Czytałem reportaż o fabryce Toyoty w Wałbrzychu i wyśrubowanych normach oraz "kulturze" pracy inspirowanej japońską dyscypliną, ale w takim polskim wydaniu. I teraz oglądam Andora i mam deja vu. Istny obłęd, nasz główny bohater pierwszego dnia pracy dostaje obłędu ... by z czasem się wdrożyć i popaść w rutynę, coś pięknego, normalnie dramat obyczajowy, takie historie osadzone w odległej galaktyce mógłbym oglądać bez umiaru. Tu skręcanie tego mechanizmu na akord mocniej mnie trzymało w napięciu niż ten cały przedurny Kenobi i Boba Fett. A "wystarczyło" zatrudnić profesjonalnych scenarzystów i reżysera z solidnym cv. Niewiarygodne! Niebywałe! Disney długo się bronił przed tak przewrotnym rozwiązaniem.
A Imperium w tym serialu budzi grozę, nie poprzez kolejny laser wielkości planety, tylko przez aparat ucisku, pełen biurokracji i zwykłych ludzi wykonujących rozkazy, ale świadomych, że reprezentują galaktyczną potęgę i mogą być bezkarni w imię prawa i sprawiedliwości. Coś niezwykle przytłaczającego i zupełnie innego od głupiutkich piu piu ze szturmowcami z dziesiątek komiksów i książek.