Podzielę się z wami moim najnowszym dziełem...
Kupa
Kiedy kupcie w dłonie weźmiesz, miękkość cudna cię ogarnie
Niczym papier Velvet aksamitny, kolorowy.
Wtedy właśnie zginą wszyscy, zginą marnie,
Ci niewierni, którzy hańbią biznes odchodowy.
Bo to z sempiterny ciało podłużaste i brązowe,
Choć nie zawsze, bo niekiedy inne też miewa kolory
Często wręcz odbiera mowę,
To wspominał sam Batory,
Iż przy dłuższym posiedzeniu, w pomieszczeniu z „siedzidełkiem”
Czasem ciężko coś powiedzieć
Gdyż ciśnienie tak napiera, że popląta czasem lekko język z wędzidełkiem.
Gówno, fekaliami zwane w półpłynnej swej egzystencji
Czasem i facetom się przydaje,
Gdy zboczonej szukają na noc lasencji.
Bo wtedy przecie na nią swój kał kładzie, czym przyjemność jej oddaje...
Tak powiadam wam rodacy, gdyż kupa się tu marnuje,
A wie to Taraissu i Misiek dzielny, którzy daru gówna skosztowali.
Sraczka gospodarkę naszą, choć wątłą buduje,
I mówię wam, przy jej ogromie my jesteśmy mali!
I tu chcę zakończyć kupny ten tekst cały
I morałem skromnym się z wami podzielę.
Gdy na kiblu czasem wyłażą wam gały,
Pamiętaj, KUPA Z TOBĄ – hasło na niedzielę!