... WARNING. Post zawiera spore ilości spoilerów.
Zacznę od końca, czyli od finału. Jeśli Warner nie da zielonego światła na dwa kolejne filmy (co aż się prosi), tak by powstała z tego sikłelowa trylogia - to niech się walą.
Nowy Matrix jest świetny !. Serio !. Bije na głowę swoich dwóch poprzedników, i spokojnie dorównuje niemal kultowej już "jedynce". Oczadziło mnie ? ... No to idę po całości. Tak właśnie wyglądałby pierwszy film trylogii, gdyby miał powstać dzisiaj !. Bo to jest "Matrix" obecnych czasów ... pod warunkiem, że zrobimy (SPOILER ALERT !!!) reset w Matrixie, który znaliśmy z poprzednich filmów. Reset większy od tego, na co umówił się Neo w finale "Rewolucji". Reset na miarę nowego konstruktora - o, pardon, nowego Analityka.
I jeszcze jedno. Jeśli zakończymy oglądanie filmu w momencie ... kiedy Trinity wraca do "żywych" .
AŻ do "wejścia" Trinity w miejsce Tiffany, film ogląda się świetnie. To jest totalna jazda bez trzymanki, dwie fabularne pętle czasowe obok siebie, gdzie to co było wcześniej, miesza się z nowym. Nowym Neo Thomasem, który ma zrobić czwartego Matrixa. Grę. Dla Warnera . Tak, niemal wszystko w "Ressurections" jest opakowane autoironią, trollowaniem, nabijaniem się wręcz z tego filmu ... w filmie. Jezzuuu, jak ja się popłakałem ze śmiechu widząc tą korpo burzę mózgów. Jakie oczy robiłem słuchając i nie wierząc, jak walą prosto w face, fanów i widzów jednocześnie. Jak wkręcają wszystkich.
Merowing i jego niemal oskarżający monolog z wstawkami typu Face-Zucker suck!, Wiki shit . Thomas vel Neo wprost nabijający się ze swoich supermenowych nie-mocy. Czy skok z wieżowca w finale i komediowe wręcz zawiśnięcie w powietrzu ... maj gad, i ten dialog w TAKIM momencie
Tak, walnęło mnie mocno. Właściwie złapałem się na tym, że oglądam niemal powtórkę tego, co Lynch zaserwował w nowym "Twin Peaks" ! Takie to było dobre !. I ten EPIC moment jak u Lyncha, kiedy Cooper i Laura w innej linni czasowej podjeżdżają pod jej dom, i kiedy Thomas staje przed lustrem i widzi siebie p r a w d z i w e g o, starszego o 20 (60) lat. I kurde, to co się dzieje, to jest ta scena, ten moment, prawdziwy PEAK FILMU w którym Matrix mógł pójść w takie rejony, że aż JEJK !. Takie ciary, że niemal jara mózgi !.
Ale NIE. Nope. Za dobrze by było.
Bo oto Tiffany vel Trinity, wraca do życia. I od tego momentu, następuje niemal równia pochyła. Albo też ktoś w Warner Bros (jakże pięknie wyśmiewanym w filmie ) powiedział d o ś ć, i zamienił reżyserów. Reżyserkę ? ... nieważne. Bo dalej jest już action !, explosions !, dramatic love-story i merysuizm. S C H E M A T. Aż siarczyście zakląłem pod nosem, bo oto cała ta świetna, piętrowa fabularnie konstrukcja, prowadząca do momentu, w którym jak mówi Morfeusz - by pokazać co jest prawdziwe ... wali się. Okazuje się, że ... Thomasa ocali jedynie LOVE. Matko jedyna ... że co ?, to o to była cała ta wielopoziomowa gra ?, o tak banalną stawkę to wszystko ?. Heh, dawny agent Smith gdyby to widział, to tylko by się zaśmiał w swoim stylu.
Btw., zgadniecie, KTO jest wybrańcem w tym momencie ? ... No właśnie. "Force is female". Tylko dzięki Trinity, Thomas może stać się ponownie Neo. To zresztą widzimy na końcu, kiedy tak ładnie sobie latając zapowiadają przyszłe porządki w galaktyce finale.
No więc, gdyby nie Trinity i jeszcze ten finał, gdzie można pokruszyć sobie plomby w zębach, ze zgrzytania na to co się właśnie odwala na ekranie, to byłoby wręcz świetnie zahaczając o wybitnie. Film zwyczajnie dzieli się na dwie części. Tą pierwszą, świetną, gdzie Thomas rozgryza rzeczywistość, a Wachowska bawi się z nami. I tą drugą, słabą, gdzie Tiffany staje się Trinity.
Film jest na pewno do zobaczenia dwa-trzy razy, bo za pierwszym nie nadąża się za tym co się widzi, zadając sobie jakże fundamentalne pytanie - wtf, i co oni brali ?. Powtórzę, nowy Matrix, to jest R E S E T tego co znaliśmy do tej pory, włącznie z zakończeniem "Rewolucji Jeśli pójdziemy do kina z otwartą głową i nastawieniem na coś innego, niż wyśmiewany przez Merowinga, sikłel trylogii - jest w pytę !. Jeśli oczekujemy kontynuacji - lepiej oszczędzić nerwy, bo odzobaczyć tego co się zobaczyło, nie da się.
TO NIE JEST MATRIX KTÓREGO OCZEKIWALIŚCIE, i Wachowska sprowadzi Was absolutnie do parteru, uświadamiając dobitnie. To jest Matrix, do którego trzeba się dokopać, by zobaczyć jak dobry sikłel, odcinający się od wszystkiego co było wcześniej, (prawie) powstał. BRAWO !!!.
Plusy ? - POMYSŁ !!!. Obsada ! (GENIALNA !!! "Bugs", czyli Jessica Henwick), tempo !, pętle czasowe !. Motyw z lustrem jest f*king EPIC !!! Fabularnie jest o wiele lepiej niż oczekiwałem.
Minusy ? - że trzeba się przekopać, by dostrzec, że nowy Matrix jest świetnym rozwinięciem z wcześniejszych pomysłów, a nie idącą w schematy kontynuacją. Że to niestety jeden film a nie cała trylogia. Że słabo obsadzony Morfeusz, który nie przekonuje. SMITH - Jonathan Groff absolutnie dał radę, ale tu problem leży w dialogach. Nie wiemy jak to się stało, że stał się "sojusznikiem" Neo i Trinity, nie wiemy dlaczego jest szybszy od Analityka. Za to mamy jakiś zapętlony bełkot o tym, jak to bardzo żal mu Thomasa. Kiepsko też wypadły próby wyjaśnienia, co właściwie stało się po wydarzeniach z "Rewolucjii". Niby Niobe tłumaczy, niby wraca stary "Matrix", ale to takie jakieś meh jest. No i walki. Choreografia niestety nie ta sama i to widać. No i muzyka. Muza w tym filmie słabiutko robi klimat.
Ocena ? - 4/5, za pomysły. Za finał 2/5. I trzymam kciuki, by była to trylogia a nie pojedynczy wybryk. Odwagi Warner !