i dlatego tak wpisałem jak wpisałem.
JAko przykład ... Tolkiena podałeś jedną z podstawowych interpretacji Mitu Campbelliańskiego, drogi bohatera - czyli to, że bohater - zazwyczaj z miejsca, którym wg Lucasa (a nie pisarzy SW!!) Tatooine na pewno była i powinna być, i w rezultacie ratuje galaktykę. To jest czysta forma mitu Campbelliańskiego i tu Tolkien nie ma nic do powiedzenia.
Problem w tym, że co z tego, że Tolkien napisał swe powieści w latach 30-40... skoro dopiero w drugiej połowie 50. wyszło to w świat.. Do tego czasu fantasy miało inną twarz. Robert E. Howard niiestety popełnił samobójstwo, ale gdyby żył, kto wie co by osiagnął. Zresztą zauważ, jaka jest sprzedaż jego książek choćby na allegro - bez takiej reklamy medialnej jaką ma Tolkien. (Tu uprzedzam ew. pytanie, mam wielki szacunek do Tolkiena, czuje się tolkienistą... ale w chwili obecnej jego pozycja jest przesadzona, głónie dlatego, że z całym szacunkiem, nie znam żadnego pisarza, który poszedłby w ślady Tolkiena. Ursula LeGuinn próbowała <-- ale to już inny temat
tu zapraszam: http://gwiezdne-wojny.pl/b.php?nr=127164).
Choć w jednym masz rację - Lucas w jednym jest bliżej do Tolkiena niż ktokolwiek inny - w koncepcji historii świata, używanego wszechświata i historiach każdego szczególiku. Ale czy Lucas wział to wzorując się na Tolkienie, to sprawa mocno dyskucyjna.
Tolkien jest NAJWIĘKSZYM popularyzatorem fantastyki - z tym się zgodzę. Dzięki Tolkienowi fantasy trafiło pod strzechy, ale też znacnie się spłyciło... to druga strona medalu, bo wczesniej do fantasy szedł ten, kto miał cos do powiedzenia, a nie po to by doić kasę na naiwniakach, jak napisze coś o elfach, krasnoludach, goblinach, żulach i czymś co tylko Moc wie.
No a cały czas mówię, że o ile bez Tolkiena "Wiedźmin" wyglądał by niewiele inaczej niż teraz, po prostu nie byłoby indian... znaczy się elfów (zasugerowałem się ich filmowym wyglądem). Ale Elfy nie odgrywają tam znaczącej roli. Nieuważny czytelnik by tego nie zauważył...
Ale bez Leibera.... nie byłoby Wiedźmina. To powiedział sam Sapkowski, i czytając Leibera jestem o tym przekonany, że miał rację
. Fritz Leiber może do najlżejszych nie należy.... ale bez niego światy Feista, Sapkowskiego czy nawet Eriksona (choć ten się przyznaje, że do Tolkiena sięgnął bardzo późno - i tak mogłaby wyglądać cała fantastyka gdyby nie było Tolkiena - na pewno nie tak popularna, ale o wiele bardziej mroczna) nie byłoby bez Leibera... ale bez Tolkiena zaistnieliby... choć ich światy byłby uboższe, acz jeszcze rozpoznawalne
.