śmierci poruszyły mnie najbardziej: sposób, w jaki Williams zarżnął, bo śmiercią, a co dopiero honorową śmiercią to bym tego nie nazwał, Tsavonga Laha w Destiny`s Way. Tutaj twórca tej jednej z najlepszych w NEJ ksiązek dostał u mnie porządnego minusa, który w każdych notowaniach obniża mu ocenę co najmniej o 1. Tsavong został rozwiniętą postacią, może nie takim geniuszem jak Shedao (), ale jednak budził moją wielką sympatię, więcej, był moim ulubionym Vongiem. A sposób, w jaki zginął... ta młoda dziwka nawet nie pozwoliła sobie na chwilę przemyśleń, nie było jakiegoś wiekopomnego zdarzenia, nie rozciągnęli tej sceny do granic niemożliwosci jak było z Chewiem, tylko "poderżnęła mu gardło i ruszyła na pomoc swojemu wlochatemu kumplowi". Sorry, ale jakbym ja zabił właśnie dowódcę armii Yuuzhan, który od dwóch lat z udanym skutkiem polował na mojego brata, mnie pośrednio przeciągnął na CSM, a i śmierć Anakina dałoby się pod jego zasługo podciągnąć, to rozkoszoałbym się tą chwilą chociaż przez moment... a to... to... zakrawa na bluźnierstwo. Wtedy w moich notowaniach spadła zarówno Jaina, jak i Lowie, Williams czy cały "Szlak".
Drugą śmiercią jest oczywiście Yoda w RotJ, jedna z niewielu udanych postaci w OT, i sposób w jaki umarła... w ogóle biedny staruszek zawsze budził moją sympatię i szacunek (a to, co z nim wyrabiają w NT... ale to już inna sprawa, tak im znowu Obi-wan dobrze wyszedł).