Oj, ot zaczyna się marudzenie.
To, co mi się nie podobało (kolejność raczej przypadkowa):
1. Droidy!
a) Nagle wszystkie droidy stały się zdecydowanie bardziej inteligentne. Nie dość, że gadały (Po jaką cholerę Vulture`om, będącym aktywnym przez 90% czasu w próżni zdolność MOWY? Nawet, jeśli to jakiś nieartykułowany bełkot..?), to jeszcze motywy w rodzaju "To nic, wracać do pracy" albo kopanie R2-D2... Rozumiem, rozwój technologii... Ale zastanówmy się - skoro Republika dysponowała klonami, to CIS powinna stworzyć nie, dajmy na to, dwa miliardy droidów o stopniu inteligencji 3. tylko cztery miliardy - o inteligencji 4.
b) Z drugiej strony, droidy straciły swą "mięsoarmatniość" - nie walą na oślep, byleby zabijać lub samemu polec. Pokusiłbym się wręcz o stwierdzenie, że zrobiły się... melancholijne. To "Przepraszam!" na mostku "Niewidzialnej Ręki"... Dajcie spokój.
c) R2-D2... Nie dość, że chodzi na tych "Nibynóżkach", zamiast jeździć (po co mu kółka?), to nagle zdobył więcej umiejętności, niż kiedykolwiek wcześniej. Te manipulatory... Jak wszyscy (pozdrowienia dla Chewie ) wiemy, R2 to samobieżny inteligentny scyzoryk. Ale.. gdyby między Zemstą a Nową Nadzieją był jeszcze jakiś film, okazałoby się pewnie, że R2 ma w środku generator tarcz, turbolaser, miotacz płomieni, toster, maszynkę do pop-cornu i waty cukrowej, holonetowy transmiter, zapas wody i płynów na pół roku, osiem zbroi mandaloriańskich (po jednej na każdy dzień tygodnia + jedna na specjalne okazje) i, co najważniejsze, nie tylko 30-to tomową encyklopedię Britanica, ale i to, co najważniejsze, czyli wszystkie tomy "W Poszukiwaniu Straconego Czasu" Prousta i "Bolesława Chrobrego" Gołubiewa.
2. Kashyyyk:
a) Nie umiem zapomnieć cytatu z "Świtu Rebelii" bodajże - brzmi on mniej więcej tak: "Chewie nigdy nie postawił stopy na powierzchnii Kashyyyk i nie znał żadnego śmiałka, który mógłby się tym pochwalić." - nie wymaga to komentarza.
b) Bitwa jakaś taka bezpłciowa... No, jak frytki bez soli.
c) Druga część bitwy (w trakcie Rozkazu 66) już lepiej, ale wtedy widać wyraźnie - kusze Wookieech strzelają w ten sam sposób (wydają nawet identyczne dźwięki) jak blastery.
3. Dialogi:
a) Nie, do Obi-Wana nic nie mam, tak samo, jak do Palpatine`a, a nawet Grievousa.
b) Anakin i Padmé. Bez komentarza.
d) Klony, które potrafią powiedzieć tylko "Tak, Sir, natychmiast!". Rozumiem, że są przystosowani do wykonywania rozkazów, ale wychodzi na to, że to droidy CIS mają więcej do powiedzenia.
4. Mit Dartha Plageuis`a (czy jak to się wogóle, rodiańska mać, pisze. Jakieś to naciągane i w sam raz, żeby zrobić z "Najmroczniejszej części Sagi" "Najmelodarmatyczniejszą część Sagi".
5. Metamorfoza Anakina:
a) Mordowanie dzieci. Nie sądzę, żeby przyszły ojciec umiał coś takiego zrobić (niemniej jednak, scena świetnie zrobiona).
b) Te całe jego zachowanie bywa tak absurdalne...
6. Motyw Qui-Gona - też naciągane...
7. Pogrzeb Padmé - czemu nie jest to zarazem pogrzeb Jar-Jara?
8. Postaci:
a) PADMÉ!!! Na litość, najlepsza scena z jej udziałem, to jej pogrzeb.
b) Nikt inny? Ojej.
9. Za dużo efektów specjalnych, za mało żywego "aktorstwa".
10. Za mało widoczków, które sycą oko w albumie z "Zemsty" - "Miasto-Do-Góry-Nogami" to pomysł wielce oryginalny, pojawiający się w filmie jako Cato Neimoidia i nie ukazane już tak fajnie, jak na szkicach.
11. Pojedynek Anakina i Obi-Wana - za dużo pokazowych efektów specjalnych, za mało sensu. Przerost formy nad treścią, ot co.
(Sam koniec, tzn. Confetti-z-Anakina na skraju rzeki lawy, to już bardzo podobne do tego, co sobie wyobrażałem.)
Tyle na dzień dzisiejszy.
W sumie, zastanawiam się, czy dla mnie przypadkiem cała Nowa Trylogia nie jest pomyłką i/lub halucynacją.
Nie mam na myśli tego, że jest beznadziejna w całości. Ogólny rys fabularny jest jak najbardziej w porządku. Ale niektóre motywy, sceny i rozwiązania są, mówiąc w sposób poprawny politycznie, genialne inaczej ().