bartoszcze napisał:
Wiesz, czytam ostatnio doniesienia z produkcji nowych Awendżersów, i tam aktorzy odgrywają swoje sceny samotnie na greenscreenach, nie mając nawet pojęcia z kim grają w danej scenie i do kogo mówią - nie wiadomo, czy twórcy filmu już to do końca wiedzą
-----------------------
Technicznie dziś wiadomo, takie rzeczy możliwe "z palcem w nosie", ale to jest moim zdaniem ślepa uliczka i pewnym efektem będzie sztuczność i sztywność tych scen (co już w wielu współczesnych produkcjach widzisz).
W tej dekadzie jednego czego nam nie brakowało, to zapowiedzi, slotów i terminów premier - a potem się okazywało, że nie bardzo było czego kręcić (ja wiem, że Dżordż potrafił przywozić scenariusz na rozpoczęcie zdjęć dopiero, ale niekoniecznie to filmowi wychodziło na dobre). Stąd Kennedy mówiła w wywiadach, że nie spieszą się ze zdjęciami, dopóki nie mają scenariusza. I jak tak spojrzeć - Rian nie ma czasu pisać, Taika nie wiadomo czy ma czas, Mangold dłubie w przerwach między kręceniem, Filoni będzie pisał dopiero po skończeniu drugiego sezonu Aśki, Kinberg dopiero zaczął. Do produkcji poszły dwa projekty, które po prostu te scenariusze miały...
...a jeżeli coś może dodatkowo przyhamować następne, to słaby wynik Mandofilmu.
-----------------------
Dla mnie to jest nieporozumienie. Nie chodzi mi o jakość filmów kinowych tych które wyszły, wiemy jakie mamy zdanie na ten temat. Chodzi mi o tę całą machinę produkcyjno - marketingową, której działanie George perfekcyjnie rozumiał (i nie tylko to, wiadomo). Dżordż dogrywał rzeczy na ostatnią minutę, bo miał nad sobą (w pewnym sensie) H. Kazanjiana a potem McCalluma, którzy pilnowali wszystkiego z zegarkiem w ręku. Moim zdaniem w wypadku SW post-TROS, w ogóle nie było producentów, te rzeczy w ogóle nie startowały, nie było budżetu, kalendarza, "nie było niczego". Lucas zawsze najpierw miał produkcję dograną, a scenariusz pisał w popłochu na ostatnią godzinę, i zawsze to działało. Tutaj z jakiegoś powodu LF wciskał nam kit, że "najpierw scenariusz a potem się zobaczy". Moim zdaniem to była totalna lipa, nikt nic na poważnie nie planował, tak tylko rzucali takie teksty, żeby się fanatycy mieli czym jarać. Może też chcieli uciszyć to gadanie o "braku planu". Chcecie plan? To będziecie mieli. Teraz wygląda na to, że ten Starfighter naprawdę ruszył. A co będzie z Mando? Ja osobiście ciągle mam pewne wątpliwości. Reszty filmów nie będzie, to były jakieś fatamorgany.
O Dżordżu mówiłem, że przeszedł na Ciemną Stronę Marketingu, ale on albo milczał jak zaklęty, albo działał jak maszyna, a takie "opowieści z mchu i paproci" i pozorowane akcje, jakie nam serwowano przez ostatnie 6 lat, to zwykła amatorszczyzna, albo brak szacunku dla napalonych fanów, i tyle.