Mi w ogóle nie chodzi o tematykę. Wiadomo, SW to głównie mistyczne sprawy, ale moim zdaniem można zrobić z tego western, czy lekki kryminał. Problem polega w braku treści w ogóle. Ogromna większość czasu marnowana jest na jakieś nonsensowne sceny, które nie mówią nic o świecie, w którym dzieje się akcja, nie budują żadnego tła, nastroju, koloru. Ta kryminalna warstwa opowieści w ogóle nie działa. Próba zrobienia z Fetta lokalnego mafiozy czy kryminalisty jest kompletnym niewypałem. Jeżeli już Fetta musimy koniecznie wyciągać z gardła Sarlakkowi to wypadało by pamiętać o tym kim Fett mógły być w OT, gdyby miał być pełnoprawną postacią. Kiedyś czytałem, że charakter BF, gdyby spojrzeć na niego z klasycznie-RPG-owego punktu widzenia, to "praworządny zły", ponieważ zachowania Fetta sugerują jego wiarę w nadrzędną rolę porządku, hierarchii i organizacji społecznej, natomiast pozbawiony jest on takich cech jak empatia i wynikające z tego pochodne, co dobrze pasuje do jego zajęcia czyli łowcy nagród. Ten serial wychodzi więc w ogóle z błędnych założeń, przez co główna postać jest zupełnie niespójna, pozbawiona charakteru, wewnętrznej motywacji do działania. BF chce być kryminalistą bo... dlaczego? Nigdzie nie jest to ani powiedziane, ani zasugerowane. Jaki wpływ na kształtowanie BF jako mafiozy ma jego długi pobyt na pustyni z Tuskenami? Jego medytacja i związek z tuskeńską kulturą, szacunek który u nich jakoby zdobywa? O wiele większy sens miała by próba przejęcia lokalnej władzy przez BF ale nie jako szef mafii (DAIMYO... litości. Czy Favreau w ogóle sprawdził w wiki co ten termin może znaczyć?), ale jako samozwańczy SZERYF. To miało by o wiele większy sens pod względem dopasowania cech charakteru (tych nielicznych które BF ma), sugerowanej przeszłości na pustyni, dawniejszej historii jako w pewnym sensie "officer of the law" (pracował przecież dla legalnej władzy). Brutalny i bezwzględny charakter BF, byłby dobrym punktem wyjścia do wprowadzenia wątków kryminalnych, w których BF uczestniczył by jako swego rodzaju spaczona siła sprawiedliwości, napędzana tęsknotą do czasów Imperium i osobistą chęcią destrukcji. Można by było zrobić z tego klasyczny western, gdzie miasteczko dzieli się na zwolenników i przeciwników "złego szeryfa", co wygenerowało by dużo ciekawych rozterek moralnych - bo przeciwnicy "złego szeryfa" to nie tylko zwykli, przyzwoici obywatele, ale również wszystkie mafie i kryminaliści, i ci uczestnicy gry o zupełnie przeciwstawnych celach i dążeniach znajdują się nagle po jednej stronie co daje siłę napędową opowieści. Przedstawienie BF jako karzącej ręki "złej sprawiedliwości" dało by również pretekst do częstego pokazywania go w akcji (dezintegracje, strzelanie w plecy, branie zakładników), co nakarmiło by głód fanów postaci. Jeżeli ktoś nie widzi analogii z westernem to od razu daję przykład: William Munny z UNFORGIVEN, grany przez Clinta Eastwooda.
Generalnie można było coś z tego Fetta wycisnąć, ale to co dostaliśmy to zupełnie nieprzemyślane, napisane na kolanie w jedno popołudnie popłuczyny po westernie, brzydko wyglądające, amatorsko wyreżyserowane. Postacie bez jakiegokolwiek tła moralnego i bez motywacji, dialogi fatalne, historia nonsensowna. Kompletnie dobijający jest zupełny brak kreatywności, w warstwie wizualnej i treści również, bo dostaliśmy jeden wielki ciąg autocytatów i kserokopii ze starych filmów. Nie chcę już się pastwić nad aktorem grającym główną postać. Komu się to podoba? Chyba tylko ślepo zakochanym w ornamentyce i powierzchowności SW. Jeżeli kogoś podniecają bezustanne autocytaty, to gratuluję ale moim zdaniem to za mało, żeby opowiedzieć jakąkolwiek sensowną historię.