Tak, wiem, że to nie "Crimson Empire "tylko "Crimson Reign" jednak nic nie poradzę, że kolor karmazynowy zawsze będzie mi się kojarzył z bratobójczą walką imperialnych gwardzistów a nie syndykatem Qi`ry, pomimo tego że główną historię czytało się bardzo dobrze, choć, za szybko, za krótko.
 
 Z Qi`rą i jej imperium mam taki problem, że zupełnie nie kupuję tego konceptu wszechmocnej organizacji, która ma swoich agentów dosłownie wszędzie - na każdej imperialnej fregacie, w każdym budynku imperialnej biurokracji, w kazdej komórce Rebelii. Będą po obejrzeniu Andora, i widząc jak ciężko formowała się Rebelia, ile trzeba było poświęcić aby dochować tajemnicy to dla Szkarłatnego Świtu jest to po prostu wtorek 10:00 w biurze, pierwsza przerwa na kawusię. I ledwo na koniec tego crossoveru sam Imperator orientuje się kto pociąga za sznurki. Trzeba mocno zawiesić niewiarę.
 
 Jednak kiedy juz to się zrobi dostajemy fajne pociągnięcie wątków porzuconych w Solo, a kontynuowanych z komiksach Marvela pomiędzy epizodem a V a VI. Owszem, umiejscowienie czasowo jest bardzo niefortunne, okres ten napchany jest na maxa, ciągle stary kanon z Cieniami Imperium zdecydowanie lepiej to zrobił ale... ogólnie rysunki są całkiem ok, sam główny event czyta się sprawnie. Pozostaje pewien niedosyt gdyż wątki wciąż pozostają otwarte ale to się zapewne lada moment zmieni.
 
 Dość uderzający jest też fakt że cały event jest dość mocno nakierowany na kobiece bohaterki, właściwie oprócz Vadera i Ochiego to reszta chłopaków pełni role drugoplanowe lub jest tłem. Czy to wyszło dobrze? Pozostawiam do indywidualnej oceny. 
 
 Główny event dostaje, pomimo ogromnej naiwności, 6/10. 
 
 P.S. Po ilości postow w coraz to nowszych komiksach SW wnoszę, że mało kto już chyba te komiksy czyta...