Dzięki niech będą Mocy, że ten serial dobiegł końca. Robert Rodriguez kolejny raz pokazał/przypomniał/udowodnił jak beznadziejnym jest reżyserem. Do tej pory chyba tego nie robiłem, ale przyczepię się również do Jona Favreau... scenariusz był naprawdę słaby, ale to naprawdę lujowy.
Finał serialu o Bobie eF, w którym tytułowy bohater się pojawił - wspaniale, pierwszy i prawdopodobnie jedyny sukces. W tym odcinku tak brakowało logiki i dobrego planowania, że ręce opadają. Konflikt, de facto o skali planetarnej, w którym walczyło góra sto uczestników w tym członkowie Syndykatu Pyke (galaktycznej organizacji kryminalnej!!), trzy lokalne gangi kontra Boba + Din, Fenec, Krystian i grupka wieśniaków. Wybaczcie, ale takie liczby nie oddają dramaturgii takiego rodzaju wydarzeń. To co zaprezentowano nie zasługuję na miarę finalnego starcia gangów o kontrolę nad planetą, a jakąś mierną potyczkę.
Okej, był rankor, który muszę przyznać wyszedł bardzo dobrze, a jego potęga została myślę prawidłowo zaprezentowana. Były dwa droidy znacząco przypominające w moich oczach droideki, które jednak miały zdecydowanie unowocześnione osłony, ale które to droidy były tylko dla picu bo nie wyrządzały absolutnie żadnych szkód. W porządku, poturbowały Mandosiami, ale dla zwykłych, uciekających po prostej linii (!) mas były całkowicie nieszkodliwe i nie mogły nikogo trafić... Krrsantan został powalony przez Trandoshan i aż zasługiwał o poderżnięcie gardła, ale nie... jakimś cudem ich wszystkich pokonał, wrócił, postrzelał, został trafiony kilkakrotnie i co najlepsze przeżył, a nawet był w stanie biec! Ja rozumiem, że to Wookiee, no ale litości. Te blastery Pyke`ów chyba nie miały zbytnio wysokiej mocy skoro można zostać trafionym tyle razy i otrząsnąć się z tego w kilka sekund.
Idąc dalej... pojedynek między Fettem i Bane`em. Cad, tak dobrze wykreowana postać, najlepszy strzelec galaktyki w tamtych czasach, łowca nagród z prawdziwego zdarzenia... został wprowadzony do live action serialu tylko po to żeby niewydarzony, gruby wujek Bobek pokonał go bronią białą będąc w zbroi, której nie da się przebić. Żenada. Skoro Bane`a spotkał już ten smutny i niezasłużony los, mam nadzieję, że pozostanie martwy, a nie trafi do jakiegoś bacta tanku, jak Cobb Vanth (o wow, ale zaskoczenie, że przeżył!), aby następnie jakiś czarny pseudo cyborg cyberpunk przywrócił go do życia.
Bobuś zebrałby kilka dodatnich punktów do wizerunku za walkę, jakkolwiek mizerna ona by nie była, gdyby nie to, że na sam koniec zrobił sobie spacerek po mieście, w czasie którego ukłonił się do każdego możliwego wieśniaka, a następnie zaczął na to narzekać. Tego chciałeś pseudo władco przestępczy, to to masz. Boba Fett jest skończony i mam nadzieję, że to koniec jego kanonicznych przygód. Niech sobie gnije na emeryturze na zapiaszczonym Tatooine bo przecież ta planeta zasługuje na więcej.
Kolejny przewidywalny element odcinka to powrót Grogu w jego niezniszczalnym mithrilu. Wiadomym było, że gówniak wybierze takie rozwiązanie i to tylko pokazuje bezsens prowadzenia historii oraz Skywalkera jako tego, który miał odtworzyć Zakon Jedi. Teraz gdy ktoś zdecydował się nie oglądać Księgi Boby Fetta, a zamierza oglądnąć trzeci sezon Mando będzie miał kapustę z mózgu no dopiero co było pożegnanie z Grogu, a to Grogu jest od pierwszego odcinka. No fajnie.
Fennec Shand wypadła całkiem dobrze, choć szczerze liczyłem, że zginie dla podkreślenia dramatyzmu. O jej, przewidywalny, ale jednak zawód. Co dalej... a no tak. Ja rozumiem, że zbliża się serial o Ahsoce, ale po co było jej wprowadzanie w poprzednim odcinku skoro dla finału TEGO serialu nie miała żadnego znaczenia? Zakończenie z kolei wyglądało jak zakończenie jakiejś randomowej kreskówki, w której bohaterowie rzucili jakimś suchym żartem i zostawili nas ze świadomością, że wkrótce będzie kolejny odcinek na równie niskim poziomie.
Nie mamy się co oszukiwać, drugi sezon powstanie. Disney potrzebuje seriali na swoją platformę, a ten serial przez wielu jednak widzów jest odbierany pozytywnie. Przykładem niech będzie moja dobra przyjaciółka, która jest niedzielnym fanem SW i ogląda tylko filmy i seriale aktorskie. Dla niej Księga Boby Fetta to wielkie wow i świetna zabawa. Jak ją lubię, to jednak nie mogę jej wybaczyć, że przez takich jak ona będziemy pewnie cierpieć przygody cyberpunka Cobba Vantha, który po modyfikacjach dostanie pewnie jakieś rażące w oczy różowe elementy dla swojego nowego, cyborgowego życia.
Odcinek oceniam na 3/10, a biorąc średnią z wystawionych przeze mnie ocen cały pierwszy sezon na 6,28/10