Powieść (bo to powinien być jeden, gruby tom zamiast dwóch "nowelek") do której żywię niewytłumaczalny sentyment (w sensie, że wytłumaczalny dla mnie - czytałem dylogię w czasie pierwszych dni studiów na stancji, wspomnień czar!).
A jak wypada przy ponownej lekturze po przeszło kilkunastu latach?
A ... ok, jest dużo akcji. Mamy tu iście kronikarski zapis kampanii na Borleias, pełen rozmachu i dosyć niespotykanego w tym uniwersum wojennego mozołu, bitewnej rutyny, badania przyczółków wroga, zwiadów, wysyłania szpiegów, minowania okolicy etc.
Całość zwieńczona epickim starciem tytanów - niszczyciel klasy Super, kultowa "Lusankya" kontra światostatek pod wodzą Czulkang Laha.
Postać emerytowanego, wybitnego wodza Yuzhaan Vong to potencjał na całą powieść, tu niestety pełni rolę drugoplanową, kluczową dla całej kampanii, ale marginalną w opowiadanej historii. A szkoda, bo już sam wątek jego dymisji na rzecz syna Tsanonga prosi się o więcej. Otóż Czulkang był przeciwny inwazji na tą odległą galaktykę, ale został przegłosowany przez stronnictwa dążące do podboju i usunięty w cień tzn. zepchnięty do roli nauczyciela kadry oficerskiej w Yuzhaańskim odpowiedniku akademii. Niestety jego argumenty przeciwko wojnie pozostają nieznane.
Drugim wątkiem powieści jest wyprawa Luke`a i Mary na upadłe Coruscant by poskromić zmutowanego ciemnego Jedi. O ile tak można nazwać naładowanego hormonami, chipami, wszczepami i moc raczy wiedzieć czym jeszcze Ireka Ismarena, postać która przewinęła się kiedyś w książce "Dzieci Jedi". To kolejna "dziwna" postać z EU, która zostaje wyciągniętą w cyklu Nowa Era Jedi dosłownie z piwnicy, by zostać uśmiercona. Dam sobie rękę uciąć, jak uczynił to Luke na Bespin, że zespół redakcyjny tego cyklu miał przygotowaną listę postaci do odstrzału i każdy z pisarzy dostał swoje zadanie domowe. Co ciekawe w podręczniku rpg "Jedi Academy Training Manual" pada sugestia, że Irek perypetie na Coruscant przeżył i uciekł z miejsca zdarzenia.
Co nie zmienia faktu, że cały ten wątek jest tu kompletnie nie na miejscu, wciśnięty na siłę niczym, jakiś DLC do rgp, "przebajerzony" i efekciarski na modłę początku XX wieku. Co może być lepsze od czerwonego miecza świetlnego? Dwa miecze? A może cztery? Pięć i sześć! Jak to? A bo ma je zamontowane na łokciach i kolanach? Jakim cudem sam się nie pociął w czasie walki? Nie mam pojęcia!
Ale ok, czyta się to znośnie, obie książki mają dobre tempo i są dobrze napisane. Przewija się tam w tle jeszcze wątek Lei i Hana (zdobywanie politycznych wpływów na jakiś peryferiach, dajcie spokój, klasyczny problem skali w uniwersum ...), rozpadu politycznych elit Nowej Republiki (arcyciekawy wątek, ale zaprezentowany tylko na samym początku), Jainy-bogini (tu w końcu zapada jakiś konsensus w jej miłosnym trójkącie, fajnie też jest to wszystko połączone z Mroczną Podróżą Elaine Cunningham, autorzy mocno się konsultowali w czasie równoległego tworzenia swoich książek, brawo) i trochę "od czapy" wątek operatora-holokamery (znów dam sobie rękę uciąć, że to jakieś alter ego autora).
To dobre książki jednakże, takie naciągane 7/10 czytadła, jestem zadowolony!