Ostatnio mamy istny wysyp seriali osadzonych w odległej galaktyce (co niezmiernie mnie cieszy). W związku z tym postanowiłem założyć temat, gdzie będziemy się zwierzać, który seriale lubimy najbardziej i przedstawiać je w subiektywnych rankingach - mowa tu zarówno o wersjach animowanych, jak i aktorskich.
Moja lista przedstawia się następująco (serial i ocena w skali 1-100). Uwaga, uwzględniam wyłącznie pozycje w ramach obecnego kanonu:
1. "The Mandalorian" - 95: wersja aktorska bije na głowę wszelkie produkcje animowane, a ja sam jestem nim zachwycony. W perypetiach Dina Djarina i Grogu gra wszystko - ich przygody, osobowość oraz wzajemne relacje. Nie sposób ich nie lubić. Do tego rozgrywa się w moich ulubionych czasach (w całym uniwersum najbardziej mnie interesuje epoka galaktycznej wojny domowej oraz rządy Nowej Republiki). A za występ Luke`a Skywalkera (czołówka moich ulubionych scen w całej historii SW) już chyba na zawsze będzie miał zagwarantowane pierwsze miejsce (no chyba, że powstanie serial o nowym pokoleniu Jedi Luke`a).
2."Parszywa Zgraja" - 80: w tym przypadku wybiegam nieco w przyszłość. Dopiero 4 odcinki za nami, ale coś czuję, że z tej mąki wyjdzie przedni chleb. Przygody super-komandosów o nadprzyrodzonych zdolnościach to przedni i sprawdzony przepis. No i ewidentne wzorowanie się na "The Mandalorian".
3."Rebelianci" - 78: dzieje się w moich ulubionych czasach i pokazuje początki mojego ulubionego konfliktu w uniwersum. No i do tego świetne ukanonizowanie Thrawna. Udany serial.
4."Wojny Klonów" - 76: fakt, że uplasował się niżej niż "Rebelianci" pewnie wzbudzi kontrowersje. I już je wyjaśniam. Powód jest prozaiczny. Otóż drugie dzieło Filoniego poznałem od początku do końca, natomiast w przypadku pierwszego wiele już nie pamiętam i nawet nie wiem, czy udało mi się obejrzeć wszystkie odcinki, a to dlatego, że w czasach, kiedy TCW wychodziło, oglądałem je w telewizji i nie miałem gwarancji, iż jakiegoś odcinka nie przegapię (a umknęło mi sporo). Potem tyle się tego narobiło, że przestałem ogarniać i już nie zależało mi, by być na bieżąco. A kiedy w 2015 znów się zainteresowałem SW, to do dzisiaj coś mi się nie chciało wszystkiego nadrobić, bo po prostu wydaje mi się tego za dużo. No i jeszcze sposób prowadzenia fabuły - kilkuodcinkowe arci skaczące z jednego do drugiego, a do tego pomieszana chronologia odcinków (chronologicznie pierwszym odcinkiem jest 16 epizod 2 sezonu). Nie sposób mi to ogarnąć. A "Rebelianci" to uporządkowana od początku do końca historia o grupie osób. I to jest łatwiejsze w odbiorze. No i do tego czasy, w jakich dzieje się historia - choć uwielbiam Prequele, tak jak każdą trylogię SW, to jednak ta epoka to nie moje klimaty.
5."Ruch Oporu" - 35: tutaj kompletne rozczarowanie, zawód i nie wiem, co jeszcze. Zupełnie nie tak wyobrażałem sobie rozwój fabuły. To miał być serial o tytułowej organizacji, a wcale tego nie widać. Zakończenie pierwszego sezonu jeszcze dawało nadzieję, ale drugi to klapa na całego. Oczekiwałem stopniowego poszerzania skali wydarzeń i ukazania odbudowy Ruchu Oporu po bitwie o Crait, a do samego końca to były wyłącznie perypetie załogi "Colossusa". Czary goryczy dopełniło to, iż Kazuda nie pojawił się w "Skywalker Odrodzenie" jako easter egg, na co mocno liczyłem.