No właśnie przyznam szczerze, że ja też mam z tym problem. Za każdym razem, gdy ktoś wyrazi wątpliwość co do pojawienia się Lei, słyszę odpowiedź, że to najlepszy możliwy sposób na ruszenie Obiego z Tatooine. Ale czy na pewno? Czy na pewno kreatywność scenarzystów i twórców w ogóle jest tak ograniczona, że nie mogą wpaść na jakiś inny pomysł? Bo jeśli wszyscy uznajemy, zarówno my - widzowie, jak i twórcy, że jest tylko jeden sposób na zawiązanie fabuły jakiegoś dzieła i nie widzimy żadnej alternatywy, to chyba nie najlepiej świadczy to właśnie o tej kreatywności. Jestem przekonany, że dałoby się wymyślić jakiś inny powód, może nawet bardziej przekonujący, ale jak to często bywa, twórcy poszli po linii najmniejszego oporu.
Ale to też nie jest tak, że mam jednoznacznie krytyczny stosunek do obecności Lei. Wręcz przeciwnie, już gdzieś wyżej pisałem, że z jej obecnością wiąże się fakt pokazania Alderaan, który był miłą niespodzianką i który jak na dotychczasowo niskie standardy jakości scenografii seriali lajw akszyn wygląda naprawdę nieźle, by nie użyć bardziej przychylnych określeń. No i oczywiście Bail to ciekawa postać, więc zawsze go fajnie zobaczyć (zwłaszcza jeśli jego obecność może wnieść choćby ułamek polityki do SW, a dwa ważne wątki polityczne - pracę niewolniczą i opodatkowanie Zewnętrznych Rubieży - zarzucił). Jego relacja z Obim też niczego sobie. No ale zawsze jest ale. W przypadku obecności Lei z mojej strony są trzy. Po pierwsze, to, o czym już wspomniałeś, zresztą pewnie nie tylko Ty - czyli do porzygu stawianie na eksplorację relacji dorosły (father figure) - dziecko. Tylko w przypadku tego serialu broniłbym twórców w ten sposób, że tym razem to co widzimy na ekranie, czyli kolejna relacja dorosłego z dzieckiem, to chyba niezamierzony skutek uboczny. W tym sensie uboczny, że mam wrażenie, że wpadając na pomysł posłużenia się postacią Lei w celu pchnięcia fabuły do przodu, to jest wypchnięcia Obiego z Tatooine, twórcy tym razem wyjątkowo nie myśleli z perspektywy takiej, jak to fajnie byłoby stworzyć duet dorosłego bohatera z dzieckiem, tylko rzeczywiście punktem wyjścia było dla nich znalezienie rozsądnej, wiarygodnej motywacji, która mogłaby skłonić Obiego do opuszczenia Tatooine, a że to się akurat złożyło z niezamierzonym stworzeniem relacji dorosły - dziecko, to wicie rozumicie, co my na to poradzimy, tak się stało i tak jest i już. Poza tym nie narzekajcie, no zobaczcie jaka ta Leia słodka no. Myślę, że to była raczej taka logika. Ale nie wiem już co gorsze - nadmierne eksplorowanie relacji dorosły - dziecko, czy brak pomysłu na uniknięcie powtarzalności w tym zakresie.
Drugie ale jest takie, że z punktu widzenia pewnej zgodności z kanonem obecność Lei też jest wątpliwa. Jasne, nie jest to bezpośrednia nieścisłość, ale trochę jest to klejone na ślinę. Tak myślałem na początku, po czym gdzieś w tym temacie wyżej Karaś wpadł na trop, że to może nie do końca tak, że będzie tu nieścisłość, bo że Obi przedstawił się Lei jako Ben, że ta mogła koniec końców nie usłyszeć jego prawdziwego imienia, i że w związku z tym twórcy jakoś wybrną z ryzyka wywołania potencjalnego zgrzytu z ANH, w którym Leia nadaje Obiemu wiadomość, zwracając się do niego jako do Obi-Wana Kenobiego i jednocześnie nie odwołując się ani słowem do ich wspólnych doświadczeń, a do faktu, że jej ojciec walczył z nim ramię w ramię podczas wojen klonów. Już byłem skłonny wyrazić zadowolenie, że uff, jednak może twórcy rzeczywiście z tego wybrnęli, a ja tego nie zauważyłem, po czym jednak z dobrego samopoczucia wyprowadził mnie inny użytkownik (nie pamiętam niestety jaki), który przytomnie zauważył, że przecież Leia na pewno musiała usłyszeć jak Reva zwracała się do niego per Obi-Wan. A poza tym widziała jego facjatę na hologramie, podpisanym jego imieniem i nazwiskiem. Więc jednak zgrzyt pozostanie. Jasne, jest on raczej z kategorii tych z ROTS (gdzie na przykład Grievous mówił do Obiego, że został wyszkolony przez Dooku, co w kontekście całego TCW, ale też mnóstwa innych źródeł stawia Grievousa w pozycji jakiegoś sklerotyka, który nie pamiętał, że na przestrzeni ostatnich kilku lat walczył z Obim kilkanaście razy; albo Anakin mówiący do Dooku wiadomo co, wszyscy wiedzą, więc nie będę opisywał tego, co wszyscy wiedzą), ale jednak, cytując klasyka, niesmak pozostanie.
I trzecie ale jest takie, że o ile zobaczymy, jak dalej potoczy się fabuła tego serialu i w związku z tym niesprawiedliwym byłoby jego krytykowanie za coś, czego może on w przeciwieństwie do wszystkich poprzednich uniknąć, mam na myśli ten disnejowski fenomen tworzenia ciasnej galaktyki z ciągle tymi samymi gościnnymi występami kilku, kilkunastu maksymalnie postaci, o tyle nie sposób oprzeć się wrażeniu, że właśnie w tę stronę ten serial, jak wszystkie poprzednie, może zmierzać. Ale tak jak mówię - na razie wstrzymałbym się z krytyką tego serialu za coś, co jeszcze w jego przypadku nie miało miejsca i nie jest pewne, że będzie miało. Tym niemniej stawianie na znane postacie, zwłaszcza te tak zwane legacy characters (nie wiem skąd się nagle wzięło to sformułowanie, ale w sumie podczas Celebration zwróciłem uwagę na to, że zrobiło się bardzo popularne), znowu doprowadza nas do syndromu ciasnej galaktyki. Tutaj jeszcze, z racji wspólnej historii Baila i Obiego, nie mamy do czynienia z uskutecznianiem syndromu ciasnej galaktyki at its peak - coś takiego miałoby miejsce, gdyby twórcy uznali, że a co tam, wciśnijmy wszystkich znanych żyjących w tym czasie potencjalnych sojuszników Obiego, co z tego czy ma to jakikolwiek sens czy nie, co z tego czy mają jakąś wspólną historię czy nie, czy się wcześniej znali czy nie - przecież nikt znany w tej galaktyce od znajomości z wszystkimi innymi znanymi jeszcze nie zginął. Mam wrażenie, że bardzo łatwo ulec tej pokusie. Ale mam nadzieję, że obędzie się bez Ahsoki, Hana, Kanana, Cala, Reksa, Landa i wielu innych.
No i w sumie jednak jeszcze czwarte ale, ale w sumie to już nie ale z tego samego porządku co te wcześniejsze, bo te wcześniejsze dotyczyły moich wątpliwości co do pojawienia się Lei w ogóle, a to ale dotyczy raczej tego, jak ją przedstawiono - mam poczucie, że ona jak na 10-latkę jest za mądra. Ta młoda aktorka jest fajna, dobrze gra, zgodnie z cechami charakteru Lei, ale nawet mądre dziecko nie wpadnie na to, co Leia mówiła do swojego kuzyna; ba, nierzadko dorośli ludzie nie mają takiego potencjału do bycia przenikliwym, żeby powiązać czyjeś własne poglądy i opinie z jakimiś zawoalowanymi motywacjami, kompleksami, relacjami z ważnymi dla danej osoby ludźmi i ich dynamikami, itepe itede. Jak dla mnie za to duży minus dla twórców, bo wydawało mi się to aż karykaturalnie śmieszne.
Niech Moc będzie z Wami.