O kurde... nie wiem jak to opisać. Dziwactwo. Film jakoś mi nie "kliknął".
Po pierwsze design tego świata, moim zdaniem niezbyt udany. Twórcy celowali chyba gdzieś w przełom lat 50/60 XX wieku, wyszło coś co dla mnie wyglądało bardzo obco i dezorientująco. Jakieś dziwaczne retro-future, niby osadzone w jakimś konkretnym okresie historycznym, ale jednocześnie tak odmienne, że nie wiadomo, jak się tego zaczepić. Dla mnie, definicyjny przykład "uncanny valley", ale w odniesieniu do obserwowanego świata, otaczającej bohaterów rzeczywistości, a nie ludzkiego oblicza. Efekt identyczny. Nie mogłem w ogóle uwierzyć w ten świat, ta dziwna sztuczność nie pozwalała zanurzyć się w historii.
Bohaterowie - niby OK, to nie jest "origin story", czyli od razu wchodzimy w już działający układ. Również miałem wrażenie jakiegoś "zamknięcia", brakowało punktu wejścia, miałem wrażenie, że oglądam "część drugą", i brakuje mi jakiś ważnych elementów układanki.
Bohaterowie fajni, ale wydaje mi się że nie ma pełnej "łączności" pomiędzy nimi. Np Thing z Człowiekiem Pochodnią mają dobrą gadkę, podobnie Sue + Reed, ale układ między Reedem a Płonącym był dla mnie totalnie niezrozumiały. Czy Płonący jest jakimś głupkiem w tej grupie?
F4 w tym filmie wydaje się bardzo, ale to bardzo "underpowered". A zostają rzuceni, bagatela, na Galactusa. Moim zdaniem, jest to grube przegięcie i niedopasowanie antagonisty do bohatera. To tak jakby Hannibala Lectera na Forresta Gumpa napuścić. F4 w tym filmie powinno być skonfrontowane z kimś o wiele mniejszego kalibru. Ponadto najpoteżniejsza (jak się wydaje) postać z całej Załogi, jest w tym filmie nieco "niedysponowana", bo w ciąży, i bitwa z zagrożeniem tej skali dla pani na skraju porodu - to odrobinę za dużo.
Galactus ma w filmie swojego Herolda, jakąś żeńską wersję Silver Surfera, postać sama w sobie bardzo fajna, mega-przekoksowany "reprezentant handlowy" Galactusa, targany wyrzutami sumienia, płacący ogromną cenę za uratowanie swojego świata. Niestety poza demolowaniem otoczenia, postać jest nie do końca wykorzystana, szczególnie w kontekście relacji z Płonącym. Silver Surferka nagle zostaje przekonana do zmiany barw klubowych ale w jaki sposób? I dlaczego rozwiązanie zagadki jej przeszłości zostało przekazane Płonącemu, który nie bardzo pasuje do tego zadania?
Film moim zdaniem ma trochę nierówny klimat, nie jest to coś bardzo pozytywnego, raczej mocno dramatyczne (wiadomo, czym na codzień zajmuje się Galactus) i zestawienie końca świata z różnymi żarcikami mi jakoś nie zagrało.
Technicznie bardzo dobre. Aktorzy dają z siebie wszystko. Joseph Quinn w roli Pochodni - OMG kolejny schiz. Facet jest łudząco podobny do R. Downey Jr. Momentami myślałem, że to RDJ, cyfrowo odmłodzony. Poważnie. Dosłownie brat bliźniak. Przedziwna decyzja co do obsady w tym wypadku. Ale zagrał bardzo przyzwoicie.
Materiał wygląda bardzo dobrze, jak film, a nie jak jakiś cyfrowy cukierkowy wyrzyg. Bardzo "kinowy" wygląd, ratowało to trochę ten dziwaczny design. Sceny akcji przyzwoite, było tylko kilka chwil gdzie CGI wywołało u mnie pytanie WAT. (Cień Galactusa nad miastem - jaka skala, ja się pytam?, i chlapnięcie wody na Nowy Jork - efekty cząsteczkowe jakieś ... eeee ... niedzisiejsze??).
W muzyce brakuje wyraźnych tematów i lejtmotywów. Nic mi nie utkwiło w głowie.
Co jeszcze - fajna scena mid-credits.
O i to by było tyle. Jak dla mnie bardzo dziwny film, niezbyt rozrywkowy, dobrze że nikt nie wpadł przedłużać tego ponad potrzebę, i rzecz jest względnie krótka. Czasami naprawdę "less is more" i Czwórka zyskała by dużo na zmniejszeniu skali zagrożenia dla bohaterów i stawki o którą toczy się gra.
Podsumowując: w oldskulowej skali 2-5 daję 3+ (czytaj "trója z plusem"), na tzw zachętę, za aktorów, zdjęcia, i widoczne serce które weszło w ten film, naprawdę twórcy się starali i to się chwali.
P.S. - - Oglądając potyczki Human Torcha z Surferką, przypomniałem sobie bombowy komiks wydany w PL chyba ze 30 lat temu, gdzie klikoro byłych agentów Galaktusa zawiera układ żeby pozbyć się najnowszego typa piastującego to stanowisko. Historyjka ta jest tak czaderska, że czapki z głów. Czytając to w tamtych czasach, myślałem sobie, że jest to IDEALNY materiał na film kinowy. Z tym, że od razu przyszła mi do głowy refleksja - "to jest niemożliwe do zrealizowania technicznie". Tak, to jest tak odjechane, i techniki CGI podówczas nie były tak zaawansowane jak dziś. Moim zdaniem ten materiał aż prosi się o realizację kinową. To jest akcja na miarę Infinity War. Jeżeli jest okazja - czytać, polecam. ( https://aiptcomics.com/2024/12/04/silver-surfer-epic-collection-the-herald-ordeal-review/ )