Będzie długo, bez sensu i nikogo, ale muszę się gdzieś swoją historią i podjarką podzielić
Zaczęło się niewinnie. Znajomy w pracy kupił gogle VR i bez przerwy nawijał podniecony jakie to super, zajefajne i frajda nie do opowiedzenia. Pogadałem z żoną w domu, że może też byśmy sobie sprawili dla całej rodzinki. Stwierdziliśmy, że czemu nie, ale później obejrzeliśmy jakieś filmiki na yt, nie wyglądało to jakoś szczególnie szałowo i temat umarł. Znajomy w międzyczasie zirytowany tym, że nikt nie podzielił jego entuzjazmu przyniósł gogle do pracy. Założyłem, odpaliłem i zaczęło się.
Pierwsze wrażenie to lekkie wow. Widzę normalnie swoje otoczenie prawie jakbym nie miał gogli na głowie, a przede mną wiszą bardzo wyraźne i ostre okienka, które mogę dowolnie przestawiać, ustawiać i brać ze sobą chodząc. Super bajer, jak w filmach. Następnie gdy wybrałem demko wprowadzające i przed uruchomieniem musiałem pochodzić po biurze, a na podłodze, ścianach, szafkach, biurkach zaczęła pojawiać się wirtualna siatka bardzo dokładnie wszystko otaczająca i wyznaczająca granicę bezpieczeństwa zaczęła mi opadać szczęka. Gdy w końcu normlany świat zniknął i znalazłem się w wirtualnym moja szczęka znalazła się na podłodze, a mój mózg został doszczętnie rozje*any.
Pierwsza rzecz to ręce. Tak dokładnie oddanego położenia kontrolerów, bez jakiegokolwiek odczuwalnego laga w życiu nie spotkałem. Te wszystkie Wii, Kinecty, Move`y to nawet nie ma co porównywać. Po chwili mogłem bez problemów swoimi wirtualnymi rękoma podnosić wirtualne klocki, ustawiać z nich wieżę, rzucać nimi. Mogłem wziąć paletkę do ping-ponga i bez problemu odpijać nią piłeczkę, jak w rzeczywistości. Mogłem puszczać wirtualne samoloty z papieru i odpalać zabawkowe rakiety. Mogłem uderzać w worek treningowy, nie tylko rękoma, nawet z dyńki! Wszystkie przedmioty, cała fizyka, wszystko niesamowicie naturalne. Poczucie realizmu nie do opisania. Odpaliłem minigierkę ze strzelaniem kilkoma rodzajami broni do wirtualnych klocków. Żaden fps w jakiego w życiu grałem, nawet żadne gry na automatach z fizycznymi pistoletami nie dały mi takiego feelingu celowania i strzelania jaki dała mi to prosta g*wno-gierka. Coś niesamowitego. Na koniec odpaliłem jakiegoś tańczącego robota, którego mogłem łapać za ręcę, targać, obracać, zupełnie jakby rzeczywiście stał obok mnie. Wyszedłem z demka totalnie oszołomiony. Przecież to był jeden z największych szoków growych jakie mnie w życiu spotkały. Porównywalny z pierwszym obcowaniem z Atari/C64 lub z pierwszymi grami z "wypasioną" grafiką 3D albo nawet i większy. Jedno wielkie WOW!!!
Odpaliłem pierwszą z brzegu grę, padło na Moss. Przede mną pojawiła się wielka, piękna makieta lasu, po której biegała myszka z wspinając się, skacząc i siekąc mieczem. Oczywiście myszką sterowałem ja. No i znowu szczena na podłodze i znowu mimo, że uwielbiam gatunek logicznych platformówek i zjadłem na nim zęby, to wrażenia z chodzenia po makiecie 3D jest nieporównywalne z żadną platformówką w jaką w życiu grałem. No ku*wa coś pieknego i niesamowitego!
Na koniec zabawy odpaliłem głośnego hita dodawanego do każdych nowych gogli czyli Batmana. Jak zobaczyłem swoje batmanowe ręce, gdy spojrzałem w dół na swój kombinezon, dotknąłem klaty i odczepiłem z niej batarang, zacząłem lać rękoma pierwszych przeciwników. Na japier***ę, mózg totalnie rozwalony. I to dosłownie rozwalony, bo jak zacząłem się poruszać za pomocą gałki na kontrolerze, jak rozłożyłem ręcę i przeszybowałem nad przepaścią, to dopadła mnie typowa VR-owa choroba lokomocyjna początkującego. Niby stoisz, ale świat wokół, który jest mega realny zaczyna się poruszać. Mózg dostaje sprzeczne informacje, błędnik wariuje. Poczułem miękkie nogi, mdłości i musiałem zakończyć batmanowanie.
Oszołomiony usiadłem do swojego biurka i pierwsze co zrobiłem to zamówiłem sobie własne Questy w najwyższej wersji. Gdy zobaczyłem czas dostawy 27 grudnia czyli dopiero po nadchodzących Świetach myślałem, że się rozpłaczę. Już chciałem anulować zamówienie i brać gdzieś indziej dużo drożej byle jak najszybciej, ale znajomy mówi spokojnie, oni tylko tak podają z zapasem, na bank przyjdzie przed Świętami. I przyszły, 17 grudnia. Tę datę zapamiętam na długo. Od tego dnia zaczęła się jazda i podjarka, która trwa już 2 miesiące i nie chce mnie puścić. Niby efekt wow powinien już dawno minąć, czytałem, że często gogle VR po tygodniu lądują na półce i się kurzą. Nie w moim przypadku, może dlatego, że mimo zdecydowanie zbyt dużej ilości czasu spędzanego w goglach to jednak dawkuje sobie powoli kolejne doznania i gry. Prawie każda rzecz jaką odpalam to jest nowe wow - coś świeżego, niesamowitego i genialnego. Chwilowo nie wyobrażam sobie wracać do grania w cokolwiek na płaskim ekranie. Granie w VR to jest coś absolutnie niesamowitego. Jak dotychczas mogło mnie to ominąć nie mam pojęcia. VR rządzi!!!!!111!1