Z cyklu luźne rozmyślania, czyli kolejny temat założony bez celu, ale nóż, widelec ktoś na niego odpowie.
Cały czas mam wrażenie, że Gwiezdne Wojny w warstwie mitologicznej - zarówno stare jak i nowe epizody to ta sama historia. Rozwinę to dopiero jednak jak zobaczę już ROTS. Ale tu mówmy o różnicach, czyli to co różni obie trylogie.
Po pierwsze na pewno mamy skomplikowaność świata i akcji nie mitologicznej - jest tego dużo więcej, niz w generalnie prostej oryginalnej trylogii. Ale świat się zmienił, teraz dziennie dzięki internetowi, telewizjom informacyjnym itp. przetwarzamy więcej informacji niż w latach 70. czy 80. Wiemy więcej o swiecie i o wszystkim, stąd bardziej hałaśliwy i zamotany świat to jedna nie z możliwości, a konieczności przy postwawaniu obecnych SW.
Z drugiej strony obecny konformizm społeczeństw, wręcz idealnie wkomponowuje się w to, że to ktoś za bohaterów rozrusza cała akcję.
Ale jest to też adresowany film do innej publiki, młodszej, inaczej spoglądającej na świat. Stąd mamy zupełnie inaczej prowadzone tępo filmów. Ujęcia - zwłaszcza w AOTC, są za długie o kilka-kilkanaście sekund. Akcja nie moze trwać dłużej niż 12 minut... itp. sam sposób realizacji filmów jest inny.
Już nie wspominam oczywiście o różnicach - w stylu miecze świetlne - efekty, itp. to jest logiczne, ale skoncentrujmy się własnie na różnicach wynikających z tego, że to filmy przede wszystkim odległe od siebie o prawie 20 lat.