Bardzo sobie cenię twórczość tej autorki w Forgotten Realms, Pani Cunningham pisze świetne przygodowo-awanturnicze fantasy, potrafi też stworzyć panoramę historyczną (?) w postaci "Evermeet - Wyspa Elfów" oraz kreślić bardzo dobrych bohaterów.
Dlatego odnoszę wrażenie, że jej udział w projekcie Nowej Ery Jedi narzucił bardzo konkretne i jasno określone ramy czasowe do opisania, mocno zawężając jej kreatywność. Zupełnie jakby autorka została wciśnięta trochę na siłę w projekt, jako jeszcze jeden znany pisarz fantastyki, który doda prestiżu całemu przedsięwzięciu.
I tak oto dostajemy dosyć zachowawcze dalsze losy Jainy po tragicznej w skutkach misji zabicia królowej Voxynów. Młoda Jedi jest przekonana o śmierci dwóch braci, nawet nie pozwala sobie na ochłonięcie po stracie, tylko od razu wdaje się w kolejny konflikt, tym razem na Hapes. Dużo fanów narzeka na jej zachowanie, faktycznie znacząco ono odbiega od dosyć zdystansowanej i praktycznej nastolatki z poprzednich książek. Przez sporą część tej powieści miałem z tym problem, ale muszę przyznać, że protagonistka ma prawo czuć się zagubiona i chaotycznie, agresywnie wręcz reagować w kontaktach z innymi postaciami. Ciągle próbuje znaleźć "punkt równowagi" w swych działaniach i nawet romans z ciemną stroną jest w jej wykonaniu bardzo rozważny i metodyczny.
Ciekawa jest też relacja kapłana Harrara z synem mistrza wojennego. Tsavong Lah wysyła swego pierworodnego pod dowództwo swego przyjaciela, by ten ogarnął mu syna, zaślepionego fanatycznym oddaniem. Czy nauka poszła w las? Przekonajcie się sami!
Do tego wraca młody Fel, autorka zdąży jeszcze nakreślić mały, platoniczny flirt, trochę emocjonalnego zamętu z Zekkiem, Kypem, trochę prostych intryg na Hapes, jedna kulminacyjna bitwa, szczątkowo opisana* i ...tyle. Pani Elaine niczym zatrudniony na umowę zlecenie wyrobnik rozstawia bohaterów na planszy, ci lecą tam, tamci tu, ta podejmuje taką decyzję a ta wzbrania się przed tym i tamtym. To dosyć niewdzięczne zadanie zaczynać historię tuż po epickiej "Gwieździe po Gwieździe" tylko po to by przygotować grunt pod kolejną wielką kampanię w "Liniach Wroga". Moim zdaniem przy takich ograniczeniach pisarka dała radę, zwłaszcza mocno określając rolę Jainy Solo w dalszej wojnie.
*Może to i lepiej, autorka fantasy kompletnie nie ogarnia bitew w kosmosie - koralowe skoczki strzelają do tyłu, myśliwcom płoną zbiorniki z paliwem w kosmosie, fregaty mylą się jej z myśliwcami, ale to wszystko może być sprawką polskiego przekładu w sumie.