybrany prezydent powinien obowiązkowo odbywać szkolenie w zakresie dowództwa nad wojskami obrony kraju i taktyk wojennych?
- podstawowe powinien (moim skromnym zdaniem) znać, przynajmniej, jeśli prezydent pełni ważną funkcję w danym państwie (np. Niemczech to by było bezsensowne). Znam przyapadki, gdzie głowa państwa (w tym przypadku akurat dyktatorzy) przez swoją nieznajomość strategii wojskowej doprowadzali państwo do upadku.
Malad Gorion napisał:
Dodam jeszcze, ze proponowany przez Strudera system to jakas barbarzynska potwora stosowna moze dla prymitywnych ludow, lub bandy najemnikow w charakterystycznych helmach vide Jango Fett. Rozwoj cywilizacji generuje rozwoj mysli politycznej, a to zobowiazuje do porzucenia jakis barbarzynskich wzorow a la demokracja wojenna...
-----------
Ta banda najemników i brabarzyńców miała więcej honoru niż obie Republiki razem wzięte...
-Ta banda najemników i brabarzyńców miała więcej honoru niż obie Republiki razem wzięte...
Jak napisał Mihoo - każda wojna jest porażka samą w sobie! Czy za honorowe postępowanie uznałbyś bezkarny najazd Mandalorian np. na naszą planetę?
Zresztą sprawę mandaloriańskiego honoru już roztrząsaliśmy:
http://gwiezdne-wojny.pl/b.php?nr=148755#148849
-Skądże...znam przypadki dowódców (i to naprawdę dobrych dowódców) z najnowszej historii, którzy tak właśnie robili - dzięki temu widzieli sytaucaję jak panuje na froncie (czy np. atak się dobrze rozwija) i dzięki temu mogli podejmować szybki decyzje.
Jeśli masz na myśli głównodowodzących armią stojących w pierwszym szeregu na pierwszej linii, to pasuję w tej kwestii Byłym rad gdybyś przytoczył owe przykłady, gdyż do tej pory zachowania takie kojarzyły mi się raczej jednoznacznie z wodzami znanymi z nieco dawniejszej historii, bardzo nieco, rzekłbym nawet.
Bo jeśli chodzi o ogólnie pojętą obecność dowódcy na polu bitwy, to z powodów które wymieniłeś oczywiście nie widzę w tym nic dziwnego.
(...)podstawowe powinien (moim skromnym zdaniem) znać, przynajmniej, jeśli prezydent pełni ważną funkcję w danym państwie
Dla mnie, z kolei, rozgraniczenie pomiędzy funkcjami polityka a wojskowego zawsze było jak najbardziej jasne i naturalne. Po co armią dowodzić ma ktoś, kto jak sam mówisz ma podstawowe szkolenie, kiedy znalazłoby się wiele osób o wiele bardziej się do tego nadających i pełniących funkcje nastawione wyłącznie na ten cel?
Znam przyapadki, gdzie głowa państwa (w tym przypadku akurat dyktatorzy) przez swoją nieznajomość strategii wojskowej doprowadzali państwo do upadku.
Jak dla mnie to sam fakt istnienia w państwie dyktatora oznacza jego upadek - późniejszy lub wcześniejszy. Gdy system rządzenia nie opiera się na zasadach autorytaryzmu, zawsze znajdzie się ktoś o większym rozeznaniu w danej dziedzinie, kogo, że tak powiem rady, wysłuchać może owa głowa państwa.
-Byłym rad gdybyś przytoczył owe przykłady, gdyż do tej pory zachowania takie kojarzyły mi się raczej jednoznacznie z wodzami znanymi z nieco dawniejszej historii, bardzo nieco, rzekłbym nawet. Więc możesz promieniować [szczęściem] : H. Guderian (twórca Blitzkriegu) dówdca XIX Korpusu Pancernego, później 2. Grupy Pancernej - często widziany wśród czołowych oddziałów czołgów (fajnie to brzmi), Generał Model (jakbym pamiętał jeszcze imię) i znany chyba wszystkim Rommel (on też był nie raz wśród swoich AfrikaKorps0 - może nie spędzali całego czasu wśród nacierającyh oddziałów - ale dość dużo
P.S.
Patton chyba też tak robił - ale tego nie jestem pewien