sytuacja Rebelii pogorszyłaby się, ale nie widzę jej sytuacji aż tak czarno jak ty to przedstawiasz. Garm IMHO w takiej sytuacji mógłby wyjść z cienia i przejąć od skompromitowanej Mon Mothmy dowodzenie siłami Rebelii. W normalnej historii (przyjmijmy, że słowem "normalna" określamy rzeczywistość książkową) Garm się tego nie podjął, bo Rebelia Mothmy wykorzystywała sławę płynącą z dotychczasowych zwycięstw. Porażka pod Endorem faktycznie mocno ograniczyłaby chęć ludzi do wstępowania w szeregi Rebelii... chyba że pojawiłaby się nowa charyzmatyczna postać, a taką mógłby być bel Iblis, gdyby zdecydował się wyjść z cienia. Jak dla mnie Garm jest przedstawiany jako człowiek honorowy i dlatego spróbowałby ratować to co z Sojuszu zostało. Oczywiście to cały czas gdybanie, ale cały ten wątek to gdybanie.
Napisałeś, że przegrana pod Endorem byłaby "niewyobrażalną klęską militarną" Rebelii. Tu też się za bardzo nie zgodzę. Z pewnością byłoby to sporą klęską, ale nie aż tak olbrzymią jak to przedstawiasz. Jeśli popatrzymy na siły Rebelii w RotJ to można dojść do przekonania, iż te 6 Dreadnaughtów bel Iblisa (oczywiście cały czas przy założeniu, iż to on przejmuje dowództwo Rebelii) prawie wyrównałoby straty przynajmniej w okrętach klasy capital uczestniczących w bitwie o Endor. Największym ciosem w aspekcie militarnym byłaby utrata paru czołowych pilotów myśliwców (a i to cały czas przy założeniu, że niedobitki Rebelii nie postanowiłyby zwiać z pola bitwy), ale nie są to straty, których w pewnej perspektywie czasowej nie dałoby się choćby częściowo nadrobić. A jeśli chodzi o utratę Ackbara, to dołączenie Iblisa by ją IMHO wyrównało. Z kolei jeśli idzie o wojska lądowe, to RotJ pokazuje raptem 16 Rebeliantów na Endorze (a i to licząc, że C-3PO i R2-D2 to Rebeliancu)
Co do klęski propagandowej spowodowanej utratą jej symboli (Luki i inni). Za mało mamy danych żeby ją poprawnie ocenić. Nie wiemy na ile popularni naprawdę byli członkowie Rebelii. W X-wing Alliance jest taka rozmowa (cytaty z pamięci - prawie na pewno coś pokręciłem, ale sens został zachowany):
- Maybe he will be next Luke Skywalker.
- Who?
- The guy who destoyed the Death Star.
Ten cytat ładnie pokazuje, że nie każdy w galaktyce ma jakieś pojęcie o tym kim jest Luke i naprawdę ciężko jest stwierdzić na ile naprawdę zaszkodziłoby to chęci przystępowania nowych członków do Rebelii.
Gwiazda Śmierci. Tutaj w sumie wiele zależałoby od Imperium. Na pewno DS II sprawiłaby, że chyba żadna planeta nie zdecydowałaby się jawnie poprzeć Rebelii. Jednak Imperium łatwo mogło popełnić bardzo poważny błąd. Jeżeli ktoś z członków Rebelii (np. Iblis) strasznie zalazłby za skórę Imperium ktoś mógłby wpaść na "genialny" pomysł zniszczenia rodzinnej planety bohatera Rebelii (w tym wypadku Corelli jeśli mnie pamięć nie myli). Paradoksalnie to mógłby być początek końca Imperium i okres największej ilości chętnych do przyłączenia się do Rebelii bądź finansowego wspierania jej. Dlaczego? Ano dlatego, że Imperium takim atakiem dałoby jasny sygnał - "możesz być lojalny wobec Imperium, ale wystarczy, że ktoś inny z Twojej planety podpadnie, a możesz zginąć wraz z nim i nie będzie nas to w ogóle obchodzić."
I na koniec spójrzmy na bitwę o Endor z punktu widzenia typowego mieszkańca dowolnej planety. W holonecie podają, że Imperium zmiażdżyło znaczne siły Rebelii pod Endorem i że to koniec Rebelii. I fajnie, tylko że typowy mieszkaniec zapewne juz nieraz słyszał informacje o rozgromieniu Rebelii w jakimś tam sektorze i informacje o zwycięstwie nad Endorem potraktuje jako kolejną z szeregu podobnych informacji. (Tak przy okazji to jest właśnie wielkie zadanie Iblisa w tym momencie - pokazać, że propaganda imperialna o końcu Rebelii (która zapewne by się pojawiła) to są bzdury i że Rebelia nadal działa).
P.S. Tak w sumie to chyba powoli odbiegamy od głównego tematu, ale skoro głównym celem tematu miało być stworzenie dyskusji to dyskutujmy.