Jako że wychowałam się na klasycznych SW, wystrzegałąm się nowinek, jak diabeł święconej wody. Ciekawość była jednak silniejsza i dorwałam się do tej nudnej historyjki o odnalezieniu cudownego dziecka - Anakina Skywalkera. Spłynęło jak woda po kaczce - jakbym serial brazylijski oglądałą. Dałąm sobie spokój, i nawet uwagi nie zwróciłam na dalszy ciąg tej komedii. Parę dni temu zachciało mi się raptem (pod wpływem reklamy - a cóżby innego!), wpaść do wypożyczlni i złąpać za nową wersję starego SW. Mieli tylko Powrót Jedi i do tego Atak Klonów...
Zaiste, pan Lucas i spółka muszą chyba zalegać od dwudziestu lat z czynszem i żywić się okrągły rok psimi konserwami, skoro zdecydowali się zainstalować tak kretyńskie wstawki w oryginale i jeszcze wyprodukować następcę czy też poprzednika (co jeszcze gorsze) Gwiezdnych Wojen! Doprawdy, zwykły skok na kasę tego nie tłumaczy!
Młody Anakin ma tyle w sobie z rycerza Jedi ile Murzyn z Japończyka.
Świat Republiki wygląda wypisz, wymaluj, niczym najpiękniejszy sen naszych ziemskich globalistów - nic tylko reklamy, reklamy, reklamy, drapacze chmur, szybkie samochody i miliardy konsumentów. Jeżeli Jasna Strona pilnuje tego biznesu, to ja przepraszam!
Historia ze śmiercią matki Anakina jest tak naciągana, że nawet po pijaku nie da rady tego przełknąć - i to ma być pierwszy krok ku Ciemnej stronie! Chyba nawet twórcy wątpili w skuteczność tej bajki, skoro posadzili Yodę na stołku i kazali mu wytłumaczyć widzom, że młody Skywalker cierpi ogromnie. Ni w 5 ni w 10.
Panna senator (nie pamiętam jak tam ją zwali) strażniczka demokracji i pokoju, wiadomość o wymordowaniu przez ucznia Jedi całej osady żywych istot (przepraszam za nieuwagę, ale znów nie pamiętam nazwy) skwitowała stwierdzeniem że "złość to rzecz ludzka"... Chciwcy, którzy popełnili ten kicz, najwiękrzej zbrodni dokonali na fabule.
Efekty specjalne też nie powalają - Matrix robi 10 razy więkrze wrażenie. I to ma być kontynuacja najleprzego filmu SF wszechczasów? Żenada. Wszystko jest błyszczące, nowiutkie i "na jeden przycisk", podczas gdy w oryginale trzeba było nieźle napocić się nad kabelkami, żeby coś wreszcie ruszyło. Na tym też polegała magia starego SW.
Zapewne Lucas dochrapał się niezłej forsy na tym produkcie. Zapewne "idąc z duchem czasu" wprowadził nowe pokolenie w świat Gwiezdnych Wojen, jak ktoś sugerował. Tylko czy to nowe pokolenie odbierze tę historę tak jak ona na to zasługuje, czy jako kolejny "zajebisty" film załadowany komputerowymi efektami?