Wczoraj obejrzałem ostatni odcinek NuWho - The Power of The Doctor szykując się na listopadowy powrót Tennanta (choć tylko na dwa odcinki czy ileś tam).
Nie obejrzałem wszystkich z Jodie; obejrzałem ich bardzo mało. Samej Jodie mi nieco szkoda, bo stała się twarzą mocnego zjazdu serialu. Rolę udźwignęła - każdy Doktor jest przecież inny, a ona sobie poradziła. Natomiast kuleje wszystko inne. Odcinki są nudne, głupie, moralizatorskie w zły sposób, taki co były na kasetach VHS biedaklipy, że pod szkołą czeka ziomek z darmowymi narkotykami i że to złe, ten sam poziom (co się odwaliło w odcinku z Rose to ja nie wiem). Nawet jak nie ma takich elementów, to jest to zwyczajnie nudne lub słabe.
Sam zjazd zaczął się już za Capaldiego; i tam się trafiały odcinki niemrawe, do zapomnienia, męczące lub zwyczajnie denerwujące, ale jeszcze chyba siłą inercji serial dało się z przyjemnością obejrzeć. Mi się ta oschła kreacja, nieco nerwowa Capaldiego podobała. Doktor nie zawsze musi być jowialnym śmieszkiem
Inni winią Chibnalla za wokeism, ale kurde, przecież żaden projekt nie jest jednoosobowy (może poza tymi, w które jest uwikłany George Lucas ). Cokolwiek tam się zadziało, nie on jedyny jest za to odpowiedzialny, może odegrał większą rolę, może żadną i stał się kozłem ofiarnym - nie wiem. Torchwood mu przecież wyszedł. Broadchurch również wspaniały. Więc raczej coś innego jest na rzeczy.
No i teraz wraca Tennant w roli czternastego (piętnastego? szesnastego? siedemnastego? osiemnastego? zależy jak liczyć ) Doktora. To dość... dziwny ruch. W lore jest przecież, że Doktor przybiera postać, która jakoś mu zapadła w pamięci, która najbardziej odzwierciedla jego potrzeby i stan emocjonalny w danym momencie życia; Tenanntowy czasem popadał w manię wielkości, potem się pogodził ze sobą i przyszła pora na zabawę, po wesołkowatym Smithie, gdy spotkało go wiele cierpienia, przybrał postać dojrzałego Capaldiego i tak dalej. Wybranie poprzedniego aktora po Jodie, która znów - niesłusznie - była krytykowana, często za sam fakt bycia kobietą (to nie jest James Bond, by musiał być chłopem) - wysyłają sygnał, że dla samego Doktora to był zły wybór i wrócił do good, old times.
No ale to tyle z komentarza; mnie to i tak cieszy, bo Tennanta jako aktora uwielbiam i jego Doktora też.
Czekam na Ncutiego Fatwę. Bardzo ciekawy wybór i wydaje mi się, że jego doktor może być wyjątkowo barwną postacią. Spokojnie udźwignie. Zamiast Chibnalla wraca Davies. Pozostaje kwestia - czy poszli po rozum do głowy i naprawią to co NAPRAWDĘ kuleje, czyli po prostu scenariusz i zupełnie niepotrzebne, nachalne i przegadane pierdoły, czy to tylko kosmetyka bez żadnej głębszej refleksji.
Mam nadzieję, że to pierwsze - bo, wracając do tematu, zakończenie trzynastego sezonu było całkiem dobre. Nie jest to jeszcze poziom, którego oczekuję, ale z tych trzynastego doktora, które miałem nieprzyjemność oglądać, zdecydowanie najbardziej się do nich zbliża. Mogłem nie być do końca w temacie, ale i tak szybko dało się ogarnąć co się dzieje. Budżet chyba większy niż w poprzednich.
Były podróże w czasie; był Rasputin; baza starkiller; Daleki, Cybermeni, UNIT. Spiski, humor (Volcano Inspector, śmieję się do dziś), różne totalne głupoty w doktorowym stylu. Samego doktora jednak było dość mało i irytował ciągły infodrop; bardzo często postacie po prostu czytały didaskalia xD albo jak opisy z Wikipedii i nie raz czy dwa żeby wprowadzić w temat ale dość często było coś w stylu "o zobacz to jest ikstrametronom który służy do blalballalabla wynaleziony prze blalblablal" itd. Rozumiem konieczność wyjaśnienia widzom co się dzieje na ekranie, bo wielu patrzy a nie widzi, a czasem jest coś skomplikowanego i tak łatwiej, no ale dość niezgrabnie wychodziło.
Tylko aktor grający Mistrza trochę nie dał rady z rolą; ciężko powiedzieć, co konkretnie nie pasowało. Trochę sztucznie. O, właśnie, przecież Missy była świetna a też kobieta
Niemniej, przez półtora godziny ani razu się nie nudziłem.
Ok, głównonurtowy a nie Monster of the Week, a jednak motwy DW miał mocne i ani jednego politycznego odniesienia, naprawdę wymiotować mi się chce gdy wszędzie wciskają politykę, niezależnie której strony. Doctor zawsze miał komentarze, tu się obrywało Thatcherowej, tutaj miliarderom itd, ale to było, znów fabularnie uzasadnione i takie prztyczki i bardzo fajnie, takie da się jeszcze, choć i nawet takie już coraz mniej mi się podobają bo JAKIKOLWIEK film, serial włączę to tam zawsze jest wciskanie polityki. Meczy to.
Nie był jakiś wybitny, takie 6/10, al uważam, że dobrze wróży na przyszłość, bo gdyby reszta była na takim poziomie to bym oglądał. Nie oczekuję już wybitności 10 czy 11 doktora (arc ze Smithem tak mi się podobał, ze oglądałem te sezony z cztery razy, tam się wszystko tak pięknie zazębia, chemia miedzy postaciami, jakieś kosmiczne kościoły, question that musi never be answered, silence will Fall - kopalnia złota), choć byłbym bardzo rad, gdyby zrobili coś fajnego. Nie musi być ambitnie, pierdzący kosmici w walijskiej elektrowni tez mogą być, tak samo odcinki jak ten z globglobgabgalabem
PS Paul Bettany by się świetnie nadawał na następnego. W odcinku VandaVision gdy zgrywał magika miał bardzo takie doktorowe łajby