Wyjąłem z komody konsolę, leżała tam niemalże równy rok od ostatniego używania z okazji Quake 2 remaster.
Okazało się, że mam na psn - bagatela - 28 pln. a Wojny Klonów kosztują zaledwie 22 z groszami.
Grę zdałem w niespełna 4 godziny, miałem wrażenie, że kiedyś zajmowała mi więcej czasu, ale ostatni raz ogrywałem ją w 2004.
Błyskawicznie przyzwyczaiłem się do sterowania i prostej rozgrywki i skutecznej wymianie ognia - klucz do zwycięstwa leży w poruszaniu się na boki w przypadku czołgu, waleniu z dystansu i metodycznie przy użyciu machiny kroczącej oraz na wolnym locie koszącym i napier@#$_& ze wszystkiego co mamy w czasie gry kanonierką. Bonusowo w jednej z misji sterujemy też czołgiem Federacji oraz dinozaurem, serio.
O fabule gdzieś już pisałem - pierwsze tygodnie konfliktu, Dooku próbuje wykorzystać pradawną broń Sithów z czasów Ulica Quel Drony, nawet Anakin ucina sobie pogawędkę z jego astralną formą. Walczymy na kilku planetach, m.in. Raxus Prime, Rhen Var, Geonosis, księżyc Thule - każda ma swoją, że tak powiem kolorystykę, jest kilka misji specjalnych, jakieś pościgi ścigaczami, wspomniany dino, ze dwa razy walczymy na piechotę, ale silnik gry nie został do tego stworzony. Ale już przy walce pojazdów daje radę, te 22 lata temu widok strzelających do siebie kilkudziesięciu jednostek robił wrażenie.
Tak, gra po latach nadal daje radę, może to nawet lepiej, że jest taka krótka bo mimo nostalgii jest trochę toporna i wielu może odrzucić sterowanie pojazdem.
Co ciekawe do wydarzeń z gry minimalnie nawiązywała powieść młodzieżowa o Bobie Fett a dokładnie tom drugi - pojawia się tam nawet Cydon Prax, najemnik, który jest takim sub-bossem w grze i prawą ręką Hrabiego, następca Jango Fetta.