Nowa odsłona.
Jeśli będzie ktoś chciał się wyżalić i potrzebuje, żeby ktoś poojojał albo poklepał po wirtualnych plecach to można tutaj.
Nowa odsłona.
Jeśli będzie ktoś chciał się wyżalić i potrzebuje, żeby ktoś poojojał albo poklepał po wirtualnych plecach to można tutaj.
Nasz Kubi przegrywa
https://twitter.com/DailyMantle3/status/1778794116198859120?t=vi5cOmDFcKLYOx74ouXKeQ&s=19
Weszliśmy na remis. Wszystkie ręce na pokład!
https://twitter.com/DailyMantle3/status/1778794116198859120?t=iDTCoyAPfoJnybMvv-2HCA&s=19
wspaniała historia, nie zapomnę jej nigdy
polski operator profilu organizującego głosowanie zbanował polski profil napędzający głosowanie na polskich manuluczestników
polscy koledzy profilu napędzającego głosowanie obrazili się i powiedzieli że w takim razie oni nie będą więcej uczestniczyć w tej zabawie
polski kot odpadł
1410% polskości
No i zdyskwalifikowano naszą Manię! Skandaral!!
I jeszcze się schował za kłódką. Skandal!!!
Nie jest do końca żalenie się, a raczej anegdotka kolejna.
Budują nam metro. No, może nie nam, ale im, bo nie wiem gdzie siebie widzę za kilka lat, gdy w końcu skończą, ale budują w pobliżu - pół kilometra od domu. Może mniej. Ciężko powiedzieć, bo część drogi prowadzi pod górkę. Więc to jakby dalej. Znacie ten dźwięk z bloków, gdy baba tłucze w kaloryfer? No to w moim kaloryferze łazienkowym słychać dzwony. Takie normalne, kościelne. Myślę, ki czort. Diabła uwolnili, jak rozkopali te kafelki. Albo ubora. Ubór to bułgarska wersja upiora, który miał na wsiach podmieniać przyprawy i smarować ściany kałem. Nie wiem, co oni tam wyprawiali, że takie coś im do głowy przyszło. Wiadomo, każdy inny winny. Kibel nadal się chybocze, bo trzeciej warstwy kafelek na razie nie położyli. Ale nie szkodzi, trochę gimnastyki i balansowania ciałem z rana zawsze spoko. Te dzwony zbiegły się właśnie z rozpoczęciem budowy metra, więc pewnie po rurach tak niesie. Ale to nie mogą być dzwony, bo tutaj dzwony nie biją. A przynajmniej nie słyszałem - poza tymi w kiblu. Akurat tam, gdzie budują stację, jest cerkiew. Jest też domniemane miejsce pochówku Wasyla Lewskiego, bułgarskiego bohatera narodowego. Może to też koparka tłuc po rurach. I chyba ta wersja jest najbardziej prawdopodobna, bo, niespodzianka, przecięli światłowody. W poprzedniej nitce wrzucałem, jak te kable są tu porobione i jak wiszą - więc nic dziwnego, pewnie i ziemne idą na pałę. Choć ostatnia teoria jest taka, że te kable to wcale nie kable, ale taki system przekazywania dźwięków - wiecie, jak dwie puszki połączone sznurkami. Bo cokolwiek się wyniesie do śmietnika, zaraz to znika. Niesamowitą siatkę informacyjną tu mają, by zaraz zgarniać co lepsze rzeczy. Na szczęście światłowody już naprawili. Nie ma to aż takiego znaczenia, bo ich wydajność jest taka, jakby je robili z azbestu. Pewnie na spawach dużo tracą. Albo nie wiem. No, i poza tym, podejrzewam że niejako przy okazji, byli panowie wymienić skrzynkę prądowa (nie wiem jak to się nazywa) i coś tam modernizować w bloku. Fajnie, bo tu jest taka elektryka, że aż nam do umowy wpisali zakaz korzystania z ogrzewania elektrycznego, bo "się spali". Na klatce też są okopcone ściany, ale nie wiem do końca od czego, równie dobrze mogło być od grilla. No i panowie ładnie, nową skrzynkę, podzielniki zamontowali, świecą się światełka, nowocześnie jest, kabelek poprowadzony zamiast przez ścianę do jakiegoś trafopostu, to po ścianie zewnętrznej i przykryty blachą. Działa? Otóż nie, bo krótko potem wysiadł prąd. Panowie przyjechali następnego dnia, coś naprawili. I tak naprawili, że teraz prądu nie ma codziennie o 23:52. Nie mam pomysłu dlaczego, ale mogła to być chociaż 21:37.
,
ja Ci dobrze radzę - weź i napisz książkę. Podziękujesz mi skromnym procentem od zysków
Był kiedyś "Pan Zdzich w Kanadzie" utrzymany w podobnej tonacji, taką opowieść z Bułgarii też bym chętnie zakupi.
-pada, pada śnieg. Jadę jadę w świat sankami, sanki dzwonią dzwoneczkami dzyń dzyń dzyń...
Aż chce się pośpiewać z prawie rana, normalnie. Nie pamiętam, czy rok temu o tej porze też było tak lodowato.
Trochę martwi, bo majówka tuż tuż, nie zapowiada się by było ciepło, a przecież dwa tygodnie temu człowiek w podkoszulce już chodził i kwiatki sadził, echhh
Jakieś ocieplenie klimatu by się przydało 😎
AJ73 napisał:
a przecież dwa tygodnie temu człowiek w podkoszulce już chodził i kwiatki sadził
-----------------------
Rozbestwił się od tego ocieplenia klimatu i chciałby full lato w kwietniu
Po raptem 18 latach wiernej służby zdechł mi aparacik fotograficzny. Drugi raz na wyjeździe, gdy jest potrzebny, aby uwieczniać piękne, acz odmienne okoliczności przyrody. ~
Za pierwszym razem, ładnych parę lat temu, padł silnik obiektywu. Własnoręcznie go wymieniłem i aparacik służył aż do dziś. Tym razem chyba naprawić się nie da. Padł półautomat przysłony lub jej napęd. Przed pstryknięciem w podglądzie wszystko wygląda OK (czas, przysłona), ale samo zdjęcie trwa dłużej niż powinno i wychodzi całkowicie prześwietlone, choć zapisane parametry odpowiadają tym z podglądu przed. ~
Zdjęcia wychodzą przy 3/4 powiększenia, czyli zoomie x9, gdy obiektyw jest cofnięty prawie na sam spod i sam się "zaciemnia".
Może tylko zdurniało coś w elektronice i może znajdę jakiś przepis na reboot z resetem. Ale pewnie skończy się na R.I.P. Conon PowerShot S3 IS. ~
Pewnie skończy si
Domyślam się że serducho boli...😔
Jak coś nam służy dobrze tak długo, to taki przedmiot zaczyna mieć "duszę"!
Dzięki za słowa współczucia. ~
W sumie powinno być w innym wątku, skoro na Bastionie nie ma FUT, ale co tam:
Informacje o śmierci aparaciku okazały się tymczasowo przesadzone. Mistrz Jan z Ulanowskiego wymienił cosie i aparacik znów robi prześliczne zdjęcia. Nawet wyraźniejsze niż ostatnio, bo zafundowałem mu nowy filtr chroniący obiektyw. ~
A to znaczy, że nie muszę tracić czasu na szukanie jaką lustrzanką (raczej bezlustrzanką) zastąpić coś co mi pasuje.
Dałem się namówić przyjaciołom na wyprawę na Rysy, po stronie słowackiej. Super przygoda, zdecydowanie jedna z najbardziej ekstremalnych rzeczy, jakie zrobiłem w swoim życiu, okupiona wielkim wysiłkiem, ale dokonało się: stanąłem na szczycie zarówno po słowackiej jak i polskiej stronie. Szkoda tylko, że - zupełnie tak samo, jak w trakcie podobnej, acz znaczniej mniej wymagającej wycieczki rok temu - poczułem ból w okolicy lewego kolana, patrząc od lewej, jak i tylnej strony. Teraz co jakiś czas smaruję to miejsce rozgrzewającą maścią i oszczędzam kończynę, jak mogę. Co ciekawe, rok temu ból ustąpił następnego dnia, mam więc nadzieję, że teraz też tak będzie. Ale jednak żałuję, że tak niesamowitą wyprawę popsuła mi ta, oby krótkotrwała, kontuzja, bo o swoje nogi dbam, ćwiczę je, a nawet nie stanąłem jakoś nierówno, ból pojawił się ot tak, zupełnie od czapy.
przy wchodzeniu czy schodzeniu?
Przy wchodzeniu, względnie blisko szczytu (gdy do końca została nam, mniej więcej, godzina), acz - paradoksalnie - stało się to w chwilę po tym, jak skończyliśmy nasz krótki popas, by coś szybko przekąsić. Gdy wyruszyliśmy znowu, nagle odezwał się ból, najpierw lekki, potem już bardziej odczuwalny. A, jak pisałem, nawet nie postawiłem krzywo tej nogi.
to trochę lepiej niz przy schodzeniu
Ech, wygląda na Pesel...
...albo sygnał że coś jest do konsultacji lekarskiej.
Btw czy na Rysy faktycznie warto zabierać kask czy to zbędne? Bo w tym roku w planach mam od polskiej strony pierwszy raz i czytałam, że tam jest tyle luźnego materiału, że bez kasku się nie wybierać.
Kumpel, doświadczony górołaz, nalegał, by wszystkie osoby z naszej ekipy miały ze sobą kaski. A ja nie miałem powodów, by go nie posłuchać, choć kasku nie kupiłem, tylko pożyczyłem od innego znajomego. Większość ludzi, zmierzających na szczyt, nie miała kasków, ale cóż, "przezorny zawsze ubezpieczony". Dobrze jest też mieć rękawiczki, przydają się do wygodniejszego przytrzymywania się łańcuchów i skał, gdy przychodzi taka konieczność.
W sumie też mogłabym wypożyczyć np. w schronisku hm. A szliście w jakich godzinach i było przed Wami dużo ludzi w górę? Bo jak jest się bardzo wcześnie i nie ma się przed sobą ludzi to teoretycznie kask jest zbędny, bo nie ma kto tych kamyków zwalać. Rękawiczki są fajne zawsze, choćby z powodu zmiany pogody, bo zawsze cieplej.
Generalnie powinno być zasadą, że jak na szlaku/tradie są łańcuchy i konieczność wspinaczki z zabezpieczeniem (wykraczające poza klasyczne "chodzenie po górach") to należy jednak kask posiadać. Choć oczywiście przymusu czy przepisu nie ma.
To było w sobotę, wyszliśmy w trasę jakoś po 5 rano, na szczyt dotarliśmy jakoś ok. 11:20. Ludzi było już wtedy dużo, bo pogoda naprawdę dopisała, dużo słońca. Acz błogosławiłem sam siebie, że nie zapomniałem wziąć zimowej czapki, bo były momenty, że się przydawała.
Wiesz, my szliśmy od strony słowackiej, tej łatwiejszej, ja na wyjście po polskiej stronie bym się nie porwał.
O 11:20 to mam w planach być już w zaawansowanym stopniu schodzenia, bo start z moka chcę jak najwcześniej, między 4, a 5 rano. A całość wyjdzie ok. 9h myślę, o ile nie zawrócę szybciej xD W tych godzinach powinno być pusto w górę, ale mnie przekonaliście do tego kasku. Mój ojciec zawrócił właśnie od słowackiej strony, bo się bał, że dostanie kamieniem. Tyle, że on wyszedł w szczycie sezonu i późno.
-ból w okolicy lewego kolana, patrząc od lewej, jak i tylnej strony.
Wygląda na łękotkę Tak mi się wydaje, bo miewałem podobnie.
Za bardzo obciążyłeś kolano i się odezwało. Ale spokojnie, jeśli nie masz obrzęku, usztywnienia stawu, zaczerwienienia, to po tygodniu-dwóch , dojdzie do siebie.
Obrzęku, ni opuchlizny nie mam, więc to dobry znak. Niemniej, żałuję, że na jakiś czas - przynajmniej na kilka dni, zobaczymy, co będzie - muszę odpuścić siłownię. Jestem już tak do niej przyzwyczajony, że chyba nie mogę bez niej funkcjonować. Ale, cóż zdrowie najważniejsze.
Człowiek dopiero po latach zdaje sobie sprawę jak piękna i smutna jest ta czołówka: https://www.youtube.com/watch?v=MVDWP5BuEJs
Normalnie w lipcu były największe, a w tym roku zaczęły się już w czerwcu. Meteorologiczne 36 stopni dzień w dzień. Termometry w cieniu pokazują więcej, bo powietrze nagrzane. Na słońcu to nawet nie wiem ile. Ochłodziło się na parę dni do 32 i teraz znowu 36. I tak następny tydzień też ma być. Sofia ma sporo drzew i parków, więc trochę to łagodzi. My też mieszkanie całe odrzewione. Ale lezy w dolinie, wiec powietrze stoi. Zadnego wiatru, deszcze bokiem. Jest sauna. Bardzo.
U Polsce ostatnio w kratkę. Ostatnio było całkiem fajnie bo temperatura ok. 20 stopni, a dziś upał, w Wolbromiu grad ze śniegiem i tak jakoś się żyje.
Wszystkie okna otwieramy na maksa o 5 rano. Po godzinie zamykamy, rolety w dół. Wszystko co w płynie i do spożycia ląduje w lodówce. W zamrażarce wiadra lodu. I tak się żyje, niczym zombie. W mapki pogodowe zagląda się klęcząc na podłodze i modląc o niż z północy.
Ale 36 C to normalna temperatura. Ja rozumiem żeby jakieś upały były, ale tak...
E nie, nie jest normalna. Na pewno nie w PL. Nawet u Ciebie to nie jest chyba norma. Jak ja na FL mieszkałem 20 lat temu to lipiec - sierpień normą było tak pomiędzy 94 - 96 F. Oglądałem w lecie dużo The Weather Channel bo się na huragany czekało, i tzw triple digits to tylko gdzieś Arizona, Nevada. Nie pamiętam żeby było w moich ówczesnych okolicach więcej niż 98F. A PL jednak to inna strefa klimatyczna.
Generalnie człowiekowi trudno jest oszacować "normę", ponieważ nasza pamięć z jednej strony pamięta dobrze rzeczy "nieoczekiwane", z drugiej dobrze wycina "nieprzyjemności". Dlatego jeżeli chodzi o "normę", to tylko obserwacje, zapisy, średnie etc
No tutaj normalna to 34-36C, dzisiaj akurat chłodno bo "tylko" 90F, w weekend były upały bo dochodizło do 103F. Przy czym jednak róznica między 36C a 28C jest ogromna, choć to tylko niby dwa stopnie. I dużo zależy od tego czy wieje i od wilgotności. Triple digits w Arizonie czy Newadzie to norma, ale tam sucho i przezyć to łatwiej niż 94F latem na Florydzie. Gemeralnie Floryda najlepsza jest zimą
Za dzieciaka pamiętam, że upał powyżej 30 stopni to rzadko bywał dłużej niż po kilka dni w wakacyjnym miesiącu. Obecnie tyle to w maju-czerwcu się uzbiera, zaś potem większość lipca i sierpnia jest totalna masakra, a taka fajna pogoda była, ok. 20 stopni i wiaterek!
(drapie się po głowie) a to nie było kiedyś w książkach od gegry, że dla naszej części kontynentu uznawało się lipiec z temperaturą + 27 jako normę pełni lata, a 30-32 to już anomalia ?
A nie wiem, ale zapamiętałem, że kiedyś powyżej 30 stopni było dla mnie dużo większym wydarzeniem niż obecnie, gdy jest standardem utrzymywanie się takiej pogody przez dłuższy czas oraz kilka razy wywalenie mi termometru rtęciowego w kosmos, bo się mu skala kończyła xD
Żyjemy w klimacie umiarkowanym, więc żądam umiarkowanej temperatury, a nie upałów od maja do września! XDD
Ja z powodu dziecięcej fascynacji lotnictwem wcześnie się zacząłem interesować meteorologią. Prowadziłem nawet zapiski na moich starych komputerach i robiłem różne statystyczne obliczenia i triki. Trochę z tych danych mi zostało. Np wyjątkowo upalne lato 1992 - pożar w lasów w Kuźni Raciborskiej
https://pl.wikipedia.org/wiki/Po%C5%BCar_lasu_w_nadle%C5%9Bnictwie_Rudy_Raciborskie
Wtedy w moich okolicach (południowo wschodnia PL) temperatura powyżej 30 w ciągu dnia utrzymywała się z malymi przerwami przez 3 tygodnie, max to było 32 a i tak ludzie mówili "anomalia". Prawie całe lata 90-te były w tym zakątku Polski książkowym przykładem klimatu kontynentalnego (sucho i gorąco).
Dla odmiany lipiec 1993 był anomalią w stronę zimności (byłem wtedy cały miesiąc na obozie szybowcowym więc mieszkało się w namiocie, cały dzień na lotnisku, plus trzeba było pogodę monitorować).
W lipcu 1998 i 1999 zaczęło mi z obserwacji wychodzić coś dziwnego - przez kilka dni, do około tygodnia, temperatura w nocy nie chciała spadać poniżej 25C i było wrażenie "upalnych nocy". Tego wcześniej w moich stronach nie obserwowałem.
Potem kilka lat mieszkałem w klimacie subtropikalnym (Floryda) więc moje subiektywne odczucie gorąca zostało zaburzone.
Pod koniec lat dwutysięcznych mówiło się, że trwająca od lat 70-tych susza hydrologiczna w całej Polsce może się skończyć a potem przyszedł rok 2014 i się te przewidywania kompletnie wywaliły. Jesienią 2014 zaczęła się na tzw. niżu polskim susza i swoje ekstremum osiągnęła w lecie 2015, które też było mocno odchylone w stronę "cieplej niż zwykle". I od tamtego czasu co roku jest właściwie cieplej. Nie prowadzę już moich statystyk ale dane są publicznie dostępne i można to zweryfikować.
Generalnie - globalnie to ostatnie kilka lat to bardzo gwałtowne przyspieszenie ocieplenia. Większość znawców tematu uważa że to jest taki "lokalny pik", i że to "przyspieszenie przyspieszenia" jest jakimś lokalnym objawem wyjścia naszej planety z epoki lodowcowej, i że klimat będzie się dalej ocieplał, ale wolniej. Czyli będą kłopoty niejakie, ale cywilizacja i ekosystemy zdołają się przystosować. Są też niestety alternatywne interpretacje, m.in dyskusja się toczy na temat pewnego parametru nazywanego w uproszczeniu "czułością systemu", który jeżeli ma niedobrą wartość to możemy być w tzw czarnej d... Jest coś takiego co się nazywa OpenModelica, to język do modelowania matematycznego systemów złożonych, jak ktoś ma mocne nerwy to niech rzuci okiem na to:
https://modprodblog.wordpress.com/wp-content/uploads/2020/04/modprod20_talk4a_fritzon-tinnerholm_sustainability-dynamics-in-modelica.pdf
Takiej przyszłości sobie chyba nikt nie życzy, ciężka do wyobrażenia i zaakceptowania (MAD MAX).
Anyway gorąco jest, trzeba kupować klimatyzatory, inwestować w firmy je produkujące, i liczyć na to, że gorzej nie będzie. A ze swojej strony zrobić coś dla lokalnej przyrody - nie kosić trawników i apelować o nierobienie tego
I miasta. Na przykład Sofia w nocy jest około cztery stopnie cieplejsza od okolicy - beton się nagrzewa, w nocy oddaje ciepło. A ona jest zielona. Efekt miejskiej wyspy ciepła jest silniejszy w przypadku bardziej zabudowanych miast, pozbawionych zieleni. To też mocno wpływa na komfort mieszkańców - jednak parę stopni robi różnicę. No i miasta wpływają na otoczenie w rozmiarze jakoś trzykrotność własnej powierzchni. Małym wysiłkiem dałoby się choć trochę bardziej znośnie uczynić je do mieszkania. No ale trzeba chcieć xD
Ogólnie mam nadzieję, że ktoś pójdzie po rozum do głowy, wprowadzi zdalną pracę gdziekolwiek to możliwe, by drogie, gwarne, brudne, tłuste miasta stały się tylko fluktuacją w dziejach ludzkości.
Karaś napisał:
by drogie, gwarne, brudne, tłuste miasta stały się tylko fluktuacją w dziejach ludzkości.
-----------------------
Boję się, że akurat w Polsce zmierza to w innym kierunku, przynajmniej patrząc na obecne plany połączenia duże miasta w zasięgu 100 minut od Warszawy, zamiast decentralizować, czego jestem gorącym zwolennikiem, by ludzie mieli opcje. Obawiam się, że coraz więcej ludzi będzie iść za pracą do dużych ośrodków, ściągających okoliczną siłę roboczą
No tak jest od XIX wieku. Zdalna mogła to odmienić. Jasne, że nie wszystko da się robić zdalnie, ale większość prac biurowych z powodzeniem. Odciąża to duże ośrodki miejskie, decentralizuje, podnosi komfort życia. No ale cóż, knaga wolała zajechać dopłatami, a korpomenedzerowie nie wytrzymają bez wąchania pierdów podwładnych.
Ja dziś siedziałem 8h w biurze, swetr miałem a i tak zmarzłem, tak mnie wypizgało, jak wyszedłem to te 30+ to był jak Powiew Życia. Wchodzę do tramwaju... a tam klima :`( Słowo daję, tak mnie wypizgało dzis że teraz siedzę i się wygrzewam jak jaszczurka na kamieniu xD
Podbijam wątek i zwrócę uwagę na pewien "drobny szczegół", który umyka przynajmniej w głównym nurcie medialnych rozważań nad klimatem. Zmianami, znaczy.
Otóż, nie wiem czy wiecie , ale zbliżamy się do apogeum aktywności słońca, które swój peak będzie miało w przyszłym roku, w lipcu
Także tego, powiedzieć, że się tam kotłuje, to jak nic nie powiedzieć. Zorze w Polsce owszem są i ładne, ale trzeba mieć też gdzieś z tyłu głowy, że ma to swoją przyczynę, no i cenę - czyli piekielne upały.
Nie pocieszałbym się za bardzo, że zaraz będzie chłodniej, bo cykl aktywności Słońca trwa mniej więcej 11 lat, a ociepla się znacznie dłużej...
Jest kilka cykli słonecznych. no i takie minimum Maundera to przyniosło małą epokę lodową. Ostatnie setki lat to raczej zwiekszona aktywność w cyklach względem np. XV wieku. Jest szansa, że niedługo następne cykle będą spokojniejsze. Generalnie jest to fascynujący temat i szkoda, że bywa marginalizowany, bo choć samego ocieplenia nikt normalny nie neguję, a zanieczyszczenia to osobna kwestia, to jednak Słońce może mieć na to przyspieszenie więcej wpływu, niż się mówi.
Dziś o 18 było 40 stopni w tak zwanym "cieniu", tzn. po stronie mieszkania, na którą od 13 nie pada słońce. Był też wiatr. Gorący. Wczoraj też. Jakby stanąć pod silnikiem samolotu pry wychodzeniu na płytę xD
O ja cię ... co prawda tutaj "chłodniej" mamy, ale powietrze też jak z pieca.
W poniedziałek miałem dobre 40 w cieniu, bo koło 20 spadło do 39. We wtorek podobnie, aż się do wody nie chciało wchodzić. ~ Wakacje to ciężka harówka, dobrze że napoje chłodzące w zasadzie za friko.
Dzisiaj mieliśmy spory ubaw, jak w czasie przerwy leciały Newsy, w tym że w Brytanii był "Heat wave" i cały tydzień było aż 28 C. Choć w pewnym sensie rozumiem Brytyjczyków
Dziś w Rzeszowie zmierzone fachowo, w cieniu, +37C
Kawałek na dzionek na słoneczku:
https://www.youtube.com/watch?v=waqvPsB-cYk
Ciekawa sprawa dla zainteresowanych; od jakichś dwóch tygodni, amerykański (imperialistyczny, burżuazyjny, podżegaczo-wojenny) model atmosferyczny GFS prognozuje kilka turbo-mega upalnych dni, z temperaturą w całej Polsce przekraczającą (w cieniu) 40C. W tej chwili takie kasandryczne przepowiednie dotyczą (na szczęście) tylko 3 dni: 12 (pon), 16 i 17 (pon, sob) sierpnia. Czyli na długi weekend jak znalazł. Ponadto, model zweryfikował swoje szalone widzenia i teraz będziemy mieli "tylko" górne regiony 30-stek, czytaj 36-38, 40 tylko miejscami w centralnej PL. Na szczęście 15 sierpnia wygląda teraz dość bezpiecznie, z temperaturami w zakresie 26-28. Chodzi oczywiście o święto i te wszystkie towarzyszące temu imprezy pod gołym niebem. Mam nadzieję, że ktoś decyzyjny to monitoruje, i w razie W wydarzenia open-air odwoła, bo 35+ w cieniu to już nie jest drobna niedogodność tylko okoliczność zagrażająca życiu (szczególnie jak ktoś w pełnym słońcu stoi i defiladę ogląda).
ANYWAY! Model się wyraźnie w ostatnich dniach zastanawiał, czy tego upału będzie cały tydzień i 40-42 czy tylko kilka dni i to z nędznym 35-40. Każda kolejna iteracja oddala te ciekawe dni do przodu w kalendarzu, tak więc prognoza codziennie o nich mówi "tak, tak, to już niedługo, będzie za tydzień". Jaki z tego wniosek, to każdy może się na własną rękę zastanowić, moim zdaniem w dobie obecnych modeli i zasobów obliczeniowych "za tydzień" to nie jest niewyobrażalnie odległy termin dla sprawdzalnej prognozy (a był taki 25 lat temu). Znaczy to, że proces który do takiej pogody w naszym kraju może doprowadzić jest jak najbardziej realny z termodynamiczno-płynowego punktu widzenia, a nie jakimś zwariowanym artefaktem kumulacji błędu numerycznego. Mówiąc dosadniej, pojawia się widmo Miecza Damoklesa. To się niedługo wydarzy, bo może się zdarzyć, prognoza się trochę rozmija, ale to jest raczej łut szczęścia z naszej strony a nie wada samego modelu, metody, czy programu komputerowego który to wszystko liczy.
Jak ktoś chce, to może sobie poklikać tu:
https://www.wetterzentrale.de/en/default.php
Kiknąć na GFS z lewej strony, po lewej będzie kilka guziczków co ma być narysowane, na górze czas, można sobie poklikać, animację zobaczyć, jak to wszystko się kotłuje i bulgoce Chociażby dla walorów wizualnych
Czyli to jednak prawda, w Polsce będzie jak w Ameryce 😀
Ostatnio się polepszyło. Nadal jest 30-35 stopni, ale przyjemnych - w nocy temperatura spada do 13-15, więc nawet jak dowali za dnia, to zupełnie inaczej się to czuje, niż gdy w nocy było 28
Karaś napisał:
Nadal jest 30-35 stopni, ale przyjemnych
-----------------------
Ło Jezu :O Jak Wy w tej Sofii żyjecie. Klima jest? Sjesta w połowie dnia? Rozumiem że 13-15 w nocy to wytchnienie, ale czy budynek zdąży się cokolwiek ochłodzić?
W Norwegii 24 stopnie były, i odkryłem że hotel nie ma klimy. Pomyśleć, że w październiku i marcu mi to zupelnie nie przeszkadzało. 😀
Jakiś tydzień temu wróciły gorące noce. Parę dni temu siedząc na balkonie przed pierwszą, termometr pokazywał 30 stopni. Teraz jest 22, jest 28 stopni. Popadało może ze dwa razy przez chwilę.
Jest to dość nietypowe. Upały nie należą tu do rzadkości, w końcu "ciepłe kraje", ale zazwyczaj było to przyjemne, stabilne 30 stopni od czerwca do września ze spadkiem do 5 w nocy, dwa-trzy tygodnie ciągłych upałów, kilka pojedynczych, letnie burze, zazwyczaj zaczynające się DOKLADNIE w momencie kończenia pracy...
A w tym roku idź pan, to już trzeci miesiąc taki leci. Jeszcze dzień w dzień koło 23 śmierdzi, jakby ktoś podpalił wiadro z biegunką.
Dobre jest to, jak koty to znoszą. Puchate, zimowe maine coony, a najchętniej cały dzień by na balkonie w tej saunie leżały XD a jak się robi zimniej, otwieram balkon a tam mróz i wiatr to tylko się nagle zatrzymują, mrużą oczy, otrzepują łapki i wracają do środka.
Mam już serdecznie dosyć tego piekarnika. Aby do zimy ...
Nie no, z dwojga złego wolę upały, zamkne okna i ujdzie, a zima to drogo ogrzać xD
Cóż, od dwóch dni mocniej wieje, przyszło ochłodzenie, somsiad znów sięgnął po wiertarkę...
To akurat logiczne. Nie wiesz, że w upały się nie majsterkuje ?
Żeby on chociaż majsterkowal, on wierci dla funu
Wzmacniacz na full, kolumny do ścian lub podłogi dociśnięte - w zależności czy somsiad obok czy pod, mieszka. Jakiś Napalm Death lub coś w tym stylu na full i zapętlić, bo to jednak krótkie utwory są, choć treściwe
I wychodzisz na zakupy, tak na godzinkę ...
Nie no, nie będę innych wkurzał przy okazji xD
Ale w Polsce za ścianą mieszkała taka kobita co w kółko puszczała na maksa Katowice nocą i kici kici miau. I to głośno.
Wtedy robiłem jak mówisz ale z tym: https://youtu.be/Ppm5_AGtbTo?si=ePcceUnfQbSRsDPq
Bardzo ładna piosenka
Gigantyczny ruch, korki, tłumy, sraczka w sklepach bo jeden dzień zamknięte więc zapasy jak na godzinę "W", na cmentarzach rewia mody, najwięcej nowych samochodów się w tym okresie sprzedaje bo przecież rodzina musi zobaczyć i ma im oko zbieleć. Hipokryzja i debilizm.
Już wolę przebrania i dzieci zbierające cukierki w Halloween, które jako święto "zaimportowane" jest moim zdaniem o wiele fajniejsze.
BTW ja z rodziną siedzę w chacie, olewamy masowy "grobbing"
W sumie jak jest tak jak w tym roku, że trzydniowy weekend, to śmiało można przełożyć na następne dni - na drogach i parkingach będzie luźniej
Tyle że dziś pogoda jak złoto.
Oj tam, oj tam...Tak jakby nie można było i świętować Halloween wczoraj (i np. przebrać się za czarownicę rodem z Totalnej Magii*), i odwiedzić miejsc pochówku ukochanych członków rodziny...Jak ja. 😉
Chociaż pluję sobie w brodę że poszłam na taką łatwiznę...Planuję w przyszłym roku się ogarnąć i wysmażyć jakiś kostium godzień Akolitki Sauronkowej! 😇
*Co prawda ubabrałam się sztuczną krwią - że niby Zigûr mnie pogryzł^^)
Przeca ZAWSZE tak było, kolega "wczorajszy" czy jak ?
TRADYCJA, rzecz święta. Jedyne co się zmieniło, to kobity nie zakładajo już futer na pierwszego . Teraz spodnie kończą im się przed kostką, co oczywiście wylezie im na starość, czyli w okolicach i po, czterdziestce - choroby stawów
Tłumy na cmentarzach były zawsze ale zgadzam się co do sraczki w sklepach, bo - o zgrozo - jeden dzień będą zamknięte. Bawi równie tak bardzo jak Lis narzekający, że jeśli Wigilia będzie wolnym dniem to nie będzie miał kiedy kuoić prezentów, bo zawsze kupuje 24.12, bo wtedy jest presja czasu i są emocje XD no ludzie kochani, trochę planowania i można wszystko kupić w inne dni tygodnia.
Hehe, jak w ogóle można kupować prezenty 24/12 ?... No, ale Lis to już dawno i tak odleciał, więc nie dziwi.
W sumie nie jeden, a trzy dni
No jak trzy, skoro dzisiaj w sklepach tłumy