Nie bez powodu przez całe dekady nikt nie brał się za Fundację. To trudne, polityczne hard SF, wymagające od potencjalnych twórców bardzo dużo. Gdybym miał robić ekranizację to chyba potrzebowałbym Petera Jacksona i George`a Lucasa w najlepszej formie. Naraz. Serial był nie takim najgorszym pomysłem, bo u Asimova najważniejsze są dialogi i intrygi polityczne, a te można dobrze pokazać w rozwiniętej, serialowej formie. Asimov stoi na trzech elementach: dialogach, postaciach i polityce. W tym serialu udało się spieprzyć wszystko.
Niestety, autorzy uważali się za mądrzejszych od najmądrzejszego autora SF historii. Koncepcja trzech-klonów imperatorów i Seldon domagający się zaprzestania klonowania władców to najgorszy potworek ich wymysłów. Tfurcy rzypuszczalnie albo uważali się za geniuszy albo nie mogli znieść prawdziwej treści Fundacji. Bo w Fundacji całe Imperium nie jest złe. Nie jest rządzone przez wysadzających swych poddanych na krwawą miazgę psychopatów-klonów. Mało tego, realną władzę posiada w nim tak naprawdę Pierwszy Minister. To nie jest nawet klasyczna monarchia. Ideą naczelną u Asimova jest to, że sama ludzkość cofa się w rozwoju, wytraca zdolności i w sposób nieunikniony dąży do okresowych wieków ciemnych. Katastrofa Imperium jest smutna, jest dla czytelnika jasne, że należy z nim na swój sposób sympatyzować. W serialu? Imperium to fantasy-klono-demoniczna parodia. Możliwe, że autorzy uznali, że widzowie to idioci i nie wytrzymają nieostrych podziałów dobro/zło.
Dalej jest tylko gorzej. Pomieszanie epok, książek, dekad, postaci i ich funkcji. Młody Raych przy starym Harim, Gaal, która nie jest Gaalem z książek (i nie chodzi mi o płeć), Imperium, które jest głupsze i gorsze niż to z Gwiezdnych Wojen. Dostajemy wszystko, co najgorsze. Parodię Asimova.
Są też kwiatki, które pachną autoparodią: zamachy na "gwiezdny most", jedyną drogę na Trantora xDDD Ludzie... Fundacja Asimova jest głównym zapleczem pomysłów Lucasa. Wystarczyło zrobić jak było: planetę w stylu Coruscant z miliardami statków kosmicznych. Żadnego mostu i jadącej 16 godzin windy nie było. Żadnych statków lecących 3 lata na obrzeża Galaktyki nie było. Żadnych teleportów wokół czarnej dziury na statku i przechodzenia w kriostazę nie było. Dostaliście najlepszy materiał źródłowy z istniejących cyklów SF, a włożyliście w to beznadziejne pomysły, idiotyczne autorskie technologie i tyle szamba, że aż trudno było mi w to uwierzyć. Jaki to cud, że Imperium, które posiadało dziesiątki trylionów mieszkańców (tu nagle tylko "osiem" xD) polegało na jednym gwiezdnym moście, który terroryści z dziecinną łatwością wysadzili. Wielki latający kamyk, który zastąpił Kryptę Seldona woła o pomstę do nieba. Tak samo plany z Terminusa, który wygląda na klepisko z namiotami, a nie rządzone przez Encyklopedystów przyszłe Imperium z najlepszymi atomowymi technologiami... Scenopisarskie himalaje głupoty.
Zmęczyłem dwa odcinki i na tym kończę przygodę z tym koszmarnym bublem. Autorzy wyraźnie chcieli się popisać własnymi pomysłami, które mają fatalne i które przede wszystkim: wcale nie pasują do Asimova i jego hard sf. Nawet stroje, światło są tu dużo mniej asimovskie niż scenografia każdego epizodu Gwiezdnych Wojen. Chcieliście robić własne fantazje? Trzeba było robić własny serial. Teraz zniszczyliście potencjał Fundacji i jej szanse na dobrą ekranizację zapewne na kolejne 50 lat. Koszmar. Tragedia. Wstyd. Nawet imię i nazwisko Asimova w napisach początkowych jest mniejszą czcionką niż nazwiska tfurcuf. Ale może to dobrze, bo żaden fan Fundacji nie uzna tego czegoś za związane z duchem Asimova i jego wielkim, historycznym dziełem. A ten serial? To tylko historyczna katastrofa.