Pod koniec urlopu miałem lekki udar słoneczny - byłem na tyle zniedołężniały, aż nie miałem siły czytać. Co mi tedy pozostało? Postanowiłem zmierzyć się z od lat odkładaną "na zaś" kultową już (?) serią. Widziałem fragmenty na youtube, widziałem nagrania ze szkolenia Keanu, oraz wszelkie filmy typu "specjalista od broni/eks komandos/żołnierz ocenia filmy akcji" - dosyć by zauważyć, że produkcje te mają specyficzny fetysz i pewien quasi realizm w używaniu prawidłowo broni oraz liczeniu amunicji. Ale czy to wystarczy by obronić cały film? A potem kolejne trzy? No nie wiem, ale po kolei.
Jedynka - o jeju, zabili mu szczeniaka, to zasadne i moralnie wygodne uzasadnienie powystrzelania kilkudziesięciu rosyjskich gangsterów ... Ale jest dosyć stylowo, to jeszcze świeża formuła, fajnie się poruszają, strzelają na akord, stosując te wszystkie postawy, wyprosty i chwyty, do tego hotel dla zabójców, haha kto to widział.
Dwójka - to ta część na której zasnąłem w połowie kilka lat temu w czasie tej strzelaniny w tunelu - serio to wygląda, jak video-solucja z jakiejś gry video, do tego rozbudowują idee ligi zabójców w jakieś niedorzeczne motywy - zabójcy maja własną walutę, krawca, rusznikarza, ajenta żabki, piekarza, bibliofila. Ilość płatnych morderców na metr kwadratowy Nowego Jorku to kuriozum na miarę polskiej patodeveloperki. I ten kevlarowy garnitur, no niech skisnę, zupełnie nie kupuję tej formuły, ale obejrzałem bez bólu.
Trójka - to już puszczanie oka do widza i naigrywanie się z założeń całej serii - jak po raz n-ty widziałem Wicka chwytającego przeciwnika w ten sam sposób albo strzelającego mu głowę to już przewracałem oczami. Fajne zabójcze psy i piękna Halle Berry, ale momentami choreografia pada ofiarą własnej ambicji i widać kilka razy, że beduin mógł psiaka ustrzelić a piękną panią chwycić nożem itp. Bardzo mi się podobał oddział ze zbrojami - ale i tak John Wick ma najpotężniejszą - mianowicie plot-armor. Dużo bezsensownego bicia, któremu przestałem się bacznie przyglądać.
Czwórka - finał rozciągnięty do granic usiedzenia w kinie, sam go sobie dawkowałem po 40-50 minut, słodki jezusie, ile tu wyeksploatowanej już formuły. Fabuła to istna gra video - bohater idzie do punktu A - tam NPC zleca mu zadanie w B, potem da mu coś co umożliwi mu wejście do C. Po drodze quasi-boss i nowe itemki. Do tego dużo jakiś gościnnych występów aktorów, którzy wchodzą na chwilę i giną albo odchodzą - cała seria jest tym upstrzona, ale tu osiąga cresendo. Mimo zrozumiałej dla mnie stylistyki serii nie byłem już w stanie racjonalnie patrzeć na te niedorzeczne strzelanie, widać słońce za słabo mi przygrzało w głowę jednak. Ale ci żołnierze w zbrojach nie są w stanie stanąć w dobrej pozycji i w ogniu krzyżowym ubić Wicka waląc z karabinów i ciężkiej amunicji, tylko biegną, jak boty w call of duty , tylko biegną do niego, maksymalnie skracając dystans. A protagonista co chwila zasłania się garniturem w komiczny wręcz sposób. Do tego nigdy nie ma w pobliżu dobrego snajpera albo chociaż kogoś z bronią długą, sami kolesie z pistoletami. Scena z lotu ptaka i "smoczy oddech" - fajne, bitka na schodach - no ok, ale ziewałem już strasznie.
Finał mnie trochę zaskoczył, bo podważa jakby sens i zasadność całej vendetty, ale i zarazem jest podsumowaniem całej tej fabularnej logiki, której nie ma.
Wierzę, że seria ta ma swoich fanów, może się podobać, mi brakowało większego zniuansowania drogi zemsty, w pewnym momencie strzelanie nie robi wrażenia, jest takie plastykowe, na autopilocie i zbyt czyste - za mało tu kurzu, latających odłamków i prawdziwego bólu. Dużo tu za to popisu i taniego efekciarstwa.