czyli jak to Xian tłumaczył "Yoda i Randka w Ciemno" .
Szczerze mówiąc mam pewne problemy by tę książkę skończyć... jest bardzo dziwna, nie wiem czy autor próbował być śmieszny, czy brakuje mu klepek. I jak zwykle oczywiście traci na tym EU... bo z Waylandu robi się Grunwald (najsłynniejszą bitwę w historii galaktyki ), to w tym momencie słabo świadczy o Mon Mothmie, Iblisie, i reszcie, która walczyła w Wojnach Klonów... walczyła, a w ogóle nie wiedziała nic o ważnych miejscach...
Z Mace`a Windu (już wspominam, że go zdegradowano), zrobiono wojownika machającego mieczem, który nie ma pojęcia o czymś takim jak polityka, strategia itp. Generalnie wnioski, do których doszedł Mace w Punkcie Przełomu, można sobie .... wyrzucić .
Yody przez pół książki siedzi zamknięty... Zabiło mnie zdanie, że Yoda wysłał dwóch padawanów i zamiast się martwić o to, czy nic im się nie stało, przede wszystkim martwił się, że mu jedzenia nie przynieśli. Zresztą Stewart w kilku miejscach zrobił aluzję, że podstawową słabostką Yody jest jedzenie i gdy go brakuje, nie zachowuje się jak na mistrza Jedi przystało...
Jednym z największych plusów jest to, że pokazano iż większość ludzi w galaktyce postrzega Jedi jako... tajną policję Kanclerza... W sumie będzie to piękne wprowadzenie do czystki.
Mimo tych wad, książkę w miarę dobrze się czyta, acz powiem wprost, spodziewałem się czegoś innego, w dużej mierze jest to dla mnie zmarnowana szansa. Na pół roku przed ROTSem... nie ma ani śladu Rebelii, ani nic. Jedi Trial lepiej przedstawił powstawanie Imperium, a komiksy podejscie niektórych senatorów....