Okej, to Doktor Who. Ilość głupot w NuWho przekracza wszelkie granicę, a jednak da się to oglądać i doskonale bawić, by zaraz potem zrobić odcinek bardziej creepy od horrorów, potem wyciskający łzy dramat, by w następnym zbombardować widza jakimś grubasem Alboboidanazaarem (czy jak mu tam bylo) który zasysa w bebech ludzi z grup wsparcia xD
Strażnicy Galaktyki też nie są do końca poważni, a jednak są spoko.
Vandavision.
Loki.
Stargate...
Widzisz, ja nie mam oczekiwań, że serial będzie ambitny, poruszał ważkie tematy, ba, nawet się ludze, że nie będzie, bo dzisiaj oznacza to najczęściej jakieś pretensjonalne moralizatorstwo zamiast fajnych alegorii.
Na przykład zemsta sithow jest słaba fabularnie, ale bardzo ją lubię, bo narracja jest świetnie poprowadzona.
Mrocznego widma nie lubię za bardzo, bo choć technicznie jest bardzo poprawne, to storytelling właśnie kuleje.
W sumie nawet nie wiem, co tu jeszcze dodać. Po prostu to kolejny serial SW, który okej, można obejrzeć, ale jest nijaki, nudny i na siłę. Po prostu. To, że Andor im wyszedł też nie znaczy, by wszyscy pod niego celowali, bo dziesięć poważnych seriali też by zmęczyło.
Ale rozumiem, że może się podobać, bo po prostu ma znaczek SW. Ksiazki też kiedyś łagodniej oceniałem jak miały SW, bo czytałem je dla SW i obcowania z uniwersum, ale jako samodzielne dzieła niewiele by się z nich obroniło.
Marka się nie wypala, bo jest pojemna, ale ludzie za nią odpowiedzialni - owszem. I to chyba szerszy problem w Disneyu, o czym zaczęliśmy ostatnio rozmawiać w innym wątku.
>jaka fałszywa dychotomia
A tutaj:
Jedni będą się czepiać dosłownie wszystkiego, zapominając, że to wszystko ma źródło i jest w tradycji SW i generalnie mamy do czynienia z bajką. Drudzy będą się bezkrytycznie zachwycać bo się dobrze bawili i to im wystarczy. Problemem zarówno pierwszych jak i drugich jest to, że uwielbiają używać ekstremalnych wyrażeń typu tragedia, żenada, absurd, masakra. Drudzy odwrotnie: cudowny, rewelacyjny, świetny.
Wprost podręcznikowa.