Tak z ciekawości rzuciłem okiem w moje wynurzenia sprzed (prawie) roku dotyczące Akolity, zakończenia serialu i podsumowania. Wychodzi na to, że moja opinia jakoś znacznie się nie zmieniła - ciekawa rzecz, bo gdy do "riłoczu" zasiadałem, zdawało mi się, że będzie duża zmiana w odbiorze.
Co można powiedzieć, serial na pewno nie jest zły, można to oglądać. Teraz, po skasowaniu może nawet niektórym by to podeszło bardziej, bo rzecz jest chyba w pewnym sensie "zdekanonizowana", więc oglądanie na pełnym luzie, bez spiny o zgodność etc. Ale czy ludzie mają ochotę na oglądanie "apokryfów"? Wydaje mi się, że fani starwarsów chyba jednak nie bardzo.
Zaletą Akolity jest krótki czas trwania i zwartość, 8 odcinków po ok 30 min, to nie jest coś, co wymaga tygodni "binge-watching", przekrwionych oczu, zarywania nocy, oderwania od rzeczywistości i "chodzenia po ścianach". Mi rewatch zajął około 2 tygodnie, i w takim zdrowym tempie można to spokojnie "skonsumować".
Kontunuując zalety: czysto techniczne aspekty na bardzo wysokim poziomie, muzyka zdecydowanie najlepsza ze wszystkich nie-Williamsowych ścieżek dźwiękowych, klasa sama w sobie. Zdjęcia, montaż, set design, na bardzo wysokim poziomie, z kilkoma małymi (ale kłującymi) wyjątkami. Podobnie te podstawowe aspekty Sztuki Filmowej, jak reżyseria, aktorstwo, trzyma to wysoki (albo przyzwoity) poziom, nawet ta znienawidzona Steinberg jest OK, gdy nie jest wciskana w zbyt niedorzeczny kontekst - a to się niestety zdarza.
Przeskakując do wad: największy problem jest z tym centralnym pomysłem, czyli główne (?) bohaterki mają być jakimś dziwacznym podwójnym bytem. Kompletnie nie rozumiem istoty tej idei i niby w jaki sposób ma to być podstawą do zbudowania angażującej widza historii. Absolutny niewypał, który jakimś cudem nie kładzie serialu zupełnie. A jakim cudem?
A takim, że (wracając na chwilę do zalet, czy mocnych stron), "Akolita" jest absolutną BOMBĄ, jeżeli chodzi o tło wydarzeń, kontekst i bohaterów. Tło jest tak dobre, że serial wydaje się siłować sam ze sobą, żeby wrócić ze swoją fabułą na "główny tor" - czyli opowiadać o tym dziwacznym losie bliźniaczek (?). To jest jak zawracanie rzeki kijem, tak samo sensowne i tak samo się udaje.
Gdy wydarzenia idą swoim naturalnym torem, wszystko płynie i serial ma tempo, sens, jest interesujący. Gdy nagle wraca do "osi" - robi się straszną kaszaną. Stąd duża moim zdaniem dysproporcja w jakości odcinków - 1 do 6 są bardzo dobre, 7 zaczyna się załamywać (ratowane przez "dorosłą" tematykę), 8 to kompletny fabularny bezsens. Tło i świat oczywiście bardzo dobre i tylko dla tych aspektów serial warto dokończyć.
"Akolita" bez wielkiego wysiłku dość dobrze pasuje do starwarsów "głównego nurtu", czego nie mogę powiedzieć o żadnym innym serialu z epoki D. Wygląda, i "pachnie" to jak SW, przypominając nastrojem Prequele, z nieco wyraźniejszym aspektem tzw DARK FANTAZY, co nie jest Lukasowe, ale stanowi fajny klej, ten leżący u podstawy nastrój.
Jak wypada toto w porównaniu z innymi serialami? Jeżeli chodzi o czasy Disneya, wszystko kładzie na glebę. Jedyny wyjątek, to ANDOR, ale dla mnie osobiście ANDOR stara się być zbyt poważny, to staranie niestety widać, brakuje tam jakiejś "samoświadomości". ANDOR to SW odarte zupełnie z bajkowości, w takiej postaci dla mnie osobiście to wszystko traci urok. Powierzchownie ANDOR wygląda i działa jak SW, ale brakuje w tym jakiejś iskry, która sprawia, że chce się do tego wracać. Może to też sprawka bardzo przygnębiającego klimatu. Plus - niestety - tarcie pomiędzy "realizmem" i bajkowością, która chce wracać usilnie na ekran, gdy tylko Partagaz wspomina o Palpatine. Niestety, jak dla mnie te dwie strony za bardzo się gryzą.
Akolita tej bajkowości nie porzuca a nawet na niej jedzie, przy okazji nie wstydząc się wygłupów. Nie traktuje siebie zbyt poważnie. Przy okazji, te nieco "mądrzejsze" aspekty (polityka, moralność Jedi, ogromna i tajemnicza Galaktyka, etc) są wplecione w ten bajkowo - fantastyczny świat w sposób naturalny i harmonijny.
Stwierdzam, że moja początkowa "teza" - Akolita jedynym dziełem TV poza stareńkim Clone Wars, które ma jakiś urok - pozostaje w mocy. To jest materiał, do którego mam ochotę wracać. Jest w tym fantazja, lekkość, humor, trochę różnych mrocznych tajemniczych rzeczy. Akolicie jest bardzo blisko do Prequeli, a nawet do Prequeli, które żyły sobie w mojej głowie, zanim w ogóle trafiły na ekran.
Generalnie, raczej polecam, durna historia w centrum, to prawda, ale wszystko dookoła zrobione jak się patrzy. Może z czasem ten serialik będzie się cieszył większym powodzeniem, myślę że dla zupełnie nowych widzów SW może być to bardzo dobre "wprowadzenie w temat".