Przy w miarę mocnym początku serialu, drugi odcinek zalatuje mi zapychaczem. Według mnie mamy tutaj znacznie wyższy poziom dziecinności, a co za tym idzie nudnawej historii. początek spoilera Zgodnie z przewidywaniami, klony przyleciały na Saleucami, gdzie spotkali się z Cutem Lawquane`em i jego rodziną. W domostwie w zasadzie rozmowa o niczym, no dobra zmiany na planecie, ale nic czego nie można się spodziewać. Został wspomniany oczywiście Rex, bo uwaga był na Saleucami dzień wcześniej! Potem o ile łatwo się było dostać na planetę to jej opuszczenie jest bardziej problematyczne i trzeba będzie pokombinować. Walka między klonami nie była niczym zaskakującym, a fakt, że Hunter chciał oddać Omegę pod opiekę Cuta żeby było jej lepiej też jakąś nowością nie była bo to oblatany schemat. Śmieszne, że imperialne klony nie potrafią rozpoznać twarzy Cuta... no dobra, jednemu prawie się udało, ale i tak beka, że własnej facjaty nagle nie znają. Siła Wreckera widzę, że nie ma granic bo na legalu może sobie rozwalić blokadę startową i nawet się przy tym nie spoci. Coś czuje, że w przyszłych odcinkach chłop będzie rzucał w inne klony śmigaczami albo skuterami repulsorowymi. Ah, i byłbym zapomniał. Echo się w końcu do czegoś przydał (?). Zrobili z niego pół-droida, a nawet statku nie potrafi uwolnić. Gdyby to R2-D2 grzebał w tym gnieździe to prom byłby wolny w dwie sekundy... Po odcinku pozostaje pytanie, co dalej z Cutem? Będziemy go jeszcze widzieć czy to był taki sobie o, epizod żeby przypomnieć, że istnieje? No i gdzie teraz? Parszywa Zgraja nie ustaliła żadnego celu podróży, więc obawiam się, że będą szukać Rexa. koniec spoilera
Odcinek to średniak i zaczynam zastanawiać się o czym będzie pozostałe 14 odcinków. Nie wiem czy twórcy mają jakiś legitny pomysł na cały sezon albo co gorsza, na kolejne. Trzeba się będzie przekonać na własnej skórze. Mam nadzieję, że za tydzień będzie lepiej.