Zarzuciłem tym tematem na discordzie, ale chciałem też poznać szerszą opinię, stąd temat na Bastionie. Tak sobie czytam Drogę Zagłady Karpyshyna po raz drugi i mam pewną rozkminę. Punktem wyjścia jest to, że mamy po dwóch stronach barykady lustrzane odbicia - Bractwo Ciemności i Armia Światła. Jedni sprzeniewierzyli się zasadom Sithów, drudzy Jasnej Stronie. Wiemy co się dzieje dalej w tej książce i serii - mamy Zasadę Dwóch i właściwie do samej sagi Sithowie żyją w zgodzie ze swoimi zasadami. Mistrz, uczeń i całkowite oddanie się Ciemnej Stronie. A co z Jedi? No i tu mamy pewien kłopot. Muszę jeszcze dokończyć tą trylogię i przeczytać Świt Jedi, ale mam poczucie, że nigdy nie osiągnęli pełnej zgody z Jasną Stroną.
W Legendach wygląda to tak: Świt Jedi, Stara Republika, Stara Republika z czasów Bane`a, Prequele, OT, ENR, NEJ, Legacy (wczesne i późne).
W Kanonie: pseudo Świt Jedi, Stara Republika, Wielka Republika, Prequele, OT, Sequele.
To pseudo Świt Jedi to mój strzał, że Waititi robi film z tego okresu, a Stara Republika jest tylko na razie we wspomnieniach (np. w Świetle Jedi albo niektórych komiksach, Momin, Wrend, itd). Tak czy inaczej mamy różne okresy i różny sposób działania Jedi w tym okresach.
Idąc po kolei w Legendach. Świtu Jedi jeszcze nie skończyłem, w teorii powinni być najbliżej zasad Jasnej Strony, ale wstępne odczucia mam takie, że nie czuję żeby tak było. Istotne też jest to, że ten okres był dopiero co liźnięty, bo doszło do kasacji EU, więc dla uproszczenia go pominę w tej analizie. W czasach KOTORów, Starej Republiki Jedi byli całkiem zgodni z Jasną Stroną. Jasne, same gry pokazują, że Jedi mogli być wodzeni na pokuszenie Ciemnej Strony, ale to jest normalne i nie dążę do zaprzeczenia tej oczywistości. Bardziej chodzi mi o rolę Jedi w galaktyce i takie ogólne nastawienie do Mocy. Po Revanie mijają setki, tysiące lat i mamy tą niesławną Armię Światła, która właściwie robi to samo co robili Jedi w czasach prequeli. Hipokryzja, pseudomistycyzm, oddanie się polityce i wojnie. Czasem jak w przypadku Farfalli zadurzenie się w swojej za**bistości. Wszystko się kończy na etapie Zemsty Sithów i w OT Luke powoli zmierza do tego, żeby odnaleźć prawdziwy sens bycia Jedi, prawdziwy sens Jasnej Strony Mocy. W czasach po ROTJ otwiera swoją Akademię.. i jest zagubiony jak nigdy wcześniej. Niby górnolotnie mówi swoim studentom o tym, że nie walka ich uchroni przed Ciemną Stroną, przed Szczątkami Imperium czy chociażby Exar Kunem, ale ostatecznie i tak wszystko się do walki sprowadza, a jego studenci dają się ponieść Ciemnej Stronie bardziej niż powinna na to wskazywać statystyka. Wciąż jednak okres ENR jest pewnego rodzaju przedsionkiem do NEJ i trudno na jego podstawie wyciągać jakieś wnioski. To w NEJ pojawia się najeźdzca i przez dobre 10 książek Luke zastanawia się nad tym jaką rolę powinni przyjąć Jedi. Jedni chcą walczyć, chcą korzystać z Mocy do zabijania (Kyp i ci którzy go popierali, poniekąd Anakin Solo), drudzy wolą zostać w akademii i oddać się przemyśleniom, medytacji, pierdu pierdu hipokryzji. Ostatecznie wątek zostaje rozwiązany bez jakiegoś głębszego wniosku, po prostu Luke zaczyna brać udział w tej wojnie. Fajnym jednak rozwiązaniem jest finał NEJ, gdzie udaje się rozwiązać problem Yuuzhan Vongów bez totalnej eksterminacji. Wciąż jednak Jedi się miotają, nie potrafią określić jaka jest ich rola w tym wszystkim.
Dodatkowe "światło" rzuca na to wszystko Zdrajca Matthew Stovera. Według tej książki, a właściwie według Vergere, nie ma czegoś takiego jak Jasna czy Ciemna Strona. Jest po prostu Moc, a to jej użytkownicy mogą ją wykorzystywać do dobrych lub złych celów. Co poniekąd poddaje w wątpliwość stwierdzenie, że jest coś takiego jak "zasady Jasnej Strony Mocy", "zasady Ciemnej Strony Mocy". Może Zakon Jedi to po prostu stowarzyszenie użytkowników Mocy, którzy generalnie starają się w swoim życiu być dobrzy. Cokolwiek to znaczy.
Co się dzieje dalej to już wykracza poza moją wiedzę. Nie czytałem jeszcze Mrocznego Gniazda, Legacy of the Force ani komiksów z Legacy. Wiem tyle, że właściwie od początku tej historii, Jedi nie bardzo potrafią określić czy ich rolą jest ratowanie, wspieranie, medytacja i zgłębianie Mocy czy udział w walkach, wojnach po to, by w ostatecznym rozrachunku wyplenić zło. W żadnym z tych okresów nie byli tego świadomi i miotali się pomiędzy jednym a drugim.
A co na to kanon? Zaraz po Starej Republice mamy Wielką Republikę. To jest taki złoty okres Republiki i Zakonu Jedi. Wydaje się, że kiedy jak nie właśnie wtedy Jedi służyli Światłu najmocniej jak się da. No ok, na materiałach promocyjnych Jedi czy Republiki można by to tak przedstawić, ale to takie służenie Światłu jak PiS służący rozwojowi gospodarczemu Polski. To wszystko ładnie wygląda na papierze, mają piękne stroje, mówią górnolotnie o Jasnej Stronie, ale jak przychodzi co do czego to są krusi i słabi. Potem prequele i OT podobnie jak w Legendach, ale różnica jest w czasach po ROTJ. Wiemy, że Luke stworzył Akademię i tu można pi razy drzwi powiedzieć, że dochodził do podobnych wniosków jak w Legendach, ale zamiast inwazji Vongów doszło do spalenia Akademii "przez Bena Solo", pojawienia się Snoke`a, Najwyższego Porządku i Luke na Ahch-To zaczął redefiniować to kim powinni być Jedi. W "Ostatnim Jedi" widzimy, że Luke zdaje sobie sprawę z hipokryzji i błędów wielu pokoleń Jedi. Nie ma na to rozwiązania, ale wie, że nie tędy droga. Jest w takim stanie decyzyjnej hibernacji, siedzi na odludziu i nie wie co zrobić, żeby nie popełnić tych samych błędów co jego poprzednicy i co on w przypadku Bena Solo.