Mam spory dysonans z tą książką - niby obszerna, ale autor folguje sobie przez pierwsze 40% zawartości scenami nic nie wnoszących pościgów i strzelanin w kosmosie. Mam też wrażenie, że tytuł był na bieżąco, w trakcie powstawania redagowany i uzupełniany o wątki z wydawanych na bieżąco tomów serii. Czasem dostajemy obszerny akapit, jakby żywcem wycięty ze "Zdrajcy" czy "Szlaku Przeznaczenia", zachowanie spójności przy tak wielu autorach jest godne pochwały, ale w realizacji wygląda to, jak łatanie dziur fabularnych. Np. śmierć Akbara jest ewidentnie dopisana bo ktoś sobie przypomniał, że w książce Waltera Jon Williamsa już dzielny Admirał dogorywał.
Mam wrażenie, że Luceno miał mało czasu na realizację kontraktu, a że dostał umowę na obszerną powieść to pierwszą jej połowę zapełnił wspomnianymi scenami akcji. Te uparcie pisze w stylu starej trylogii, gdzie bohaterowie przekomarzają się w czasie strzelanin a droidy przekrzykują się szacując jakie mają szanse. Irytowało mnie to momentami straszliwie, bo w wydaniu dorosłych bohaterów po pięćdziesiątce, po wielu ciężkich przeżyciach taka niezobowiązująca atmosfera, zwłaszcza gdy dzieją się wcale poważne, śmiertelnie niebezpieczne rzeczy psuła mi odbiór lektury.
Na szczęście dalsze 50% to już domykanie wszelkich wątków z całego cyklu, oraz dosyć szczegółowo opisana finałowa bitwa. Jest przemyślana, Luceno wpadł na bardzo logiczny pomysł, że tak ważna kampania będzie się toczyć wokół całego systemu planetarnego stolicy, a nie tylko na orbicie planety. Mamy tu floty rozsiane po różnych miejscach planet, orbit i księżyców, oraz sąsiednich planet, planetoid itp. Szkoda jednakże, że sama bitwa staje się tłem i jest opisana dosyć pobieżnie. Autor skupia się na poszczególnych bohaterach dramatu i walce w pałacu Shimrry, w finale prezentując nam podsumowanie o jakiś astronomicznych stratach Galaktycznego Sojuszu m.in. 300 okrętów liniowych, pięć milionów żołnierzy - ale czytelnikowi nie jest dane odczuć tego rozmachu niestety. Może gdyby poświęcić całą powieść na starcie o Coruscant, opisać plastycznie kilka bitew więcej, to byłoby coś, Luceno potrafi opisać walki na ziemi, w powietrzu i w kosmosie ale nie jest chyba zwolennikiem batalistyki.
Podobał mi się też wątek dworu Shimrry i jego bolszewickich przewrotów i rewolucji, jego relacja z Onimi miała potencjał na ciekawy wątek w kilku powieściach, ale niestety ograniczyła się do kilku wyjaśnień w finale. Tak samo nowo utworzona formacja mścicieli, genetycznej zmodyfikowanej gwardii przybocznej ma potencjał, ale szybko idzie w zapomnienie, mało tego, sam autor zapomina o specjalnych właściwościach tych elitarnych wojowników by w finale wycierali podłogę w walce z Jacenem i Lukiem.
Ale to nadal jest Luceno, nawet jego przeciętną powieść czyta się dobrze. Także świadomość zamknięcia tak rozbudowanego cyklu, wielkich transformacji w całej galaktyce robi swoje. Szkoda, że owe wielkie zmiany są opisane w zaledwie kilku rozmowach pod koniec powieści i w praktyce, jak pokazały kolejne cykle nic z nich nie wyniknie.
No i mamy koniec, mam niedosyt, ale tragedii nie było, dałbym solidne 6/10.